Stanisław Kotowski
Rok 1951 był bardzo ważny dla naszego środowiska, gdyż wówczas powstał Polski Związek Niewidomych. Nie była to decyzja niewidomych, lecz wola władz partyjnych i państwowych. Mimo to PZN był przez dziesiątki lat dla tysięcy niewidomych moralnym oparciem oraz udzielał im różnorodnej pomocy, w tym materialnej i rehabilitacyjnej. W czerwcu 2022 r. minęło 71 lat od czasu powstania PZN-u. W okresie tym były lata dobre dla naszego stowarzyszenia i złe. Obecnie stowarzyszenie to straciło na znaczeniu, ale wciąż jest największą organizacją pozarządową działającą w naszym środowisku.
Sięgam do "Historii niewidomych polskich w zarysie" Ewy Grodeckiej i do "Pochodni" z 1951 r.
Zainteresowały mnie informacje z pracy Ewy Grodeckiej dotyczące lat 1950-51, poprzedzających powstanie PZN-u. Były to lata kurateli w Związku Pracowników Niewidomych RP i zjazdu zjednoczeniowego w czerwcu 1951 r. W 1950 r. Zarząd Związku Pracowników Niewidomych RP został zawieszony przez władze państwowe i wyznaczony kurator, którym został major Leon Wrzosek.
Przypomnę, że stowarzyszenia te miały charakter ogólnokrajowy. Ociemniałym żołnierzom udało się stworzyć ogólnopolski związek już w maju 1929 r. Wówczas powstał Związek Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy RP. Cywilni niewidomi powołali ogólnopolską organizację niewidomych dopiero w październiku 1946 r. Powstał wówczas Związek Pracowników Niewidomych RP.
No i zadaniem kuratora majora Leona Wrzoska było połączyć te dwa związki w jeden o wyraźnym zabarwieniu politycznym. Dokonało się to na zjeździe zjednoczeniowym w czerwcu 1951 r.
Czytamy fragmenty wyżej wymienionej pracy Ewy Grodeckiej:
"Krajowy Zjazd Polskiego Związku Niewidomych /III. 1950 - VI. 1951/.
Określając swoje zadanie jako "walkę o nową formę i nową socjalistyczną treść naszej organizacji", major Wrzosek, jako Kurator Związku Pracowników Niewidomych R.P., przeprowadził następujące przekształcenia:
1. Zreorganizował aparat związkowy, przystosowując go do pełnienia roli centralnego kierownictwa organizacji jednolitej i zdyscyplinowanej. Czteroosobową obsadę dotychczasowego biura Zarządu Głównego powiększył do 8 osób, zwalniając większość dawnych pracowników, angażując nowych.
Dziewięciu istniejącym Oddziałom nadał charakter centralnie kierowanych ogniw terenowych o jednakowym zakresie zadań, wykonywanych wg przygotowanych odgórnie instrukcji oraz na podstawie wytycznych, udzielanych drogą odpraw ogólnokrajowych. Dla wszystkich Oddziałów ustalił obsadę pracowniczą statutową i zastąpił nią dotychczasowych pracowników społecznych.
Drukarnię brajlowską wraz z wydawnictwem czasopism, książek i podręczników, przeniósł z Wrzeszcza do Warszawy, rozbudował technicznie, rozszerzył personalnie. Zlikwidował wydawanie czarnodrukowego "Przyjaciela Niewidomych".
2. Przeprowadził komisyjną weryfikację wszystkich członków Związku, założył ich jednolitą ewidencję. Tą drogą stwierdził przynależność do Związku 2200 niewidomych.
3. Scentralizował finanse Związku. Po przyjęciu dotacji państwowej z funduszu koncesyjnego, dysponował sumą przekraczającą 1000000 zł. Wprowadził systematyczne finansowanie działalności Oddziałów, stopniując wysokość dotacji miesięcznych w zależności od zakresu działań.
(Muszę zwrócić uwagę Czytelników, że pieniądze wówczas miały znacznie mniejszą wartość niż obecnie. Jest to ważne, gdyż młodsi Czytelnicy mogą sobie tego nie uświadamiać.).
4. Wycofał Związek ze Światowej Organizacji Pomocy Niewidomym, dr Dolańskiego zaś z Komitetu Wykonawczego tej organizacji.
5. Zrezygnował całkowicie z udziału dr Dolańskiego w dalszym budowaniu sprawy niewidomych w Polsce, stawiając go poza Związkiem.
6. W ramach przygotowań do I-go Zjazdu Krajowego, na którym miało nastąpić ostateczne zjednoczenie polskich niewidomych przez połączenie Związku Ociemniałych Żołnierzy R.P. ze Związkiem Pracowników Niewidomych R.P., kompletował i przygotowywał politycznie aktyw związkowy, złożony z wybieranych na specjalnych zebraniach delegatów na Zjazd. Zebrania wykorzystywał nadto dla szerokiej kampanii uświadamiającej rzesze członkowskie, stojące poza aktywem, dla których bodźcem stała się dyskusja nad nową formą działalności ich Związku".
Kolejny fragment:
"Wbrew pozorom, przypuszczanie, iż Kurator, odrzucając koncepcje dawne, tworzył organizację rozbudowaną i kosztowną, lecz pozbawioną koncepcji, byłoby niesprawiedliwe i krzywdzące.
Koncepcja istniała, lecz nie była to koncepcja samodzielna. Polegała ona na ustawieniu Związku jako organizacji usługowej w stosunku do ogółu niewidomych, oraz jako organu państwa do spraw niewidomych, a więc w gestii Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, równocześnie zaś między resortami państwowymi, organami Rad Narodowych, spółdzielczością inwalidzką, wszelkiego typu zakładami produkcyjnymi, leczniczymi, opiekuńczymi, nauczającymi itp.
Każda z tych instytucji miała w odpowiednim zakresie świadczyć na rzecz niewidomych - Związek zaś miał być w stosunku do każdej z nich czynnikiem inicjatywy, koordynacji, interwencji, pośrednictwa, współpracy, a wszystko to z punktu widzenia wykrytych organizacyjnie potrzeb niewidomych. Samodzielnie miał prowadzić jedynie to, czego nie mógł podjąć się nikt inny: wydawnictwa i biblioteki brajlowskie, nauczanie niewidomych posługiwania się systemem Braille'a, prowadzenie zespołów artystycznych, czytelniczych, sportowych itp., przy świetlicach skupiających oczywiście jedynie tych niewidomych, którzy odczuwali potrzebę takich form, a więc stosunkowo nielicznych.
Koncepcja ta pozbawiała zorganizowanych niewidomych prawa do samodzielnego zaspakajania w ogólnym zasięgu potrzeb, które najlepiej znali, bo bezpośrednio odczuwali. Istotą jej był brak wiary w możliwości organizacyjne i gospodarcze niewidomych, brak wiary, uzasadniony jedynie nieznajomością problematyki niewidomych i ich przeszłości organizacyjnej, społeczno-gospodarczej, choćby tylko w Polsce. Powierzając Związkowi zadanie pozornie doniosłe, faktycznie czyniła go petentem i organizatorem petentów, osobowością prawną z reguły niezadowoloną i nieprzerwanie wysuwającą nowe żądania na wszystkie strony, bo liczącą na działanie innych, nie własne. Czyniła go nadto organizacją ludzi o stale niezaspokojonych takich lub innych potrzebach i wciąż stawiających nowe wymagania, nie zawsze powiązane z możliwościami państwa i z sytuacją ogółu ludności".
Długie cytaty, ale mogliśmy dowiedzieć się, jak negatywnie Ewa Grodecka oceniła założenia programowe PZN-u, jak i dlaczego powstał PZN oraz o jego "wrodzonych" błędach, o politycznym podporządkowaniu, pozbawieniu samodzielności i odrzuceniu wszystkiego, czego dopracowali się polscy niewidomi przez kilkadziesiąt lat. Dodam, że tendencja do odrzucania przeszłości zrodzona w 1950 r. pozostała do czasów nam współczesnych.
O powstaniu PZN-u przeczytamy fragmenty publikacji z "Pochodni" z lipca 1951 r. pt. "Krajowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Niewidomych."
Referat sprawozdawczy mjr. Wrzoska
"Stan powyższy dowodził wyraźnie, że organizacja nasza pozostawała daleko w tyle za wartkim tokiem głębokich rewolucyjnych przemian zachodzących w naszym narodzie. Organizacja nasza nie spełniała swego podstawowego zadania - nie potrafiła przygotować niewidomych do pełnego udziału w życiu społeczeństwa, do czynnego włączenia ich w nurt gigantycznych zmagań naszego narodu o zbudowanie socjalizmu w Polsce, o zapewnienie i utrwalenie naszej niepodległości i rozkwitu".
Jak widzimy określone zostały polityczne zadania, które PZN musiał realizować przez długie lata pod nadzorem PZPR. Wrócę do tego tematu w dalszym ciągu opracowania.
Kolejny fragment referatu:
"Na odcinku kontaktów zagranicznych Związek w ubiegłym roku wystąpił z Amerykańskiej Organizacji Pomocy Niewidomym. Wystąpiliśmy z organizacji, która była ekspozyturą i wykładnikiem imperialistycznych metod przenikania wszelkimi dostępnymi sposobami do krajów niezależnych. O charakterze tej organizacji świadczy najlepiej osoba jej przywódcy, Johna Fostera Dullesa, szpicla imperializmu, jednego z czołowych podżegaczy wojennych, bezpośredniego inspiratora zbrodniczej wojny w Korei. Wystąpienie nasze przyśpieszyło zamierzone uchwalenie statutu tej organizacji, dyskryminującego niezależne narody, i oddającego faktyczną władzę w ręce jej biura, w którym zapewnioną ogromną statutową przewagę posiadali przedstawiciele Ameryki.
W to miejsce rozpoczęliśmy starania o nawiązanie bliskich nam i korzystnych kontaktów z naszymi przyjaciółmi. Opracowaliśmy dla WOS, na jego życzenie, szczegółowe omówienie historii ruchu niewidomych w Polsce, jego obecnego stanu i perspektyw rozwojowych. Pogłębiamy obecnie rozpoczętą w ten sposób wymianę. Uzyskaliśmy m.in. wzmiankowane już wydawnictwa rosyjskie. Podobne omówienie przesłaliśmy, zgodnie z życzeniem rumuńskiej organizacji, do Rumunii. Nawiązaliśmy już bezpośredni kontakt z niewidomymi w NRD".
Młodszym czytelnikom wyjaśniam, że skrót WOS oznacza Wszechrosyjskie Stowarzyszenie Niewidomych, czyli organizację niewidomych Związku Radzieckiego.
Z powyższego cytatu jasno wynika, jaki miał być charakter polityczny PZN-u i z którymi krajami miał on współpracować, a z którymi nie.
"Pochodnia" z sierpnia 1951 r. zamieszcza publikacje dotyczące zjazdu zjednoczeniowego, na którym powstał PZN.
Czytamy niektóre wnioski i dezyderaty uchwalone na zjeździe:
"1. Związek powinien nawiązać ścisły kontakt i współpracę z organizacjami niewidomych ZSRR oraz krajów demokracji ludowej, Chińskiej Republiki Ludowej i NRD, na drodze szybko pojętej wymiany doświadczeń i osiągnięć".
/.../
"5. Związek powinien jak najśpieszniej zlikwidować analfabetyzm u niewidomych w wieku produktywnym.
6. Związek powinien ściśle współpracować ze wszystkimi organami i komisjami decydującymi o sprawach niewidomych.
7. Związek powinien wystąpić do właściwych władz o opracowanie i wydanie przepisów uwalniających ich od tzw. "podatku kawalerskiego".
8. Związek powinien wystąpić do Ministerstwa Kultury i Sztuki z prośbą o przyznanie wszystkim niewidomym prawa otrzymywania za pojedynczą opłatą dwóch biletów dla niewidomego i jego przewodnika na wszelkie imprezy artystyczne i literackie urządzane przez instytucje, utrzymywane przez Ministerstwo.
9. Związek powinien wystąpić do Społecznego Komitetu Radiofonizacji Kraju o stworzenie dla niewidomych możliwie najdogodniejszych warunków nabycia aparatów radiowych względnie zradiofonizowania ich mieszkań".
Teraz cytujemy dezyderaty przyjęte przez Zjazd:
" Zaleca się Zarządowi Głównemu Związku:
1. Zwrócić się do Ministerstwa Kolei z prośbą o wniesienie ustawy zapewniającej wszystkim niewidomym prawa bezpłatnego przejazdu przewodnika we wszystkich środkach komunikacji podległych Ministerstwu Kolei. Przewodnik w takim wypadku jechałby bezpłatnie z biletem niewidomego, bez utraty, względnie zmniejszenia innych ulg, przysługujących im na mocy innych ustaw lub rozporządzeń.
2. Czynić starania u władz o wniesienie ustawy zapewniającej wszystkim niewidomym bezpłatny przewóz ich przewodnika z biletem niewidomego we wszystkich środkach komunikacji miejskiej, podlegających lokalnym Radom Narodowym, niezależnie od innych ulg, względnie zwolnienia niewidomych z opłaty za te przejazdy.
3. Czynić starania w Ministerstwie Oświaty o założenie przynajmniej jednej pełnej szkoły podstawowej z internatem dla niewidomych, całkowicie bezpłatnej, dla umożliwienia uzdolnionym niewidomym uzyskania w drodze normalnej możności wstępu do szkół wyższych, z takim obliczeniem, aby wyższe klasy tej szkoły były w stanie przyjąć szczególnie uzdolnionych absolwentów innych szkół podstawowych niepełnych.
4. Czynić starania w Ministerstwie Oświaty o założenie specjalnych kursów pedagogicznych dla nauczycieli niewidomych z uwzględnieniem nowoczesnych metod nauczania, wzorowanych na doświadczeniach i materiałach z ZSRR, jak również o wysłanie w najbliższym turnusie kilkorga wybranych nauczycieli niewidomych na dokształcanie w odpowiednich instytucjach ZSRR w ramach wymiany studentów.
5. Poczynić starania w Ministerstwie Oświaty o spowodowanie praktycznego rozciągnięcia ustawy o obowiązku nauczania, odnoszącego się do ogółu obywateli, na wszystkie niewidome dzieci w wieku szkolnym.
6. Poczynić starania w Ministerstwie Oświaty o jak najszybsze uzupełnienie zaopatrzenia istniejących szkół specjalnych dla niewidomych w podręczniki i pomoce szkolne.
7. Spowodowanie w miarę możności udostępnienia niewidomym warunków ulgowego zakupu:
a. zegarków
b. tabliczek do pisania systemem Braille`a.
8. Poczynić starania o umożliwienie korzystania z wczasów pracowniczych wraz z przewodnikiem na jednakowych warunkach przewidzianych dla pracujących.
9. Poczynić starania w Ministerstwie Zdrowia o ułatwienie niewidomym warunków korzystania z praw bezpłatnego lub ulgowego leczenia ambulatoryjnego, szpitalnego i sanatoryjnego oraz pobytu w uzdrowiskach wraz z przewodnikiem, z uwagi na ich specyficzne trudności życiowe.
10. Poczynić starania o zorganizowanie warsztatu produkującego tzw. "książki mówiące", który produkowałby wszelkie potrzebne materiały szkoleniowe, jak również dzieła literackie oraz rozbudowanie jego produkcji do stanu umożliwiającego zaspokojenie podstawowych potrzeb w tym zakresie.
11. Poczynić starania o przyznanie niewidomym, niezdolnym do pracy, specjalnych ulg w opłatach radiowych".
Powyższe dezyderaty pokazują, w jakich warunkach żyli wówczas niewidomi. Nie było podstawowych uprawnień, panował analfabetyzm, a ze sprzętu rehabilitacyjnego wymieniono tylko zegarki i tabliczki do pisania brajlem - nie ma mowy nawet o białych laskach.
Interesująca jest Rezolucja Zjazdowa.
Czytamy w całości ten dokument:
"Delegaci na I Krajowy Zjazd Polskiego Związku Niewidomych, kończąc swe obrady, po wysłuchaniu referatów, po uchwaleniu statutów oraz po dokonaniu wyboru władz związkowych, stwierdzają powstanie jednego, ogólnopolskiego Związku Niewidomych, obejmującego swymi ramami wszystkich niewidomych w kraju, co stanowi dla naszego ruchu doniosły etap rozwojowy.
Historia tego ruchu nierozerwalnie związana jest z historią naszego narodu. Szlachecka, a potem kapitalistyczna przeszłość Polski, to bezmiar krzywdy społecznej dla ludu polskiego, a w szczególności dla niewidomych, którzy traktowani byli przez wielkopańskie rządy jak ludzie niższej kategorii, zdolni jedynie do wyciągania ręki po litościwą pomoc. Przeszłość ta uosabiała dno nędzy i upokorzenia, hańbiący dowód lekceważenia godności człowieka w ustroju wyzysku i ucisku społecznego.
Dopiero w warunkach Polski Ludowej, w wyniku rewolucyjnych przemian społecznych i gospodarczych, niewidomi na równi z wszystkimi ludźmi pracy, zyskali po raz pierwszy w historii właściwe warunki życiowe, właściwe zrozumienie i troskę o swoje losy ze strony państwa ludowego. I oto z dumą stwierdzamy fakt, że jesteśmy czynnymi i pożytecznymi współuczestnikami budownictwa socjalistycznego w naszym kraju, na równi z ogółem społeczeństwa, walczącym o wielkie zadania stojące przed polskim narodem i przed całą postępową ludzkością. Z radością stwierdzamy, że tak jak żadna z naszych spraw i potrzeb nie jest obojętna państwu ludowemu, tak nie ma dziś dziedziny życia społecznego, nie ma zagadnienia mobilizującego ogół społeczeństwa, które byłoby obojętne dla nas niewidomych.
Wielka, zwycięska walka o pokój, którą toczą wszystkie narody świata przeciw zbrodniczej, imperialistycznej grupie bankierów, zwolenników nowej pożogi wojennej, jest dziś również dla nas, niewidomych, naczelnym zadaniem i obowiązkiem. Narodowy front walki o pokój i plan 6-letni, który łączy dziś całe społeczeństwo, znajduje w nas, niewidomych, trwałe i niezłomne ogniwo. Pragniemy w szeregach narodowego frontu, pod kierownictwem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej przewodniczącego, Bolesława Bieruta, stanąć w pierwszych szeregach budowniczych socjalizmu w naszym kraju.
Wyrażamy podziw i pełne zaufanie dla pokojowej polityki Związku Radzieckiego, kierowanego genialną myślą Wodza i Chorążego Obozu Pokoju, Generalissimusa Stalina. Wierzymy mocno, że nasza praca, nasz twórczy, świadomy wysiłek, jak i codzienne przemiany przy warsztatach pracy w wartości materialne, pomnażające bogactwo i siłę naszego kraju, stanowią poważny i stale zwiększający się wkład w dzieło ogólnoludzkiej walki o trwały pokój".
Czy ktoś z młodszych czytelników wyobraża sobie tak wiernopoddańczy dokument, który zostałby przyjęty obecnie? Mamy w nim nawet hołd dla jednego z największych zbrodniarzy wszech czasów Józefa Stalina.
Przeczytajmy jeszcze list do prezydenta Bolesława Bieruta. Jest to dokument, którego treść budzi niewesołe refleksje.
"Obywatel Prezydent R.P.
Bolesław Bierut
Belweder
Warszawa
Delegaci na I Krajowy Zjazd Polskiego Związku Niewidomych ślą Ci, Obywatelu Prezydencie, ze swych obrad gorące pozdrowienia. Wyrażamy Ci serdeczną wdzięczność za Twój ofiarny trud, z jakim kierujesz wspaniałą budową naszej Ojczyzny i zapewniamy Cię, że nie ustaniemy w walce o jej pokojowy rozwój.
My, niewidomi, najlepiej odczuliśmy wielkość i powagę rewolucyjnych przemian, jakie pod Twoim kierownictwem dokonane zostały w naszym kraju. Oto ludzie niższej kategorii, których w Polsce kapitalistycznej traktowano jedynie jako obiekt litościwej, wielkopańskiej filantropii, niezdolnych do pracy i czynnego udziału w życiu narodu, staliśmy się pełnoprawnymi i pełnowartościowymi obywatelami. Otworem stanęły przed nami szkoły, świetlice i warsztaty pracy. Udostępniono nam najcenniejsze prawo człowieka- prawo współtworzenia nowej, lepszej przyszłości narodu.
I oto budujemy wraz z całym społeczeństwem potężny gmach socjalizmu w naszym kraju. W fabrykach i warsztatach coraz więcej dziś przodowników pracy i racjonalizatorów niewidomych.
Walka o pokój, która mobilizuje dziś całą postępową ludzkość, jest również dla nas, niewidomych, naczelnym zadaniem i obowiązkiem. Nikt lepiej niż my, obarczeni potężnym kalectwem, uniemożliwiającym oglądanie świata w jego kształtach i barwach, nie rozumie tak dobrze grozy wojny, która niesie ze sobą śmierć i kalectwo. Nikt bardziej od nas nie nienawidzi imperialistycznych podżegaczy wojennych, zbrodniarzy, którzy pragną utopić świat w morzu krwi i zniszczeń.
Dlatego ogół polskich niewidomych wyraża gorący podziw i pełne zaufanie do pokojowej polityki Związku Radzieckiego, czołowej, potężnej siły Wielkiego Obozu Pokoju i jego genialnego Wodza, chorążego całej walczącej o pokój ludzkości, Generalissimusa Stalina.
Dlatego zapewniamy Cię, Obywatelu Prezydencie, że powołany przez nas do istnienia Związek, ogarniający swymi ramami wszystkich niewidomych w kraju, będzie żywą, twórczą organizacją, mobilizującą ogół swych członków do realizacji wielkich zadań, stojących przed naszym narodem i całą postępową ludzkością. Zapewniamy Cię wreszcie, Obywatelu Prezydencie, że dzięki naszej wytężonej pracy i pełnej aktywności staniemy się ważnym i niezachwianym czynnikiem narodowego frontu walki o pokój i Plan 6-letni".
Przez cały czas istnienia PRL obrady zjazdów PZN, Zarządu Głównego i Prezydium Zarządu Głównego obserwowali przedstawiciele Komitetu Centralnego PZPR. Oczywiście ten nadzór nie zawsze był równie namolny, ale trzeba było się z nim liczyć. Jeżeli w czasie obrad pojawiał się jakiś problem, który nie podobał się towarzyszowi z KC, był wycofywany z porządku obrad - towarzysz mówił, "decyzja polityczna" i nie było dyskusji. Kto wie, może to i było dobre, bo PZN nie mógłby narobić takich głupstw, jak to się mu udało w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, w których nie było już takiego nadzoru.
Był i taki towarzysz, który czytał "Pochodnię" przed jej oddaniem do druku. Jeżeli jakiś artykuł uznał za nieprawomyślny, kazał go wycofać. Dodam, że była to dodatkowa cenzura, bo wszystkie wydawnictwa prasowe i książkowe, widowiska, filmy, spektakle teatralne plakaty i wszystko inne cenzurował Urząd Kontroli Prasy i Wydawnictw.
Dla ilustracji dawnych czasów podam dwa przykłady.
1) Znany działacz PZN-u i spółdzielczości niewidomych Józef Stroiński opowiadał mi o swojej przygodzie z UB (Urząd Bezpieczeństwa). Pan Stroiński znał osobiście wszystkich niewidomych dawnego województwa białostockiego i wielu odwiedzał na wsiach, żeby ich wyciągnąć z domów, wysłać na rehabilitację, zatrudnić albo w inny sposób pomóc. W czasie którejś ze swoich podróży, a podróżował autobusami i pociągami, bo samochodu nie miał PZN ani spółdzielnia, w restauracji dworcowej pokazywał komuś zainteresowanemu pismo brajla. Pokazał tabliczkę bydgoską i amerykańską. Powiedział, że ta amerykańska jest lepsza, bo ma dwuwierszową przekładaną linijkę... Do Białegostoku tego dnia nie dojechał. Zwinęło go UB i musiał długo się tłumaczyć z tej herezji. Jak to, amerykańskie jest lepsze od naszego, socjalistycznego. Na szczęście i tam niewidomi cieszyli się względami. Po dłuższym przesłuchiwaniu i porządnym nastraszeniu p. Stroiński został zwolniony.
2) W latach 1977-1981 byłem członkiem Prezydium ZG PZN. Z okresu tego pamiętam pierwsze doświadczenia w dyplomacji.
Otóż w ówczesnym okręgu w Bielsku-Białej wybuchł konflikt między kierownikiem biura okręgu i przewodniczącym zarządu okręgu. Szczegółów nie pamiętam, ale Zarząd Główny PZN stanął po stronie kierownika i przewodniczący został odwołany. Poszedł na skargę do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Bielsku-Białej. Wówczas stanowiska kierowników okręgów PZN i funkcje przewodniczących zarządów okręgów były w tak zwanej nomenklaturze. Oznaczało to, że bez zgody KW nie można było powoływać i odwoływać kierowników, a także wybierać przewodniczących. No i spotkał mnie "zaszczyt" załatwienia sprawy. Pojechałem do Bielska-Białej. Wcześniej została uzgodniona wizyta w KW PZPR. I zaczęło się. Przyjęła mnie towarzyszka, której nazwiska nie pamiętam i od razu ruszyła na mnie. Co Wy sobie myślicie? Czy oczekujecie, że będziemy tolerowali taką samowolę? I co ja chcę tu osiągnąć? Jak mamy zamiar sprawę tę załatwić? Czy nie wiemy, co to jest nomenklatura? Jaka jest rola partii? I tak przez godzinę. Co próbowałem naświetlać sprawę, towarzyszka przywoływała mnie do porządku i usiłowała doprowadzić do tego, żebym przeciwstawił się matce partii. Ja jednak przyjechałem załatwić sprawę, a nie walczyć z partią ani z socjalizmem. Za każdym razem odpowiadałem, że będzie tak, jak postanowi KW, że my się podporządkujemy i dodawałem, że taki stan ciągłych kłótni, nieporozumień i walki podjazdowej nie służy niewidomym, że zawsze nasz Związek spotykał się z życzliwością władz partyjnych i tak w koło. Po dwóch godzinach towarzyszka zaczęła rozmawiać jak człowiek i szukać sposobu załatwienia sprawy. W rezultacie przewodniczący musiał pogodzić się z koniecznością odejścia, a kierownik został na stanowisku.
Socjalizm socjalizmem, ale PZN rozwijał się wspaniale i pomagał niewidomym oraz słabowidzącym w różny sposób i w różnych sprawach.
PZN był wówczas na całkowitym utrzymaniu państwa. Jego budżet był planowany w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej. Budżet ten był w każdym roku większy, nigdy mniejszy.
Do początku lat dziewięćdziesiątych ówczesne Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej finansowało:
a) szkolenia rehabilitacyjne, w tym nowo ociemniałych, niewidomych ze złożoną niepełnosprawnością, ociemniałych z powodu cukrzycy,
b) turnusy dla niewidomych i słabowidzących dzieci z rodzicami oraz obozy dla młodzieży uczącej się w szkołach średnich i studiującej na wyższych uczelniach,
c) działalność kulturalno-oświatową - utrzymanie i funkcjonowanie świetlic, zespołów muzycznych, wokalnych, recytatorskich i innych, klubów esperanckich,
d) wypoczynek niewidomych i ich rodzin,
e) sport i turystykę,
F) działalność wydawniczą PZN-u - książki brajlowskie i mówione oraz kilkanaście tytułów czasopism,
g) działalność Centralnej Biblioteki PZN,
h) zakup szeroko rozumianego sprzętu rehabilitacyjnego, w tym sprzętu gospodarstwa domowego,
i) wypłatę stypendiów lektorskich oraz zawodowych i społecznych lektoratów,
j) przyznawanie zapomóg doraźnych i losowych,
k) działalność inwestycyjną,
l) utrzymanie lokali związkowych,
ł) środki na fundusz płac zatrudnionych pracowników,
m) obrady władz statutowych, obrady komisji i pracę sekcji,
n) wymianę zagraniczną oraz udział przedstawicieli PZN w pracach międzynarodowych organizacji niewidomych,
o) z Zarządu Lecznictwa Uzdrowiskowego w każdym roku PZN otrzymywał tysiąc do tysiąc sto skierowań sanatoryjnych".
PZN otrzymywał przydziały: papieru na druk czasopism brajlowskich, czasami papier toaletowy, talony na maszyny do pisania, magnetofony i wiele innych dóbr, a nawet przydział kawy na Dzień Kobiet.
Wówczas opłacało się być członkiem PZN-u, gdyż można było liczyć na jego pomoc. Mnie PZN pomagał wydatnie w okresie zdobywania wykształcenia, w uzyskaniu pracy po studiach, otrzymaniu pokoiku w Chorzowie, żebym mógł podjąć tę pracę. Wyjeżdżałem na obozy młodzieży uczącej się, otrzymywałem stypendium lektorskie a następnie lektorat zawodowy. PZN umożliwił mi zakup dotowanej maszyny brajlowskiej, zwykłej maszyny do pisania i magnetofonu. Obecnie odczuwam wdzięczność dla tego stowarzyszenia i ubolewam nad jego nie najlepszą kondycją. Ale wracajmy do spraw natury ogólnej.
Podkreślam, że PZN-owi sprzyjały komitety PZPR różnych szczebli. Partia mieszała się do wyboru władz PZN, ale była życzliwa dla niewidomych. Jako przykład tej życzliwości władz państwowych i partyjnych można podać sfinansowanie budowy biurowca dla Zarządu Głównego PZN w Warszawie przy ulicy Konwiktorskiej 9 i gmachu Biblioteki Centralnej PZN w Warszawie przy ulicy Konwiktorskiej 7. Na podkreślenie zasługuje ta pierwsza inwestycja. Biurowiec został oddany do użytku w lipcu 1956 r., czyli w okresie intensywnej odbudowy Warszawy. Mimo wielkich potrzeb ogólnonarodowych, znalazły się pieniądze, materiały i moce przerobowe na naszą inwestycję.
PZN był i jest stowarzyszeniem, ale w PRL-u nieformalnie był również jakby urzędem państwowym do spraw niewidomych. Nie miał takiej swobody działania jak obecnie, był nadzorowany przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej oraz, co nawet było ważniejsze, przez Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dotyczyło to władz centralnych, a władze okręgowe nadzorowane były przez komitety wojewódzkie PZPR i wojewódzkie wydziały zdrowia, koła przez komitety miejskie i wydziały zdrowia odpowiednich rad narodowych. Ale to, jak pisałem wyżej, może i dobrze, bo PZN nie mógł narobić tylu głupstw, ile udało się mu w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego stulecia. Z drugiej strony, działacze PZN-u nie mogli nauczyć się rzeczywistej samorządności. To jednak mniej interesuje przeciętnych jego członków, ale to, że był silny, potężny, ważny, już tak.
Obecnie PZN nie ma zapewnionego stałego finansowania. Może ubiegać się jedynie o dofinansowanie zadań, ale musi zapewnić część kosztów ich realizacji z własnych pieniędzy, a ponadto nigdy nie wiadomo, kiedy i na co uda się otrzymać pieniądze.
Legitymacja PZN-u była dokumentem uprawniającym do korzystania z różnych uprawnień. Obecnie legitymacja Związku nie uprawnia już do niczego.
PZN nie przyznaje już chyba żadnych dóbr, nie licząc paczek świątecznych, poczęstunków w czasie spotkań w lokalach kół czy dofinansowań wycieczek oraz imprez integracyjnych. Na wymienione cele, głównie koła PZN otrzymują pieniądze oraz produkty spożywcze od darczyńców. Obecnie są różne formy pomocy ze strony państwa - dofinansowania turnusów rehabilitacyjnych, dofinansowania sprzętu rehabilitacyjnego, renty socjalne, 500 plus wypłacane osobom ze znacznym stopniem niepełnosprawności o niższych dochodach, ale niewidomi i słabowidzący korzystają z tej pomocy bez udziału PZN-u.
Obecnie PZN przeżywa ostry kryzys. Niewidomi i słabowidzący nie są już tak zainteresowani członkostwem w tym stowarzyszeniu. Począwszy od 1999 r. PZN traci członków.
Na koniec 1998 r. PZN zrzeszał 83973 zwyczajnych i podopiecznych członków, a na koniec 2022 roku liczba ta spadła o około 55 procent.
Liczba dotycząca członków PZN pochodzi ze sprawozdania Zarzągu Głównego PZN za 1998 r. W ostatnich latach sprawozdania PZN są mniej dokładne niż w latach ubiegłych, gdyż obejmują nie wszystkie okręgi. Dlatego wartość spadku liczby członków podałem szacunkowo.
Nie będę przytaczać jeszcze wielu liczb. Dodam jednak, że z wcześniejszych analiz publikowanych na łamach "Wiedzy i Myśli" wynika, iż najmniej ubyło członków z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, czyli słabowidzących, a najwięcej całkowicie niewidomych. Dodam jeszcze tylko, że z danych za ostatnią kadencję, za lata 2016-2020 w porównaniu z danymi za rok 1998 wynika, iż całkowicie niewidomych ubyło ponad 64 procent.
Liczebność całkowicie niewidomych członków PZN-u zmniejsza się zarówno w liczbach bezwzględnych, jak i w proporcji do ogółu członków stowarzyszenia.
Na koniec 1998 r. całkowicie niewidomych zwyczajnych członków PZN-u było 5848, tj. 7,6 proc. ogółu zwyczajnych członków PZN, a na koniec 2019 r. - 2172 czyli 5,9 proc.
Osobiście znam kilka osób całkowicie niewidomych, które zrezygnowały z członkostwa w PZN. Fakty te mogą świadczyć, że PZN nie zaspokaja ważnych potrzeb najbardziej poszkodowanych członków. Być może, że osoby całkowicie niewidome znalazły dogodniejsze warunki w innych organizacjach pozarządowych działających w tym środowisku. Jak jednak wynika z obserwacji, organizacje te działają wycinkowo i mogą zaspokajać potrzeby niewielkich grup osób z uszkodzonym wzrokiem albo niektóre potrzeby szerszego grona, np. dostarczanie niewidomym i słabowidzącym prasy przez Stowarzyszenie "De facto". Można przyjąć, że większość tych organizacji zaspokaja niektóre potrzeby bardziej aktywnych osób.
Bez dobrze zaplanowanych badań nie da się jednak wyjaśnić przyczyn zmniejszania się całkowicie niewidomych w ogólnej liczbie osób z uszkodzonym wzrokiem. Faktem jest jednak, że PZN stał się stowarzyszeniem osób słabowidzących, w którym całkowicie niewidomi stanowią niewielką mniejszość.
Moim zdaniem, fakt ten powinien być potraktowany przez władze Związku bardzo poważnie. PZN powinien pomagać przede wszystkim całkowicie niewidomym, gdyż oni znajdują się w najtrudniejszej sytuacji, nie licząc osób ze złożoną niepełnosprawnością. To jednak jest odrębnym zagadnieniem i pomijam je, żeby zbytnio nie komplikować tego opracowania.
Być może prawdziwe są głosy osób całkowicie niewidomych, że nie czują się dobrze w PZN-ie, że są dyskryminowani? A może postęp okulistyki spowodował tak znaczące zmniejszenie się liczby osób całkowicie niewidomych i osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności z tytułu poważnego osłabienia wzroku? A może fakt, że nie ma obecnie nowych ofiar niewybuchów z II wojny światowej, a te ofiary z lat powojennych z naturalnych przyczyn odchodzą.
Nie potrafię odpowiedzieć na te ani podobne pytania. Odpowiedź jednak jest konieczna, jeżeli chcemy znać prawdziwy stan środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem oraz starać się dostosowywać działalność PZN-u do potrzeb osób najbardziej potrzebujących pomocy - całkowicie niewidomych i tych ze złożoną niepełnosprawnością.
Jak wiadomo, statystyki pokazują dużo, ale nie wszystko. Tym trudniej jest wyciągnąć z fragmentarycznych informacji i niedoskonałych statystyk w pełni wiarygodne wnioski. Informacje te jednak powinny zmobilizować władze PZN-u do podjęcia pogłębionych analiz porównawczych. Mam nadzieję, że kiedyś zlecą one przeprowadzenie niezbędnych badań i głęboko zastanowią się nad wnioskami, które z nich wynikną. Ale i bez takich analiz można pokusić się o wnioski, pobudzające do refleksji nad stanem Polskiego Związku Niewidomych i szerzej - środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem.
W sierpniowym wydaniu "Pochodni" z 2009 r. w rubryce "Z obrad prezydium i plenum ZG PZN" Wiesława Kowalska pisze m.in.:
Sprawozdanie z działalności Polskiego Związku Niewidomych w minionej kadencji zawiera próbę wyjaśnienia opuszczania jego szeregów przez wielu niewidomych i słabowidzących. Zastanówmy się nad tymi ocenami.
"Zjawisko to było przedmiotem wielu wewnętrznych analiz i dyskusji w różnych gremiach zarządczych. Za przyczyny uznaje się:
- porządkowanie ewidencji,
- wykreślenie w roku 2002 legitymacji PZN z oficjalnego wykazu dokumentów potwierdzających niepełnosprawność uprawniającą do różnych ulg i świadczeń,
- nadmierne oczekiwania członków w stosunku do możliwości udzielania im pomocy, w szczególności w postaci konkretnych dóbr materialnych,
- niedostateczna informacja o organizacji,
- brak służb Public Relations".
Informacja ta została przedrukowana w miesięczniku "Wiedza i Myśl" z listopada 2009 r. Pod tym przedrukiem zamieściłem własną ocenę sytuacji. Zamieszczam ją poniżej.
Czytamy:
"Obawiam się, że jest to powierzchowne przedstawienie przyczyn kryzysu.
Porządkowanie ewidencji nie wyjaśnia sprawy. Jest ona i była porządkowana od czasu powstania Związku. Nie jest czymś wyjątkowym, występującym tylko w minionej kadencji. Podobnie ma się rzecz z niedostateczną informacją o organizacji i brakiem służb public relations. Służby takie nigdy nie istniały, a i na niedostateczną informację zawsze były utyskiwania.
Inaczej wygląda sprawa z legitymacją PZN-u. Fakt, że przestała pełnić funkcję dokumentu rangi urzędowej, jest ważną przyczyną utraty zainteresowania jej posiadaniem. Pamiętać jednak należy, że spadek liczby członków zaczął się trzy lata wcześniej, niż legitymacja PZN-u przestała być dokumentem honorowanym przez PKP i PKS oraz inne instytucje.
Za poważną przyczynę należy też uznać "nadmierne oczekiwania członków w stosunku do możliwości udzielania im pomocy w szczególności w postaci konkretnych dóbr materialnych". Wypada jednak zastanowić się, czy oczekiwania te zawsze są nadmierne oraz w jakim stopniu potrzeby osób niewidomych i słabowidzących są zaspokajane.
Myślę, że przyczyny podane przez władze Związku nie wskazują najważniejszych powodów malejącego zainteresowania niewidomych i słabowidzących PZN-em oraz nie prowadzą do wniosków, które mogłyby się przyczynić do zahamowania niekorzystnych tendencji.
Moim zdaniem największe znaczenie ma tutaj słaba działalność wielu ogniw podstawowych. Teoretycznie koła powinny pełnić najważniejszą rolę w PZN-ie. Tak być powinno, lecz bardzo często tak nie jest.
Są koła, które nie prowadzą niemal żadnej, a może w ogóle żadnej działalności. Nie wiem, ile jest takich jednostek, ale z pewnością co najmniej kilkadziesiąt. Znacznie więcej kół prowadzi działalność bardzo ubogą. Ogranicza się ona do jednej lub dwóch wycieczek rocznie, jednej lub dwóch pielgrzymek rocznie, spotkania opłatkowego i przy święconym jajeczku, paczek świątecznych dla części członków oraz udziału w jakimś szkoleniu. Na tym się kończy cała oferta. Może by to i nie było najgorsze, bo jednak w planach i sprawozdaniach widnieje kilka imprez. Słabością jest jednak fakt, że w tych wycieczkach, pielgrzymkach, spotkaniach i szkoleniu uczestniczą w większości te same osoby. Zdarza się też, że ci sami ludzie otrzymują również paczki świąteczne. W rezultacie z działalności koła korzysta kilkanaście, no, może 20 proc. członków. Reszta płaci składki - albo i nie płaci - i do tego sprowadza się ich członkostwo.
Jeżeli nawet np. PZN centralnie zorganizuje pierwszorzędne, efektywne, potrzebne i pożyteczne szkolenia dla stu czy dwustu osób, to weźmie w nim udział jeden na kilkuset członków. Jeżeli zorganizowana zostanie zagraniczna wymiana, w ramach której do kilku krajów wyjedzie 30 osób, oznacza to, że pojedzie jeden na ponad tysiąc członków, albo jeden na kilka tysięcy niewidomych i słabowidzących nienależących do PZN-u. Nie stanowi to wielkiej motywacji do opłacania składek członkowskich. Koła natomiast powinny zainteresować swoją działalnością znacznie więcej osób. Czy jednak jest to możliwe wyłącznie w oparciu o zaangażowanie działaczy społecznych?
Ważną przyczyną kryzysu jest fakt, że większość potrzeb materialnych osób niewidomych i słabowidzących zaspokajają powiatowe centra pomocy rodzinie oraz Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. PZN ma niewielkie możliwości w tym zakresie. W tej sytuacji Związek powinien skupić się na zaspokajaniu przede wszystkim szeroko rozumianych potrzeb rehabilitacyjnych oraz organizowaniu usług np. przewodników dla osób całkowicie niewidomych mieszkających samotnie oraz udzielaniu pomocy osobom w podeszłym wieku, które nie mają rodzin chętnych do opieki nad nimi, a także małżeństwom dwojga niewidomych wychowujących małe dzieci. Nie są to jednak łatwe zadania.
Po pierwsze, chyba większość członków PZN, poza zaopatrzeniem w pomoce optyczne i może sprzęt komputerowy, nie potrzebuje żadnej rehabilitacji.
Po drugie, potrzeby rehabilitacyjne są bardzo słabo uświadamiane przez wiele osób z uszkodzonym wzrokiem i niemal zupełnie nie są uświadamiane przez nowo przyjmowanych do Związku oraz ich rodziny. Nowo ociemniali i wielu słabowidzących rozumie tylko potrzebę leczenia oczu i pomocy o charakterze socjalnym. Dlatego subiektywnie odczuwane potrzeby rehabilitacyjne są zdecydowanie mniejsze od potrzeb istniejących obiektywnie.
Po trzecie, przy dofinansowywaniu, a nie finansowaniu zadań rehabilitacyjnych oraz przy dofinansowywaniu zadaniowym ani PZN, ani żadne inne stowarzyszenie tego typu nie ma możliwości prowadzenia działalności rehabilitacyjnej w sposób ciągły i na wysokim poziomie.
W rezultacie PZN nie ma możliwości udzielania takiej pomocy, jakiej ludzie oczekują. Nie ma też dostatecznych możliwości efektywnego prowadzenia działalności rehabilitacyjnej, poczynając od przekonywania o jej potrzebie przez rehabilitację podstawową oraz zawodową do psychicznej i społecznej.
PZN nie opanował umiejętności udzielania praktycznej, codziennej pomocy wyżej wymienionym grupom osób z uszkodzonym wzrokiem. Zawsze łatwiej było organizować wczasy, szkolenia i turnusy rehabilitacyjne, wycieczki, imprezy integracyjne, działalność świetlicową itp. Organizacja praktycznych, codziennych usług wymaga pozyskiwania widzących współpracowników, systematyczności, wielkiego zaangażowania i chyba etatowych jej koordynatorów. Dodam, że niełatwo wykazać się rezultatami takiej działalności, gdyż dotyczy ona stosunkowo niewielkiej liczby członków PZN-u i występują poważne trudności w jej prowadzeniu. Dlatego PZN skupia się głównie na tradycyjnej działalności, z której korzysta tylko niewielka liczba bardziej aktywnych członków.
PZN nie wypracował również efektywnych metod udzielania swoim członkom informacji dotyczących:
- pomocy rehabilitacyjnej w rozumieniu pozaleczniczym,
- warunków zaopatrzenia w sprzęt rehabilitacyjny,
- pomocy socjalnej udzielanej przez ośrodki pomocy społecznej,
- uprawnień przysługujących osobom niepełnosprawnym,
- pomocy udzielanej przez władze samorządowe i PFRON,
- działalności fundacji i stowarzyszeń działających w środowisku osób z osłabionym wzrokiem oraz innych organizacji i stowarzyszeń, które mogą udzielać pomocy osobom niepełnosprawnym.
Dodam, że wszystko wyżej wymienione ulega częstym zmianom - prawo i możliwości finansowe wymienionych instytucji i organizacji. Dlatego informacja musi być rzetelna, aktualna i dostosowana do potrzeb osób korzystających. Taka informacja przerasta możliwości wolontariuszy i działaczy społecznych kół PZN-u. W rezultacie nie ma w PZN-ie niezbędnej informacji, z której osoby zainteresowane mogłyby łatwo korzystać, i z którą można by łatwo docierać do osób niezorientowanych, do nowo ociemniałych i członków ich rodzin. Dodam, że wiele instytucji i organizacji również potrzebuje informacji dotyczących potrzeb osób niewidomych i słabowidzących oraz możliwości ich zaspokajania. One również nie mają łatwego dostępu do niezbędnych im informacji, a nawet niekiedy nie wiedzą, że potrzebują takich informacji.
Można stwierdzić, że PZN nie zaspokaja istotnych potrzeb dużej części swoich członków. I to jest, moim zdaniem, główna przyczyna zmniejszania się liczby członków Związku.
Takie stwierdzenie jednak nie prowadzi do wniosków, które mogą wpłynąć na poprawę sytuacji. PZN ani inne stowarzyszenie zrzeszające osoby z uszkodzonym wzrokiem nie może zmienić systemu dofinansowywania działalności rehabilitacyjnej ani pozyskać pieniędzy na zatrudnienie koordynatorów usług świadczonych osobom najbardziej potrzebującym pomocy.
Nie wiem, jak obecnie powinien wyglądać ruch niewidomych, czym powinny zajmować się organizacje pozarządowe działające na ich rzecz. Wiem natomiast, że przemilczanie trudnych problemów, niepodejmowanie prób ich zdefiniowania i rozwiązywania oraz przyjmowanie, że winni są niewidomi i słabowidzący, bo mają wygórowane oczekiwania, do niczego nie doprowadzi. Ruch niewidomych i organizacje działające w tym środowisku będą obumierać. Poszukiwanie rzeczywistych przyczyn kryzysu i prób jego przezwyciężania może natomiast przynieść pożądane rezultaty.
Osobiste refleksje
W 1958 roku mieszkałem w małym miasteczku. Miałem 20 lat bez kilku miesięcy i ukończoną drugą klasę szkoły powszechnej (podstawowej). Z takim dorobkiem wystartowałem w samodzielne życie. No i znalazłem pracę zawodową, możliwości uzupełniania wykształcenia, założenia rodziny i wychowania trojga dzieci. Uważam, że miałem bogate życie, przede wszystkim w pracę, ale i mój poziom życia materialnego nie odbiegał zbytnio od przeciętnego w kraju.
Oczywiście, sam bym nic nie osiągnął. Pomagał mi PZN i Białostocka Spółdzielnia Niewidomych. Dodam, że wówczas było tylko jedno stowarzyszenie cywilnych niewidomych, tj. PZN, no i spółdzielczość niewidomych, która oferowała nie tylko pracę, lecz i możliwości zamieszkania w hotelu robotniczym (internacie).
Otrzymywałem stypendium lektorskie, dotacje na zakup sprzętu rehabilitacyjnego i możliwości zarobkowania. Wyjeżdżałem też na czterotygodniowe obozy rehabilitacyjne, organizowane dla młodzieży uczącej się. Miałem również szanse sprawdzenia się w działalności społecznej, w sekcji młodzieży uczącej się i nie tylko. Myślę, że wszystko to wykorzystywałem optymalnie i niczego nie zmarnowałem.
Zastanawiam się, kto i jak mógłby obecnie pomóc młodemu człowiekowi, w sytuacji bez żadnych perspektyw życiowych, w jakiej ja byłem przed ponad sześćdziesięcioma laty. Obawiam się, że oprócz warsztatów terapii zajęciowej, bez możliwości zamieszkania, nikt nie mógłby mi nic zaproponować, a że w pobliżu mojej miejscowości nie ma takich warsztatów... Być może miałbym szczęście i zostałbym skierowany do domu pomocy społecznej na kilkadziesiąt lat życia. Wspaniałe perspektywy!
A może się mylę? Może i teraz PZN lub inna organizacja potrafiłaby pomagać mi tak efektywnie, jak robił to PZN przed laty?
Obawiam się, że dla przeciętnie uzdolnionych dorosłych osób ociemniałych nie mamy żadnych propozycji. Jednostki wybitne i o inteligencji ponadprzeciętnej, zdeterminowane, które mają silną wolę walki o swoje miejsce w społeczeństwie, poradzą sobie bez szczególnej pomocy PZN-u. Osoby o inteligencji poniżej przeciętnej, ze słabą osobowością i dotknięte złożoną niepełnosprawnością, zostaną skierowane na warsztaty terapii zajęciowej lub do domów pomocy społecznej, i to im wystarczy. Oczywiście, jest to uproszczony obraz, ale ułatwia zrozumienie problemu.
Osób przeciętnych nie mamy jednak dokąd skierować w przypadku konieczności zmiany zawodu, nie mamy dla nich pracy, jeżeli pochodzą ze wsi lub małego miasteczka, a i w dużych miastach nie oferuje im się zbyt wiele. Możemy ich zaprosić na turnus rehabilitacyjny, na którym nie zawsze jest rehabilitacja, na imprezę integracyjną, na szkolenie w poszukiwaniu pracy. Czy to naprawdę wszystko? Czy jesteśmy w stanie zaproponować dużo więcej? A jeżeli nie, to czy możemy dziwić się, że wiele osób nie interesuje działalność PZN-u i innych podobnych stowarzyszeń?
W miesięczniku "Wiedza i Myśl" z października 2013 r. ukazał się artykuł pt. "Przyczyny kryzysu organizacji działających w środowisku osób z uszkodzonym wzrokiem", podpisany pseudonimem Aleksander Mieczkowski
Przytaczam fragmenty tej publikacji. Czytamy:
"Zastanawianie się nad przyczynami kryzysu jest bardzo ważne, gdyż bez ich znajomości nie da się podejmować działań, których celem będzie przezwyciężenie trudności.
Myślę jednak, że nawet bardzo dobre poznanie tych przyczyn, nie wpłynie na poprawę sytuacji. Jedną z przyczyn kryzysu jest bowiem zatracenie ducha społecznikowskiego przez elity środowiskowe, ich zasklepienie się w samozadowoleniu i obojętność na sprawy ogólne. Działacze największej środowiskowej organizacji czują się doskonale w obecnej sytuacji. Mogą niewiele robić, bo wytłumaczenie mają zawsze gotowe - brak pieniędzy. A jeżeli już są, zawsze można zorganizować imprezy integracyjne z udziałem niemal wyłącznie osób słabowidzących i szkolenia, które są potrzebne przede wszystkim ich organizatorom i osobom prowadzącym zajęcia.
Trzeba przyznać, że nie istnieje system finansowania działalności na rzecz osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Istnieje tylko system dofinansowywania tej działalności, przy czym pozyskiwanie środków finansowych jest bardzo trudne, sformalizowane, a wymagania przy tym są często bezsensowne. Prawda jest taka, że dofinansowanie można uzyskać nie na to, co jest najbardziej potrzebne, tylko na to, na co sponsor w łaskawości swojej chce je dać. Dlatego organizacje działające w naszym środowisku nie mogą zajmować się tym, co jest najsłabszym niewidomym potrzebne. Chociaż może należałoby powiedzieć, że nie mogą łatwo zdobywać środków finansowych, a nie nauczyły się działać bez pieniędzy. Jest to jedna z bardzo ważnych przyczyn kryzysu.
Moim zdaniem, jedną z ważniejszych przyczyn są skutki błędów popełnionych w głębokiej przeszłości. Mam tu na myśli dopuszczenie do faktycznego, chociaż nieformalnego, przekształcenia związku niewidomych w związek słabowidzących, w którym niewidomi są zaledwie tolerowani. Z tych skromnych możliwości działania, jakie jeszcze pozostały, korzystają w większości osoby słabowidzące, które nie zawsze czują więź i solidarność z niewidomymi. Przez takie postawy nie tworzą warunków uczestnictwa osób całkowicie niewidomych w imprezach integracyjnych, wycieczkach, rajdach, spotkaniach kulturalnych itd. Niewidomi nie czują się więc dobrze we własnym stowarzyszeniu i opuszczają jego szeregi.
Za najważniejszą przyczynę kryzysu trzeba jednak uznać fakt, że np. PZN przestał być urzędem do spraw osób niewidomych, przestał być szafarzem dóbr wszelakich, najczęściej tylko z nazwy rehabilitacyjnych, przestał móc niemal cokolwiek. Niewidomi zapotrzebowanie na te dobra, na turnusy pseudorehabilitacyjne, na sprzęt rehabilitacyjny, na leczenie klimatyczne, zapomogi, renty socjalne itp. zaspokajają, o ile mogą je zaspokajać, w pcpr-ach, PFRON-ie i innych instytucjach. Najmniej mogą uzyskać w swoim stowarzyszeniu.
Na domiar złego, legitymacja PZN-u nie jest już prawie nigdzie honorowana, jako dokument uprawniający do uzyskania świadczeń, ulgowych biletów - w sumie niczego".
Cytowany artykuł opublikowany był w 2013 r. Obecnie pewnie można by już więcej podać przyczyn kryzysu. Jak się wydaje, trudności ulegają pogłębieniu i nie widać możliwości poprawy.
Kolejny fragment:
"Trudno jest wyczerpująco opisać przyczyny kryzysu. Można jednak generalnie stwierdzić, że największe stowarzyszenie niewiele oferuje swoim członkom. Wielu z nich zastanawia się, po co im takie stowarzyszenie i wielu opuszcza jego szeregi.
Podstawowym wnioskiem z tych rozważań jest stwierdzenie, że trzeba poszukiwać takich form działalności, które zaspokajają istotne potrzeby wielu członków, a nie tylko kilku czy kilkunastu procent osób zainteresowanych rozrywką. Zaspokajanie tych potrzeb jest również ważne, ale nie aż tak, jak tych, które mają żywotne znaczenie dla niewidomych i słabowidzących.
Jeżeli środowiskowi działacze nie zrozumieją prostej prawdy, że to stowarzyszenie jest dla członków, a nie członkowie dla stowarzyszenia, kryzysu nie da się przezwyciężyć. Trzeba się pogodzić z faktem, że PZN nie będzie już urzędem do spraw osób niewidomych, nie będzie miał stałego budżetu pochodzącego ze środków publicznych, a jego legitymacja nie będzie już miała rangi państwowego dokumentu. Konieczne jest wypracowanie metod działalności, która jest możliwa w obecnych warunkach, i która jest ludziom bardzo potrzebna".
Mogę dodać, że jedną z przyczyn kryzysu PZN-u, i szerzej, środowiska osób z uszkodzonym wzrokiem jest powstanie wielu małych, słabych organizacji pozarządowych działających w tym środowisku. Stowarzyszenia te i fundacje starają się pozyskiwać środki finansowe na swoją działalność u tych samych sponsorów. Można powiedzieć, że liczba myśliwych wzrosła niepomiernie, a liczba łowisk została bez zmian.
Małe stowarzyszenia i fundacje mogą działać na małą skalę. Mogą zaspokajać potrzeby nielicznych grup osób niewidomych i słabowidzących, mogą działać wycinkowo, zaspokajać potrzeby turystyczne, czytelnicze czy inne osób o sprecyzowanych potrzebach, osób bardziej aktywnych. Te małe organizacje angażują energię działaczy, którzy nie znajdują dla siebie miejsca w PZN-ie i ich działalność nie sumuje się, nie powoduje rozwiązywania problemów w skali krajowej, problemów osób najsłabszych, które nie potrafią zabiegać o zaspokajanie własnych potrzeb, a nawet nie uświadamiają sobie tych potrzeb.
Jak widzimy jest wiele różnorodnych przyczyn kryzysu ruchu niewidomych i słabowidzących w Polsce. Starałem się omówić najważniejsze z nich. Nie wyczerpałem tematu i nie przedstawiłem planu wyjścia z kryzysu. Myślę jednak, że moje uwagi i oceny mogą być wykorzystane przy tworzeniu programu przezwyciężenia kryzysu.
Myślę też, i to uważam za bardzo ważne, że nie ma już powrotu do tego co było. PZN nie będzie już urzędem do spraw niewidomych, nie będzie już jedynym stowarzyszeniem działającym w naszym środowisku i nie będzie już mógł prowadzić tak szerokiej działalności jak za czasów PRL-u. Z tym musimy się pogodzić i to uwzględniać przy poszukiwaniu roli ruchu niewidomych, jaką może pełnić PZN, jaką mogą pełnić inne stowarzyszenia i fundacje i jak tę działalności można koordynować.