Stanisław Kotowski
W "Pochodni" z czerwca 1951 r., w rubryce "Czytelnicy piszą" znalazłem informację Jadwigi Kimaczyńskej pt. "U niewidomych Lublina". Zacząłem zastanawiać się nad zdolnością niewidomych do dostosowywania się do warunków życia w różnych okresach historycznych i w różnych krajach. Przeglądając numery "Pochodni" z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia znalazłem wiele informacji dotyczących przekraczania norm produkcyjnych, współzawodnictwa w pracy, przyznawanych nagród osobom i zespołom osiągającym najlepsze wyniki, o sztandarach przechodnich przyznawanych spółdzielniom za wysoką wydajność pracy, uroczystościach, akademiach, odznaczeniach. Szczególnym wyzwaniem były czyny społeczne dla uczczenia 1 Maja, 22 Lipca, rewolucji październikowej albo kolejnego zjazdu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Krótkie przypomnienie dawnych czasów
Cofnąłem się myślą do dawnych wieków. W starożytności i w średniowieczu sytuacja nie była skomplikowana. Niewidomi mieli bardzo skromne możliwości i je wykorzystywali, częściowo w sposób pożyteczny. Mam tu na myśli niewidomych bardów, którzy przyczyniali się do rozwoju kultury swoich narodów. Pisałem o tym w cyklu "Z laską przez tysiąclecia" w artykule 21) pt. "Niewidomi bardowie, grajkowie, jasnowidze". Przypomnę, że w starożytności wolni niewidomi, jeżeli posiadali odpowiednie zdolności, byli bardami, grali, śpiewali, opowiadali legendy, baśnie oraz mity i cieszyli się znacznym uznaniem. Żadna większa uroczystość publiczna czy prywatna nie odbyła się bez ich udziału. Zawód ten był wykonywany jeszcze w XVIII wieku. Stefanowicz Karaczy na podstawie opowiadań niewidomych bardów wydał zbiór baśni i legend Południowych Słowian. Niewidomi bardowie wnieśli wielki wkład w rozwój kultury swoich narodów.
W starożytności zdarzali się też niewidomi politycy, literaci i inne wykształcone osoby. Były to jednak wyjątki.
Drugim zajęciem, masowo wykonywanym w starożytności przez niewidomych było żebractwo. Żebrali wolni niewidomi oraz niewolnicy, którzy nie nadawali się do ciężkiej pracy. Istniały przedsiębiorstwa żebracze, w których niewidomi żebrali dla swego pana. Jeżeli zbyt mało użebrali, byli karani. Byli też celowo okaleczani i oszpecani, żeby wzbudzali litość i uzyskiwali większe datki.
Silni, zdrowi niewidomi niewolnicy zatrudniani byli jako wioślarze na galerach, w kamieniołomach oraz kopalniach przy wydobywaniu kruszców. Niewidome kobiety, jeżeli były młode, ładne i zgrabne, pracowały jako prostytutki. Pozostałe, jeżeli nie miały środków utrzymania, żebrały.
Tak dostosowywali się niewidomi do życia w starożytności. Dotyczy to jednak wyłącznie ludzi wolnych. Niewolników natomiast dostosowywali do własnych potrzeb ich właściciele.
W średniowieczu prawie nic się nie zmieniło pod tym względem. Również zdarzali się niewidomi politycy, prawnicy, naukowcy, ale było ich niewielu i musieli pochodzić z zamożnych rodzin. Podstawowym zajęciem było żebractwo. Powstawały nawet towarzystwa żebracze o charakterze samorządnym i samopomocowym.
Przełom nastąpił w okresie I wojny światowej. Miliony młodych mężczyzn zostało zmobilizowanych. Dotkliwie odczuwalny stał się ostry deficyt siły roboczej, a jednocześnie wzrosło zapotrzebowanie wojska na broń i amunicję, na sprzęt wojskowy, umundurowanie, żywność, środki transportu. Niewidomi, a zwłaszcza ociemniali, dostosowali się do tych warunków. Okazało się wówczas, że niewidomi, obok tradycyjnych zawodów, jak szczotkarstwo, mogą pracować jako pracownicy biurowi, jako tokarze, frezerzy, obsługiwać prasy mechaniczne, mogą być nauczycielami, prawnikami itd. Okres I wojny światowej można uznać za milowy krok w dostępie niewidomych do różnych zawodów.
Dodam, że gdyby nie tak wielkie zapotrzebowanie na siłę roboczą, niewidomi nie mogliby funkcjonować w miarę dobrze. Faktem jest jednak, że kiedy tylko wyłoniły się możliwości, niewidomi i ociemniali je wykorzystali. Po zakończeniu I wojny światowej pogorszyły się warunki społeczno-ekonomiczne i niewidomi nie mogli dostosować się do ostrej konkurencji na rynku pracy.
Miliony żołnierzy zostało zdemobilizowanych. Zmniejszyło się zapotrzebowanie na wyposażenie wojskowe. Nastąpił okres bezrobocia i kryzys zatrudnienia niewidomych. Sytuacja powtórzyła się w okresie II wojny światowej, po której nie było już tak ostrego kryzysu zatrudnienia jak po I wojnie.
Okres Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej
W krajach tzw. demokracji ludowej nastąpił niebywały rozwój zatrudnienia niewidomych. Z założenia w krajach tych miało nie być bezrobocia. Gospodarka nakazowo-rozdzielcza wytworzyła rynek producenta. Niemal wszystko, co zostało wyprodukowane, było sprzedane, bo był to rynek permanentnych niedoborów.
Nastąpił rozwój spółdzielczości inwalidów i spółdzielczości niewidomych. Powstało około 40 spółdzielni niewidomych, w których znalazło zatrudnienie prawie 10500 osób z uszkodzonym wzrokiem. W Polsce w 1989 r. łącznie w spółdzielczości i innych gałęziach gospodarki, pracowało ponad 14700 osób ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności z tytułu utraty lub uszkodzenia wzroku. W okresie PRL-u niewidomym, którzy mogli pracować, na ogół, żyło się lepiej niż przeciętnym obywatelom. Prawie wszyscy, którzy byli zdolni do pracy i chcieli pracować, otrzymywali zatrudnienie. Większość z nich otrzymywała również renty inwalidzkie, były też inne udogodnienia.
Działacze Polskiego Związku Niewidomych oraz spółdzielczości niewidomych i tysiące niewidomych oraz słabowidzących pracowników potrafiło dostosować się do życia i funkcjonowania w warunkach gospodarki nakazowo-rozdzielczej. Był to okres bardzo zły dla narodu, ale przyjazny dla niewidomych, którzy zaistniałe możliwości potrafili wykorzystać zgodnie z własnymi potrzebami.
Oczywiście, okres ten nacechowany był również działaniami zbędnymi, wynikającymi z założeń ideologicznych, a nie z rzeczywistych potrzeb. Niewidomi również uczestniczyli w takich działaniach. Jak już wspomniałem, różne prace wykonywano, nie tylko dlatego, że były potrzebne, ale dla uczczenia... Rekordy produkcyjne bito uczestnicząc w socjalistycznym współzawodnictwie pracy, przynajmniej tak to się określało. To również była forma dostosowywania się do panujących warunków. Niewidomi byli obywatelami jak pozostali Polacy i robili to, co oni - rzeczy dobre i głupie.
Czytamy fragmenty informacji Jadwigi Kimaczyńskiej, która spowodowała moją zadumę i wspomnienia oraz poszukiwania dawnych form dostosowywania się niewidomych do warunków życia.
"W parterowym budynku przechodząc przez niewielką świetlicę, znalazłam się w sali pracy. Przy czterech długich stołach wre praca. Niewidomi nawlekają słomę ryżową i szczecinę w oczka drewnianych uchwytów różnych typów i wymiarów szczotek. Praca polega na dużym wyczuciu pobieranej do nawleczenia ilości włosia czy słomy oraz na właściwym przewleczeniu pęczka.
Na rzucone słowa powitania padły żywe pytania, a kto przyszedł, a po co? A jeśli z wydawnictwa, to prosimy, mamy swoje radości i kłopoty, chętnie porozmawiamy.
Nie przerywając swej pracy niewidomi z Lublina informują mnie, że norma dzienna u nich to 1250 nawleczonych tzw. oczek szczotki. Inwalida niewidomy Eugeniusz Kamela, wyrabia 110% normy i zarabia miesięcznie na utrzymanie rodziny od 500 do 600 zł.
Henryk Wojna nawleka szczotki do zamiatania, tzw. zmiotki, osiąga 130% normy, pracując już w swym zawodzie 18 miesięcy. Pracuje z uśmiechem, który ma swoje głębokie uzasadnienie. "Dostałem wczoraj mieszkanie, mam żonę i dwoje dzieci. Pracuję, zarabiam, mieszkam. Zerwałem z żebraniną, poniżającą moją godność osobistą, no i wiodącą na złą drogę mego syna, który prowadzał mnie po mieście jako żebraka. Dziś utrzymuję siebie i rodzinę z pracy rąk i mam zupełnie inną pozycję w domu".
- W naszej spółdzielni są i przodownicy, którzy nabrali dużej wprawy w pracy i wysoko przekraczają normy- mówi mi niewidomy Halec. I tak 290 % normy wyrabia Stanisław Gałązka, 220% Piotr Swacza, 187% Władysław Dąbrówka i 142% - Marian Stój".
W archiwalnych numerach "Pochodni" znajdujemy wiele podobnych informacji.
Kolejne przykłady wyczynów produkcyjnych niewidomych pracowników. Był to czas, współzawodnictwa i bicia rekordów w pracy.
"Pochodnia" (lipiec 1954) opublikowała wypowiedzi niewidomych pt. "Niewidomi wobec dziesięciolecia". Czytamy fragment tej publikacji:
"Bartosz Wilhelm - racjonalizator z huty "Pokój" w Bytomiu
Nie marzyłem nigdy w czasie sanacji, że jako niewidomy mogę być zatrudniony w ciężkim przemyśle i wciągnięty do produkcji i racjonalizatorstwa. W Polsce przedwrześniowej, jak większość ludzi widzących, byłem bezrobotny. W czasie okupacji pozostawałem bez pracy. Wywieziono mnie na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie przy pracy na budowie uległem nieszczęśliwemu wypadkowi i utraciłem całkowicie wzrok. W 1946 roku przyjechałem do kraju. Było wtedy bardzo ciężko, okupant zniszczył większą część naszego przemysłu i rolnictwa.
Ale Polska Ludowa nie zapomniała o niewidomych. W maju 1948 roku wyszedł dekret Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej o przeszkoleniu niewidomych celem zatrudnienia ich w przemyśle. Zgłosiłem się na szkolenia, mimo że miałem przekroczony wiek - liczę obecnie pięćdziesiąt dwa lata. Szkolenie ukończyłem z dobrym wynikiem i we wrześniu 1948 roku zostałem przyjęty do Zjednoczonych Zakładów Rowerowych w Wirku jako pomocnik monterski przy nakręcaniu trybików do tylnych kół i regulacji rozpędów.
W krótkim czasie zastąpiłem widzącego pracownika i osiągnąłem sto siedemdziesiąt procent normy. W 1950 roku zacząłem pracować w Hucie "Pokój" w charakterze ślusarza w warsztatach mechanicznych w dziale obróbki prób, gdzie pracuję do tej chwili. W roku 1951 przystąpiłem do współzawodnictwa pracy i w ciągu dwóch lat i trzech miesięcy wykonałem zadania Planu 6-letniego. W 1953 roku zostałem nagrodzony Odznaką Racjonalizatorstwa Produkcji i Odznaką Przodownika Pracy. W marcu 1954 roku wykonałem projekt racjonalizatorski - przyrząd do piłowania prób do rozrywania blachy cienkiej, co umożliwiło niewidomym wykonywanie pracy, dostępnej dotąd tylko widzącym.
W miesiącu maju średnie wykonanie normy wynosi dwieście czterdzieści sześć procent normy. Apeluję do wszystkich pracujących kolegów niewidomych, ażeby zwiększyli swoje wysiłki w pracy i pogłębiali swoje wiadomości fachowe, jak i polityczne. Dzięki temu koszty własne będą obniżone i wypracujemy nową obniżkę cen".
W "Pochodni" z listopada 1953 r. znajduje się publikacja pt. "Z wizytą u chorzowskich niewidomych". Czytamy jej fragment:
"Niełatwą ma pracę Zarząd Oddziału Polskiego Związku Niewidomych województwa stalinogrodzkiego w Chorzowie z uwagi na rozrzucone i odległe od siebie placówki, mimo że komunikacja Chorzów, Bytom, Będzin, Zabrze jest wygodna. Wiele starań wymaga organizacja koła w Częstochowie i w Bielsku, gdzie na razie jest tylko mała grupa niewidomych. Wprawdzie są wyniki, choć głównie widać pracę jednostek - kolektyw nie jest zgrany".
No proszę, kto dzisiaj pamięta, że mieliśmy w Polsce województwo stalinogrodzkie. Przypomnę, że po śmierci Stalina w 1953 r. Katowice zostały przemianowane na Stalinogród. Nawet piosenki śpiewali o tym mieście. Przypomniała mi się jedna z nich - "Walczyk na lodzie w Stalinogrodzie". Przypomniał się też dowcip na ten temat. Mieszkaniec Śląska w Krakowie na dworcu poprosił o bilet do Katowic. Usłyszał, że nie można sprzedać takiego biletu. Zapytał więc, jaki można - do Stalinogrodu usłyszał. Powiedział: "To dajcie do Stalinogrodu, a ja i tak wysiądę w Katowicach".
Ale wracamy do cytowanej publikacji:
"Mamy też odznaczonych przodowników, takich jak: Brunon Janicki - szczotkarz z Chorzowa, który osiąga do dwustu trzydziestu procent normy, Jadwiga Anioł, Edyta Komor, Piotr Benna i Edmund Kwieciński, również przekraczający dwieście procent. Przodownicy znajdują się też wśród nieodznaczonych, również przekraczają dwieście procent normy. Są to: Hubert Kaplik, Maria Czyżowska, Marianna Nowicka".
No i jak mają się te przekroczenia norm produkcyjnych do obecnych szacunków, według których wydajność pracy niewidomych osiąga 30 procent wydajności pracowników widzących? Ciekawe czy te normy były tak niskie, czy niewidomi byli tytanami pracy?
To teraz poczytajmy, jak niewidomi i słabowidzący pracownicy czcili różne polityczne wydarzenia.
W "Pochodni" z marca 1953, w artykule "Wielki dzień zetempowców w Poznaniu" Zenon Janiszewski pisze m.in.:
"Cała młodzież, a przede wszystkim niewidomi, podsumowywali osiągnięcia ubiegłego roku. Zrobili dużo. Koledzy z ich grona: Zdzisław Roszak - odznaczony Państwową Odznaką Przodownika Pracy i Kazimiera Mroczek mieli zaszczyt wziąć udział w Zlocie Młodych Przodowników Pracy i Nauki.
Wszyscy członkowie koła brali żywy udział w akademii współzawodnictwa pracy w okresie Sztafety Konstytucyjnej. Wykonali szereg zobowiązań, podjętych dla uczczenia Zjazdu WKP-b i z okazji wyborów do Sejmu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Łączna wartość wykonanych zobowiązań - 19200 złotych. Z inicjatywy młodzieży ZMP została wprowadzona na całym terenie spółdzielni "Niewidomy" akcja współzawodnictwa, która znacznie przyczyniła się do systematycznego przekraczania miesięcznych planów produkcyjnych i w konsekwencji - do przedterminowego wykonania planu rocznego".
Proszę nie przejmować się wartościami wyrażanymi w złotych. Były to inne pieniądze przed wielką inflacją i denominacją, więc nie jest łatwo porównywać je z obecną walutą.
W "Pochodni" z listopada 1951 r. znalazłem interesującą informację pt.: "Uczczenie Rewolucji Październikowej". W publikacji tej czytamy:
"Dnia 6 października bieżącego roku w Spółdzielni Pracowników Niewidomych "Pracownik" w Łodzi odbyła się masówka dla uczczenia trzydziestej czwartej rocznicy Rewolucji Październikowej.
Masówkę zagaił sekretarz POP, towarzysz Tomasz Lewandowski. Następnie prezes Spółdzielni, obywatel Marlicki, zreferował cel masówki, stwierdzając, że inwalidzi niewidomi spółdzielni "Pracownik" czują się i są pełnowartościowymi obywatelami Polski Ludowej i jako tacy wypełniają swe obowiązki wobec państwa. Po referacie zabrał głos przewodniczący Rady Nadzorczej, obywatel Stanisław Wróblewski, który wygłosił okolicznościowe przemówienie w związku ze zbliżającą się trzydziestą czwartą rocznicą Rewolucji Październikowej. Następnie załoga Spółdzielni podjęła następujące zobowiązania: zespołowo zobowiązała się wykonać codziennie, aż do 30 listopada tego roku, dodatkowo po jednej szczotce "Eska", a wartość produkcyjną wszystkich tych szczotek przeznaczyć na fundusz budowy Warszawy.
Indywidualnie powzięto następujące zobowiązania: w osiemdziesięciu pięciu procentach niewidomy kolega Stanisław Szymczyk zobowiązał się, poza zespołem, wykonać dodatkowo trzy szczotki dziennie, niedowidzący kolega Tomasz Lewandowski zobowiązał się wyostrzyć wszystkie maszynki do obcinania szczotek i wykonać dla biura Spółdzielni kałamarz do atramentu. Całkowicie niewidomy kolega Jan Kaczmarz zobowiązał się douczyć dwanaścioro uczniów. Ogólna wartość podjętego zobowiązania wynosi 4 943 zł".
Marian Gudz w krótkiej informacji w rubryce "Notatki poznańskie" "zatytułowanej Spółdzielnia "Szczotkarz" podejmuje zobowiązanie" ("Pochodnia" maj 1964 r.) pisał:
"Z inicjatywy zarządu spółdzielni "Szczotkarz" w Poznaniu dla uczczenia dwudziestolecia Polski Ludowej zostało podjęte zobowiązanie przepracowania czterdziestu ośmiu godzin przez całą załogę, nie wyłączając chałupników. Dochód uzyskany z tej dodatkowej pracy ma być przeznaczony na zakupienie nowego samochodu ciężarowego dla obsługi niewidomych, oczekujących na pracę chałupniczą. Pozwoli to na zatrudnienie około pięćdziesięciu osób i w dużej mierze złagodzi trudną sytuację bytową niewidomych zamieszkujących odległą prowincję. Już od pierwszego kwietnia załoga spółdzielni pracować będzie codziennie o godzinę dłużej i najpóźniej do 1 lipca wywiąże się z postawionego zadania.
Ta godna poparcia inicjatywa stanowi bardzo interesującą formę samopomocy, której chyba dotychczas jeszcze nigdy nie stosowano. Ochrzcijmy ją hasłem "niewidomi dla niewidomych" i polećmy jako przykład do naśladowania. A może i inne spółdzielnie pomyślą o czymś podobnym?".
Czytając te informacje przypomniała mi się moja praca w białostockiej spółdzielni niewidomych. Pracowałem w baraku, w którym w lecie było cieplutko jak w piekle a w zimie, jak na Syberii. Wytwarzaliśmy zamknięcia pałąkowe do butelek. Praca była średnio przez 3 tygodnie w miesiącu, bo na tyle starczało surowców. W pozostałe dni był przestój, mieliśmy wolne. No i o te wolne dni mi chodzi. Był to okres budowy tysiąca szkół na tysiąclecie Polski. Spółdzielnia nasza podjęła się w czynie społecznym przepracować jedną niedzielę i zarobione w tym dniu pieniądze przekazać na budowę szkół. Dodam, że wówczas nie było wolnych sobót i niewidomi nie pracowali 7 godzin dziennie, tylko tak, jak wszyscy - 8 godzin, a w soboty 6 godzin.
Ta praca w niedzielę, cel szczytny, tyle że bezsensowny. Skoro w każdym miesiącu mieliśmy kilkudniowy przestój z powodu braku pracy, po co było pracować akurat w niedzielę. Oświadczyłem, że popieram budowę szkół i proszę o potrącenie z mojej płacy jedną dniówkę i przekazanie jej na ten cel, a do pracy w niedzielę nie przyjdę, bo to głupie. Brygadzista rzucał się, krzyczał, prosił i groził. Uparłem się i tak się stało, jak chciałem. Brygadzista był porządnym człowiekiem i wpisał mnie, że w niedzielę pracowałem. Takie to były czasy, do których trzeba było się dostosować.
Cóż, trzeba było coś uczcić przez wykonanie jakiejś pracy, nie wiadomo jakiej, byli ludzie do pracy, tylko trzeba było znaleźć, co by tu zrobić. I czasami robiono coś pożytecznego, a często coś głupiego, nie z potrzeby, lecz z nakazu, dla uczczenia.
Mimo różnych przymusowych głupot, były i sprawy dobre, np. możliwości pracy zawodowej i niewidomi doskonale dostosowali się do socjalistycznej ekonomii i nie tylko do niej. Wspaniale rozwijała się spółdzielczość niewidomych, pod koniec prosperity zatrudniała około 10500 niewidomych i słabowidzących pracowników i wytwarzała setki wyrobów, które łatwo były zbywane. Jak wiemy, był to rynek producenta, a nie konsumenta. Na takim rynku łatwo jest produkować, bo nie ma konkurencji i cena wyrobów nie odgrywa decydującej roli. Niewidomi korzystając z życzliwości komitetów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz władz państwowych doskonale dostosowali się do istniejących warunków i mogli zarabiać na własne utrzymanie oraz na utrzymanie rodzin. Budowali też poczucie własnej wartości. Były to patologiczne warunki, niekorzystne dla kraju, ale niewidomi i słabowidzący świetnie sobie w nich radzili. Ich poziom życia, pod żadnym względem nie dorównywał warunkom życia niewidomych w krajach Europy Zachodniej, ale w stosunku do większości obywateli naszego kraju był dobry. Składały się na to zarobki uzyskiwane z pracy w spółdzielni, różne świadczenia i udogodnienia stwarzane przez spółdzielnie i renty inwalidzkie, które otrzymywało wielu niewidomych i słabowidzących. Oczywiście, byli i niewidomi, którzy nie mogli pracować i nie mieli rent. Tych życie było bardzo trudne. Byli utrzymywani przez rodziny albo żebrali.
Podobnie duże osiągnięcia mieli niewidomi w działalności społecznej. Również dostosowali się do ówczesnych warunków i stworzyli silne, wielkie stowarzyszenie - Polski Związek Niewidomych. Tu również nie mieli konkurencji, bo władza ludowa nie dopuszczała do powstawania rywalizujących stowarzyszeń, a Ministerstwo Zdrowia i Opieki społecznej finansowało całą działalność PZN-u z zatrudnieniem pracowników i inwestycjami włącznie. W tym miejscu pragnę mocno podkreślić, że niewidomi potrafili wykorzystać istniejące warunki i stworzyć potężne stowarzyszenie, wówczas jedno z największych w kraju i jedno z najlepiej funkcjonujących.
Dostosowywanie się niewidomych i słabowidzących do warunków w III RP
Po 1989 r. w Polsce radykalnej zmianie uległy warunki społeczno-ekonomiczne i polityczne. Była to korzystna zmiana dla państwa i narodu jako całości, ale niekorzystna dla wielu obywateli. Szczególnie niekorzystna okazała się m.in. dla pracowników państwowych gospodarstw rolnych, dla pracowników wielkich zakładów przemysłu ciężkiego i dla pracowników spółdzielczości inwalidów i spółdzielczości niewidomych.
Dla nas szczególnie niekorzystna okazała się zmiana warunków działania spółdzielczości niewidomych i w mniejszym stopniu spółdzielczości inwalidów. Spółdzielczość ta okazała się niedostosowana do działalności w warunkach konkurencji, rynku konsumenta i zmian technologicznych. Większość spółdzielni upadła, a te, które nadal istnieją, radykalnie zmniejszyły stan zatrudnienia niewidomych i słabowidzących.
W tym miejscu muszę wyjaśnić, że niezależnie od zmian prawno-ekonomicznych, niekorzystnym dla niewidomych, zmianom uległy warunki pracy. Niewidomi najlepiej radzą sobie z pracami prostymi, powtarzalnymi, wykonywanymi przez dłuższe okresy. Pracami takimi były np. ręczny naciąg szczotek, montaż drobnych elementów metalowych, elektrotechnicznych lub z tworzyw sztucznych. Prace proste, powtarzalne okazały się bardzo łatwe do zautomatyzowania. Jeden automat, np. szczotkarski, może wykonywać pracę wielu niewidomych, przez co wyroby stają się tańsze. No i niewidomi nie pracują już w szczotkarstwie. Podobnie stało się ze sznurami przyłączeniowymi i wieloma innymi wyrobami. Poszerzyły się natomiast możliwości zatrudnienia niewidomych przy wykonywaniu prac o charakterze umysłowym. Sprawiły to osiągnięcia elektroniki i informatyki, które poważnie ułatwiają niewidomym pozyskiwanie i przetwarzanie informacji, korzystanie ze słowa pisanego, obsługę baz danych itp. Niestety, nie wszyscy niewidomi spełniają warunki intelektualne i osobowościowe wymagane przy wykonywaniu takich prac. Poza tym nie są to prace powtarzalne, a na ich wykonywanie niewidomi potrzebują więcej czasu. Niewidomi nie znaleźli jeszcze sposobów przezwyciężania podobnych trudności i znajdowania swojego miejsca w tak zmienionych warunkach.
Władze Państwowe podjęły wysiłki, których celem jest poprawa warunków życia osób niepełnosprawnych. Już w dniu 9 maja 1991 r. uchwalona została Ustawa o zatrudnianiu i rehabilitacji zawodowej osób niepełnosprawnych. Na mocy tej ustawy powołany został Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Sekretarz Stanu - Pełnomocnik do Spraw Osób Niepełnosprawnych, zakłady pracy chronionej i warsztaty terapii zajęciowej. Na mocy Ustawy z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych powołane zostały również zakłady aktywności zawodowej.
Wprowadzono również szereg przepisów, których celem jest poprawa warunków materialnych osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, na przykład renty socjalne, świadczenia pielęgnacyjne, 500 plus dla części osób niepełnosprawnych i wiele innych. Wiele udogodnień dla tych osób finansuje również PFRON.
Najważniejsze są jednak możliwości pracy zawodowej, gdyż dochody z tego tytułu pozwalają zaspokajać wiele potrzeb biologicznych, psychicznych i społecznych, a pod tym względem nastąpiło pogorszenie. Ze względu na znaczenie pracy dla niewidomych zagadnieniu temu trzeba poświęcić nieco uwagi.
Podstawową formą przygotowania do pracy są warsztaty terapii zajęciowej. Przypomnę, że celem tych instytucji jest między innymi przygotowanie osób niepełnosprawnych do pracy zawodowej. Niestety, w praktyce efektywność tych placówek jest wysoce niezadowalająca. Tylko około jednego procenta, może nieco więcej, uczestników tych warsztatów otrzymuje pracę zawodową. Warsztaty te pełnią głównie rolę domów pomocy społecznej dziennego pobytu. Dopiero w 2019 r. powstały 4 pilotażowe zakłady rehabilitacji kompleksowej. Z powodu pandemii Covida19 zakłady te nusiały zawiesić działalność, która wznowiona została w 2021 r. Trudno więc ocenić, jakie będą rezultaty tego eksperymentu.
Wracamy więc do warsztatów terapii zajęciowej, których działalność ma umocowanie w ustawie z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.
Na E-informatorze portalu www.niepelnosprawni.pl w dniu 02.09.2020 Mateusz Różański opublikował artykuł "Czeka nas przebudowa systemu wsparcia? Program na rzecz samodzielności".
Przytaczam fragmenty tej publikacji
"Co zrobić, by warsztaty terapii zajęciowej naprawdę wprowadzały osoby z niepełnosprawnością na rynek pracy? Jak dopasować usługi asystenckie do polskich realiów i potrzeb osób z różnymi niepełnosprawnościami? Jakie nowe formy wsparcia wprowadzić do polskiego systemu, by odpowiadał na zmieniające się potrzeby?".
Paweł Wdówik pełnomocnik rządu do spraw osób niepełnosprawnych we fragmencie zatytułowanym "WTZ nie będą już "przechowalniami" powiedział:
"Ideą projektu jest to, żebyśmy przeszli od sytuacji, gdy osoba niepełnosprawna, nie mając co ze sobą zrobić, walczy, żeby znaleźć się w WTZ. A potem jej życie upływa na spędzaniu czasu wśród innych osób z niepełnosprawnością - tłumaczył Pełnomocnik Wdówik. - My chcemy, by WTZ stały się miejscami, które oferują start do niezależności i samodzielności. Chodzi o to, żeby na przykład osoby z niepełnosprawnością intelektualną nie były całe życie zamknięte w WTZ. Chcemy, by było choćby tak jak w USA, gdzie takie osoby pracują na miarę swoich możliwości w różnych miejscach, np. sklepach czy restauracjach...".
Minister Wdówik o reformie WTZ-ów i liście zmian ustawowych
E-informator portalu www.niepelnosprawni.pl 09.06.2021
Autor: PAP
Czytamy fragment wypowiedzi Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych Pawła Wdówika poświęcony warsztatom terapii zajęciowej:
Zapowiedział reformę warsztatów terapii zajęciowej, w których uczestniczy ponad 27 tys. osób, ale w ostatnich latach tylko około 1,5 proc. z nich weszło na rynek pracy.
- Osoby, jak trafią do tego warsztatu, to są w nim na stałe - wskazał minister.
- Chcemy, żeby te warsztaty były miejscem, gdzie aktywnie będziemy tworzyć warunki do tego, żeby człowiek uzyskiwał swoją podmiotowość. (…) Jesteśmy w stanie wdrażać indywidualne działania po to, żeby tego człowieka w możliwym dla niego zakresie uniezależnić, żeby dać mu poczucie, że sam decyduje o swoim życiu, że może zarabiać pieniądze i że jest tak samo ważnym obywatelem jak każda inna osoba - dodał".
W publikacji "Więcej pieniędzy na wsparcie osób z niepełnosprawnością", Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (2018-06-18) Tomasz Wojakowski, oprac.: GR podaje, że: "W kraju prowadzonych jest 715 warsztatów terapii zajęciowej, z których korzysta ok. 27 tys. osób niepełnosprawnych".
Na tę nieefektywną działalność wydawane są rocznie wielkie kwoty.
Dziennik Gazeta Prawna/Baza Wiedzy w dniu 1 grudnia 2021 r. opublikowała informację pt. "W 2022 r. wyższe wsparcie dla zakładów i warsztatów" pióra Grzegorza Rodziewicza (oprac.: GR)
Czytamy fragment publikacji:
"W przyszłym roku warsztat terapii zajęciowej otrzyma 24 tys. zł dofinansowania do jednego uczestnika zajęć, a zakład aktywności zawodowej 27,5 tys. zł na jednego niepełnosprawnego pracownika - donosi Dziennik Gazeta Prawna".
Kolejnym etapem, jeżeli osoba niepełnosprawna w warsztacie terapii zajęciowej osiągnie znaczne postępy w rehabilitacji zawodowej, ale niewystarczające do zatrudnienia w zakładzie pracy chronionej lub innym, ma być zakład aktywności zawodowej. Jak jednak już wspomniałem, bardzo rzadko się zdarza, żeby uczestnik wtz podejmował zatrudnienie.
Na stronie pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych znalazłem informację, iż: "Wojewodowie wykazali, że w czerwcu 2020 r. funkcjonowały 123 zakłady aktywności zawodowej. Zatrudniały one ogółem 7051 pracowników, w tym 5354 osób niepełnosprawnych".
Jak widzimy, nie jest to wielka liczba niepełnosprawnych pracowników tych zakładów. Mogłyby one stanowić ważne ogniwo rehabilitacji zawodowej osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Fakt jednak, że okres "zatrudnienia" w takim zakładzie nie został określony, niewielu pracowników tych zakładów znajduje zatrudnienie w zakładach pracy chronionej, nie mówiąc już o zatrudnieniu na otwartym rynku.
Zakłady te oraz warsztaty terapii zajęciowej mogłyby być dobrą formą przygotowywania osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących, gdyby czas pobytu w warsztacie terapii zajęciowej oraz czas "zatrudnienia" w zakładzie wynosił np. 3 lata i okres ten byłby przestrzegany. Tak jednak nie jest, a to nie stwarza dogodnych warunków przygotowania do pracy i obniża zainteresowanie jej poszukiwaniem poza zakładem aktywności zawodowej. Podobnie jak w przypadku warsztatów terapii zajęciowej, zatrudnienie w zakładzie aktywności zawodowej, niewiele wspólnego ma z aktywnością i z aktywnym dostosowywaniem się do istniejących warunków życia. Jest raczej korzystaniem z istniejących możliwości i biernym dostosowywaniem się do nich.
Liczącą się bazą zatrudnienia niewidomych są zakłady pracy chronionej.
Sam fakt istnienia zakładów pracy chronionej należy uznać za pozytywny. Sposób udzielania im finansowego wsparcia jednak doprowadził do wielu nadużyć i patologii.
Przyczyną nadużyć jest również fakt, że PFRON nie ma możliwości sprawowania merytorycznego nadzoru nad działalnością zakładów, które dofinansowuje, na przykład sprawdzania, jakie prace wykonują pracownicy, których wynagrodzenia częściowo refunduje. Musi skupiać się więc na stronie formalnej, czyli na dokumentach, a to nie stanowi dobrej podstawy efektywnej kontroli.
Podaje dwa przykłady wyłudzania pieniędzy z PFRON, które powinny być wykorzystywane na wspieranie zatrudnienia osób niepełnosprawnych.
Skandal w PFRON-ie. Wyłudzili miliony dotacji, pisze Marcin Pietraszewski na łamach portalu KatowiceGazeta.pl
z dnia 21.12.2011 r.
Czytamy:
"Skandal w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Z katowickiego oddziału wyciekła lista z danymi osobowymi inwalidów. Na tej podstawie oszuści wyłudzali dotacje za ich fikcyjne zatrudnianie. - W grę wchodzą miliony złotych, a sprawa dotyczy całego kraju - przyznaje śląska policja".
I dalej:
"Gazeta" dowiedziała się, że w tym roku z PFRON-u wyłudzono wielomilionowe dotacje za fikcyjne zatrudnianie niepełnosprawnych w zakładach pracy chronionej. Na trop tej afery wpadli oficerowie z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą śląskiej policji. Kilka dni temu zatrzymali pracownicę katowickiego oddziału Funduszu oraz ośmiu współpracujących z nią oszustów. - Są podejrzani o wyłudzenie co najmniej miliona złotych dotacji oraz posługiwanie się fałszywymi dokumentami w celu ich uzyskania - potwierdza prokurator Agnieszka Wichary z biura prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Przyznaje, że to wierzchołek góry lodowej, bo policja zabezpieczyła w PFRON-ie dokumenty dotyczące wypłat dokonanych przez Fundusz tylko od czerwca do października. Teraz śledczy chcą zbadać dotacje wypłacane w pierwszej połowie roku oraz latach wcześniejszych".
I jeszcze jeden fragment:
"Według naszych informacji oszuści zdobyli liczącą kilka tysięcy nazwisk listę osób, które mają orzeczoną niepełnosprawność. W zdobyciu tych danych prawdopodobnie pomagała im zatrzymana pracownica Funduszu. Następnie podejrzani założyli kilka firm, które zarejestrowali jako zakłady pracy chronionej. Dzięki temu dostali REGON i NIP. - Potem fikcyjnie zatrudnili nieświadomych niczego inwalidów w swoich firmach i złożyli wnioski do PFRON-u o przyznanie dofinansowania kosztów wypłacanego im co miesiąc wynagrodzenia - mówi jeden z wysokich rangą oficerów śląskiej policji".
Mateusz Rzemek w dniu 21 października 2011 r. na łamach "Rzeczpospolitej" opublikował artykuł pt. Choć PFRON kontroluje, firmy ciągle wyłudzają
Czytamy fragment tej publikacji:
"Jaskrawym przykładem nieprawidłowości jest warszawski informatyk i grafik komputerowy, a jednocześnie niepełnosprawny w stopniu umiarkowanym. Ostatnio pracował w jednej ze stołecznych spółdzielni inwalidów, a także w fundacji. Oba te podmioty są nastawione na zatrudnianie niepełnosprawnych.
- Na papierze bardzo dużo zarabiałem, ale faktycznie do ręki dostawałem ok. 300 zł - mówił wczoraj w radiowej Trójce Stanisław Filonowicz".
Podobnych przykładów znam więcej, ale jako ilustracja problemu wystarczą wyżej przytoczone.
Trzeba zauważyć, że do warunków stworzonych przez prawo, dostosowali się przede wszystkim przestępcy. Trzeba jednak przyznać, że w ich procederze uczestniczy wiele osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Oni również potrafili dostosować się do patologicznych warunków i czerpać z nich drobne korzyści.
Generalnie rzecz ujmując można przyjąć, że polskie osoby niepełnosprawne, w tym niewidome i słabowidzące nie potrafiły jeszcze dostosować się do zmienionych warunków zatrudnienia, i to mimo wielkiego wsparcia finansowego.
Michalina Topolewska w artykule "Tylko znacznie niepełnosprawny znajdzie zatrudnienie w ZPChr" opublikowanym w "Dzienniku Gazeta Prawna" z 2012-01-18 pisze:
"W Polsce aktywny zawodowo jest zaledwie co czwarty niepełnosprawny. Tymczasem średnia unijna to 50 proc. Dlatego rząd chce zmienić system pomocy na zatrudnienie takich osób i zachęcić je do pracy na otwartym rynku".
Warto dodać, że Unia Europejska kwestionuje system dopłat do wynagrodzeń stosowany w naszym kraju i w innych krajach.
Czytamy fragment informacji Michaliny Topolewskiej, oprac.: GR: "Unijne przepisy w sprawie dopłat do pensji bez zmian" (Dziennik Gazeta Prawna/Baza Wiedzy (2019-05-06):
"Komisja Europejska chce wydłużyć do końca 2022 r. okres obowiązywania rozporządzenia, które dopuszcza przyznawanie pomocy publicznej pracodawcom w formie dofinansowań do wynagrodzeń niepełnosprawnych pracowników na dotychczasowych zasadach - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Tak wynika z odpowiedzi Marka Niechciała, prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, na interpelację posła Bogdana Rzońcy (nr 30445).
Dotyczyła ona zmian w rozporządzeniu KE nr 651/2014 z 17 czerwca 2014 r. uznającego niektóre rodzaje pomocy za zgodne z rynkiem wewnętrznym w zastosowaniu art. 107 i 108 traktatu. Na jego podstawie państwa członkowskie mogą stosować zachęty finansowe dla pracodawców do zatrudniania niepełnosprawnych w formie subsydiowania ich wynagrodzeń. Warunkiem jest, aby dopłata nie przekraczała 75 proc. kosztów płacy, a łączna wysokość uzyskanej przez jedno przedsiębiorstwo pomocy z tego tytułu nie przekraczała 10 mln euro w skali roku.
Obecne rozporządzenie przestanie obowiązywać 31 grudnia 2020 r. Pracodawcy i osoby niepełnosprawne są więc zainteresowani tym, czy rozpoczęły się już prace nad nowymi przepisami oraz jaki będzie ich kształt. Obawiają się, że może powtórzyć się sytuacja sprzed pięciu lat.
W przedstawionym wówczas przez KE projekcie rozporządzenia nr 651/2014 zostały zaproponowane rygorystyczne limity wysokości pomocy publicznej, które zakładały, że kraje mogłyby na jeden program wsparcia przeznaczać nie więcej niż 0,01 proc. swojego PKB. W przypadku Polski oznaczałoby to, że zamiast ponad 3 mld zł wydawanych przez PFRON na dopłaty do pensji mogłoby to być tylko 200 mln zł. Wtedy z uwagi na sprzeciw części państw KE wycofała się ze swojej pierwotnej propozycji.
Podobny scenariusz z drastycznym obniżeniem wysokości dopłat w najbliższych latach nam nie grozi. Prezes UOKiK wskazuje, że KE zapowiedziała już przedłużenie czasu obowiązywania rozporządzenia nr 651/2014 o dwa lata, a więc do 31 grudnia 2022 r.".
W Polsce same częściowe refundacje płac niepełnosprawnych pracowników wynoszą rocznie ponad 3,5 miliarda złotych, a z innymi formami wsparcia - jeszcze więcej.
I pomyśleć, że mimo tak wielkiego wsparcia zatrudnienie niepełnosprawnych pracowników jest tak niskie. A jak wyglądałoby ich zatrudnienie, gdyby nie te dopłaty?
W wielu krajach zatrudnienie to jest dwa razy większe, mimo że pomoc państw jest mniejsza i inna.
Można przyjąć, że korzystniejsze są systemy wspierania zatrudnienia osób niepełnosprawnych, stosowane w niektórych krajach europejskich, polegające na:
- dofinansowywaniu stanowisk pracy osób niepełnosprawnych,
- refundowaniu przez kilkanaście miesięcy kosztów ich płac,
- zatrudnianiu specjalistów, którzy wyszukują pracę dla osób niepełnosprawnych, pomagają w dostosowaniu dla nich stanowisk pracy i pomagają im w pierwszym okresie zatrudnienia.
Wydaje się, że w takim systemie nie ma, albo jest znacznie mniej miejsca na patologię.
Jak już pisałem, polscy niepełnosprawni nie potrafili dostosować się do zmienionych warunków, ale "wyłudzacze", krętacze i przestępcy nie mieli z tym problemów. Trzeba przyznać, że system wspierania zatrudnienia stosowany w naszym kraju, znakomicie im to ułatwił.
Odrębną formą dostosowania się do warunków jest studiowanie kolejno kilka fakultetów oraz uczestnictwo w wielu rehabilitacyjnych szkoleniach.
W miesięczniku "Wiedza i Myśl" z lutego 2011 r. Jerzy Ogonowski opublikował artykuł "Nie uszczęśliwiać na siłę". Autor poruszył ważne problemy naszego środowiska, m.in. studiowanie kilku fakultetów. Czytamy:
"Mnożą się studenci wielofakultetowi, którzy w ten sposób zajmują sobie czas, a przy tym mają jakieś stypendium i świadczenia, więc - mówiąc z rosyjska - póki co, jakoś żyją".
W tym samym numerze "WiM", w publikacji "Poglądy i opinie czytelników" (oprac. Kaktus) Hanna Pasterny pisze:
"Moim zdaniem Jerzy Ogonowski, niestety, ma sporo racji. Wielu niewidomym i niedowidzącym nie chce się pracować, są przyzwyczajeni, że wszystko im się należy i wszystko ktoś za nich załatwi. Wybierając uczelnię sprawdzają, czy jest na niej pełnomocnik ds. niepełnosprawnych studentów. Zamiast na bieżąco rozwiązywać problemy z wykładowcą, niejeden niewidomy student woli biec na skargę do pełnomocnika. Jeśli nawet na zajęcia przyjdzie tylko kilka razy w semestrze, otrzymuje specjalne stypendium. Studiuje więc w nieskończoność, oby jak najdłużej, bo po co zaprzątać sobie głowę pracą. Jeśli nie ukończy danego kierunku studiów, jest bezkarny i nie musi zwracać zainwestowanych w niego pieniędzy.
Najwyższy czas to zmienić, gdyż obecny system sprzyja bierności i roszczeniowej postawie. Rozmawiałam na ten temat z kilkoma posłami.
Kolejnym problemem jest nadmiar wyjazdów organizowanych przez różne stowarzyszenia. Niedowidzący młody człowiek powiedział mi wprost, że w ogóle nie myśli o pracy, ponieważ dzięki wyjazdom z CROSS-u po pół roku nie ma go w domu, poza tym jest turnus rehabilitacyjny, PZN-owskie szkolenia i wypady z innymi organizacjami. Gdy byłam na kursie wizażu Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego, parę osób nie dotrwało do końca i pojechały na weekend organizowany w Jachrance przez "Szansę dla Niewidomych". Chętnych na wizaż było dużo, z powodu ich wyjazdu miejsca nie zostały w pełni wykorzystane. Uważam więc, że tacy wieczni beneficjenci powinni z tego tytułu zapłacić karę. Może dzięki temu nauczyliby się odpowiedzialności i szacunku do nie swoich pieniędzy".
Mateusz Różański opublikował artykuł "Wieczni studenci na rynku pracy" (inf. prasowa/www.niepelnosprawni.pl 2014-05-20).
Czytamy fragment tej publikacji:
"Sytuacje studentów i absolwentów z niepełnosprawnościami zaprezentował w drugiej części konferencji Ireneusz Białek, kierownik działu ds. osób niepełnosprawnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego zdaniem błędem obecnego systemu jest to, że wszystkie osoby z niepełnosprawnościami trafiają niejako do jednego worka. Zauważył też dość niepokojące zjawisko, jakim jest sztuczne przedłużanie przez nie okresu studiów.
- Studiowanie staje się sposobem na życie i zdobywanie kolejnych świadczeń - tłumaczył Ireneusz Białek, który określił ten stan jako "wyspy szczęśliwe" między polskim systemem edukacji i rynkiem pracy.
Jego zdaniem, dobrze świadczy to o stanie polskich uczelni (w tym wypadku Uniwersytetu Jagiellońskiego), ale jest procesem niesprzyjającym społecznej integracji osób z niepełnosprawnościami".
Cóż, studiowanie bez końca i udział w wielu różnych szkoleniach może być sposobem na życie. Czy jednak będzie to pełne życie, to już inna sprawa.
Podsumowanie
Niewidomi i słabowidzący nie potrafili jeszcze przystosować się do zmienionych warunków społeczno-ekonomicznych. Oczywiście, korzystają z różnych form pomocy przewidzianych prawem, ale pomocy socjalnej nie można uznać za osiągnięcie osób, które z niej korzystają. Wprawdzie niewidomi starali się w ramach zrzeszających ich stowarzyszeń o przyznanie różnych uprawnień, ale ich starania rozpłynęły się w masie fundacji i stowarzyszeń oraz ich związków, w masie postulatów, żądań i motywacji. Jak wiadomo, prawo niemal nie rozróżnia osób niepełnosprawnych ze względu na ich niepełnosprawność, co pod pewnymi względami jest korzystne, ale pod innymi takie nie jest.
Z satysfakcją należy odnotować, że u nas władze zaczynają poważnie zastanawiać się nad potrzebą i możliwościami usprawnienia naszego systemu. Trzeba też mieć nadzieję, że poszukiwania nowych metod wspierania zatrudnienia przyniosą pożądane rezultaty.
W niniejszym artykule pominąłem wiele ważnych zagadnień, m.in.: wielką pomoc niepełnosprawnym studentom, zatrudnianie asystentów niepełnosprawnych pracowników i dofinansowania z PFRON. Mimo to, mam nadzieję, że naświetliłem zachodzące zmiany i dostosowywanie się osób z uszkodzonym wzrokiem do tych zmian. Dostosowanie takie jest bardzo trudne, wymaga czasu i wysiłku wielu osób oraz instytucji i stowarzyszeń. Bywa też, że działania, które w założeniach mają pomagać osiąganie celów życiowych, w praktyce utrudniają to zadanie. Dlatego uwzględnienie wszystkich uwarunkowań nie jest możliwe w jednym artykule.