WIEDZA i MYŚL
(Pr 2590)
INTERNETOWY MIESIĘCZNIK TYFLOSPOŁECZNY
Wydawca i redaktor naczelny
Stanisław Kotowski
Kwiecień 2014
Rok VI
Nr 4(64)/2014
Czasopismo nie jest dofinansowywane ze środków publicznych ani żadnych innych. Wydawane jest bez nakładów finansowych. Osoby piszące artykuły oraz zaangażowane przy redagowaniu, adiustacji i korekcie oraz kolportażu nie otrzymują wynagrodzenia. Fundacja „Klucz” przetwarza „WiM” nieodpłatnie do standardu DAISY, a IVO Software Sp. z o.o. udostępnia bezpłatnie niezbędne do tego oprogramowanie.
Czytelnicy otrzymują „WiM” również bezpłatnie. Wystarczy napisać na adres: ST.k@onet.pl lub ST.k1@wp.pli w każdym miesiącu znaleźć aktualny numer w swojej „Skrzynce odbiorczej”.
Wersję dźwiękową oraz w formacie RTF można pobierać pod adresem:
oraz:
Pod tymi adresami można również pobierać numery archiwalne „WiM”.
Najnowszy numer w wersji DAISY znajduje się pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIM.zip
Najnowszy numer w formacie RTF pobierać można pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIMRTF.zip
ADRES REDAKCJI (wyłącznie internetowy):
TELEFON KOMÓRKOWY :
501-239-769
Na łamach „Wiedzy i Myśli” zamieszczamy różne opinie i poglądy, w tym takie, z którymi się nie zgadzamy.
1. WYDARZENIA, OGŁOSZENIA I INFORMACJE..5
1.1. Dwa nowe czasopisma w e-Kiosku.5
1.2. Ulgi w instytucjach kultury.7
1.3. Teresa Hernik nową Prezes Zarządu PFRON Tomasz Przybyszewski8
1.4. Szukamy niedorzeczności - konkurs-zabawa (4)11
2. KOMPLEKSOWA REHABILITACJA..12
2.3. Książkowy dorobek Zofia Krzemkowska.30
2.4. O zwykłych i niezwykłych czynnościach Jak urządzić mieszkanie.37
3. NAUKA, OKULISTYKA, UDOGODNIENIA, SPRZĘT I POMOCE REHABILITACYJNE..41
3.1. Jaskra jest zbyt późno kwalifikowana do leczenia chirurgicznego.41
3.2. Polska okulistka w zarządzie europejskiego stowarzyszenia.43
3.3. "Kieszonkowy okulista" testowany w Kenii PAP.43
3.4. Projekt tango : Google nowe urządzenie mapowania wewnętrznego.45
3.5. Pełnosprawne finanse Cezary Kowanda.46
3.6. Bariery w podróżowaniu kolejami49
4.1. Z Henrykiem Lubawym rozmawia Stanisław Kotowski (cz. 5)57
4.2. Połączeni interkomem Autor: rozm.: Tomasz Przybyszewski67
5. ORGANIZACYJNE, PRAWNE, PRAKTYCZNE, SPOŁECZNE I ŚWIADOMOŚCIOWE PROBLEMY..73
5.2. Incydentalność a uniwersalizm..77
6. ZATRUDNIENIE, REHABILITACJA, PRAWO, EKONOMIA..85
6.1. Powrót 7-godzinnego dnia pracy Ada Prochyra.85
6.3. Wyższe dopłaty do bezrobotnych i niepełnosprawnych Renata Majewska, oprac.: GR..90
6.4. PFRON zrefunduje składki przedsiębiorców inwalidów Renata Żaczek, oprac.: GR..90
6.5. Refundacja szkoleń na starych zasadach Michalina Topolewska.92
6.7. Firmy bezprawnie zmieniają umowy niepełnosprawnym Michalina Topolewska, oprac.: GR..94
6.8. Wzrosły wpłaty na PFRON Dziennik Gazeta Prawna, oprac.: GR..96
6.10. Pracodawcy chcą zmian w udzielaniu ulg na PFRON Michalina Topolewska.100
7. W PRAWIE, W POLITYCE I W PRAKTYCE..101
7.1. Rodzice wraz z dziećmi rozpoczęli protest okupacyjny w Sejmie.101
7.2. W Sejmie protestują rodzice z niepełnosprawnymi dziećmi103
7.3. Rodzice protestujący w Sejmie złożyli petycję.105
7.4. Twój Ruch chce posiedzenia sejmowej komisji ws. protestu rodziców w Sejmie.106
7.5. Premier: świadczenia dla rodziców dzieci niepełnosprawnych znacząco wzrosły.107
7.6.Protestujący w Sejmie rodzice proszą o pomoc prezydentową.109
7.7.Komunikat MPiPS: podwyżka świadczeń dla opiekunów niepełnosprawnych dzieci111
7.9. Wzrosły minimalne świadczenia mrz, oprac.: GR..117
7.10. Co dalej z PFRON? Tomasz Przybyszewski118
7.11. Renty wzrosną o 1,6 proc. Tomasz Przybyszewski120
7.12. Zasiłki na bakier z prawem Katarzyna Wójcik, oprac.: GR..121
7.13. Co dalej z opiekunami? Beata Rędziak.122
7.14. Kontynuacja pomocy dla opiekunów kwa, oprac.: GR..127
7.15. Projekt ws. świadczeń pielęgnacyjnych zawieszony.127
7.16. MPiPS potrzebuje jeszcze 500 mln zł na świadczenia pielęgnacyjne 128
7.17. Będą trzy rodzaje świadczeń Beata Rędziak.129
7.18. W Senacie o bezpłatnych lekach dla najuboższych i najstarszych emerytów..132
8. WSPOMINAMY LUDZI I WYDARZENIA..134
8.1. Niewidomi wczoraj - a dziś Irena Preiss.134
8.2. Kilka impresji Jerzy Szczygieł137
9.1. Uciekać slalomem Stanisław Kotowski140
9.2. Zostawcie Titanica! Bogusław Witek.141
9.3. Mruczę i prycham Wielka radość.150
10. FAKTY, POGLĄDY, OPINIE I POLEMIKI152
10.1. W obronie słabowidzących Danuaria.152
10.2. Głos niewidomych internautów Bezcelowa refundacja?.155
11. REKLAMA Rusza kolejna edycja pilotażowego programu "Aktywny Samorząd".160
"Wiosnę zapowiada pierwszy kwiat, dzień rozpoczyna się zorzą poranną, noc pierwszą gwiazdą, strumień pierwszą kroplą, ogień pierwszą iskrą, a miłość pierwszym snem". Primo Mazzolari
Na piękną wiosnę, na Święta pełne chwały, na dni słoneczne i deszczowe, na Wasze troski i radości życzymy Wam Drodzy Czytelnicy i Współpracownicy, wzajemnej miłości, zrozumienia i życzliwości. Niechaj wiosna wypełni Wasze serca ciepłem i radością, a Święta Zmartwychwstania Pańskiego wypełnią je wiarą, nadzieją i miłością. Niechaj będą dla Was szczęśliwe wszystkie dni i każdy z nich przynosi Wam same miłe wydarzenia. Wesołego Alleluja Drodzy Czytelnicy i Współpracownicy!
Życzy Redakcja Wiedzy i Myśli
Stanisław Kotowski
Źródło: Informacja Stowarzyszenia "De Facto"
Data: 2014-03-12
Mazowieckie Stowarzyszenie Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto", informuje o wprowadzeniu do oferty Kiosku nowe dwa czasopisma:
"Gość Niedzielny" - ogólnopolski tygodnik katolicki wydawany w Katowicach. Jego pierwszy numer ukazał się z datą 9 września 1923, z artykułem wstępnym Augusta Hlonda. Organizatorem pisma był ks. Teodor Kubina, który początkowo pisał większość tekstów. Pismo początkowo związane było z Górnym Śląskiem, obecnie ma charakter ogólnopolski. Dodatkowo w każdym numerze ukazują się lokalne dodatki diecezjalne.
"Gość Niedzielny" jest tygodnikiem opiniotwórczym (wg danych ZKDP pierwszy tygodnik opinii w Polsce - przed "Polityką", "Newsweekiem" i "Wprost"), nie kryjącym się z przywiązaniem do chrześcijaństwa, ale otwartym na dyskusję. Tygodnik porusza tematy religijne, jak też problematykę etyczną, społeczną, polityczną, ekonomiczną, naukową, historyczną, medyczną itd. W "Gościu Niedzielnym" znajdują się też cykle reportaży (m.in. "Europa na kolanach", "W drogę ze św. Pawłem") i katechez (m.in. "Filary wiary", "Modlitwa jak chleb").
Tygodnik jest forum wymiany myśli i dyskusji o Kościele w Polsce, na świecie, o polityce, problemach społecznych i ekonomii.
"Mój piękny ogród" - największy europejski magazyny ogrodniczy, to nowa porcja wiedzy oraz oryginalnych i cennych inspiracji. Czytelnicy znajdą tu nie tylko pomysły na aranżowanie kwiatowych rabat, ogrodów doniczkowych na balkonach i tarasach, ale i projekty nowych nasadzeń oraz praktyczne porady dotyczące małej architektury ogrodowej.
Miłośnicy ogrodów użytkowych znajdą na łamach "Mojego Pięknego Ogrodu" wiele praktycznych porad i wskazówek dotyczących codziennej uprawy, pielęgnacji i ochrony roślin sadowniczych i warzywnych. W każdym numerze pisma przedstawiamy ponadto wybrane ogródki naszych czytelników, odpowiadamy na listy i zapraszamy do wzięcia udziału w konkursach z atrakcyjnymi nagrodami.
Osoby zainteresowane prenumeratą powyższych czasopism proszę o przesłanie zamówienia na adres poczty elektronicznej:
biuro@defacto.org.pl
Administrator Kiosku
Monika Lessnau
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 9
Pytanie:
Jakie przepisy w krajach Unii Europejskiej, w tym w Polsce, regulują sprawę biletów wstępu osób niewidomych (osób niepełnosprawnych) do instytucji kultury np. muzeów. We Francji wstęp do muzeów jest bezpłatny dla ON, a w Polsce nie? Jak sytuacja wygląda w różnych krajach UE?
Odpowiedź prawna:
W kwestii ulg dla osób niepełnosprawnych w zakresie korzystania z kultury zasadnicze znaczenie ma Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 10 czerwca 2008 roku w sprawie określenia grup osób, którym przysługuje ulga w opłacie lub zwolnienie z opłaty za wstęp do muzeów państwowych oraz rodzajów dokumentów potwierdzających ich uprawnienia (Dz.U.2008, nr 160, poz. 994), które zostało wydane na podstawie art. 10 ust. 4 ustawy z dnia 21 listopada 1996 roku o muzeach (Dz.U.1997, nr 5 poz. 24 ze zm.).
Zgodnie z tym Rozporządzeniem ulga w opłacie za wstęp do muzeów przysługuje osobom niepełnosprawnym wraz z opiekunami, będącym obywatelami państw członkowskich Unii Europejskiej, Konfederacji Szwajcarskiej oraz państw członkowskich Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) - stron umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym. Ulga przysługuje na podstawie okazania upoważnionemu pracownikowi muzeum ważnego dokumentu potwierdzającego uprawnienie do korzystania z ulgi w opłacie. W przypadku osób niepełnosprawnych będzie to legitymacja dokumentująca niepełnosprawność lub stopień niepełnosprawności.
Zgodnie z Ustawą o muzeach w jednym dniu tygodnia wstęp na wystawy stałe muzeów jest nieodpłatny. Do decyzji dyrektora muzeum należy określenie wysokości opłat (w tym również wysokości ulg) za bilety wstępu do muzeum oraz dzień, w który wstęp na wystawy stałe jest bezpłatny. Takie informacje dyrektor zobowiązany jest podać do publicznej wiadomości.
Unia Europejska nie przewiduje w aktach prawa unijnego konkretnych wytycznych dotyczących dostępu osób niepełnosprawnych do instytucji kultury. Zgodnie z tendencjami wytyczne unijne sprowadzają się do posługiwania się generalnymi stwierdzeniami, takimi jak zobowiązanie państw członkowskich do podejmowania działań na rzecz zwiększania integracji osób niepełnosprawnych ze społeczeństwem oraz znoszenie barier w dostępie do instytucji życia publicznego, w tym instytucji kultury.
Należy zatem przyjąć, że każde z państw członkowskich Unii Europejskiej posiada własne regulacje, analogiczne do Rozporządzenia Rady Ministrów z 2008 roku, które obecnie obowiązuje w Polsce. Zgodnie z przepisami wewnętrznymi każdego kraju niepełnosprawni uprawnieni są albo do biletów zniżkowych, albo do bezpłatnych wstępów. W każdym z państw konieczne jest również przedstawienie dokumentu poświadczającego niepełnosprawność. Unia Europejska nadal jednak nie przygotowała jednego wzoru dokumentu, którym mogłyby się legitymować osoby niepełnosprawne.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-06
Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych ma nową prezes. Stanowisko to objęła Teresa Hernik, dotychczasowa dyrektor Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych - informuje serwis www.pfron.org.pl.
Od 15 marca 2010 r. Teresa Hernik była dyrektorem Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. W ostatnim czasie dała się poznać jako zwolenniczka nadchodzących zmian na rynku pracy osób z niepełnosprawnością.
- Mam nadzieję, że ta zmiana, która została wprowadzona ustawą okołobudżetową, przyniesie istotną poprawę w przyszłym roku [2014 r. - przyp. red.], a jeśli nie w przyszłym, to w następnych latach - mówiła Piotrowi Pawłowskiemu pod koniec 2013 r. w programie Integracja. - Ta zmiana dotyczyła zrównania dofinansowania do wynagrodzeń na chronionym i otwartym rynku pracy. To jest coś, co było odwlekane od 2008 roku i biorąc pod uwagę fakt, że połowa ludzi jest zatrudniona na chronionym, a druga połowa na otwartym rynku pracy, to myślę, że to jest bardzo dobre rozwiązanie. Polega to na tym, że pracodawca na otwartym i na chronionym rynku dostanie dofinansowanie do niepełnosprawnego pracownika w takiej samej wysokości.
Kierowane przez Teresę Hernik Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych brało też aktywny udział w pracach nad nowymi przepisami o karcie parkingowej, które ograniczą liczbę uprawnionych do jej używania.
- Myślę, że wszyscy, którzy mają problem z poruszaniem się, narzekają na małą dostępność miejsc parkingowych - podkreślała Teresa Hernik w programie Integracja. - Wydaje się, że obecnie przyjęta ustawa w znacznym stopniu powinna poprawić tę sytuację.
Teresa Hernik odniosła się też w wywiadzie m.in. do kwestii świadczeń pielęgnacyjnych. Na pytanie, czy rodzice będą mieli wyższe świadczenia, odpowiedziała:
- Rodzice już mają wyższe świadczenia i to jest cały dylemat, który się wytworzył, bo w dzisiejszej sytuacji finansowej, żeby komuś dać, to trzeba komuś zabrać. I tak się stało. Zwiększone świadczenia otrzymali rodzice dzieci niepełnosprawnych, natomiast kosztem niektórych opiekunów osób starszych. W tej chwili trwają prace nad nowym sposobem tego rozwiązania, ponieważ Trybunał Konstytucyjny zakwestionował tę ustawę i jesteśmy zobowiązani wypłacić należne świadczenia wszystkim zainteresowanym, natomiast pracujemy nad nowym rozwiązaniem, które w sposób bardziej punktowy doprecyzuje niesamodzielność osoby, którą się trzeba opiekować.
Teresa Hernik (ur. 1956) jest absolwentką Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, Studium Pedagogicznego w Białymstoku oraz studiów podyplomowych - zarządzanie jednostkami pomocy społecznej przy Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej oraz zarządzanie zasobami ludzkimi w Centralnej Szkole Instruktorskiej Związku Harcerstwa Polskiego (ZHP).
Od 1980 r. była kierownikiem Wydziału Ceramicznego w Spółdzielni Rękodzieła Ludowego i Artystycznego, a w latach 1983-1986 - nauczycielką w szkole podstawowej. Była też kierownikiem Zakładu Poligraficznego, a w latach 1993-1996 dyrektorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Białymstoku. W późniejszych latach pełniła też funkcję zastępcy dyrektora Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, a także stanowisko dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury. Została wybrana do Rady Miasta Białegostoku na dwie kolejne kadencje (1990-1998).
Harcmistrzyni przez wiele lat związana ze Związkiem Harcerstwa Polskiego, instruktorka ZHP od wczesnych lat 70. W latach 1987-88 była komendantką Hufca Białystok, zaś w latach 1990-1999 komendantką Chorągwi Białostockiej. Od 2000 r. była zastępczynią Naczelnika, a w latach 2005-2007 Naczelnikiem ZHP. Jest również członkiem założycielem Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Od 2005 r. członkini Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, obecnie jest jej wiceprzewodniczącą. Wieloletnia członkini, w tym także współprzewodnicząca, Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Od 15 marca 2010 r. Teresa Hernik była dyrektorem Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W marcowym wydaniu "WiM", w rozmowie z Henrykiem Lubawym, pozycja 5.1. ukryłem tęgą niedorzeczność.
***
S.K. - Co Pan myśli o decyzji Agnieszki Radwańskiej?
H.L. A cóż takiego ona postanowiła?
S.K. - Nie słyszał Pan? Otóż postanowiła rozstać się z tenisem. kocha jednak sport i dlatego przerzuca się na boks. Oświadczyła, że w pył rozniesie Gołotę, Adamka, Saletę, Diablo-Włodarczyka i całą czeredę światowej sławy bokserów. Dodała, że ukoronowaniem jej kariery będzie pokonanie jednocześnie obydwu braci Kliczków i to przez nokaut. Powiedziała, że w trójkę wyjdą na ring i takiego łupnia dostaną, że nawet płakać nie będą mieli siły.
H.L. - Myślę, że ma duże szanse cel ten osiągnąć. Przy jej waleczności...
Niedorzeczność tę wykryło i zgłosiło na konkurs 14 osób. Nagrodę wylosował pan Piotr Kulpiński ze Stopnicy w województwie świętokrzyskim.
Nagroda może niezbyt duża, ale szczęście w losowaniu też coś znaczy. Gratuluję.
Zapraszam do poszukiwania niedorzeczności w kwietniowym wydaniu "WiM" i informowaniu mnie o jej odkryciu.
W temacie e-maila z odpowiedzią proszę wpisać: "niedorzeczność" i wysłać na adres:
st.k@onet.pl
Jest to konkurs-zabawa, nie równa się z wielką loterią , ale też i nic nie kosztuje. Bawmy się więc przy poszukiwaniu niedorzeczności.
Stanisław Kotowski
Źródło: www.niewidominatandemach.pl
Data opublikowania: 2014-03-04
Hej! Na progu nowego sezonu spróbujemy poszerzyć zakres naszej inicjatywy o kajaki, jako następną formę aktywności, pozwalającą niewidomym zaspokoić deficyt ruchu na świeżym powietrzu.
Rozpoczynamy zatem poszukiwania osób i klubów, dysponujących dwuosobowymi kajakami i skłonnych od czasu do czasu zaprosić niewidomych na pokład. Wszystkim kajakarzom będziemy bardzo wdzięczni za nadsyłanie zgłoszeń poprzez formularz dla wolontariusza, dostępny na stronie:
www.niewidominatandemach.pl
(wpisując w uwagach "kajak").
Prosimy o przekazanie tej informacji jak najszerszemu gronu odbiorców.
Pozdrawiam serdecznie
Kuba Terakowski - twórca i koordynator Projektu Niewidomi na Tandemach
tel. 603 305 401 (Plus)
e.mail: niewidominatandemach@gmail.com
www.niewidominatandemach.pl
www.facebook.com/Niewidomi.na.tandemach
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Narząd wzroku
Składa się z oka, nerwu wzrokowego i pola wzrokowego w płacie potylicznym kory mózgowej. Jest to skomplikowany, delikatny, bardzo precyzyjny narząd, który umożliwia widzenie barwne oraz widzenie bardzo małych i wielkich obiektów z różnej odległości. Budowę i działanie narządu wzroku przedstawiam w dużym uproszczeniu. Chcę tylko zwrócić uwagę na niektóre fizyczne elementy tej budowy, natomiast całkowicie pomijam chemiczne procesy umożliwiające widzenie. Uważam, że to wystarczy, a zbyt drobiazgowe opisy do naszych celów nie są konieczne.
Oko składa się z gałki ocznej oraz z mięśni poruszających gałką oczną, narządu łzowego, spojówki, powiek, brwi i rzęs.
Ściana gałki ocznej składa się z:
- twardówki, która w przedniej części oka przechodzi w przezroczystą rogówkę
- naczyniówki, w skład której wchodzi znajdująca się w przedniej części tęczówka ze źrenicą i ciałko rzęskowe służące do umocowania soczewki
- siatkówki składającej się z warstwy komórek światłoczułych: pręcików i czopków.
Pręciki odbierają bodźce świetlne o małym natężeniu i umożliwiają widzenie niebarwne.
Czopki służą do odbioru bodźców świetlnych o dużym natężeniu i do rozróżniania barw.
Pręciki i czopki są przekształconymi neuronami.
Najbardziej czułym miejscem siatkówki jest plamka żółta, która jest gęstym skupieniem czopków. Miejscem, w którym zaczyna się nerw wzrokowy jest plamka ślepa, która nie zawiera komórek światłoczułych.
Światło wpadające do oka jest załamywane przez rogówkę, ciecz wodnistą wypełniającą komorę przednią, soczewkę i ciałko szkliste.
Soczewka może zmieniać kształt dzięki mięśniowi rzęskowemu, co powoduje akomodację oka.
Źrenica może zwiększać i zmniejszać swoją wielkość. Umożliwiają to mięśnie tęczówki. Źrenice rozszerzają się, jeżeli jest słabe oświetlenie i zmniejszają, kiedy oświetlenie jest mocne.
Promienie świetlne przechodzą przez aparat optyczny oka i tworzą obraz oglądanego obiektu na siatkówce. Jest on pomniejszony i odwrócony.
Obraz ten, za pośrednictwem nerwu wzrokowego, przekazywany jest do pola wzrokowego w płacie potylicznym kory mózgowej.
Nerw wzrokowy z gałki ocznej dochodzi do skrzyżowania wzrokowego. Tam następuje rozdzielenie nerwu z każdego oka na dwie drogi wzrokowe, które prowadzą do pola wzrokowego.
W polu wzrokowym impulsy nerwowe są przetwarzane, analizowane, scalane i tworzą trójwymiarowy obraz.
Oczy człowieka znajdują się blisko siebie. Każde z nich odbiera nieco inny obraz, który jest scalany w ośrodku wzrokowym. Dzięki temu możliwe jest widzenie trójwymiarowe, przestrzenne.
Budowę oka w uproszczeniu można porównać do budowy aparatu fotograficznego.
Uszkodzenie każdej z części składowych narządu wzroku może prowadzić do zaburzeń widzenia, a nawet do całkowitej utraty wzroku.
Przedsiębiorstwa turystyczne na naradzie w Sejnach postanowiły zakupić i przywieźć do Polski:
- wieżę Eiffla z Paryża,
- Statułę Wolności z Nowego Jorku,
- piramidę Cheopsa z Egiptu.
Obiekty te ustawić w Siemiatyczach, w Hajnówce lub w Łapach. Miasta te walczą o nie zażarcie.
Celem tych zakupów jest ożywienie turystyki na Podlasiu.
Światło
Możemy mówić o widzialnej części promieniowania elektromagnetycznego i niewidzialnej części tego promieniowania.
Potocznie światłem nazywamy tylko część widzialną promieniowania. Według fizyków jednak światłem jest również promieniowanie ultrafioletowe i podczerwone, których oko ludzkie nie widzi.
Nie każde oko jest jednakowo wrażliwe. Nie można więc precyzyjnie określić długości fal świetlnych, które widzą wszyscy ludzie. Można wartości te podać tylko w przybliżeniu. Przyjmuje się, że oko ludzkie odbiera fale świetlne w granicach od 380 do 780 nm.
Światłem zajmuje się optyka, która traktuje je jako falę elektromagnetyczną oraz jako strumień fotonów.
Nas jednak interesują, nie fizyczne właściwości światła, ani jego natura, tylko jego odbiór przez narząd wzroku oraz znaczenie światła i wzroku dla człowieka.
Światło jest warunkiem życia. To dzięki światłu rośliny asymilują dwutlenek węgla i wytwarzają substancje, którymi odżywiają się pozostałe organizmy, z człowiekiem włącznie. Światło jest podstawą funkcjonowania najważniejszego zmysłu dalekiego zasięgu człowieka - zmysłu wzroku. Zmysł ten dostarcza człowiekowi około 85 procent pozasłownych informacji z otoczenia i umożliwia sprawne w nim funkcjonowanie.
Od zawsze światło odgrywa wielką rolę w życiu człowieka. W zamierzchłych wiekach światło oznaczało bezpieczeństwo, radość, piękno. W nocy panowała ciemność i polowały drapieżniki. W ciemnościach występowało wiele zagrożeń, z którymi człowiek pierwotny zmagał się nieustannie. Ciemność oznaczała - lęk, strach, zagrożenie, poczucie bezradności. Dzień - to światło, to widno, to brak zagrożeń, to bezpieczeństwo. Dzień, światło, widno, to radość życia.
Te historyczne doświadczenia tkwią głęboko w psychice. Chociaż obecnie nasze życie wygląda zupełnie inaczej, chociaż nie ma już tak wielkich zagrożeń wynikających z ciemności, z nocy, chociaż nauczyliśmy się wytwarzać światło w dostatecznych ilościach, lęk przed ciemnościami tkwi w głębi naszej świadomości oraz podświadomości i w wielu sytuacjach w różnych formach daje o sobie znać.
W pewnych okolicznościach lęki ukształtowane w toku rozwoju gatunku ludzkiego, wzmacniane są osobistymi doświadczeniami z życia człowieka. Dziecko położone spać w ciemnym pomieszczeniu niekiedy przeżywa lęki, czuje się samotne, opuszczone, pozbawione opieki, miłości. W ciemnościach, w nocy, późnym wieczorem zdarza się więcej napadów i kradzieży, niż w dzień. Poza tym chyba nie ma ani jednej osoby widzącej, która po ciemku nie nabiła sobie guza, nie potykała się o różne przedmioty, nie potrąciła czegoś, nie stłukła, nie rozlała.
Wszystkie doświadczenia, te gatunkowe, które powstały w wyniku rozwoju człowieka i te osobnicze, nabywane przez każdego w toku jego życia uczą nas, że światło jest czymś dobrym, a ciemność złym.
Uwarunkowania te wpływają na psychikę człowieka oraz na społeczną świadomość. Z lęku przed ciemnością, czyli brakiem światła, rodzą się stereotypy niewidomych i mity na ich temat.
Ludzie skłonni są utożsamiać brak wzroku z ciemnością, z czymś złym, nieprzyjemnym, trudnym do zaakceptowania. W wielu przypadkach, życie bez światła i bez wzroku przerasta wyobraźnię człowieka widzącego. Uwarunkowania te są niekorzystne, gdyż prowadzą do tworzenia i trwania stereotypów osób niewidomych, mitów na ich temat, które utrudniają im społeczne funkcjonowanie.
Wyobrażenia surogatowe, czyli zastępcze
Przy pomocy jednego zmysłu nie można uzyskać dokładnego wyobrażenia przedmiotu. Nie można też uzyskiwać dokładnych informacji o cechach przedmiotów przy pomocy zmysłów, które nie są dostosowane do odbierania bodźców odpowiadających tym cechom. Dotykiem na przykład nie można rozpoznawać kolorów. Nie można więc dokładnie wyobrazić sobie rumianego jabłka, tęczy na niebie, kształtu wysokiego drzewa, perspektywy. Nie można tego osiągnąć również przy pomocy słuchu. Mimo to niewidomi wyobrażają sobie różne przedmioty i ich cechy. Kolor kojarzą z fakturą oglądanego przedmiotu. Są nawet propozycje dotykowych palet barw. Według tych propozycji opuszkami palców można bez trudu rozpoznawać faktury tkanin. I tak - tkanina bawełniana, frotowa, niebieska, żółta oraz czerwona różnią się między sobą. Niebieska jest zimna a czerwona ciepła. Nie są to jednak wyobrażenia barw, tylko coś zastępczego, co może dać pewne wyobrażenie o przedmiocie, ale bardzo ubogie, niedokładne. Podobnie sprawa ma się z dźwiękami. One również mogą być kojarzone z kolorami. Mówi się nawet o barwie dźwięków. Nie są to jednak wyobrażenia kolorów.
Nie ma więc sposobu wytworzenia u niewidomego dokładnych wyobrażeń kolorów, gry cieni, perspektywy, nieba usianego gwiazdami itp.
Inaczej jest z osobami ociemniałymi. Nagromadziły one we własnych mózgach mnóstwo różnych wyobrażeń, które mogą być wywołane np. przez nazwę koloru, nazwę jabłka, jego zapach czy kształt.
Nie mają również takiego problemu osoby słabowidzące. One wciąż widzą kolory, może niedokładnie, może nie rozróżniają odcieni, ale są to kolory, a nie ich zastępcze wyobrażenia.
Wyobrażenia surogatowe są podobne do wyobrażeń wytwórczych, fantazyjnych. Wyobrażenia takie powstają również u ludzi widzących, ale są one bardziej dokładne, bardziej podobne do przedmiotów, którym mają odpowiadać. To jednak nie jest najważniejsze. W orientacji przestrzennej, przy samodzielnym poruszaniu się w przestrzeni, nie jest konieczne dokładne wyobrażenie przeszkody znajdującej się na drodze. Wystarczy wyobrażenie jej wielkości, twardości czy kształtu. Przy czym wystarczy tu przybliżone wyobrażenie tych cech. Wyobrażenie na przykład kolorów ma bez porównania mniejsze znaczenie.
Nie będę wgłębiać się w fizjologiczne czy anatomiczne podstawy wyobrażeń surogatowych, zastępczych. Wystarczy dodać, że mogą one odnosić się do stosunków przestrzennych czy do kolorów. Niezależnie od ich dokładności odgrywają ważną rolę w dostosowaniu niewidomych do życia w środowisku fizycznym i społecznym.
Werbalizm
Jest to wypowiadanie przez niektóre niewidome osoby słów, którym nie odpowiadają dokładne wyobrażenia.
Często niewidomi operują słowami odnoszącymi się na przykład do kolorów, perspektywy, gry cieni, budowli, zwierząt, roślin i wielu innych, nie mając prawidłowych ich wyobrażeń. Zdarza się, że niewidomy nauczy się tak posługiwać tymi pojęciami, że sprawia wrażenie, iż używa ich świadomie. Niektórzy teoretycznie potrafią nawet dobierać kolory zgodnie z aktualną modą tak, żeby pasowały do siebie, żeby się nie gryzły.
Werbalizm występuje w znacznie mniejszym stopniu u osób słabowidzących. Im wzrok jest lepszy, mniej uszkodzony, tym dokładniej wyobrażają sobie nazywane przedmioty i zjawiska.
W latach 1965 i 1966 w trzech ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych, przeprowadzałem badania na temat kształtowania wyobrażeń u niewidomych na podstawie rysunku plastycznego. W wyniku tych badań, których tu nie referuję, ujawniły się przykłady werbalizmu.
Kiedy dzieci otrzymywały do rąk model marchewki, nie miały żadnych trudności z rozpoznaniem, co to jest. Dzieci niejednokrotnie jadły surową marchewkę i znały doskonale jej cechy fizyczne.
Znacznie gorzej wyglądała sprawa z innymi warzywami i innymi modelami. Burak okazał się słabo rozpoznawalny. I to jest zrozumiałe. Dzieci wiedziały sporo o burakach, jadły barszcz i buraczki jako dodatek do drugiego dania. Wiedziały, że są one mocno czerwone, buraczkowe, że są smaczne lub nie, w zależności od gustów. Ale kształt buraka? Skąd dzieci miały to wiedzieć? Przecież buraków nie je się na surowo w całości.
Jeszcze gorzej sprawa wyglądała z modelami ryb - karpia i szczupaka. Były one samolotami, rakietami, drzewami albo niczym znanym.
Dzieci z ośrodków szkolno-wychowawczych nie miały możliwości brania w ręce i dokładnego oglądania ryb. Jadły je i sporo o nich wiedziały, ale nie znały ich kształtów.
Obecnie prawdopodobnie sprawa wygląda lepiej. Większy nacisk kładzie się na upoglądowienie nauczania, stosuje więcej modeli i rysunki, których przed laty nie było. Z pewnością jednak trudności nie zostały przezwyciężone do końca. Teraz również nie wszystko można dzieciom pokazać. W dalszym ciągu więc niektórzy niewidomi używają pojęć, którym nie odpowiadają właściwe wyobrażenia.
Na tym polega werbalizm. Niewidomy może mówić o wszystkim łącznie z kolorami, rozgwieżdżonym niebem i innymi obiektami. Jednak wypowiadanym słowom, pojęciom nie odpowiadają dokładne, prawidłowe wyobrażenia.
Widzący
Jest to osoba prawidłowo widząca, u której nie występuje uszkodzenie wzroku. Człowiek widzący - określenie używane przez niewidomych w celu doprecyzowania, o jakim człowieku mowa. Ludzie widzący nie muszą używać tego określenia, gdyż kontaktują się i mówią najczęściej o ludziach takich, jakimi są sami. Jeżeli chcą mówić o ludziach niewidomych, używają określeń ich dotyczących, np. niewidomy, ślepy, ciemny, w zależności od środowiska i kultury. Niewidomi natomiast muszą doprecyzowywać, o jakich ludziach mówią - widzących, słabowidzących czy niewidomych. Podobnie ma się sprawa z książkami - muszą określać, czy mówią o zwykłych książkach, brajlowskich czy mówionych. Zegarki są zwykłe, mówiące i brajlowskie, drukarki komputerowe zwykłe i brajlowskie, mapy zwykłe i tyflologiczne. Zróżnicowanie ludzi i przedmiotów wymaga zróżnicowanych określeń, żeby niewidomi wiedzieli, o kim czy o czym mówią.
Ślepe krowy "Blinde-kuh"
Są to restauracje i kawiarnie, w których klienci konsumują potrawy w zupełnych ciemnościach, a kelnerami są niewidomi.
Pierwsza taka instytucja pojawiła się w Szwajcarii pod koniec ubiegłego stulecia, a następne w wielu innych krajach. Wymyślił ją pastor Jorge Spielmann. Wzorował się on na wystawie w ciemności, która powstała w Zurychu. Odwiedzający ją mogli poczuć, jak to jest, gdy się nic nie widzi. W Polsce pierwsza taka restauracja powstała w 2008 r.
Następnie zaczęły powstawać inne instytucje, które podejmują działalność w ciemnościach - wystawy i spektakle teatralne.
Celem kawiarni, restauracji i innych działań w ciemności, według ich twórców, jest popularyzowanie spraw osób niewidomych, upoglądowianie, jak żyją niewidomi, jak sobie radzą, jakich pomocy używają itp. Jest to wypowiadany albo niewypowiadany cel działania w takich warunkach. Niestety, działalność ta opiera się na błędnych założeniach. U jej podstawy leży przekonanie, że niewidomy funkcjonuje tak, jak człowiek widzący w ciemnościach. Założenie to nie uwzględnia rehabilitacji, długotrwałego, mozolnego przyswajania sobie bezwzrokowych metod wykonywania różnych czynności. Niektórzy uważają i twierdzą, że w ten sposób ludzie widzący lepiej zrozumieją warunki życia niewidomych. Tymczasem jest to przekonanie całkowicie bezpodstawne. Obiad spożywany przez osobę widzącą w zupełnych ciemnościach może tylko utwierdzić ją w przekonaniu, że wszystko to, co wiedziała o niewidomych jest prawdą. Jeżeli osoba ta była przekonana, że niewidomi mają doskonalsze wszystkie zmysły i dodatkowo zmysł szósty, przekona się, że tak jest. Ona przecież nie radziła sobie, nie wiedziała co je, czy się nie ubrudziła itd. Jeżeli przekonana była, że niewidomy nie jest do niczego zdolny, przekonała się, że miała rację. Przecież ona nie była zdolna zjeść posiłku w cywilizowany sposób.
Człowieka widzącego w restauracji typu "ślepa krowa" można porównać do osoby nieumiejącej pływać, która została wrzucona na głęboką wodę. Trudno jest oczekiwać, żeby osoba ta cokolwiek zrozumiała i odczuwała przyjemność z tej kąpieli. Będzie przerażona i z ulgą wyjdzie z wody. Ta sama osoba, jeżeli nauczy się dobrze pływać, będzie inaczej zachowywała się w wodzie, a kąpiel będzie sprawiała jej przyjemność.
Tak więc "ślepe krowy" nie oddziałują na intelekt człowieka, nie mają walorów poznawczych. Świetnie natomiast oddziałują na emocje, wzmacniają emocjonalne oceny możliwości osób niewidomych, utrwalają stereotypy, mity i różne nieprawidłowe poglądy na ich temat.
Działalność taka podejmowana jest z chęci osiągania korzyści w sensie ekonomicznym, jako z działalności gospodarczej, albo korzyści materialnej o charakterze charytatywnym - emocje pobudzają do hojności. Oczywiście, w działalność tę angażują się również ludzie, którzy kierują się najlepszymi intencjami, ale nie uświadamiają sobie szkodliwości takich działań.
Ćwiczeń w ciemnościach jednak nie należy całkowicie odrzucać. Mogą one być stosowane w toku szkolenia instruktorów rehabilitacji niewidomych. Wówczas stosuje się je łącznie z przekazywaniem wiedzy tyflologicznej, są więc metodą upoglądowiania teoretycznej wiedzy.
Źródło: www.klucz.org.pl
W życiu każdego człowieka ważną rolę pełni okres, w którym zdobywa wykształcenie ogólne i zawodowe. Oczywiście, ludzie zdobywają wiedzę w różny sposób. Ważną rolę pełnią tu rozmowy z innymi ludźmi i korzystanie z ich doświadczeń, środki przekazu, literatura, film, muzea, wystawy itp. Z tych źródeł korzystają również niewidomi i słabowidzący.
Jak wszędzie i jak zawsze występują tu bariery, pozamykane drzwi, do otwierania których muszą szukać odpowiednich kluczy. Takimi zatrzaśniętymi drzwiami są: gesty, mimika, mowa ciała, wskazywanie, zamiast informowania słownego, informacje typu "tu", "tam", "za tobą", "ten biały budynek". O podobnych sprawach pisałem wcześniej.
Pisałem również o pozasłownym przekazie informacji - obrazy, zdjęcia, film, telewizja. Tu również potrzebne są klucze, m.in. audiodeskrypcja.
Obecnie skupię się na różnorodnych problemach, barierach, pozamykanych drzwiach, których niemało znajduje się we wszystkich szkołach, poczynając od szkół podstawowych, a na wyższych uczelniach kończąc. Mało tego, w okresie zdobywania wykształcenia występują wszystkie rodzaje barier, utrudnień, ograniczeń, o których pisałem we wcześniejszych artykułach z tego cyklu. Oczywiście, mam tu na myśli szkoły ogólnodostępne, w specjalnych ośrodkach szkolno-wychowawczych kwestia ta wygląda zupełnie inaczej.
Korzystanie z informacji, z podręczników, zapisów na tablicy i pomocy szkolnych
Podręczniki dla młodszych klas są pięknie wydanymi, bogato ilustrowanymi, kolorowymi albumami. Niemal we wszystkich podręcznikach ilustracje, rysunki, wykresy, rzuty są ich integralną częścią. Pomijając fakt, że wszystko to jest dla niewidomych niedostępne, to jeszcze niektóre treści trudno jest zrozumieć bez rysunków, strzałek, podpisów, rzutów.
Ważną częścią nauki w młodszych klasach jest opanowywanie umiejętności ręcznego pisania, rozwiązywanie zadań przez zakreślanie, malowanie, porównywanie, wyszukiwanie.
Budowa atomu, budowa bakterii, pierwotniaków, owadów - małych i wielkich zwierząt, ich kształty, kolory, sposób poruszania się dzieci poznają na rysunkach, zdjęciach, filmach, z audycji telewizyjnych, wizyt w ogrodach zoologicznych, z obserwacji owadów, ptaków i ssaków na ulicach, w parkach, w lasach, na polach, na łąkach, nad rzekami, jeziorami i morzem. Podobnie ma się sprawa z roślinami, z tym że zamiast ogrodów zoologicznych przydatne są ogrody botaniczne.
Geometria wymaga rysowania, pomiarów i obliczeń, a ćwiczenia z fizyki, z chemii, biologii itp. doświadczeń, które najczęściej są niewykonalne.
Jeżeli nawet przyrządy dostosowane są do możliwości percepcyjnych niewidomych uczniów, nie są one tak precyzyjne jak te, którymi posługują się widzący uczniowie. Poza tym nauczyciele ze szkół ogólnodostępnych na ogół nie znają takich przyrządów, nie znają pisma punktowego, nie potrafią stosować bezwzrokowych metod nauczania.
Wszystko to powoduje, że warunki uczenia się niewidomych dzieci i młodzieży są gorsze, mniej korzystne od tych, w których uczą się dzieci i młodzież widząca. Nawet na studiach wyższych wszelkiego rodzaju upoglądowienia odgrywają ważną rolę. Ich brak jednak najmocniej jest odczuwany w młodszych klasach szkoły podstawowej.
Kluczem do tych drzwi, w które wmontowano wiele zamków, jest dobre opanowanie bezwzrokowych metod uczenia się i wykonywania różnych czynności przewidzianych programem szkolnym, a także korzystanie ze specjalnych pomocy dydaktycznych oraz sprzętu rehabilitacyjnego. Potrzebna jest też pomoc osób widzących, najlepiej koleżanek i kolegów. Pomoc innych osób, np. rodziców czy rodzeństwa, chociaż może być równie skuteczna, a nawet skuteczniejsza, przyczynia się do izolacji dziecka od rówieśników, nie sprzyja jego uspołecznieniu i kształtowaniu cech charakteru, które są niezbędne w życiu ludzi dorosłych.
Uczniowie i studenci słabowidzący mają mniej podobnych ograniczeń. Im mają lepsze możliwości widzenia, tym łatwiej mogą pokonywać trudności. Wymagają mniej pomocy i mniej specjalistycznego sprzętu rehabilitacyjnego.
Ograniczenia czynnego udziału w zajęciach szkolnych
Niewidomemu uczniowi czy studentowi trudno jest prawidłowo reagować na wszystko, co się wokół niego dzieje. Nie zawsze nauczyciel czy wykładowca wszystko dokładnie objaśnia. W wielu przypadkach wystarczy rysunek czy slajd i wskazanie na jakieś szczegóły, zależności, układy przestrzenne itd. Po takim pokazie i wyjaśnieniu, dalszy wykład staje się prosty. Bazuje na wiedzy przekazanej wizualnie. Niestety, nie dla niewidomego.
Niewidomy uczeń i student nie może również prawidłowo reagować na pozasłowne sygnały przekazywane przez nauczycieli, wykładowców i kolegów. Nie wie na przykład, w jakim nastroju jest wykładowca, jak reaguje na jego wypowiedź, nie może skorygować odpowiedzi, nie może skorzystać ze wskazówek zapisanych na tablicy, nie może skorzystać z rysunku, żeby przeprowadzić jakiś dowód.
Są również zajęcia, uczestnictwo w których jest jeszcze poważniej utrudnione, albo zupełnie niemożliwe. Wykluczone są wszystkie ćwiczenia, które wymagają posługiwania się mikroskopem, obserwacji zachowania zwierząt czy wyników reakcji chemicznych.
Podobnie udział w zajęciach wychowania fizycznego jest słabo dostępny dla niewidomych. Wiele ćwiczeń nie mogą wykonywać, nie mogą naśladować ruchów nauczyciela, nie mogą grać w różne gry, w których wykorzystywane są piłki. W szkołach nie ma również warunków do uprawiania biegów, skoków, rzutów. Takie ćwiczenia chociaż mogą być wykonywane, to jednak wymagają specjalnych warunków.
Wspomnieć też trzeba o obawach nauczycieli. Nawet te ćwiczenia, które niewidomi mogą wykonywać bez trudu, mogą być uznane za niewykonalne, bo niebezpieczne.
Przezwyciężanie takich i podobnych trudności wymaga dobrego zrehabilitowania i silnej woli niewidomego ucznia czy studenta, umiejętności przekonywania do swoich możliwości i odrzucania taryfy ulgowej. Nie znam innych kluczy do podobnych drzwi. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie są to klucze, którymi łatwo się posługiwać. W naturze ludzkiej leży chęć unikania nadmiernego wysiłku. Jeżeli można czegoś uniknąć, z możliwości tej należy skorzystać. A zwolnienie z jakichś zajęć, zmniejszone wymagania ze strony nauczycieli, wykładowców i egzaminatorów, jakże to zrozumiałe. Tak, zrozumiałe, ale niekorzystne. Prowadzi do obniżania samooceny, przyzwyczajenia do korzystania z ulgowego traktowania, do negatywnych porównań z innymi albo do przekonania, że się jest wspaniałym uczniem, studentem, człowiekiem, którym się wszyscy zachwycają i wysoko oceniają jego poczynania, nawet te błahe. Korzystanie z taryfy ulgowej prowadzi do kształtowania negatywnych cech osobowości, które stanowią wielką przeszkodę, mocno zatrzaskują solidne drzwi przed możliwościami niewidomego w ciągu całego jego życia.
Podstawą rehabilitacji i korzystania w optymalnym stopniu z nauki jest odrzucenie taryfy ulgowej, grzeczna odmowa przyjmowania zawyżonych ocen i chęć dorównania innym uczniom lub studentom. Wiem, że proponuję bardzo niewygodny klucz, ale innego nie znam.
Brak przygotowania nauczycieli do pracy z niewidomymi
Oczywiście, dotyczy to nauczycieli ze szkół ogólnodostępnych, bo w szkołach specjalnych jest pod tym względem lepiej.
Nauczyciele szkół ogólnodostępnych najczęściej nie znają możliwości i potrzeb niewidomych uczniów. Nie znają też nauczania przy zastosowaniu bezwzrokowych metod. Nie wiedzą również, gdzie szukać pomocy. Często nawet nie chcą poznawać tej problematyki. Wcześniej nie mieli niewidomych uczniów i za kilka lat znowu nie będą ich mieli, więc po co. Oni również są ludźmi i również chętnie unikają wysiłku, którego można uniknąć. Braki te, najczęściej, chcą wyrównywać życzliwością i tym, co mogą dać niewidomemu uczniowi, a więc taryfę ulgową. Takie postawy zyskują zrozumienie i uznanie rodziców niewidomych uczniów. Rodzice również bardzo często stosują taryfę ulgową. Przymierze nauczycieli z rodzicami powoduje, mimo najlepszych ich chęci, jak najgorsze skutki, z których niedostateczny poziom wiedzy i umiejętności, jest najłatwiejszy do wyeliminowania. Zmian osobowości, o których już wspomniałem, łatwo wyeliminować się nie da.
Nadmienię jeszcze, że uczeń korzystający z taryfy ulgowej jest bardzo źle oceniany przez koleżanki i kolegów. Jedni zazdroszczą, że niewidomy ma łatwiej, bo jest lepiej traktowany, inni kierują się litością i uważają, że tak trzeba, że nieszczęśliwemu kalece trzeba w ten sposób pomagać. W rezultacie stosunek koleżanek i kolegów do niewidomego ucznia niszczy jego poczucie własnej wartości i godności ludzkiej.
W niektórych przypadkach tak ukształtowany młody człowiek, nie jest zdolny niemal do niczego, w tym do życia w grupie społecznej. Ludziom jest z nim źle i jemu jest źle z ludźmi. Nie będzie z niego dobrego pracownika, dobrego kolegi, dobrego członka rodziny, dobrego człowieka.
Zmiana tej sytuacji wymaga konsekwentnego stosowania wielu kluczy przez długi, bardzo długi czas. Oddziaływać trzeba na rodziców i rodzeństwo niewidomego, na jego nauczycieli, na koleżanki i kolegów, na całe środowisko wychowawcze. Jest to trudne i długotrwałe zadanie, ale przecież kropla drąży skałę. Ten artykuł, chcę mieć taką nadzieję, jest właśnie kroplą.
Szkolne przerwy i czas poza szkołą
Do wszystkich barier, drzwi pozamykanych przed niewidomymi uczniami należy dodać tę, kto wie, może nawet najważniejszą - przerwy między lekcjami i czas wolny poza nauką szkolną.
Mój syn, kiedy uczęszczał do szkoły podstawowej twierdził, że lekcje należą do nauczycieli, a przerwy do uczniów. Na lekcjach ma siedzieć spokojnie i robić, co mu każą, ale na przerwach musi się odprężyć i wyszumieć.
Każdy, kto miał okazję obserwować korytarz szkolny w czasie przerwy między lekcjami wie, że nie ma tam miejsca dla niewidomego ucznia. Na przerwach jest niesamowity hałas, zgiełk, bieganie, aż dziw, że nauczyciele to wytrzymują.
Niewidomy uczeń ginie w takich warunkach, traci orientację, nie wie, gdzie jest i kto jest w jego pobliżu. Najczęściej więc nie wychodzi z ławy szkolnej, czeka aż się przerwa skończy i nastanie względna cisza. Nie może więc w pełni uczestniczyć w życiu koleżanek i kolegów. To, co dla nich jest bardzo przyjemne, pożądane, oczekiwane i trwa zbyt krótko, dla niewidomego jest czymś niemiłym, wykluczającym go z powszechnego rozbawienia, z udziału w ogólnym zgiełku. On czeka, żeby jak najprędzej przerwa się skończyła.
Niewidomy uczeń nie może też uczestniczyć w zajęciach lekcyjnych i zabawach między lekcjami na boisku szkolnym. Tam również sobie nie radzi.
Z tych względów nie może czuć się jak normalny uczeń i nie zawsze traktowany jest jak normalny kolega. Ma to wielki negatywny wpływ na jego psychikę.
Trudności występują również w czasie wolnym od nauki szkolnej. Wynikają one stąd, że niewidomemu uczniowi trudno jest uczestniczyć w życiu koleżanek i kolegów. Ganianie za piłką, jazda rowerem, wagarowanie i podobne uciechy są dla niego trudno dostępne. Przy dobrym wsparciu rodziców i w korzystnym środowisku, można trudności te w znacznej mierze przezwyciężać i ograniczać ich negatywne konsekwencje w psychice oraz w fizycznym rozwoju. Niestety, nie każdy niewidomy uczeń ma rodziców, którzy potrafią mu pomagać i nie każdy żyje w środowisku, które stara się traktować go normalnie.
Trudno jest znaleźć klucze do tak pozamykanych drzwi. Paradoksalnie to, co jest z ogólnego punktu widzenia niekorzystne, dla niewidomych może być szansą. Mogą bowiem zajmować się tym, czym zajmują się widzący rówieśnicy. Mam tu na myśli internet, serfowanie po stronach internetowych, uczestniczenie w uczniowskich wymianach informacji i opinii, korzystanie z niektórych gier komputerowych. Tu również są ograniczenia, ale można znaleźć coś, z czym niewidomi sobie radzą i wypełniać wolny czas. Dodam, że tego wolnego czasu niewidomy, jeżeli jest ambitny i nie korzysta z taryfy ulgowej, ma mniej niż jego koledzy. Przyczyną tego jest stosowanie bezwzrokowych metod uczenia się, które są bardziej czasochłonne.
Zbyt intensywne "siedzenie w komputerze" jest dla niewidomego równie szkodliwe, jak dla pozostałych uczniów i ludzi w ogóle. Prowadzi bowiem do uzależnienia. W pewnym sensie jednak zrównuje szanse korzystania z podobnych rozrywek, z jakich korzystają jego widzący koledzy.
Rozwiązaniem opisanych trudności jest ośrodek szkolno-wychowawczy dla niewidomych. Niewidomy jest jednym z wielu, a nie kimś wyjątkowym. Może więc bez ograniczeń uczestniczyć w życiu i zabawach swoich rówieśników. Niestety, nauka w szkole dla niewidomych, wprawdzie rozwiązuje wiele problemów natury rehabilitacyjnej, dydaktycznej i wychowawczej, ale stwarza nowe trudności. Przede wszystkim powoduje osłabienie więzi z rodziną, z rodzicami i rodzeństwem, a to nie jest korzystne.
Paradoksem jest fakt, że dziecko powinno jak najwcześniej opanować bezwzrokowe metody uczenia się i funkcjonowania w życiu codziennym oraz społecznym. Powinno więc uczęszczać do szkoły specjalnej już od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Ze względów rozwojowych natomiast, w tym wieku, powinno przebywać w rodzinie i brać udział w jej życiu.
Nie ma tu dobrego rozwiązania, ale chyba korzystniejsze jest dla niewidomego dziecka uczenie się w specjalnej szkole, w ośrodku szkolno-wychowawczym dla niewidomych. Decyzję w tej sprawie muszą podejmować rodzice niewidomego dziecka i powinni przy tym uwzględniać wiele czynników, o których trzeba by napisać odrębny, obszerny artykuł. Mogę tylko poradzić, żeby rodzice skontaktowali się z jakimś stowarzyszeniem rodziców dzieci niewidomych i słabowidzących, Polskim Związkiem Niewidomych albo innym stowarzyszeniem działającym na rzecz niewidomych. W kontaktach takich możliwa jest wymiana informacji i doświadczeń, skorzystanie z porady, zapoznanie się ze sprzętem rehabilitacyjnym, specjalnymi pomocami szkolnymi itp. Oczywiście, nie wszędzie stowarzyszenia te pracują dobrze i zapewniają niezbędne informacje i porady, ale zawsze należy spróbować. Jeżeli w jednym stowarzyszeniu nie da się uzyskać potrzebnej pomocy, należy szukać jej w innym. Bez tego wiele drzwi pozostanie pozamykanych, a niewidome dziecko nie będzie miało optymalnych warunków rozwoju i zdobywania wykształcenia.
Pisałem o niewidomych uczniach, ale i słabowidzący mają również poważne ograniczenia. Stosują oni jednak wzrokowe metody uczenia się i funkcjonowania w szkole. Dlatego łatwiej jest im pomóc. Jeżeli otrzymają dobre pomoce optyczne i nieoptyczne wspomagające osłabiony wzrok, podręczniki pisane powiększoną czcionką, mapy tyflologiczne itp., łatwiej poradzą sobie w szkole ogólnodostępnej niż uczniowie niewidomi.
Dodać należy, że ta ocena jest pewnym uproszczeniem. Jeżeli młodemu człowiekowi grozi utrata wzroku na przykład ze względu na zagrożenie odwarstwieniem siatkówki, w jego życiu szkolnym powstają poważne ograniczenia. Napisałem o podręcznikach drukowanych powiększoną czcionką, ale one też nie są jednoznacznie korzystne. Łatwiej je czytać, ale nosić - to zupełnie co innego. Powszechne jest narzekanie na ciężar szkolnych plecaków. Plecak ucznia słabowidzącego jest o wiele bardziej ciężki.
Mimo tych i podobnych trudności słabowidzący uczniowie łatwiej mogą sobie radzić niż uczniowie niewidomi.
Doskonalenie rehabilitacyjne w okresie pobierania nauki w szkołach i wyższych uczelniach
W poprzednim rozdziale skupiłem się na warunkach uczenia się w szkole podstawowej. Trudności nie dotyczą jednak wyłącznie szkół podstawowych. Podobne problemy występują w gimnazjach, w szkołach średnich i wyższych uczelniach. Nie są one jednak identyczne.
Im uczeń jest starszy, tym musi wykazywać się większą samodzielnością. Jeżeli jest dobrze do życia przygotowany, im jest starszy, tym łatwiej potrafi pokonywać trudności. W szkołach ponadpodstawowych i na wyższych uczelniach niezmiernie ważna jest umiejętność współżycia i współdziałania w grupie społecznej. Jeżeli rodzice i nauczyciele nie nauczą tego już w okresie szkoły podstawowej, a nawet we wcześniejszym, tym trudniej jest dziecku radzić sobie w liceum czy na studiach.
Zdarza się, że rodzice, zwłaszcza matki, tak kochają swoje niewidome dziecię, że wyręczają je zawsze, wszędzie i we wszystkim również wówczas, kiedy pociecha skończy 50 lat. Taka matka potrafi całkowicie zniszczyć osobowość swojego dziecięcia, zabić jego ambicję, wypaczyć samoocenę, wychować sobka, mamisynka, ofermę życiową, która samodzielnie nic nie potrafi, oczekuje ciągle pomocy i opieki, narzeka, uskarża się i czuje się pokrzywdzona, nieszczęśliwa, ale wszystko z powodu złych ludzi, a nie własnej bierności.
Kluczem do tych drzwi w szkołach ponadpodstawowych i na wyższych uczelniach jest samodzielność, rezygnacja z taryfy ulgowej, uwzględnianie potrzeb innych ludzi, a nie tylko własnych. Trudno jest poradzić coś lepszego, bardziej uniwersalny klucz.
Reasumując należy stwierdzić, że niewidomi mają w szkołach wszystkich typów spore możliwości, chociaż czeka tam na nich wiele pozamykanych drzwi, do których muszą dopasowywać klucze. Potrzebna jest im pomoc innych ludzi, nowoczesny, dobrej jakości sprzęt rehabilitacyjny i pomoce dydaktyczne, ale przede wszystkim niezbędna jest ambicja, rezygnacja z taryfy ulgowej, samodzielność i umiejętność współżycia z ludźmi. Wszystko to samo nie przychodzi. Wszystkiego trzeba się uczyć, wypracowywać odpowiednie metody postępowania, doskonalić zdobyte umiejętności i ciągle poszukiwać lepszych sposobów wykonywania różnych czynności, również tych zachowań, które warunkują dobre stosunki z ludźmi. Jest to rola, najpierw rodziców, potem nauczycieli i wreszcie, ta najważniejsza, samych niewidomych. To od nich najwięcej zależy. Uczy nas tego historia i doświadczenie. Wiemy, że niektórzy absolwenci nawet bardzo złych szkół osiągają wielkie sukcesy, a niektórzy absolwenci bardzo dobrych szkół schodzą na manowce. To samo dotyczy rodzin. Niekiedy dzieci z rodzin patologicznych uczą się, pracują i żyją jak ludzie, a niekiedy z tak zwanych "dobrych domów" dzieci marnują swoje życie i życie tych ludzi, którzy się z nimi zwiążą.
Każdy niewidomy, każda niewidoma powinni wiedzieć, że od nich zależy najwięcej. Jeżeli będą to wiedzieć i w to uwierzą, jeżeli nie będą szukać taryfy ulgowej w szkole i łatwizny w życiu, będą mogli żyć podobnie jak inni ludzie. A to właśnie jest celem rehabilitacji.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Rola książki brajlowskiej w moim życiu
"Ilekroć odłożywszy książkę snuć zaczniesz nić własnych myśli, tylekroć książka cel zamierzony osiągnie" (Janusz Korczak).
Słuchanie nie zastąpi samodzielnego czytania brajlem, bo chodzi przecież nie tylko o treść.
Książka, zwłaszcza brajlowska, którą mogę samodzielnie czytać, jest dla mnie dobrodziejstwem. Dobrze, że panowie Ryszard Dziewa z Lublina i Marek Kalbarczyk z Warszawy dbają o dopływ nowych pozycji brajlowskich. Możemy je znaleźć w bibliotekach: laskowskiej, warszawskiej przy Konwiktorskiej, przy szkołach dla niewidomych w całej Polsce. Zapaleńcy czytelnictwa oblegają je, by nie mieć przerwy w czytaniu.
Książka wprowadza mnie w inny świat. Dostarcza: wiedzy, informacji, głębokich przeżyć, treści myślowych, refleksji nad życiem, nad przemijaniem, pomaga w zagospodarowaniu nadmiaru wolnego czasu, przeciwdziała nudzie, osamotnieniu.
Najbardziej lubię biografie, wspomnienia, pamiętniki. Napisałam: "Bydgoskie wspomnienia z lat 1948-2013". Pisałam w nich o ludziach szczególnie zasłużonych dla mnie. Dzięki sponsorowi zostały wydane. Są prezentowane we fragmentach w Bydgoskim Muzeum Okręgowym, w telewizji w cyklu: "Nasze pamiątki".
Chętnie czytam pozycje religijne, wyjaśniające prawdy wiary, przybliżające życie świętych. Znam dzieła Matki Czackiej. Często w swoich opracowaniach cytuję Jej myśli.
Lubię książki historyczne, z których poznaję przeszłość np. Zofii Kossak-Sztuckiej; podróżnicze np. Elżbiety Dzikowskiej, Wojciecha Cejrowskiego - poznaję z nich zwyczaje i warunki życia w innych krajach.
Nie zapominajmy o przeszłości
Szczególnie cenię niewidomych pisarzy. Oni problematykę tyflologiczną znają nie z teorii, ale z własnych przeżyć. Wspomnę kilku, znanych mi osobiście, ale wydaje mi się już zapomnianych.
Dr Michał Kaziów:
- najbardziej znana jest autobiograficzna "Gdy moim oczom", także dostępna w brajlu,
- "A jednak w pamięci" o kapitanie Janie Silhanie,
- "Dłoń na dźwiękach" o dr. Włodzimierzu Dolańskim,
- "Postać niewidomego w oczach poetów", "Zdeptanego podnieść", "Hortensja", "Ślady na sercu" i inne.
Jadwiga Stańczak:
- "Niewidoma", "Ślepak", "Przejście", "Magia niewidzenia", "Depresje i wróżby", "Na żywo", "Dziennik we dwoje"
- "Rozmowy w Mironem Białoszewskim".
W latach 1952-58 była naczelnym redaktorem "Pochodni". Redagowała też kwartalnik "Niewidoma Kobieta".
Kwartalnik ten był poprzednikiem "Głosu Kobiety", który redagowałam przez 37 lat do 1999 roku - do końca jego istnienia. Przygotowałam 173 numery pisma w powiększonym druku, w brajlu i na kasecie.
Jerzy Szczygieł:
- "Tarnina", "Dopalające się drzewa", "Drogi rezygnacji", "Sen o brzozowych bucikach", "Ziemia bez słońca", "Szare rękawiczki", "Powódź", "Nigdy cię nie opuszczę", "Jak trudno kochać", "Po kocich łbach", "Nie jesteś inny". Po śmierci wydano: "Poczekaj, błyśnie, poczekaj, otworzy się", "Zejść z traktu". Powieść: "Milczenie" została zekranizowana przez Kazimierza Kutza.
Napoleon Mitraszewski
Jest twórcą autobiograficznej trylogii.
Wymienieni niewidomi autorzy nie są wznawiani. Ich książki można znaleźć w niektórych bibliotekach. Nieliczne książki drukowano w brajlu, inne zostały nagrane.
Mówmy o nich młodym niewidomym. Niech pamięć o ich literackim dorobku nie zaginie.
Piszący współcześnie
Józef Szczurek
Był przez wiele lat redaktorem naczelnym "Pochodni". Interesują go biografie zasłużonych niewidomych. Obecnie pracuje nad 350 biografiami. Wielu ich bohaterów nie ma już wśród nas. Dzięki znalezieniu sponsora zostaną wydane i będą dostępne w bibliotekach. Są to publikacje, głównie z "Pochodni". Teraz trzeba je uzupełnić, udostępnić w planowanym dziele, aby uchronić ich dorobek od zapomnienia. Mnie najbardziej zainteresowała autobiografia Józefa Szczurka, którą znam we fragmentach. Przejmująco pisze w niej o rodzinnych stronach, mamie, tacie, rodzeństwie, sięgając do najdawniejszych wspomnień z dzieciństwa. Nie pomija trudności, z jakimi musiała się zmagać jego rodzina. Pierwsza jego książka to "Ciemność przezwyciężona". Jest to zbiór prac konkursowych nadesłanych do redakcji "Pochodni".
- "Widzące ręce", jest to monografia Spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych", dotyczy jej historii i przystosowywania się do teraźniejszości oraz zasłużonych pracowników.
Kolejną książką redaktora Szczurka jest "Oni torowali drogi". Są to zebrane i opracowane głosy w dyskusji podczas konferencji przedstawicieli środowiska niewidomych w Jachrance. Wielu z nich nie ma już wśród nas. Redaktor Szczurek ocalił ich myśli od zapomnienia.
Nie jest to pełen jego dorobek publicystyczny. Wiele prac jest rozproszonych, do innych nie dotarłam.
Znamy się od okresu studiów, studiowałam w Poznaniu, a on studiował dziennikarstwo w Warszawie na UW. Wiele mu zawdzięczam, bo to on uczył mnie pracy redakcyjnej, u niego odbywałam praktykę, korygował moje błędy i potknięcia. Z perspektywy czasu w pełni to doceniam i dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość.
Szerzej zajmę się drugim, wybranym przeze mnie, współcześnie piszącym tj. Markiem Kalbarczykiem, który włączył do współpracy syna i kilka innych osób. Jego mottem są słowa: "Każdy może być wielki".
Specjalizuje się w pisaniu poradników, m.in.: "Świat otwarty dla niewidomych", "Czy niewidomy może zostać prezydentem?" "I ty możesz zostać matematykiem", "Sto najpiękniejszych miejsc w Polsce - zabytki i krajobrazy wreszcie dostępne dla niewidomych i słabowidzących".
Na okładce pierwszej z wymienionych publikacji Krzysztof Zanussi napisał: "Książka pana Marka Kalbarczyka jest jasna, przebija z niej nadzieja, tchnie optymizmem płynącym z odnalezienia sensu życia. Polecam ją wszystkim, którzy chcą wejść w świat niewidomych i wynieść z tego spotkania osobisty pożytek".
Agnieszka Romaszewska-Guz tak ją opiniuje:
"Jest to książka o możliwościach człowieka, niejednokrotnie ponad jego słabości, ponad załamania, rozterki, zwątpienie, ponad to wszystko, co widzący znają i potrafią".
Kalbarczyk jest optymistą, pracuje nad wykorzystaniem informatyki dla nowoczesnej rehabilitacji niewidomych. W latach 90-tych współtworzył program telewizyjny "Razem czy osobno", był jedynym niewidomym prezenterem telewizyjnym. Zaprojektował i wykonał pierwszy syntezator mówiący po polsku. Do 12. roku życia trochę widział. Uczęszczał do szkół dla słabowidzących w Warszawie i niewidomych w Laskach, gdzie przebywał przez 4 lata. Studiował informatykę na Wydziale Matematyki, Informatyki i Mechaniki UW.
Niektórzy czytelnicy - znający prezesa Fundacji "Szansa dla Niewidomych", redaktora naczelnego kwartalnika "Help", utożsamiają Eryka - jednego z bohaterów książki z autobiografią autora. On jednak temu zaprzecza, twierdząc, że opowiada o doświadczeniach własnych, ale przede wszystkim swoich przyjaciół. Polecam ją nowo ociemniałym i ich rodzinom, bo jest optymistyczna i podbudowuje nadzieję na lepsze jutro.
Dwie pozostałe książki mogę czytać w brajlu i to jest dla mnie najcenniejsze, gdyż nie jestem zależna od innych.
- W 2008 r. wraz z Moniką Jurczykowską napisał: "Dotrzeć do celu".
- "Czy niewidomy może zostać prezydentem?" - książka została wydana w trzech tomach przez Unię Pomocy Niepełnosprawnym "Szansa". Autor dedykował ją czterem synom. Polecam ją szczególnie młodym, tuż po utracie wzroku.
Ostatnia pozycja, o której chcę wspomnieć, została wydana w czterech tomach w 2013 r.: "Smak na koniuszkach palców". Napisał ją wspólnie z Piotrem Adamczewskim. Kalbarczyk nie jest specjalistą kulinarnym, dlatego poprosił do współpracy Piotra Adamczewskiego. Główną cechą książki jest kilka oddzielnych, przeplatających się ze sobą wątków. Jest to książka rehabilitacyjna, kulinarna i krajoznawcza. Znajdujemy tutaj podpowiedzi, jak bezwzrokowo wykonać różne czynności w kuchni, przepisy na potrawy charakterystyczne dla Mazowsza oraz opowieści o zabytkach tego regionu. Autor podróżuje po województwie i wyszukuje ciekawe miejsca, opowiada o nich, oglądając je tzw. trzecim okiem. Opowiada o swoich podróżach i miejscach, które zainteresowały jego rodzinę. Zachęca w niej niewidomych do wychodzenia z domu i spotkań z ludźmi.
Książka zawiera dwie mapy Polski z przejrzystą legendą, z oznaczeniem granic i podziałem na województwa oraz liczne ryciny np. pomnik Warszawskiej Syrenki, pomnik Jana Kochanowskiego z Czarnolasu oraz jego muzeum.
Mnie szczególnie zainteresował rozdział: "Kampinos i Puszcza Kampinowska". Czytamy: "Na obrzeżach Puszczy Kampinowskiej znajduje się Zakład dla Niewidomych. Panuje w min szczególny klimat. Dobrze znam to miejsce. Dookoła panuje specyficzny dla tego miejsca spokój. Różni ludzie tu mieszkają, spokojni i impulsywni, wykonują różne zawody, są w różnym wieku, a jednak wszyscy zachowują się jakoś "jednakowo"! Jakby się umówili - w każdym razie inaczej niż gdzie indziej. Czy wynika to w faktu, że służą ważnej świętej misji pomagania niewidomym, czy raczej las, pole, sad czy raczej wszechogarniający zapach, raz wiosenny, potem letni, aż wreszcie jesienny i zimowy, i te charakterystyczne odgłosy, czasem dźwięki przejeżdżającego opodal samochodu, kiedy indziej dzwon wzywający na mszę, a także śmiech dzieciaków wędrujących z jednego krańca zakładu na drugi. Czy to może puszcza, która jest dookoła, czy tylko fakt, że jest tu duży teren, wiele hektarów i wyciszone rozmowy, zamyślone twarze, jakby grzeczniejsze dzieci? Mówi się, że tę atmosferę tworzy Matka Czacka i jej spuścizna...".
Myślę, że jest wśród czytelników wielu absolwentów Lasek i ten opis, dla wspomnień z tamtych lat, szczególnie ich zainteresuje. Uważam, że z podanych tu przepisów można skorzystać na zajęciach czynności życia codziennego, tym bardziej że jest tu dużo wypróbowanych porad kucharza z uwzględnieniem możliwości osób niewidomych. Wybierając się na wycieczkę turystyczną do Radomia, Spały, Szydłowca, Sochaczewa itp. warto skorzystać z zamieszczonych wiadomości i wypukłych rycin. Dlatego opracowane przez Fundację poradniki powinny znaleźć się w szkolnych bibliotekach. Moim zdaniem są one mało popularyzowane. Obecnie, gdy nie ma stałego dostępu do nowych wydawnictw brajlowskich, bo zlikwidowano ZWiN PZN, który w niedawnej przeszłości odgrywał szczególną rolę w zaopatrywaniu niewidomych w te wydawnictwa, trzeba sięgnąć po zasoby, które posiadamy w tyflopunktach.
Na zakończenie kilka słów o autorze, jego osiągnięciach zaczerpniętych z notki o autorach dr hab. prof. PAN Leonory Bóżańskiej.
- Marek Kalbarczyk urodził się w 1957 roku jako niedowidzący. Zawsze był uważany za wyjątkowego, choć sam tak nie sądził. Należał do najlepszych uczniów i studentów. W 1972 roku został przyjęty do zwykłego warszawskiego liceum, przełamując stereotyp, że niewidomi mogą mieć trudności w kontaktach z widząca młodzieżą. Jego pobyt w tej szkole był znakomitym przykładem, że jest inaczej. Był najlepszym uczniem i dostał się bez egzaminu na Wydział UW. Po raz kolejny był wśród najlepszych, chociaż studia wspomina jako trudny okres. Niewidomi zarówno wtedy, jak i teraz nie dysponują brajlowskimi podręcznikami, lecz w dużym stopniu notują treści wykładów sami. Był zaangażowany w działalność, która negowała ówczesny system. Mimo rozlicznych zajęć, konieczności spędzania wielu godzin na nauce, był głęboko zaangażowany w pracę społeczną. Przewodniczył Sekcji Młodzieży Uczącej się PZN. Należeli do niej uczniowie szkół średnich oraz studenci, którzy dążyli do poprawy sytuacji niewidomych, chociażby poprzez udostępnienie podręczników. Po studiach daremnie szukał pracy przez kilka lat. Obawy przed jego zatrudnieniem mieli pracodawcy, że jako niewidomy nie poradzi sobie. W 1989 roku stworzył pierwszą w kraju firmę tyfloinformatyczną ALTIX. Zaprosił do współpracy innych niewidomych informatyków oraz widzącego ekonomistę. Stworzyli spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. ALTIX istnieje do dzisiaj, Marek Kalbarczyk jest jego szefem. Twierdzi, że w firmie nie chodzi o pieniądze, lecz o możliwość realizowania misji. Rehabilitowanie innych niewidomych ma służyć walce z ich dyskryminacją.
W 2000 roku Kalbarczyk opracował polską wersję brajlowskiej notacji matematycznej w ramach projektu wykonywanego dla Instytutu Podstaw Informatyki PAN na zlecenie Komitetu Badań Naukowych, a w 2004 roku razem z Andrzejem Zarembą opublikował poradnik matematyczny dla niewidomych pt.: "I ty możesz być matematykiem". W kolejnym poradniku matematycznym napisanym z dr. Janem Omiecińskim pt.: "Brajlowska notacja matematyczna. Jak to zapisać, a jak odczytać?" Porządkuje i poszerza swoje doświadczenia w zakresie matematyki.
Co sam autor mówi o sobie? "Życie jest najciekawszą grą, w której chodzi o dotarcie do mety i pochwalenie się największym dobrem jakie uczyniło się dla innych. Poza tym niewiele rzeczy jest ważnych. Są jedynie środkiem do realizacji głównego celu. Za to dobro można dostać się do życia wiecznego, o którym w zasadzie nie mamy pojęcia. Możemy wiedzieć tylko tyle, że istnieje, że jest wspaniałe. W ramach dążenia do dobra należy nieustannie wykorzystywać swoje zdolności, by inni mieli z tego pożytek.
Jego praca dostała doceniona. W 1999 roku otrzymał Złotą Odznakę PZN. W 2009 za zatrudnianie niepełnosprawnych osób tytuł Super Lodołamacza w konkursie Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych. Hołduje zasadzie, że inwalidzi powinni stanowić nawet 50 procent zatrudnionych w firmach, organizacjach i innych instytucjach. W 2009 odznaczono go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2009 Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji przyznało mu tytuł "Człowieka bez Barier". Został także laureatem konkursu: "Dobroczyńca Roku". Oba wyróżnienia przyznano za społeczną pracę na rzecz fundacji Szansa dla Niewidomych.
Źródło: "Pochodnia", luty 2001 r.
Nie, nie chodzi tu o odpowiedź na pytanie, czy osoba słabowidząca może ukończyć politechnikę. Chodzi o "inżynierię" w urządzeniu własnego mieszkania, tak aby sprzyjało jak najlepszemu wykorzystaniu możliwości wzrokowych człowieka słabowidzącego, ułatwiało życiowe czynności i chroniło przed kontuzjami w swoim "M".
Sposób urządzania własnego mieszkania dzieli się z grubsza na dwa style: artystyczny, z dużą ilością różnych "bajerów", niekoniecznie potrzebnych, ale pięknych, i inżynieryjny, oparty na funkcjonalności każdego elementu i przejrzystości w organizowaniu mieszkaniowej przestrzeni. Osoby słabowidzące powinny być właśnie takimi "inżynierami", a niezbędne jest tutaj uwzględnienie trzech czynników: rodzaju oświetlenia, kontrastu kolorystycznego i organizacji przestrzeni.
Koniecznie punktowe
Światło naturalne jest najlepsze również dla osób słabowidzących. Niestety nie zawsze ono jest i nie da się go kontrolować - raz silne słońce, to znowu gęste chmury. Korzystanie ze światła sztucznego, także w dzień, jest więc koniecznością. Nie jest tu może najważniejszy rodzaj oświetlenia - żarowe czy halogenowe, lecz jego rozmieszczenie. Powinno być to rozmieszczenie punktowe, a więc kinkiety, przenośne lampki. Koniecznie z ruchomym ramieniem i stożkowatym kloszem. Takie lampy, trochę biurowe i nie będące dziełami sztuki użytkowej, pozwalają osiągnąć to, co najważniejsze - oświetlać miejsce, gdzie się pracuje, czyta czy spożywa posiłki (ruchome ramię umożliwia regulowanie odległości lampy od oświetlanej powierzchni). W ten sposób zmieniać można natężenie oświetlenia: zmniejszenie odległości o połowę daje czterokrotny wzrost natężenia światła i nie potrzeba wkręcać żarówki o większej mocy. Warto pamiętać, że światło lampy, przy której się czyta lub pracuje, nie powinno dawać zbyt dużo ciepła, bo może to powodować bóle głowy.
Osoba słabowidząca nie powinna oglądać telewizji w ciemnym pomieszczeniu, gdyż kontrast może spowodować tzw. olśnienie, co wiąże się z dyskomfortem patrzenia. Ale bywają też sytuacje odwrotne. Na przykład w kuchni, przy kuchence gazowej warto mieć punkt świetlny w zasięgu ręki - gasząc go, można skontrolować, czy gaz jest zapalony, czy zgaszony, gdyż wyraźniej widzi się płomień (lub jego brak).
Kontrast zdecydowany
Kolorystyka i jej skontrastowanie ma dla osoby słabowidzącej bardzo duże znaczenie w korzystaniu ze wszystkiego, co znajduje się w mieszkaniu - może być pomocne lub przeciwnie, powodować bałagan wzrokowy, a nawet narażać na niebezpieczeństwo. Na rynku można kupić meble z drugim, kontrastowym kolorem, np. kolorową gałkę u drzwiczek czy szufladki. Ale przecież nie wszyscy meblujemy się od zera. Tak dzieje się najczęściej w przypadku otrzymania pierwszego, własnego mieszkania. Kłopoty ze wzrokiem nie zawsze ma się od dziecka. Dotyka to osoby dorosłe, mające już mieszkanie, jakoś urządzone. Dla osiągnięcia kontrastu kolorystycznego zakup nowych mebli wcale nie jest konieczny, gdyż można to zrobić samemu. Wystarczy oznakować naklejką z kolorowego papieru lub folii poszczególne elementy mebli, co ułatwia trafienie do nich, odróżnienie od innych lub od pustej przestrzeni, np. w przypadku stołu, którego brzegi można okleić. Koloryt mebli nie powinien się zlewać z kolorem ścian, gdyż wówczas nawet mimo naklejek można na nie wpaść. To oznakowanie powinno być zdecydowanie kontrastowe: kolorem żółtym, pomarańczowym, zielonym lub żywym fioletem, w zależności jaki kto lubi.
Jeżeli trafią się w mieszkaniu silnie przeszklone drzwi, też warto coś kolorowego na szybie nakleić. Co do drzwi: najlepsze są rozsuwane (podobnie jak drzwi szafek), a jeszcze lepiej, żeby ich w ogóle nie było, za wyjątkiem wyjściowych oczywiście. Takie mieszkanie bez drzwi jest obecnie często spotykanym rozwiązaniem m.in. dlatego, że optycznie powiększa nasze socjalistyczne apartamenty. W rodzinie wieloosobowej ma to jednak tę wadę, iż nie gwarantuje intymności i nie pozwala odseparować się od innych członków rodziny, a czasem mamy na to ochotę. Na pewno natomiast w mieszkaniu osoby słabowidzącej nie powinno być progów, a ten przy drzwiach wyjściowych warto pomalować na żółto lub pomarańczowo.
Kontrast kolorystyczny dotyczy nie tylko mebli. Jeżeli blat stołu, przy którym pracuje osoba słabowidząca, jest ciemny - takie są zwykle stoły pod komputer - to wówczas przybory powinny być w kolorze kontrastowym, powiedzmy białe lub zielone. Także zastawa stołowa powinna kontrastować z tym, na czym stoi. Tu jednak wystarczy kolor serwety czy obrusa. Jeżeli ktoś bardzo lubi jasną zastawę na białym obrusie, to może położyć pod talerz ciemną lub kolorową serwetkę.
Przestrzeni jak najwięcej
Można ją zwiększyć, eliminując sprzęty. Nie stawiać ich na środku. Stół, przy którym się jada, jeśli to możliwe, też powinien być bliżej ściany. Wolno stojąca palma może wyglądać atrakcyjnie, ale nie dla człowieka słabowidzącego. Lśniące parkiety mogą z kolei spowodować przykry efekt olśnieniowy. Pożądany jest mat lub wykładzina skontrastowana z kolorem ścian. Jeżeli nie ma wykładziny, dobry jest chodnik pełniący rolę prowadnicy. Oczywiście,może być i dywan z deseniem, ale solidny, żadne delikatne i łatwo przesuwające się makatki; można się w nie zaplątać i jak się ma pecha, to i nogę złamać. Na solidny kolorowy dywan wziąć trzeba jednak pewną poprawkę. Jeżeli w rodzinie są małe dzieci i bawią się na tym dywanie, mogą tam zostawić zabawkę, której słabowidzący rodzic nie zauważy, co może być przykre tak dla zabawki jak i rodzica. Taki dywan, w czasie gdy dziecko się na nim bawi, dobrze jest przykryć czymś w jednolity, zdecydowanym kolorze. Kwiatów w mieszkaniu osoby słabowidzącej może być sporo, zarówno bukietów osobiście przez słabowidzącą gospodynię ułożonych, jak i roślin doniczkowych, ustawionych na parapecie okiennym lub blisko ściany w dobrze dostrzegalnej donicy.
Takie "inżynieryjne" mieszkanie może być nie tylko funkcjonalne, przyjazne gospodarzowi, ale i naprawdę ładne w odczuciu osoby widzącej. Zwłaszcza że, jak twierdzi Grażyna Machura, rehabilitantka widzenia i instruktorka "czynności dnia codziennego" z warszawskiej Centralnej Przychodni Rehabilitacyjno-Leczniczej PZN - są to na ogół mieszkania czysto utrzymane, porządniej niż u widzących. Słabowidząca gospodyni wie bowiem, że jak nie zmyje zaraz po jedzeniu naczyń, to potem nie zauważy, gdzie są zastałe zacieki, które zmywa się jakimś przereklamowanym płynem.
Jest jednak jeden mebel, gdzie żadne "inżynieryjne" normy nie istnieją i można sobie artystyczne poszaleć. To kanapa - może mieć obicie w jaki kto chce deseń i poduchy też w różne desenie i kolory. Bo na niej się nie działa, tylko odpoczywa, leniuchuje i kontempluje.
Źródło: PAP/Rynek zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-10
Jaskra - zespół schorzeń, mogących prowadzić do ślepoty, jest często zbyt późno wykrywana i zbyt późno kwalifikowana do leczenia chirurgicznego - mówi okulistka prof. Ewa Mrukwa-Kominek. 12 marca, jak co roku, obchodzony jest Światowy Dzień Jaskry.
Jak przypomniała wicedyrektor Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach i członkini zarządu Europejskiego Towarzystwa Chirurgów Zaćmy i Chirurgii Refrakcyjnej, szacuje się, iż na jaskrę choruje 3-4 proc. światowej populacji osób poniżej 65. roku życia i 8 proc. powyżej 65. roku życia.
Jaskra to zespół schorzeń okulistycznych o różnej patogenezie, o postępującym, powolnym zaniku komórek zwojowych siatkówki i nerwu wzrokowego. Pacjenci przyjmują leki - krople do oczu, a w sytuacjach awaryjnych - wysokiego ciśnienia wewnątrzgałkowego - krótkoterminowo leki doustne. Dla wielu dobrym rozwiązaniem jest też chirurgia.
- W środowisku naukowym mówi się obecnie, że jaskra to choroba chirurgiczna leczona farmakologicznie. Uważa się, że pacjenci są czasem zbyt późno kwalifikowani do zabiegu. Jeśli chory stosuje leki, a mimo to nie jesteśmy w stanie utrzymać optymalnego ciśnienia wewnątrzgałkowego, postępujących zmian w polu widzenia, powinien być kierowany na operację" - powiedziała PAP prof. Mrukwa-Kominek.
- Zwlekanie działa na jego niekorzyść, ponieważ operacja może zatrzymać rozwój choroby, ale nie cofnie uszkodzeń. Chirurgia pozwala więc dłużej utrzymać widzenie. Co ważne, rozwinęły się też metody operacyjne, które są mniej inwazyjne niż kiedyś - dodała. Leczenie chirurgiczne pozwala też uniknąć powikłań związanych z wieloletnim stosowaniem leków. Przewlekła farmakoterapia może bowiem doprowadzić do schorzeń przedniej powierzchni oka, zespołu suchego oka, dysfunkcji gruczołów Meiboma, zapalenia brzegów powiek, zmętnienia soczewki czy zrostów tęczówki.
Jak wyjaśniła prof. Mrukwa-Kominek, przyczyną tych schorzeń mogą być m.in. zawarte w lekach konserwanty. - Kumulują się one w komórkach kubkowych spojówki, uszkadzając z czasem powierzchnię oka. Pojawiły się już leki bez konserwantów - droższe i mniej trwałe, które jednak w przypadku długotrwałej terapii i groźby powikłań pacjent powinien rozważyć - mówiła. Specjalistka podkreśliła, że jaskra to bardzo podstępna choroba, nie zawsze dająca wyraźne objawy. Podczas standardowego badania okulistycznego da się wykryć problem z wysokim ciśnieniem wewnątrzgałkowym, które jednak nie zawsze towarzyszy jaskrze. Część przypadków można wykryć tylko podczas poszerzonych badań okulistycznych.
- Wielu pacjentów przypadkiem dowiaduje się o zmianach świadczących o tym, że chorują już wiele lat. Tymczasem nieleczona jaskra może doprowadzić do ubytków w polu widzenia, zaniku nerwu wzrokowego i ślepoty - mówiła prof. Mrukwa-Kominek.
Źródło: JJX/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-02-20
Prof. Ewa Mrukwa-Kominek, pełniąca obowiązki zastępcy dyrektora Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach, została, jako jedyna przedstawicielka Polski, członkiem zarządu Europejskiego Towarzystwa Chirurgów Zaćmy i Chirurgów Refrakcyjnych.
Towarzystwo skupia najwybitniejsze autorytety z dziedziny okulistyki z całej Europy i zajmuje się głównie edukacją lekarzy, wydawaniem zaleceń terapeutycznych, wprowadzaniem nowych metod leczenia, organizacją i wsparciem konferencji i szkoleń.
Prof. Ewa Mrukwa-Kominek specjalizuje się m.in. w leczeniu starczowzroczności. Jako pierwsza w Polsce przeprowadziła operację wszczepienia soczewki bioanalogicznej pacjentowi cierpiącemu z powodu zaćmy.
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 9
Kenijscy nauczyciele przeprowadzą badania wzroku uczniów za pomocą zmodyfikowanych smartfonów - informuje serwis "BBC News".
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na świecie jest około 285 milionów osób niewidomych lub niedowidzących. W przypadku 80 proc. z nich problemom tym można było zapobiec lub wyleczyć schorzenia, z których wynikają, jednak w krajach rozwijających się dostęp do opieki okulistycznej jest bardzo ograniczony.
Nadzieja w technice
Specjaliści z London School of Hygiene and Tropical Medicine opracowali odpowiednio wyposażony i oprogramowany smartfon, nazwany Portable Eye Examination Kit (Peek).
Dzięki tej nieskomplikowanej aparaturze można by przeprowadzać proste badanie wzroku u milionów ludzi, którzy nie mają dostępu do okulisty. Szczególnie ważne są badania młodzieży - zaburzenia wzroku często są przyczyną gorszych wyników w nauce, a wcześnie wykryte choroby oczu łatwiej leczyć.
Główną zaletą telefonu jest jego mobilność oraz prostota obsługi. Wystarczy krótkie przeszkolenie, by wykonywać w terenie badania, których wyniki z łatwością można będzie przekazać do specjalisty przebywającego w odległym mieście.
Telefon służy także do zapisywania wyników; w razie stwierdzenia nieprawidłowości u pacjentów, dane wysyła się do ośrodka medycznego.
Testy w 10 szkołach
Przy użyciu telefonu ze specjalną przystawką można zbadać dno oka (dzięki oświetleniu go wbudowaną w aparat lampką) oraz sprawdzić stan nerwu wzrokowego. Zdjęcie oka wykonane urządzeniem pozwala zbadać soczewkę w kierunku zaćmy, a wyświetlane na ekranie litery czy symbole mogą zastąpić tablicę do badania wzroku.
Na razie w posługiwaniu się okulistycznymi smartfonami przeszkolono ośmiu nauczycieli z Kitale, najbardziej pozbawionego opieki medycznej rejonu Kenii. Na początek akcja obejmie dziesięć szkół.
Nauczyciele są wystarczająco kompetentni, aby zastąpić w badaniach przeglądowych lekarzy, którzy dzięki temu nie muszą opuszczać szpitali, gdzie mogą zająć się leczeniem tylko osób naprawdę chorych. Dzieci z wykrytymi chorobami będą wysyłane do ośrodka Kitale Eye Unit.
Trwają także badania nad wykorzystaniem Peek do badania osób dorosłych. Wstępne wyniki są obiecujące.
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 9
Google pracuje obecnie nad nowym rozwiązaniem dla smart fonów pozwalającego na utworzenie map wewnętrznych takich jak, sklepy, obiekty kultury typu muzea i inne tego typu placówki.
Znamy już aplikacje na smart fony i nie tylko do nawigacji satelitarnej, które pozwalają osobom z dysfunkcją wzroku na odnalezienie się w przestrzeni i ułatwiają dotarcie do konkretnego adresu.
Teraz trwają prace nad przygotowaniem nowego rozwiązania z wykorzystaniem kamery oraz oprogramowania do możliwości przygotowywania tzw. map wewnętrznych, gdzie osoba z dysfunkcją wzroku będzie mogła poruszać się jak możemy przeczytać na wystawach z dziełami sztuki, centrach handlowych mogąc odnajdywać miejsca do siedzenia, półki z produktami itp.
Możemy także przeczytać w tekście oryginalnym, że będzie w przyszłości możliwe przygotowanie obrazu swojego mieszkania przed udaniem się do sklepu meblowego by zakupić pasujące do powierzchni meble.
Po pozyskaniu obrazu z kamer, oprogramowanie po przetworzeniu obrazu będzie generowało sygnały dźwiękowe pozwalające na zapoznanie się z wyposażeniem pomieszczeń, układem ciągów komunikacyjnych w budynkach itp. Można będzie uzyskać informacje o adresie, bo będą wykorzystywane dane adresowe na googlemaps, będą tworzone "mapy" wewnętrzne, które pozwolą na orientowanie się w topografii budynków.
Według zapowiedzi w najbliższych miesiącach Google zamierza udostępnić kod źródłowy dla programistów, którzy będą mogli przygotowywać aplikacje wykorzystujące to rozwiązanie.
Google nie jest sam w dążeniu do sprostania wyzwaniom nawigacji wewnętrznej. Naukowcy z University of New South Wales powiedzieli, że w zeszłym roku pracowali nad Mobilnością i uproszczonym informowaniem w Orientacji w centrach handlowych otrzymywanych informacji za pomocą smart fonów lub tabletów.
Źródło: Polityka numer 50
Rynek/ Edukator Ekonomiczny
Data: 11 do 17 grudnia 2013 r.
Wielu niepełnosprawnych czuje się wykluczonymi także z bankowego świata. Jednak mogą liczyć na pomoc w niektórych placówkach i w internecie, gdzie coraz więcej instytucji promuje ekonomię bez barier.
Język migowy również jest żywy i się rozwija. Potrzebuje zatem ciągle nowych gestów dla słów i wyrażeń, które wchodzą do języków mówionych. W dziedzinie finansów tych określeń przybywa wyjątkowo szybko.
Narodowy Bank Polski we współpracy z Polskim Związkiem Głuchych stworzył niedawno leksykon terminów ekonomicznych w języku migowym. To pierwszy tego typu projekt w Europie. Dzięki niemu niesłyszący nie tylko dowiedzą się, jak poprawnie zamigać "euro", "numer Pin" czy "leasing", ale także znajdą definicje różnych pojęć ekonomicznych - w swoim języku.
To zresztą niejedyna akcja w ramach kampanii "NBP nie wyklucza". Obok migowego leksykonu powstały też narzędzia ułatwiające bezpieczne i bezbłędne korzystanie z pieniędzy niewidomym. Są to pliki dźwiękowe dokładnie opisujące zabezpieczenia używanych w Polsce banknotów oraz specjalne makiety tyflograficzne, dzięki którym niewidomi mogą nauczyć się odróżniać pieniądze fałszywe od prawdziwych. NBP stara się również pomóc osobom z niepełnosprawnością intelektualną, przygotowując dla nich teksty ekonomiczne pisane prostym i klarownym językiem. Wszystkie materiały można znaleźć na stronie www.nbpniewyklucza.pl.
Takich działań nigdy za wiele, bo według GUS różnego rodzaju niepełnosprawnością dotkniętych jest aż cztery i pół miliona osób, czyli ponad dwanaście procent Polaków. Szczególnie niepokoi fakt, że, jak wynika z niedawno przeprowadzonych przez GFK Polonia badań, niepełnosprawność idzie w parze z wykluczeniem finansowym. Ma ono oczywiście różne źródła, w tym przede wszystkim złą sytuację materialną wielu niepełnosprawnych, bo zaledwie pół miliona spośród nich ma pracę. Jednak także trudności w dostępie do standardowych usług finansowych są ogromną przeszkodą.
Na szczęście projektów pomagających niepełnosprawnym pojawia się coraz więcej. Od ubiegłego roku w ramach "Finansów bez barier" Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji i Fundacja NBP starają się w prostych słowach wyjaśniać zawiłości świata finansów. Na stronie internetowej projektu można dowiedzieć się, jak zarządzać budżetem domowym, jak otworzyć konto i jak oszczędzać, także przy niskich dochodach. Poprzez wirtualnego doradcę finansowego istnieje możliwość zadawania pytań dotyczących zarządzania swoimi pieniędzmi.
Wielu niepełnosprawnych skarży się, że wizyta w banku, skorzystanie z bankomatu czy internetowego serwisu transakcyjnego to prawdziwy tor przeszkód. Związek Banków Polskich przygotował więc listę zaleceń dla swoich członków i radzi im, jak wspierać takich klientów. Czasem wystarczy zbudować podjazd do oddziału bankowego albo na tyle nisko zainstalować bankomat, żeby mogła z niego skorzystać również osoba na wózku inwalidzkim. Niekiedy trzeba większych inwestycji, na przykład wyposażenia bankomatu w gniazdo słuchawkowe, aby stał się dostępny dla niewidomych i niedowidzących. Niektóre banki instalują już takie maszyny, które po włożeniu słuchawek przechodzą na tryb głosowy i kierują ruchami klienta za pomocą instrukcji lektora.
Dla wielu niepełnosprawnych wielkim wybawieniem jest dzisiaj internet, ale i tam można natrafić na różne problemy. Niewidomi często się skarżą, że część banków nie dostosowało do ich potrzeb serwisów transakcyjnych, chociaż istnieją specjalne wytyczne o nazwie Web Content Accessibility Guidelines (WCAG), zawierające szczegółowe instrukcje. Jeśli bank ich nie zrealizuje, mogą nie działać syntezatory używane przez niewidzących do odczytywania im zawartości strony internetowej. Zwłaszcza nowe, atrakcyjne wizualnie elementy okazują się ogromną przeszkodą dla niewidomych.
Wielu niepełnosprawnym ciężko jest korzystać równocześnie z klawiatury czy myszki, więc oczekują specjalnego uproszczonego trybu obsługi. Także pod tym względem zostały ustalone dla banków wytyczne, ale ich wprowadzanie zależy tylko od dobrej woli instytucji finansowych i już choćby z tego powodu odbywa się w różnym tempie. Zalecenia Zbp to nie rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego, które trzeba obowiązkowo wdrożyć.
Przez długi czas na niekorzyść niepełnosprawnych działały nie tylko bariery architektoniczne, ale też obowiązujące prawo. Nakazywało ono na przykład osobom niewidomym zawierać umowy z bankami wyłącznie w obecności notariusza, co znacznie zwiększało koszty. Teraz mogą one przyjść do placówki bankowej z osobą zaufaną, która potwierdzi, że podpisywana przez nie umowa jest zgodna z tym, co przedstawił pracownik w oddziale.
Niestety, wciąż wielu doradców finansowych nie do końca wie, jak się kontaktować z niepełnosprawnymi. A czasem po prostu wystarczy zwrócić uwagę na szczegóły, które na co dzień nam umykają - mówić spokojnie, powoli, głośno i wyraźnie. Wielu niepełnosprawnych to osoby niedowidzące czy niedosłyszące, które poradzą sobie w banku same, pod warunkiem że poczują się w nim pewnie i bezpiecznie. To niby proste i oczywiste, a czasem trudne do spełnienia.
Źródło: POON Flash nr 11
Do napisania niniejszego tekstu sprowokowała mnie wizyta na dworcu PKP w Sieradzu - Dworzec jak dworzec: kasy biletowe, poczekalnia, tory kolejowe i głos płynący z megafonu, zapowiadający pociąg do...
W sumie nic dziwnego, czy nadzwyczajnego, a jednak zmiany, jakie spotkałam na dworcu PKP w moim mieście - Sieradzu wprawiły mnie w miłe zdumienie. Przyznaję, że dosyć sporadycznie korzystam (może raczej powinnam napisać korzystałam) z usług kolei. Od dosyć dawna pasażerów zjawiających się bladym świtem na dworcu PKP w Sieradzu witała informacja: "Dworzec czynny od 6:00 do 22:00". Podróżujący niemogący kupić biletu w kasie bez problemu mogli go nabyć u konduktora - naturalnie nie wnosząc dodatkowej opłaty. Jednak, jeśli na dworcu zjawiał się przypadkowy, nieświadomy godzin otwarcia obiektu pasażer, to niezależnie od pory roku i pogody nie mógł skorzystać z poczekalni. O toaletach lepiej nie wspominać!
Teraz, gdy zjawiłam się na dworcu aż przetarłam oczy ze zdumienia: budynek dworca odnowiony, piękna poczekalnia zapraszała miłym zapachem, podobnie w toaletach. Zmianie uległa nie tylko kolorystyka budynku, ale także zagospodarowanie przestrzenne. Kasę usytuowano w innym miejscu - na wprost wejścia - prowadzi do niej ciąg komunikacyjny dla niewidomych. Przed wejściem na dworzec ułożono specjalne płyty guzikowe, które prowadzą niewidomego pasażera wprost do drzwi wejściowych. Oznaczenie wydało mi się mało czytelne, więc sprawdziłam dotykiem. Fakturę podłoża stanowią betonowe płyty z guzikowymi/stożkowymi "kleksami". Najwyraźniej są różne rodzaje płyt guzikowych, te są mniej wyraziste, niż te na peronie. Natomiast wzdłuż peronu ułożono guzikowe płyty ze ściętymi kopułkami w żółtym kolorze. Tutaj "guziki" są metalowe i solidne. Takie oznaczenie peronu pozwoli osobie niewidomej i słabowidzącej poruszać się bezpiecznie. Osoba niewidoma idąc tym pasem łatwo zlokalizuje stojący na peronie pociąg. Sprawdziłam i faktycznie bez większego problemu machnięciami laski "wyłapałam" czekający na pasażerów skład. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się zastosowania Systemu Oznaczeń Fakturowych dla Niewidomych (ciągi komunikacyjne, guzikowe płyty ze ściętymi kopułkami itp.) na dworcu PKP w mieście powiatowym, a właśnie takim miastem jest Sieradz, w którym mieszkam. Jeśli słyszałam o pozytywnych zmianach związanych ze znoszeniem barier dla osób niepełnosprawnych, to dotyczyły one dworców w dużych miastach. Zaczęłam się zastanawiać, jaki przepis zadziałał magicznie i je wywołał? Przepis, rozporządzenie, ustawa to jedno, ale jeśli nie ma właściwego bodźca to przedsiębiorca/instytucja lubi przepisy omijać. Zwłaszcza, gdy wiążą się one z dodatkowymi kosztami, a nie ma się co czarować znoszenie barier utrudniających życie niepełnosprawnym bywa kosztowne. Może jednak nie ma co dywagować, lepiej się cieszyć z pozytywnych zmian.
Zaintrygowana tak pozytywnymi przemianami na dworcu w moim mieście postanowiłam podpytać znajomych, jak przedstawia się sytuacja w ich miejscach zamieszkania? Opinie były bardzo zróżnicowane i trudno tutaj wszystkie przytoczyć. Na marginesie dodam, że pytałam znajomych z różnymi dysfunkcjami. W tym momencie warto pamiętać o rozgraniczeniu niepełnosprawności, bowiem inne oczekiwania będą niewidomych, a inne np. osób poruszających się na wózkach inwalidzkich, czy głuchych. Rozmawiając ze znajomymi skupiłam się na barierach dotyczących osób niewidomych i słabo widzących, ale historia o remoncie dworca Wschodniego w Warszawie zaskoczyła mnie totalnie. Otóż przed Euro 2012 wyremontowano cały dworzec Wschodni za około 60 milionów złotych. Remont realizowano w ramach projektu o nazwie "długofalowy projekt estetyzacji dworca". Okazało się, że podczas remontu/estetyzacji zapomniano o podjazdach i windach na perony. Teraz osoby niepełnosprawne nie mają szansy się na nie dostać. Kiedy niepełnosprawni podróżni podnieśli alarm, bo jak wiadomo prawo budowlane wymaga, by przy takich remontach obiektów publicznych likwidować bariery architektoniczne. Wyjaśniono, co następuje: "na peronach Wschodniego żadnego remontu nie było. Była estetyzacja, o której przepisy nic nie stanowią".
Przytoczony przykład bardziej dotyczy osób z dysfunkcją ruchu, ale występuje w nim określenie, które kiedyś może okazać się istotne dla niewidomych. Otóż zmagając się z różnorodnymi barierami, "walcząc" z biurokracją o ich zniesienie warto zwrócić uwagę na właściwe, proceduralne sformułowania. Jak widać wystarczy użyć słowa estetyzacja, aby oficjalnie pominąć przepisy dotyczące znoszenia barier architektonicznych. To ważna "lekcja", gdyż pokazuje jak ogromne znaczenie ma wiedza o obowiązujących przepisach prawa budowlanego i nie tylko. Z drugiej strony można powiedzieć, że powyższy przykład jest doskonałym wzorem dla innych przedsiębiorców. Pokazuje, jak używając odpowiedniego sformułowania, ominąć przepisy. Przecież skoro prawo nic nie stanowi o estetyzacji nie ma obowiązku podczas remontu (przepraszam estetyzacji) dostosowywać obiektu użyteczności publicznej dla osób z różnymi dysfunkcjami. Nie ma się co czarować, na dworcu Wschodnim przeprowadzono remont, który określono estetyzacją.
Zastanawiam się, czy przypadkiem instytucje, firmy, przedsiębiorcy nie znaleźli wyjścia, które pozwoli im legalnie omijać prawo?
Jak w takiej sytuacji mogą się bronić osoby niepełnosprawne?
Przecież dokonując remontu obiektu można użyć najrozmaitszych określeń i w ten sposób unikać odpowiedzialności. Remont zostanie przeprowadzony, ale obiekt użyteczności publicznej nadal pozostanie nafaszerowany barierami dla niepełnosprawnych. Użycie nowatorskiego określenia remontu, pozwoli w świetle prawa, na jego łamanie, bo jak wiadomo przepisy prawa o nim nie stanowią.
Czyż nie doskonałe rozwiązanie?
Po tej zdumiewającej opowieści z uwagą posłuchałam, co mieli do powiedzenia znajomi z Gdańska. W tym mieście również przeprowadzono remont Dworca Głównego PKP. Właściwie remont trwa cały czas, gdyż jest przeprowadzany etapami. Pojawiły się już m.in. kasy do obsługi niepełnosprawnych pasażerów. Wszelką pomoc niewidomym i słabowidzącym świadczy Centrum Obsługi Klienta PKP Intercity, które jest przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Także informacje o rozkładzie jazdy osoby z dysfunkcją wzroku mogą uzyskać w każdej kasie biletowej lub w Punkcie Obsługi Klienta PKP Intercity. Ochrona dworca zapewnia pomoc przy wsiadaniu i wysiadaniu z pociągu oraz pomaga przemieszczać się między peronami. W zależności od pory dnia osoby niepełnosprawne również mogą się zwracać o pomoc do Biura Dworca. Sukcesywnie likwidowane są także bariery architektoniczne, np. zainstalowano windy, dzięki czemu osoby z dysfunkcją ruchu i osoby starsze łatwo dostaną się na perony. Pozostaje mieć nadzieję, że w toku dalszych prac zostanie wdrożony System Oznaczeń Fakturowych dla Niewidomych.
Ja jednak zaczęłam się zastanawiać, jak nie znając obiektu miałabym odszukać Biuro Dworca? A co jeśli zjawię się na terenie dworca poza godzinami pracy biura? Jak miałabym zlokalizować pracowników ochrony obiektu?
Oczywiście w tym momencie można powiedzieć, że się czepiam i chyba będzie w tym odrobina prawdy, bo w tej sferze zaszło wiele pozytywnych zmian. Jednak, jeśli mówimy o znoszeniu barier dla osób niepełnosprawnych, o uniwersalnym przystosowaniu dworców dla osób z różnymi dysfunkcjami to warto być w tym rzetelnym. Możliwe, że pewne rzeczy wyolbrzymia moja wyobraźnia, ale dla niewidomej kobiety samodzielna podróż to spore wyzwanie. Na pewno jest ono takowym dla mnie, bo nigdy nie da się wszystkiego przewidzieć. Przyznaję, że zastanawiałam się nad podjęciem pierwszej próby, jednak zrejterowałam. Wiem, że nie jestem osamotniona w moich obawach przed samodzielnym podróżowaniem. Z drugiej strony wiem, że przełamanie tej bariery oznacza większą niezależność, co jest bardzo ważne. Mimo, że teraz w sukurs przychodzi pomoc kolejowych asystentów, nadal mam obawy, bo co zrobię, jeśli to wsparcie zawiedzie? To bardzo trudne zwłaszcza, kiedy pomyślę o całkowicie nieznanym miejscu, gdzie nie będę wiedziała, w którą stronę pójść. Nieznany teren, ryzyko na jakie będę narażona jako niewidoma kobieta, szybko poruszający się po peronie ludzie, biegnący w swoją stronę, potrącający mnie - niepewną siebie niewidomą. No, bo co zrobię, gdy okaże się, że nikt z asysty kolejowej na mnie nie czeka? Nim zorientuję się, że nie ma wsparcia, to inni pasażerowie już się rozbiegną. A jeśli nawet ktoś zaoferuje pomoc to odmówię przekonana, że za chwilę pojawi się fachowe wsparcie. A może mój lęk jest irracjonalny? Może po prostu trzeba się odważyć i spróbować. Często to co nieznane urasta do rangi góry nie do przebycia, a kiedy już zacznie się na nią wchodzić okazuje się całkiem łagodna. Możliwe, że tak jest właśnie z moimi oporami przed samodzielnym podróżowaniem. Dlatego podziwiam niewidome koleżanki i kolegów, którzy wsiadają do pociągu i jadą. Jadą, mimo że jak sami mówią każda podróż to ogromny stres, bo różne rzeczy mogą się zdarzyć: awaria pociągu, remont torów kolejowych, brak pomocy na dworcu mimo zgłoszenia zapotrzebowania, a tu do odjazdu kolejnego pociągu pozostaje tylko pięć minut. Oczywiście nie jesteśmy na pustyni i pewnie zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto w biegu na własne połączenie przynajmniej wskaże właściwy kierunek marszu. Jednak trzeba również pamiętać, że dla złodzieja jesteśmy znacznie łatwiejszym celem. Dlatego tak istotna jest rzetelna informacja o stanie faktycznym oferowanej pomocy na poszczególnych dworcach. Oczywiście w tym względzie dużo zmieniło się na plus, ale zdarza się, że asysta nie pojawia się lub przychodzi z opóźnieniem.
Nim zdecydujemy się na skorzystanie z pomocy kolejowego asystenta, należy dokładnie sprawdzić, na jaką pomoc na danej trasie przejazdu możemy liczyć. Warto wiedzieć, że duże znaczenie ma fakt, z usług której spółki będziemy korzystać. Niestety wciąż istotnym czynnikiem w uzyskaniu dokładnej informacji, co do oferowanej pomocy jest człowiek, więc bywa, że otrzymujemy bardzo różne informacje. Przykładem może być dworzec PKP w Kutnie, który teoretycznie nie zapewnia pomocy kolejowego asystenta. Jednak koledze udało się właśnie na tym dworcu uzyskać pomoc ze strony Straży Ochrony Kolei (SOK).
Wykonał kilka telefonów, rozpoczynając od numeru infolinii Kolei Mazowieckich. Tam trafił na życzliwego rozmówcę, który zainteresował się jego problemem. W Kutnie miał tylko trzy minuty na przesiadkę. Pan poprosił go o numer telefonu i obiecał, że oddzwoni. Rzeczywiście zadzwonił i podał bezpośredni numer telefonu do Komendanta Straży Ochrony Kolei w Kutnie 24-385-12-10. Drużyna SOK spisała się na medal, w sposób profesjonalny i szybki pomogła dostać się koledze do właściwego pociągu. Jednak, aby pomoc była kompleksowa i dobrze zorganizowana również my powinniśmy wykazać się pewnym działaniem. Otóż chęć skorzystania z pomocy należy zgłosić telefonicznie co najmniej dzień wcześniej, precyzyjnie określić jakiej pomocy oczekujemy podczas przesiadania się do innego pociągu. Trzeba podać dokładne godziny przyjazdu pociągu do np. Kutna oraz wyjazdu z Kutna. Dobrze jest podać nazwy przewoźników pociągu, którym jedziemy i na który będziemy się przesiadać. Gdy już ruszymy w podróż warto zadzwonić i potwierdzić, że jedziemy zgodnie ze zgłoszeniem. Jeśli doprecyzujemy, w której części składu jesteśmy (początek, środek, koniec) to ułatwimy zadanie oczekującej nas drużynie. Poinformowanie obsługi pociągu, że na dworcu w Kutnie będą na nas czekali pracownicy SOK, ułatwi ich zlokalizowanie. Powyższe zasady mogą okazać się bardzo przydatne na wielu innych dworcach PKP, na których nie możemy liczyć na pomoc kolejowego asystenta, ale możemy liczyć na Straż Ochrony Kolei.
Próbowałam się dowiedzieć na jaką pomoc mogłabym liczyć ruszając w podróż z dworca w Sieradzu. W kasie biletowej otrzymałam numer do PKP Intercity, gdzie miałam uzyskać interesujące mnie informacje. Numer okazał się nieaktualny, właściwy otrzymałam dopiero dzwoniąc pod ogólnopolski numer: 22-474-13-13. Ten numer także należy do spółki PKP Intercity, która oferuje wsparcie kolejowego asystenta. Tam uzyskałam informację, że panowie mogą przyjąć zgłoszenie, ale najlepiej, jeśli sama zadzwonię do właściwego przewoźnika, z którego usług będę korzystała i zgłoszę chęć uzyskania pomocy. Potem moje zgłoszenie i tak trafi do nich, ale dzięki temu będę miała bezpośredni kontakt z właściwą jednostką i wszystko ustalę. W sumie może i racja, ale w takim razie, dlaczego nikt nie dba o uaktualnienie numerów kontaktowych, które tak często ulegają zmianie? Panowie podali mi numer telefonu do spółki PKP Intercity w Łodzi: 22-474-10-85. W pierwszej chwili po zakończeniu rozmowy miałam wrażenie, że numer nie jest prawidłowy, bo przecież mi chodziło o dworzec PKP w Łodzi, a otrzymany numer był warszawski. Zaciekawiona zadzwoniłam i miła pani poinformowała mnie, że chęć skorzystania z pomocy kolejowego asystenta powinnam zgłosić na trzy dni wcześniej. Oczywiście w nagłej sytuacji (1 dzień) także postarają się mi pomóc. Jeśli chodzi o dworce, na których spółka nie oferuje takiej pomocy, to wszystko zależy czy jest na nim Straż Ochrony Kolei. Jeśli jest to raczej nie ma problemu, również obsługa pociągu uprzedzona, że jadę z nimi zapewni mi potrzebną pomoc i dopilnuje, żebym bezpiecznie wysiadła. Pani pytała o konkrety jak w przypadku SOK w Kutnie, czyli jakimi kolejami będę jechała, o jakiej godzinie, jakiej pomocy będę potrzebowała?
Jeśli będziemy podróżowali różnymi spółkami, może pojawić się konflikt interesów - brzydko mówiąc spychologia. Otóż powiedzmy, że jedziemy do Jeleniej Góry. Podróż rozpoczynamy wsiadając do pociągu spółki REGIO, we Wrocławiu przesiadamy się do PKP Intercity. Zgłaszamy potrzebę skorzystania z pomocy kolejowego asystenta na dworcu we Wrocławiu i tu możliwe, że pojawi się problem braku lub nadmiaru pomocy. Dokładnie w takiej sytuacji znalazła się koleżanka, która podczas przesiadki zmieniała przewoźnika. Pracownik spółki REGIO uważał, że pomoc powinna jej zapewnić spółka PKP Intercity. Natomiast PKP Intercity uznała, że pomocy powinna jej udzielić spółka REGIO. W efekcie pojawiły się dwie ekipy, ale trudno wycenić stres, który towarzyszył niewidomej pasażerce do chwili przesiadki.
Chęć skorzystania z pomocy kolejowego asystenta można zgłosić w spółce PKP Intercity telefonicznie lub e-mailowo. Natomiast na stronie PKP:
http://old.pkp.pl/cop/informacje
jest link z adresem e-mail:
cbdk@pkp.pl
gdzie można uzyskać wiele ciekawych informacji dotyczących podróżowania. Po kliknięciu w adres automatycznie otwiera się nam nowy e-mail. Adres odbiorcy jest już wpisany, pozostaje wpisać temat e-mail i w okienku edycyjnym zgłosić potrzebę skorzystania z pomocy kolejowego asystenta. Po wysłaniu powinniśmy otrzymać informację zwrotną, że zgłoszenie zostało przyjęte. Dokładniejsze informacje musimy podać w formularzu zgłoszeniowym w PKP Intercity pod adresem:
http://intercity.pl/pl/site/niezbednik- ... niowy.html
Na stacjach, na których obecny jest personel, osobom niepełnosprawnym zapewniana jest nieodpłatnie pomoc w zakresie wsiadania i wysiadania do/z pociągu lub przesiadania się do pociągu skomunikowanego".
Więcej informacji niepełnosprawny pasażer znajdzie na:
http://intercity.pl/pl/site/niezbednik- ... howej.html
Wyszukiwarka połączeń PKP:
http://www.rozklad-pkp.pl/bin/query.exe/pn
Wyszukiwarka połączeń PKP/PKS/Busów:
www.epodroznik.pl
Współpraca programów odczytu ekranu (screen readerów) ze stronami kolejowych przewoźników przedstawia się bardzo różnie. Oczywiście dostępność stron to jedno, ale duże znaczenie mają nasze umiejętności. Muszę przyznać, że ja miałam problemy, aby bezwzrokowo wyszukać interesujące mnie połączenia. Przykładowo w wyszukiwarce na stronie e-podróżnika udało mi się prawidłowo wpisać datę, trasę, godzinę odjazdu i środek lokomocji, ale nie udało mi się zapoznać z wynikami moich poszukiwań. Natomiast na stronie PKP Intercity rozkład jazdy pociągów jest "ukryty" w zakładce: Informacje dla niepełnosprawnych pasażerów. Pewnym plusem jest dostępne na stronach menu główne, które oferuje nam różnorodne informacje m.in. numer infolinii. Dzięki temu otrzymujemy alternatywny sposób uzyskania interesujących nas połączeń i nie tylko.
Dzięki tym rozwiązaniom niezależnie od możliwości technicznych, każdy niewidomy pasażer ma dostępną dla siebie formę zgłoszenia chęci skorzystania z pomocy na dworcu lub uzyskania informacji. Obecnie jeszcze nie wszystkie dworce oferują taką pomoc. Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem ta usługa obejmie swoim zasięgiem obszar całego kraju. Na pewno na jej poszerzenie i uporządkowanie będzie miała duży wpływ ilość korzystających z niej osób niewidomych.
S.K. - Wiemy już sporo o Pańskiej nauce, pracy i działalności. Teraz pomówmy o tych bardziej osobistych. Wiem, że ma Pan udaną rodzinę, dwóch synów, czy obaj poszli w ślady ojca, czyli są umysłami ścisłymi?
H.L. - Tak, faktycznie, dwaj chłopacy. Dla przekazania pewnej idei, dla której zgodziłem się na tę rozmowę, może warto coś o nich również wspomnieć. Jednak na początek uwaga. Wcale nie jestem tak pewien, czy mam na pewno ścisły umysł...
Starszy Michał najpierw trafił do niezbyt rewelacyjnego liceum. Nie dostał się do tej szkoły, do której ja uczęszczałem. A były to czasy, gdy biegało się z dokumentami po mieście. Kto znalazł się w takiej sytuacji, wyciągał papiery i biegł do kolejki przed inną szkołą. Mimo zaangażowania całej rodziny, papiery udało się dostarczyć jedynie do szkoły z bardzo wysokim numerem. A jakoś jest tak, że te stare dobre szkoły z tradycjami mają w Poznaniu niskie numery. Szkołę średnią ukończył w terminie i zamarzyły mu się studia. Złożył dokumenty na psychologię i chyba kilka jeszcze innych kierunków. Nie dostał się nigdzie! Poszedł do pomaturalnej szkoły informatycznej z nadzieją, że za rok się uda. No i ponownie się nie udało dostać na psychologię. Ukończył dwuletnią szkołę zdobywając dyplom technika informatyka. Ponownie składa papiery na psychologię, na którą po raz kolejny się nie dostaje! Właśnie w tym roku rusza zupełnie nowy kierunek studiów, uruchomiony u nas na Uniwersytecie, po raz pierwszy w Polsce. I to prowadzony w instytucie psychologii, choć zajęcia prowadzą również wykładowcy z politechnicznej informatyki. W taki sposób Michał staje się studentem kognitywistyki. To taki bardzo interdyscyplinarny kierunek. Pisząc pracę magisterską sporo rzeczy do swojego doświadczenia wykonuje w Instytucie Akustyki. Tak jest zaangażowany w swoją magisterkę, a w trakcie studiów różnie to bywało, że promotor proponuje mu wyjazd na stypendium do Sztokholmu. Dziś Michał jako jedyny z ich roku, tego absolutnie pierwszego, jest pracownikiem uniwersyteckim. Pracuje w laboratorium neurokognitywistycznym. Proszę mnie nie pytać, co tam robi. Mają tam sporo komputerów i innej dziwnej elektroniki, a przed drzwiami czekają kolejki chętnych na badania.
S.K. - Widzę, że wykazał się charakterem ten Pański starszy syn. A młodszy?
H.L. - Młodszy Jan wylądował dla odmiany w pierwszym liceum ogólnokształcącym, słynnym poznańskim Marcinku. Chciał trafić do klasy matematyczno-fizycznej. Nie starczyło punktów i znalazł się w klasie o profilu biologicznym. W klasie tej byli uczniowie, którzy zamierzali studiować medycynę. Taka chęć z biegiem czasu zrodziła się również w Janku. Dziś o przyjęciu na studia decyduje ilość punktów zdobytych na maturze. Jankowi tych punktów zabrakło przy rekrutacji bezpośrednio po maturze. Obecny system edukacyjny jest jednak wspaniały i daje możliwość poprawienia matury w następnym roku, a nawet w latach. Janek poszedł na inne studia i chyba przez trzy kolejne sezony poprawiał maturę z biologii, aby osiągnąć odpowiedni pułap i dostać się w końcu na upragnioną medycynę. Mimo kilku prób co roku brakowało punktów.
Tak można powiedzieć, że Janek nie zna się po prostu na biologii. Coś mi się jednak wydaje, że problem tkwi w systemie edukacyjnym, w systemie testowego egzaminowania maturalnego.
S.K. - To widzę, że i drugiemu synowi nie brakuje samozaparcia i uporu. Ale proszę powiedzieć, dlaczego uważa Pan, że trudności wynikają z systemu testowego.
H.L. - Dlaczego tak uważam? Janek jest dziś doktorantem na Wydziale Biologii UAM, a tyle razy mu się nie udawało zdać odpowiednio wysoko matury z biologii.
S.K. - Ale dzielnych, wytrwałych ma Pan synów.
H.L. - Też tak uważam. Chłopacy dopiero startują w dorosłym zawodowym życiu, które może się jeszcze różnie potoczyć. Jedno z pewnością odziedziczyli po mnie - długą zawiłą drogę do uzyskania sukcesów.
S.K. - Jaki jest Pański udział w ich sukcesach?
H.L. - Nie przypominam sobie, abym im kiedykolwiek mówił, żeby się uczyli, bo warto. Po prostu sam się nieustannie uczyłem i oni chyba to zauważali.
S.K. - To teraz pomówimy o innych sprawach - jakie prace wykonuje Pan w domu?
H.L. - Eee... No, może nie poproszę od razu o inny zestaw pytań. Nigdy nie było mnie stać na zupełnie własne samodzielne mieszkanie. Były momenty, gdy zarabiałem tylko tyle, aby zaliczyć dany miesiąc do stażu pracy. Tak było, kiedy robiłem swetry. Mieszkamy w wielopokoleniowej rodzinie. Zbyt długo musiałbym tłumaczyć, kto u nas rządzi w kuchni.
S.K. - W takim razie zmieniamy temat. Czy tak zajęty człowiek ma czas na hobby, o ile pamiętam jest pan znawcą fortyfikacji, żeglarzem, uprawia turystykę i nordic-walking. Proszę opowiedzieć o tych pasjach. Pytam nie bez kozery, ponieważ wielu niewidomych prowadzi siedzący tryb życia i trudno namówić ich do jakiejkolwiek aktywności.
H.L. - Mówią, że są niewidomi, którzy mało się ruszają, podobnie jak i ludzie dobrze widzący. Ja takich niewidomych nie znam!
Pierwsze moje kontakty ze środowiskiem, były to rajdy organizowane przez koło PTTK przy poznańskim okręgu. Ja byłem w szkole średniej, a większość uczestników na studiach albo zaraz po ich skończeniu. Tak wędrując po najbliższej okolicy poznawałem nie tylko uroki Wielkopolski, ale i sprawności i niesprawności niewidomych. Często zupełnie nie wiedziałem, gdzie jestem, a niewidomi rajdowicze świetnie orientowali się, dokąd zmierzamy i co napotkamy po drodze.
Z czasem pojawiały się rajdowe pary, a potem rodziny z dziećmi i trochę ta aktywność podupadła. Jednak dzieci w pewnym momencie podrosły, a duch w turystach nie obumarł. Założyliśmy, tak mogę powiedzieć, gdyż uczestniczyłem w zebraniu założycielskim Wielkopolskiego Turystycznego Klubu Niewidomych i Słabowidzących "Razem na Szlaku". Jest to pewien fenomen. Sami sobie organizujemy wypoczynek. No, może nie tak sami, bo mamy prezesa Pawła, a prezes ma żonę. I tak przez lata małżeństwo Piechowiczów skupia dookoła siebie ludzi chcących aktywnie spędzać czas.
S.K. - Czy coś jeszcze oprócz turystyki?
H.L. - Turystyka to jedna sprawa, ale był też sport nieco bardziej wyczerpujący. Gdy byłem w trzeciej klasie liceum, powstała idea powołania czwórki wioślarskiej niewidomych. Trenowaliśmy na basenie wioślarskim AWF-u pod okiem Hanki Pracharczyk. Było też kilka pływań po jeziorze maltańskim na tamtejszym torze wioślarskim. To były dość intensywne ćwiczenia. Wioślarstwo jest sportem angażującym wszystkie partie mięśni, całkiem dostępnym dla niewidomych, jeżeli nie ma przeciwwskazań okulistycznych.
S.K. - I chyba nie może być sternikiem? Na studiach również przez rok uprawiałem wioślarstwo.
H.L. - To prawda z tym sternikiem, ale wiosłować mogą. U nas miała być czwórka. Aby móc tak naprawdę startować w jakiś regatach, musiałoby trenować nas nieco więcej. A i do czwórki zawsze kogoś brakowało. Treningi trwały przez dwa lata, potem jakoś to, niestety, umarło. Nigdy nie wystartowałem w żadnych regatach, a szkoda, bo to naprawdę ciekawy i dostępny sport. Jednak we mnie coś zostało, choć może wolę nie być uzależnionym od zebrania się całej czwórki wioślarzy.
Wiele lat spędzonych z lupą przy komputerze, czasem bez oprogramowania powiększającego, bo takiego na przykład w warsztatach samochodowych nie było, spowodowało pojawienie się bólu w barku. Masaże wykonywane przez zaprzyjaźnionego niewidomego masażystę niewiele pomagały, Któregoś dnia chwyciłem kijki i zacząłem z nimi chodzić, aby się rozruszać. Po kilku miesiącach była poprawa i zostało zamiłowanie do kijomarszu. Chodzę przynajmniej raz w tygodniu niezależnie od pory roku i pogody. Powstał więc pomysł, aby się sprawdzić i wystartować w zawodach nordic-walking. Zawody takie są coraz częściej organizowane jako dodatek do imprez biegowych lub jako samodzielne imprezy rekreacyjne. Jest to młoda dyscyplina, którą zajmują się pasjonaci. Stąd nikt specjalnie nie stwarza barier uniemożliwiających start w zawodach. W klubie jest już kilka osób całkowicie niewidomych, które nie tylko chodzą z kijkami rekreacyjnie, ale i startowały w zawodach. Niewidomi chodzą w specjalnej uprzęży, nie jest to jednak mój pomysł, więc nie będę o tym mówił. Zachęcam do kontaktów z klubem.
S.K. - Co następne?
H.L. - W 2005 roku trafiłem do środowiska pasjonatów fortyfikacji w Poznaniu. Forty otaczające Poznań zawsze mnie pociągały. Nie miałem jednak możliwości i odwagi na ich dokładniejsze poznawanie. Pamiętam, jak to się mówi od zawsze, pierwszego listopada rodzinne wizyty na Forcie 7, gdzie był więziony dziadek Henryk, po którym mam imię. Zapalaliśmy dziadkowi świeczkę symbolicznie w tym miejscu, bo został stracony w berlińskim więzieniu i grobu nie ma.
Fort był do lat 90-tych miejscem stacjonowania wojska, więc odwiedziny mogły być tylko we Wszystkich Świętych. Ten fakt i tajemniczość samej budowli pobudzały wyobraźnię i zainteresowanie. W czasie kiedy nastolatkowie biegali po fortach, spędzałem prawie każde ferie w szpitalach okulistycznych.
W lipcu 2005 roku znalazłem informację o zebraniu Towarzystwa Przyjaciół Fortyfikacji. Odważyłem się tam pójść. Okazało się, że fortyfikacjami pasjonują się nie tylko młodzieńcy, ale i ludzie dojrzali, a nawet bardzo dojrzali. Zacząłem bywać na zebraniach, tak poznałem to środowisko i sporo dowiedziałem się o historii swojego miasta. Oj, mógłbym o tym długo opowiadać.
Poznań był przez cały dziewiętnasty ty wiek otoczony pierścieniem fortów i innych budowli. Potrzeba sporo wyobraźni, aby odtworzyć sobie, jak to wyglądało. Akurat dla mnie jest to świetna pożywka do rozmyślań, do oderwania się od szarej codzienności. Potrzebny był tylko ten pierwszy krok, znalezienie w Internecie czegoś, co mnie interesowało od dawna i pójście na pierwsze zebranie.
S.K. - Mamy więc fortyfikacje. Czy coś jeszcze?
H.L. - Tak, żeglarstwo. Z nim było podobnie, choć może to za dużo powiedziane, że jestem żeglarzem. W Poznaniu są cztery całkiem spore jeziora. Trzy z nich w dzielnicy, w której mieszkam. Największe jest Jezioro Kierskie, to spory ośrodek żeglarski. Jednak zaledwie kilka razy udało mi się przepłynąć je pod żaglami. Albo nie było z kim, albo trzeba było zajmować się innymi sprawami. Coś tam słyszałem o rejsach na Zawiszy, organizowanych w ramach projektu Zobaczyć Morze, ale było to bardzo odległe i takie wydawało się nie dla mnie.
W marcu 2010 roku na konferencji dotyczącej technologii wspierających niewidomych, w przerwie obrad kolega zapytał mnie, czy nie chciałbym popłynąć. I to wystarczyło. Trafiłem na rejs zorganizowany dla weteranów. Byłem jedyną osobą, która żeglowała po raz pierwszy. Początkowo miałem wrażenie, że zagubię się w tym całym olinowaniu i systemie pracy wachtowej. Trwało to jednak zaledwie chwilę. Teraz nie wyobrażam sobie, abym nie popłynął w kolejny rejs. Po każdej takiej wyprawie staram się kilka słów powiedzieć o projekcie Zobaczyć Morze w naszej lokalnej rozgłośni radiowej, w Merkurym. Mówię zaledwie kilka słów, bo tego nie da się opowiedzieć. Po to jest projekt "Zobaczyć Morze", aby można było morza doświadczyć, a nie o nim jedynie usłyszeć z opowieści. No i płynąłem już w jednym z kolejnych rejsów z człowiekiem, który usłyszał te kilka słów, które wypowiedziałem na falach radiowych w audycji "Sygnały Świata".
Nie da się opowiedzieć, ale mimo wszystko chciałbym tylko wspomnieć coś takiego.
Budzę się na pierwszym rejsie i czuję, że cała koja kołysze się wzdłuż i jeszcze do tego w poprzek. Wzdłuż, czyli nogi czasami znajdują się wyżej od głowy i odwrotnie, a w poprzek, czyli raz lewe, raz prawe ramię jest wyżej. Chcę przed tym uciec! Zastanawiam się, jak wyjść z tego kolebiącego się łoża i stanąć na podłodze. Gdy jednak myślę o tym, uświadamiam sobie, że podłoga przecież też się kołysze. To może wyjść na pokład? Ale on również się kołysze!
Spokojnie więc obracam się na bok i zasypiam. Z tym kołysaniem na morzu jest tak, jak z niepełnosprawnością - nie można przed tym uciec.
Gdy kołysze na morzu, odczuwają to wszyscy, cała załoga, kapitan i bosman również. Tyle że oni to już pewnie polubili, nauczyli się z tym żyć.
Tego nie da się opisać, to trzeba po prostu przeżyć. Dlatego jest ten projekt Zobaczyć Morze. Polecam!.
S.K. - Mamy więc kolejną Pańską pasję. Muszę przyznać, że interesującą.
Wróćmy jednak do spraw o szerszym znaczeniu. Na listach dyskusyjnych wyraźnie widoczny jest kryzys zaufania do Polskiego Związku Niewidomych. Wyraża się on również zmniejszającą się liczbą członków. Jaka jest Pańska opinia na ten temat?
H.L. - Ale czy pyta mnie Pan na pewno o mój stosunek do PZN? Czy o fenomen list dyskusyjnych. Tak fenomen. To jest niesamowita możliwość kontaktowania się ludzi, jaką daje nam dziś internet. Tyle że jest tu pewien błąd w rozumowaniu. Przecież wraz z legitymacją związkową nie otrzymuje się również konta poczty elektronicznej i tym samym możliwości uczestnictwa w dyskusji poprzez internet. Wzorów statystycznych to ja w tej chwili z pamięci nie przytoczę, ale pewne zasady pamiętam. Nie można mówić o całej społeczności głosami tylko tych, którzy posiadają umiejętność posługiwania się pocztą elektroniczną. A z drugiej strony pamiętam od zawsze narzekania na Związek. Wspominałem tutaj o moich kontaktach ze środowiskiem krótkofalowców czy pasjonatów fortyfikacji. Tam też od zawsze tak było. W Poznaniu jest kilkanaście fortów otaczających miasto i jeszcze więcej organizacji zrzeszających osoby, które się nimi interesują. A są to ludzie, którzy przychodzą do jakiejś organizacji realizować swoje zainteresowania i pasje. Zdecydowanie jestem za taką przyczyną zrzeszania się ludzi.
Zastanówmy się teraz, po co ludzie przychodzą do PZN-u. Trafiają do tej organizacji nie po to, żeby realizować swoje pasje, ale rozwiązywać poważne problemy, z którymi nie potrafią sobie radzić. A może nie są świadomi, że niektórych spraw nie da się rozwiązać. Nie znają ograniczeń, wydaje im się, że wszystko jest możliwe.
I jeszcze uwaga dotycząca list dyskusyjnych, na których bywałem, nie tylko na tych związanych z niewidomymi. Zauważyłem, że w takich miejscach wszelka dyskusja początkowo bardzo merytoryczna z biegiem czasu się rozwadnia i przestaje mieć jakikolwiek związek z początkowym tematem. Znam absolutnie tylko jedną listę dyskusyjną, na której jest inaczej. To lista projektu Zobaczyć Morze. Żeglarze przekazują sobie na niej bardzo konkretne informacje dotyczące rejsów, czy sposobu dotarcia do miejsca wspólnego rozpoczęcia wyprawy. Może są zbyt konkretnymi ludźmi, zbyt pochłoniętymi swoją pasją, aby tracić czas na udowadnianie sobie i światu, że w jakiejś organizacji dzieje się źle. Tego nie wiem z pewnością! Ot, to takie moje spostrzeżenie.
S.K. - Ale chyba ma Pan jakieś zdanie na temat PZN-u?
H.L. - Szczerze powiedziawszy nie mam zdania! Już od dłuższego czasu nie czuję się związany z tą organizacją. Trafiłem do PZN-u jako kilkunastoletni chłopak, który zaczął nieć kłopoty ze wzrokiem. Nie wszystko co działo się w tej organizacji wówczas rozumiałem. Czułem się trochę przymuszony przez sytuację do przynależności do tej organizacji, bo wówczas na przełomie lat 70 i 80-tych innych stowarzyszeń zrzeszających niewidomych po prostu nie było. Potem zacząłem mieć wśród niewidomych coraz więcej znajomych i przyjaciół. Wielu z nich stało się moimi wzorami. Byli to ludzie, którzy sporo osiągnęli, z którymi spotykałem się w Sekcji Zatrudnionych na Otwartym Rynku Pracy. Sekcja zrzeszała, śmiało można powiedzieć, elitę intelektualną środowiska niewidomych. Członkowie Sekcji wielokrotnie byli proszeni o głos doradczy w sprawach całego środowiska i reprezentowali niepełnosprawnych wzrokowo w społeczeństwie. Teraz z perspektywy lat cenię sobie bardzo, że mogłem spotkać niektórych z nich. Niektóre znajomości trwają do dnia dzisiejszego. Jednak mój kontakt z PZN jako organizacją osłabł w sposób znaczący. Porównałbym siebie do bywalca lokalu, restauracji czy pubu, który bywał tam często i jadał smacznie w doborowym towarzystwie, a w pewnym momencie zmienił swoje przyzwyczajenia. Teraz mogę jedynie powspominać smak niektórych potraw, ale naprawdę nie wiem, czy jeszcze są serwowane.
Ostatni mój udział w imprezie organizowanej przez PZN, to szkolenie komputerowe w ośrodku w Bydgoszczy na sympozjum komputerowym w 2008 roku. Potem te bardzo przydatne spotkania środowiskowe przestały być organizowane. Zostałem wówczas zaproszony jako wykładowca na warsztaty ABC tyfloinformatyki, ale to już zupełnie inna sprawa - bardziej profesjonalna niż towarzysko-poznawcza. Dlatego nie wiem, co się tak naprawdę dzieje w PZN.
Sekcja Zatrudnionych na Otwartym Rynku Pracy, której byłem członkiem założycielem, traktowana była w strukturach PZN jak koło terenowe Związku. Chodziło oto, aby ludzie pracujący poza środowiskiem mieli swoją reprezentację. Teraz nie ma już tej sekcji, albo jej działalność jest zawieszona przez władze Związku. Można powiedzieć, że nie ma mojego koła, to nie mam do czego należeć. Nie wiem, co dzieje się obecnie w Związku. Nie oznacza to, oczywiście, odcięcia się od środowiska. Raczej jest tak, że realizuję swoją pasję turystyczną i żeglarską z niewidomymi w innych organizacjach. To bardziej łączy. Jesteśmy zainteresowani tymi samymi sprawami, a może dopiero na drugim miejscu jest to, że jesteśmy niepełnosprawni wzrokowo. Zrzeszając się chcemy ułatwiać sobie realizację tej pasji, a nie podkreślać i deliberować inwalidztwa - taka subtelna różnica. Sam nie zawsze zwracam na to uwagę, ale znam ludzi, którzy wolą mówić "poeta, który jest niewidomy" zamiast "niewidomy poeta".
Jeszcze wracając do osób narzekających na PZN, pragnę zauważyć, że nie ma przymusu należenia do jednej organizacji, a jest ich wiele. Jeśli chcą się realizować, mogą przecież przystąpić do jednej z mniejszych organizacji lub założyć swoją.
S.K. - To nie jest łatwe.
H.L. - Tak, ale mnie się udało, wprawdzie nie z niewidomymi, ale z pasjonatami fortyfikacji. Należeliśmy do takiej ogólnopolskiej z tradycjami, w której opowiadano nieustannie, jak kiedyś było i co należało by zrobić i nic nie robiono. A myśmy chcieli robić coś dla ludzi, a nie zamykać się w swoim hermetycznym środowisku. Jest nas raptem czterech i zajmujemy się oprowadzaniem po pozostałościach największego fortu w Europie, po poznańskiej Cytadeli. Może to niewiele, ale przed nami nikt tego nie robił w taki sposób. Działalność trwa już trzeci rok. Jeśli się chce, można dużo zrobić. Polecam to innym.
S.K. - A jak Pan najczęściej chodzi - z przewodnikiem czy bez?
H.L. - Jako słabowidz nie potrzebuję pomocy przewodnika, kogoś kto by mnie prowadził za rękę. W dobrze znanym terenie radzę sobie zupełnie dobrze. W obcym terenie bywają kłopoty. Nie lubię dużych miast, takich jak Warszawa z szerokimi ulicami, bo wówczas trudno jest się zorientować, gdzie się jest i którędy iść. Wtedy dobrze, gdy ktoś idzie obok mnie. W uliczkach miasta o starej zabudowie zdecydowanie łatwiej zorientować się, znaleźć jakieś punkty orientacyjne.
W taki sposób startuje się w zawodach nordic-walking, w których od pewnego czasu uczestniczę. Na linii startu jest zawsze ktoś obok, wręcz tłum ludzi dookoła. W trakcie pierwszych zawodów o mistrzostwo Poznania, odbywających się na trasie dookoła jeziora Malta, w pewnym momencie zorientowałem się, że ten tłum rzednie coraz bardziej. Jeśli wyprzedzę tych, którzy idą przede mną, nie będę wiedział dokąd mam iść. Wprawdzie jezioro mamy zawsze obok, bo przecież trasa jest dookoła jego brzegu, ale bywają miejsca, gdzie można wybrać różne warianty. Gdy to sobie uświadomiłem, pojawiły się dodatkowe emocje! Takie zawody to jest zawsze tylko zabawa, nie ma tu problemów z bezpieczeństwem poruszania się, ale chce się przecież jak najlepiej wypaść. Co jednak zrobić, gdy nie można być pierwszym, bo nie wiadomo, dokąd iść!
Najgorzej bywa w tłumie mało znanych ludzi, na przykład na wycieczce fortyfikacyjnej. Nie każdy zauważy, że człowiek, który maszeruje obok i jeszcze do tego robi zdjęcia aparatem cyfrowym, może mieć kłopoty wzrokowe. Zdjęcia te bywają bardzo przydatne, bo często dopiero na nich jestem w stanie zauważyć jakiś ciekawy fragment architektoniczny czy ciekawostkę przyrodniczą.
S.K. - Na zdjęciu?
H.L. - Tak, bo jeśli zapytamy o drogę osobę dobrze widzącą, to albo machnie ręką i powie tam, albo poda nazwę ulicy i numer domu. Niewidomy zapytany o drogę, poda ilość zakrętów w prawo i w lewo oraz dokładną liczbę stopni na schodach, które trzeba pokonać. Nie jestem w stanie tego nigdy zapamiętać. Dla mnie bardzo przydatny jest widok danego miejsca, ogólna bryła budynku, do którego zmierzam albo informacja, że stoi tam jedno drzewo wysokie i wysmukłe, a drugie rozłożyste. Takie informacje można uzyskać ze zdjęcia danego miejsca. Na szczęście jest tych zdjęć w internecie coraz więcej.
Są to chyba najistotniejsze różnice między ludźmi o różnych możliwościach wzrokowych. Staram się o tym pamiętać!
S.K. - Dziękuję za rozmowę. Była ona interesująca i może okazać się pożyteczna dla naszych Czytelników. Pan jest bez wątpienia fascynującym człowiekiem. Jestem przekonany, że Czytelnicy również podobnie ocenią Pańskie informacje, opinie, wnioski i wyczyny. Dziękuję.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-06
"Na lewe oko obecnie nie widzę nic. Odwarstwiła mi się siatkówka. Prawe oko jest już trudniejsze do opisania. Pole widzenia jest w nim zawężone do 35 stopni, zmniejszona jest też ostrość widzenia" - mówi w wywiadzie dla naszego portalu alpejczyk Maciej Krężel, który wraz z przewodniczką Anną Ogarzyńską w dniach 7-16 marca powalczy o medale w Soczi.
Są Państwo głównymi faworytami paraolimpijskiej reprezentacji Polski w Soczi do medalu. Czy czują Państwo presję?
Anna Ogarzyńska: Oczywiście, emocje są coraz większe, jesteśmy coraz bliżej startu. Może to nie jest presja, ale liczymy na sukcesy.
Maciej Krężel: Myślę, że zajęcie miejsca w pierwszej piątce będzie bardzo dobrym wynikiem. Natomiast po cichu mamy nadzieję na ten medal, chociaż jeden. Byłby on naprawdę wielkim sukcesem i mamy nadzieję, że się uda.
Co zrobić, żeby z pierwszej piątki załapać się do czołowej trójki?
A.O.: Wszyscy zawodnicy są bardzo dobrze przygotowani, przed startem nie możemy liczyć, że ktoś słabiej pojedzie, musimy dać z siebie wszystko. Myślę, że bezbłędne dwa przejazdy w naszych koronnych konkurencjach mogą zaowocować jakimś dobrym miejscem, a jakie ono będzie - zobaczymy w Soczi.
Startują Państwo w czterech konkurencjach alpejskich. W których z nich najmocniej kibicować?
M.K.: Najmocniej w slalomie. Myślę, że to jest nasza koronna konkurencja. Ponieważ więcej mamy technicznych konkurencji, to drugą z naszych najlepszych jest slalom gigant.
Na czym polega Pana wada wzroku?
M.K.: Wadę wzroku mam od urodzenia. Na lewe oko obecnie nie widzę nic, wzrok w tym oku straciłem całkowicie jakieś dwa lata temu. Odwarstwiła mi się siatkówka. Prawe oko jest już trudniejsze do opisania. Pole widzenia jest w nim zawężone do 35 stopni i ostrość widzenia też jest zmniejszona.
Czyli prawym okiem widzi Pan do przodu...
M.K.: ... ale w węższym zakresie.
Jak to się przekłada na Pańską sytuację na stoku?
M.K.: Na stoku, z racji niewidzenia na jedno oko, utrudnienie polega na tym, że trudniej jest mi ocenić odległość. Zresztą nie tylko na stoku, w życiu codziennym też. Mam zaburzone widzenie trójwymiarowe. Na pewno utrudnione mam widzenie nierówności w trakcie jazdy. Myślę tutaj o dziurach czy lodzie. Ale komunikaty o nich mamy z Anią ustalone tak, że wszystkie te niebezpieczeństwa w czasie jazdy mam przekazywane drogą radiową.
Tutaj jest Pani zadanie.
A.O.: Właśnie tutaj jest moja rola, bardzo istotna. Jadę przed Maciejem, mamy ze sobą połączenie interkomem, czyli mogę mu przekazywać różne informacje, co się dzieje na trasie.
Czy Pan również może przekazywać swojej przewodniczce jakieś komunikaty?
M.K.: Tak, mamy łączność obustronną. Jest to połączenie działające tak, jak telefon komórkowy, czyli obydwoje możemy mówić jednocześnie. Nie trzeba naciskać żadnego guzika, mikrofony są przyczepione do kasków i cały czas możemy płynnie ze sobą rozmawiać.
Czy zawsze potrzebny jest Panu przewodnik? Widziałem w serwisie YouTube Pana samodzielny przejazd.
M.K.: Zdarzyło się kiedyś coś takiego, aczkolwiek to nie jest taka jazda, jak z przewodnikiem. Mogło to się zdarzyć tylko przy bardzo dobrej widoczności. Jeśli niebo byłoby zachmurzone, już by coś takiego nie mogło nastąpić. Był to przejazd po wielokrotnym oglądaniu trasy i tak naprawdę każdy z czołowych zawodników, nawet po całkowitym zaklejeniu sobie gogli, mógłby taki slalom przejechać. To tak naprawdę jazda na pamięć. Tak samo wygląda jazda na zawodach - zapamiętujemy całą trasę: z góry na dół, każde nachylenie stoku, zarówno pod względem stromości, jak i trawersu, zapamiętujemy liczbę tyczek.
Czyli wyczynowy przejazd bez przewodnika jest niemożliwy?
M.K.: Nie ma najmniejszych szans, żeby liczyć na dobre miejsce, ani nawet na to, aby taki przejazd się udał.
Jaka - tak naprawdę - jest rola przewodnika? Podczas letnich igrzysk w Londynie widziałem sprint niewidomych kobiet, które również biegły z przewodnikami. Jedna z zawodniczek spokojnie mogła wywalczyć lepsze miejsce, ale przewodnik nie dawał rady i ją spowalniał. Czy w narciarstwie alpejskim zdarza się, że przewodnik zostaje z tyłu?
A.O.: Z tyłu zostać nie może, ale może spowolnić swojego zawodnika, jeżeli popełni jakiś błąd albo jak jest w nieco słabszej formie. Zdarzały się takie sytuacje, że przewodnicy spowalniali swoich zawodników i ci musieli wręcz dopingować swoich przewodników, żeby jechali szybciej. My jesteśmy tak zgrani, że się raczej to nie zdarza.
Pan Maciej jeździ coraz lepiej, więc pewnie Panią dogania?
A.O.: Ja też cały czas trenuję, muszę stale podnosić swoje umiejętności, cały czas razem pracujemy na ten sukces.
Jak wygląda zgrywanie takiego tandemu?
M.K.: Trwa to bardzo długo, my zaczęliśmy razem jeździć od...
A.O.: ...2008 roku, dokładnie od listopada.
M.K.: Cały sezon nam zajęło, aby być dobrze zgranym zespołem.
A.O.: I cały czas...
M.K.: ... nad tym pracujemy.
A.O.: Chodzi o to, żeby wszystkie te komunikaty "grały", bo jest np. taki przepis, że między nami powinna być odległość jednej bramki. Jest takie ograniczenie w przepisach, więc trzeba nad tym cały czas pracować.
Czyli Pani nie może napędzać tego tandemu?
A.O.: Nie mogę jechać za szybko, musimy się cały czas w tej odległości od siebie trzymać.
M.K.: W slalomie to może być maksymalnie 13 metrów, ale im szybsza konkurencja, tym ta odległość może być większa.
A.O.: Ale ogólnie im jesteśmy bliżej siebie, tym lepiej.
Skoro widzi Pan kierunkowo, to czy bardziej niż odległość, w jakiej znajduje się Pani Anna, ma znaczenie to, by przewodniczka nie znikała gdzieś na boki?
M.K.: Moje pole widzenia daję radę uzupełniać ruchem głowy w prawo i w lewo. Obserwuję tor jazdy Ani i jadę ciaśniejszym torem, aby być bliżej bramki, ponieważ Ania nie może dotknąć tyczki. Mój tor jazdy musi być ciaśniejszy.
Pani nie może atakować bramek?
A.O.: Nie mogę, muszę cały czas jeździć tzw. techniką barkową, czyli objeżdżać bramkę naokoło. Uderzenie z premedytacją w taką bramkę to jest dyskwalifikacja. Jak gdzieś trącę delikatnie przez przypadek, to jeszcze tragedii nie ma, ale trzeba na to zwracać uwagę.
M.K.: Takie uderzenie bramki znacznie utrudnia jazdę zawodnikowi, a nawet jest to niebezpieczne. Raz pamiętam przypadek, gdy ktoś jadący przed zawodnikiem uderzył w bramkę, ta się złożyła, uderzyła o ziemię i odbiła się w kierunku zawodnika, który nadział się na tyczkę mostkiem.
Nieciekawie...
A.O.: Mogą się takie sytuacje zdarzyć, dlatego musimy tego unikać.
Pani była wyczynową alpejką, zanim przydarzyła się poważna kontuzja kolana...
A.O.: Tak, startowałam do 2007 roku.
Musiała więc Pani "zabić" w sobie nawyk atakowania bramek.
A.O.: To prawda, trochę tak. Musiałam się przedstawić na inną jazdę, ale nie stanowiło to dla mnie dużego problemu.
Mówi Pani, że to jest inna jazda. Czy można powiedzieć, że łatwiejsza?
A.O.: Inna, może nie do końca łatwiejsza...
M.K.: Ja bym powiedział, że to jest nawet trudniejsze, bo trzeba się liczyć z drugą osobą, a nie tylko ze sobą.
A.O.: No i muszę jechać tym szerszym torem, więc muszę jechać szybko, żeby zdążyć uciec przed Maciejem.
M.K.: Dłuższa droga jazdy i większa prędkość.
Czytałem kiedyś o policjantach, którzy jeżdżą na motorach. Ten, który jedzie z przodu, musi pamiętać o tym, który jedzie z tyłu, tzn. gdy np. wyprzedzają ciężarówkę, to musi pamiętać, by i ten drugi zdążył się schować. Na stoku jest trochę podobnie?
A.O.: Cały czas muszę pamiętać o Macieju.
M.K.: Aczkolwiek ciężarówki nie wyrastają nam na stoku, także nie ma takiego problemu.
A.O.: Dzięki temu, że mamy łączność, jest łatwiej. Jak coś się dzieje z Maciejem i jeśli, nie daj Boże, bym tego nie zauważyła, to on może mi dać szybko znać, że popełnił błąd czy coś się stało i mogę dużo szybciej zareagować.
Jaka była Pańska droga do narciarstwa alpejskiego? Nie jest to w Polsce sport masowy wśród osób z dysfunkcją wzroku.
M.K.: Moja przygoda z tym sportem zaczęła się wcześnie, chociaż nawet nie wiedzieliśmy o istnieniu narciarstwa osób niepełnosprawnych. Zacząłem jeździć w wieku 3 lat, na początku to było zsuwanie się ze stoku pomiędzy nartami ojca, czyli tak, jak uczy się każde dziecko. Po jakimś czasie nauki zaczęliśmy pracować nad techniką, a dopiero później dowiedzieliśmy się, że jest coś takiego, jak narciarstwo osób niepełnosprawnych. Tata stał się naturalnie moim przewodnikiem, a że byliśmy bardzo zgrani na stoku, wystartowaliśmy na pierwszych mistrzostwach Polski, bodajże w 2006 r., które wygraliśmy. Pewne sprawy osobiste nie pozwoliły na to, byśmy z tatą jeździli dalej razem.
A.O.: I tak w 2008 roku ja wkroczyłam do akcji.
Jaka była Pani droga do tego, by stać się przewodniczką Pana Macieja?
A.O.: Byłam studentką Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu i na pierwszy wyjazd pojechałam jako wolontariuszka, osoba do pomocy. Zaprosił mnie do tego pan Romuald Schmidt, prezes "Startu" Poznań, ówczesny szef szkolenia narciarstwa osób niepełnosprawnych. Tak się znalazłam na pierwszym zgrupowaniu w listopadzie 2008 roku. Poznałam Macieja, zaczęło to nawet dobrze funkcjonować i zaczęliśmy współpracować.
Nie było Pani żal kariery sprzed kontuzji?
A.O.: Na początku trochę tak. Ale dzięki temu, że mogłam w tak fajny sposób powrócić do narciarstwa, szybko się odnalazłam w tym, co robię, i sprawia mi to ogromną przyjemność.
Czy droga innych przewodników do sportu paraolimpijskiego jest podobna?
A.O.: Każdy ma inną historię, ale w większości przypadków droga zaczyna się od sportu wyczynowego na niższym czy wyższym poziomie. Gdzieś się o tym dowiedzieli albo ktoś im złożył taką propozycję - myślę, że to się dzieje w ten sposób. Zdarza się i tak, jak w przypadku pary Kanadyjczyków, że brat prowadzi na stoku brata.
Dla Państwa są to już drugie igrzyska. Rozumiem, że nie odczuwają już Państwo takiej debiutanckiej tremy?
A.O.: Tremy debiutanta nie ma, ale nasze oczekiwania są z roku na rok coraz większe i to też powoduje, że jesteśmy bardzo zmotywowani do tego startu.
M.K.: No i z dnia na dzień coraz bardziej zestresowani.
A.O.: Ale to jest idealna dawka nerwów, która nas zmotywuje, a nie sparaliżuje. Przynajmniej taką mamy nadzieję.
Czego się życzy alpejczykom?
M.K.: Ktoś mówił o połamaniu nart, ale u nas to się zdarza, więc może lepiej nie.
A.O.: Ktoś dodał, że dopiero za metą.
W takim razie życzymy połamania nart tuż za metą, na medalowej pozycji.
Zapraszamy do śledzenia Igrzysk Paraolimpijskich w naszym specjalnym serwisie "Soczi 2014"!
Głównym sponsorem serwisu Soczi 2014 jest:
Logo Allianz
Źródło: Publikacja własna "WiM"
O znaczeniu informacji dla współczesnego człowieka, w tym dla osób niewidomych i słabowidzących, mogliśmy przeczytać niejednokrotnie na łamach środowiskowych czasopism. Nie będę więc po raz kolejny udowadniać tego, co jest oczywiste. Jednak fakt, że coś ma wielkie znaczenie i jest oczywiste nie oznacza, że funkcjonuje jak należy.
Nie mogę stwierdzić, że informacja dotycząca problematyki osób niewidomych i słabowidzących jest dla nich dostępna w zadowalającym stopniu. Kiepska jakość informacji zależy od kilku czynników, przede wszystkim od cenzury stosowanej przez władze stowarzyszeń działających w naszym środowisku, szczególnie konsekwentnie i zdecydowanie przez władze Polskiego Związku Niewidomych. Boją się one rzetelnej informacji jak diabeł święconej wody i skutecznie ją eliminują. To jednak nie jest niczym nowym dla czytelników "WiM". Jakość środowiskowej informacji "jaka jest, każdy widzi". Jest jednak i inny ważny aspekt tego zagadnienia.
Nie wszystko zależy od władz PZN-u i władz innych stowarzyszeń. Odpowiedzialny jest również system finansowania prasy środowiskowej, który jest niepełnosprawny w stopniu znacznym. Że tak jest, może to i korzystne dla środowiskowych władz, ale dla niewidomych i słabowidzących korzystne nie jest z całą pewnością.
W "Biuletynie Informacyjnym POCHODNI" nr 5 (74), (marzec 2014r.) przeczytałem, że PFRON nie przyznał Związkowi dofinansowania na wydawanie prasy.
Poczytajmy!
"Instytut Tyflologiczny: Brak funduszy na nasze wydawnictwa
Mamy złe wieści dla Czytelników "Pochodni", "Naszych Dzieci, "Światełka" i "Promyczka". Wydawanie naszych czasopism dla osób niewidomych i słabowidzących stanęło pod znakiem zapytania. Po raz pierwszy bowiem w historii Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych nie przyznał Polskiemu Związkowi Niewidomych dofinansowania na wydawnictwa.
PZN co roku na nowo stara się o dofinansowanie na wydawanie czasopism z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Wniosek, złożony jeszcze w październiku ubiegłego roku, uzyskał pozytywną ocenę formalną oraz merytoryczną, wszystko więc wskazywało na to, że środki będą. 20 lutego PFRON opublikował jednak na stronie internetowej komunikat, z którego wynika, że na cel programowy 4 (zapewnienie osobom niepełnosprawnym dostępu do informacji i specjalistycznych usług) dofinansowanie przyznano tylko 14 spośród 86 ocenionych pozytywnie projektów. W rezultacie PZN nie otrzymał środków na: wydawanie czasopism "Pochodnia" i "Nasze Dzieci", czasopism dziecięcych "Promyczek" i "Światełko", a także na szkolenie psów przewodników, na które złożono wniosek w celu 5 (poprawa jakości funkcjonowania otoczenia osób niepełnosprawnych).
Mimo trudnej sytuacji finansowej, nie zawieszamy jednak na razie działalności wydawniczej. "Promyczek" i "Światełko" będą wychodziły tak jak dotychczas, jako miesięczniki, ale tylko w wersji elektronicznej. "Pochodnia" natomiast będzie się ukazywać z mniejszą częstotliwością - raz na kwartał, w wersji elektronicznej oraz na płycie CD. Wydawanie "Naszych Dzieci" natomiast zostało na razie zawieszone.
Wiemy oczywiście, że wiele osób niewidomych, szczególnie starszych, nie korzysta z nowoczesnych technologii, a brajlowskie wersje to dla nich często jedyna możliwość kontaktu z prasą, zrobimy więc wszystko, by tę sytuację zmienić.
Zapewniamy, że będziemy walczyć o utrzymanie czasopism i robimy wszystko, by pozyskać pieniądze na druk. W tej chwili przygotowujemy się do konferencji prasowej, na której będziemy chcieli poinformować opinię publiczną o naszej trudnej sytuacji i poprosić o wsparcie zarówno instytucje publiczne, jak i osoby prywatne.
Prosimy Czytelników o wyrozumiałość i cierpliwość.
Centrum Komunikacji"
***
Podkreślam z całą mocą, że za cenzurę prasy wydawanej przez PZN odpowiadają władze Związku, ale za jej finansowanie już nie. Za to odpowiada niepełnosprawny system w stopniu znacznym.
Prasa powinna ukazywać się systematycznie, bez przerw. Żeby jednak mogło tak być, muszą być na to pieniądze. Konieczne jest więc uznanie tego zadania za stałe i zapewnienie stałego finansowania. Nie może być tak, że raz jacyś decydenci uznają potrzebę przyznania pieniędzy na ten cel, a innym razem nie przyznają. Na domiar złego, niewiadomo, czym te władze się kierują przy podejmowaniu decyzji.
Prawda jest taka, że "Pochodnia" i inne nasze czasopisma muszą rywalizować, raz z innowacją, innym razem z projektami walki z wykluczeniem społecznym, jeszcze innym razem z dostosowaniem Korony Świata do potrzeb wózkowiczów, ze zorganizowaniem zawodów w skokach ze spadochronem dla niewidomych mieszkańców domów pomocy społecznej oraz z przyjmowaniem osób z upośledzeniem umysłowym na uniwersytety.
A jak na przykład uzasadnić, że wydawanie "Pochodni" jest projektem innowacyjnym? Może ona być lepsza lub gorsza, ale jest i musi być na wskroś tradycyjna - słowo pisane. Tylko nośniki mogą się zmieniać.
To samo dotyczy szkolenia psów przewodników, uczenia orientacji przestrzennej czy pisma punktowego.
Jeżeli nie zmieni się system dofinansowywania zadań o stałym charakterze, jeżeli decydenci w dalszym ciągu będą się kierowali własnym widzimisię - nie możemy liczyć na poprawę jakości związkowej prasy, ale nawet na jej istnienie. Nie można też liczyć na sensowne zaspokajanie innych potrzeb osób niepełnosprawnych przez stowarzyszenia działające na ich rzecz. Mogą one działać trochę lepiej czy trochę gorzej, ale dobrze działać nie mogą. Uniemożliwia to konieczność walki o dofinansowania według zmieniających się reguł i zasad. I nie zależy to od władz tych stowarzyszeń tylko od władz instytucji, które dysponują pieniędzmi oraz od Rządu i Parlamentu RP.
Źródło: POON Flash nr 12
Primum non nocere
Stosunkowo niedawno kraj obiegła wieść o wypadku niewidomego w metrze warszawskim, w wyniku którego poszkodowany stracił nogę. Mówiono przy tej okazji także o tym, jak zapobiegać tego rodzaju zdarzeniom. Z metra nie korzystam, bo mieszkam we Wrocławiu, który jeszcze tego środka komunikacji się nie dorobił. Odniosłem jednak wrażenie, że w enuncjacjach na ten temat więcej było skrzeczenia, jak to świetnie władze pomogły ofierze dostać się do zagranicznego szpitala aniżeli w sprawie, jak zapobiec takim zdarzeniom nie tylko w metrze, ale także w każdym innym miejscu. W końcu ludzie mają tylko po dwie nogi, jeżeli przy innej okazji ten sam człowiek straci drugą, bo coś tam zostanie wybudowane, to wprowadzenie udogodnień czy zabezpieczeń niewiele mu już pomoże.
Mniej więcej w tym samym czasie uczestniczyłem w rozmowach, tym razem we Wrocławiu, gdzie kończono akurat remont Dworca Głównego. Chodziło o prostą rzecz, a mianowicie odpowiednią kolorystykę schodków na perony, aby ułatwić chodzenie po dworcu niedowidzącym i uniknąć wypadków. Otóż, zdaniem strony odpowiedzialnej za remont, żadne uwzględnienie problematyki słabowidzących nie mogło mieć miejsca, ponieważ schodki są zabytkowe, pomalowanie z zewnątrz nic nie da, bo zaraz zostanie starte, obecnie wymagałoby to wszystko zgody konserwatora zabytków, a zmiana stopnia na inny naruszałaby tak istotną zabytkowość tegoż dworca. Dodajmy, że zabytek pochodzi z początku ubiegłego wieku.
Podobnie, brak jest rozwiązania odnoszącego się do zbyt dużej odległości krawędzi peronu od stopnia wagonu. Kiedy jakaś osoba niepełnosprawna, niekoniecznie niewidoma, wpadnie między wagon i peron, wówczas gazety będą się rozpisywać o tym, jak władze pomogły dojechać do szpitala w Kenii, gdzie próbowano ofierze przyszyć urwaną głowę, ale się nie udało.
A skoro już jesteśmy we Wrocławiu - warto zwrócić uwagę na fakt, że obok tramwajów i autobusów z obniżoną podłogą, mamy w tym mieście takie przystanki, gdzie ja, dysponując srebrną odznaką GOT, mam kłopoty z wejściem i zejściem ze schodów pojazdu.
I aby zakończyć tę żenującą egzemplifikację, przypomnę, iż w ferworze przypodobania się posłom z niepełnosprawnością ruchową na początku przełomu ustrojowego, różne instytucje tak mocno obniżały krawężniki albo je wręcz likwidowały, że niewidomi musieli zwracać się do spółdzielń, gdzie pracowali albo do Polskiego Związku Niewidomych o dodatkowe przeszkolenie w orientacji przestrzennej. Moje próby zwracania uwagi na wadliwość takich rozwiązań spotykały się często ze stwierdzeniem, że przecież uwzględniona jest problematyka niepełnosprawnych we wszystkich przypadkach, przy czym przez niepełnosprawnych rozumiano wyłącznie osoby z niepełnosprawnością ruchową, bo tak urzędnik miał napisane i położone na biurku. A na uwagi, że tego rodzaju rozwiązania i kierowanie nimi wymaga fachowej wiedzy, rozdziawiano buzie, najwidoczniej słysząc po raz pierwszy o czymś takim. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby niepełnosprawnymi prominentami w Polsce byli w parlamencie wyłącznie głusi. Wówczas na ulicach i w instytucjach, uwzględniając potrzeby słabosłyszących, przez potężne wzmacniacze, rozlegałyby się potężne ryki.
Powyższe złośliwości były potrzebne dla zilustrowania istoty i wagi problemu. Likwidację albo lepiej - nietworzenie niepotrzebnych barier utrudniających życie osobom niepełnosprawnym należy rozpatrywać obecnie w kontekście koniecznych zmian społeczno-gospodarczych, przyspieszonego rozwoju, rozbudowy miast i domów, dążenia do racjonalnych, ale także estetycznych nowoczesnych rozwiązań architektonicznych. Stagnacja była - trzeba to stwierdzić - pewnym ułatwieniem, bo nie wymagała zmiany przyzwyczajeń utrwalonych względnie raz na zawsze. Trzeba bowiem, od fasadowości i pokrzykiwania dotyczącego dobra niepełnosprawnych, przejść do rzeczywistej jego realizacji. Jest rzeczą oczywistą, że istniejącą już infrastrukturę trzeba do potrzeb niepełnosprawnych dostosowywać i że nie da się tego zrobić za skinieniem różdżki czarodziejskiej. Nie da się też zrezygnować z takich czy innych innowacji architektonicznych, estetycznych, komunikacyjnych tylko dlatego, że jakaś społeczność ma z tym kłopoty. Ale wszystkie nowe inwestycje mogłyby od razu sprawy problematyki niepełnosprawnych związane z usuwaniem, a raczej w tym wypadku - unikaniem barier - uwzględniać. Byłoby to mniej kosztowne, a może nawet w ogóle nie wymagałoby żadnych nakładów. Przyjrzyjmy się choćby przykładom podanym wyżej.
I tak, przy remoncie dworca, przy budowie kolejnych stacji metra, można i trzeba od razu uwzględnić potrzeby niepełnosprawnych, niezależnie od tego, czy dana ich grupa może naciskać parlamentarzystów, czy też są to zwykli ludzie, często przez tych parlamentarzystów pogardzani. Kiedy remontowane są torowiska tramwajowe, wagony i autobusy, można i trzeba od razu brać pod uwagę potrzeby osób niewidomych i osób z niepełnosprawnością ruchową. Jest np. bardzo dobry przykład warszawskiego metra, gdzie zapowiedzi przystanków są odpowiednio nagłośnione, wypowiadane przez znanego i dobrego spikera, podczas gdy w niektórych miastach przynajmniej, głośniki ustawia kierowca jak chce, gdzie chce i kiedy chce. W warszawskim metrze nie dostosowywano udźwiękowienia dopiero po wybudowaniu kilku stacji metra, lecz robiono to od razu. O rozwiązaniach zapobiegających barierom stwarzanym osobom niepełnosprawnym muszą decydować po pierwsze - sami zainteresowani niepełnosprawni, po drugie - fachowcy w zakresie rehabilitacji, integracji, psychologii itp. W żadnym wypadku nie mogą to być sprytni biznesmeni, którzy udają, że porządne rozwiązania można uzyskać za półdarmo i wygrywają przetargi na nikomu nieprzydatne rozwiązania. Dopóki tak nie jest, mamy do czynienia z utrwaloną przez wieki zacofania polskiego pogardą wobec osób niepełnosprawnych. Właśnie ta pogarda wyraża się, między innymi, w wyciszaniu zapowiedzi przystanków, bo kierowcy to przeszkadza. Ale również i w podejmowaniu arbitralnych decyzji bez udziału zainteresowanych i przy pozorowanych konsultacjach społecznych. Szczególnie jaskrawym i na swój sposób groteskowym przykładem było, kiedy w latach 90-ych ubiegłego wieku przekazałem w ramach mojej działalności społecznej w różnych organizacjach pismo odnośnie rozwiązań ulicznej sygnalizacji dźwiękowej. Pismo zatoczyło jakiś dziwny krąg i wróciło do mnie z prośbą, żebym zaopiniował własną opinię. Pamiętajmy jednak, że obok tych dziwactw i zaniedbań istnieje rzeczywisty pozytywny potencjał ludzi młodych, którzy z samej natury rzeczy, bez odbywania kursów i szkoleń, gotowi są nieść pomoc i ułatwienia. Ostatnio coraz częściej, kiedy czekam sobie na kogoś gdzieś na tym czy tamtym rogu, podchodzi do mnie jakiś młody człowiek i zapytuje, czy wszystko w porządku, czy może trzeba mi w czymś pomóc. Ileż byłoby korzyści, gdyby ten potencjał skierować na działanie decydentów w sprawach usuwania barier, gdyby urzędnik niekoniecznie wiedział lepiej, co mi jest potrzebne, ale po prostu zapytał, czy wszystko w porządku i czy trzeba jakoś pomóc.
Aby uniknąć śmieszności, a jednocześnie stworzyć dla niepełnosprawnych środowisko życia względnie bez barier, a przynajmniej bez tych, które dadzą się usunąć bez większych problemów i bez szkody dla innych, należy - jak wszędzie - realizować zadania pod kierunkiem specjalistów, a przede wszystkim, stosując - jak w medycynie - starą zasadę Hipokratesa - tworzyć infrastrukturę w taki sposób, aby nie tyle usuwać wcześniej stworzone bariery wysokim nakładem, ale przeciwdziałać ich powstawaniu z góry, a zatem - budować tak, żeby przede wszystkim niepełnosprawnym nie szkodzić. No a jak to robić?
1. Tak się składa, przynajmniej w moim odczuciu, chociaż należę do tych, którzy są w stanie poradzić sobie wszędzie przy całkowitym braku wzroku, że nadrabianie cywilizacyjnych zapóźnień w naszym kraju jest skądinąd dla niewidomego wielkim wyzwaniem. Przede wszystkim chodzi o to, że minęły bezpowrotnie czasy, kiedy układ ulic i domów w danej dzielnicy i na danej ulicy był czymś praktycznie przez lata niezmiennym, toteż nawet stara dziura stanowiła pewien punkt odniesienia, aby trafić w konkretne miejsce. Należy też pamiętać, że dla niewidomego poruszającego się samodzielnie najbardziej czytelne są zakręty pod kątem prostym. Ale z punktu widzenia architektonicznej estetyki i wyglądu miasta proste rozwiązania i brak zmian czyni miejscowość siermiężną i ponurą. Stąd mamy całe mnóstwo skosów, ustawiania domów tak, że gdyby nie było na bloku napisu, do jakiej ulicy przynależy, nikt by nie wiedział, gdzie budynek usytuować. I trudno skądinąd wymagać, aby ze względu na jakąś niewielką ilość ludzi niepełnosprawnych ze względu na wzrok rezygnować z nowatorskich rozwiązań architektonicznych. Można jednak, uwzględniając nowoczesność i estetykę budownictwa, jednocześnie pomyśleć o tego rodzaju utrudnieniach wcale nie kosztem wyglądu miasta. Można na przykład zastosować zróżnicowanie nawierzchni w taki sposób, żeby ukośna ścieżka między trawnikami była wybrukowana inną, wyraźnie rozróżnialną kostką czy płytkami, łącząc to zróżnicowanie czy odróżnienie od otoczenia z jakimś estetycznie pomyślanym rozwiązaniem tak, aby owa ścieżka niekoniecznie kojarzyła się przechodniom i mieszkańcom ze ślepotą, lecz była po prostu pewnego rodzaju uatrakcyjnieniem estetycznego wyglądu. Podobne rozwiązania można by zastosować w miejscach, gdzie droga prowadzi czy to do sklepu, czy do jakiegoś miejsca użyteczności publicznej lub kulturalnej. Ważne tylko, żeby zmiana nawierzchni była wyraźna i wyczuwalna nawet w zimowych butach. I bardzo ważne! Nie można tych udogodnień wprowadzać po zbudowaniu drogi poprzez zrywanie części wykonanej dwa miesiące temu nawierzchni, bo to wiąże się z kosztami i może już nie umożliwiać wkomponowania tych zmian w estetykę rozwiązania. A samo rozwiązanie musi być ujęte w planie budowy i ocenione przez zainteresowanych. Bo tylko sam niewidomy wie, co mu pomaga, a co przeszkadza, a często pozbawiony wyobraźni decydent zza biurka tylko przeszkadza.
2. Klomby i trawniki pośrodku trotuaru, place z cieszącą oczy nowoczesną zabudową, wszystko to upiększa miasto, a jednocześnie utrudnia życie niewidomemu, jeżeli postanowił mimo wszystko pokonywać wszystkie te przeszkody bez uzależniania się od opiekunów i pomocników. Trudno z tego rezygnować, ale warto poszukać rozwiązań sygnalizujących istnienie tej upiększającej przeszkody. Sądzę, że tu można znaleźć wiele rozwiązań, dobrze by jednak było określić pewien standard, aby nie trzeba było uczyć się każdej miejscowości nawet wówczas, kiedy odwiedza się ją tylko raz w życiu. Na przykład mogłoby to być pochylające się krotnie obniżenie chodnika, co sygnalizowałoby trawnik, klomb itp. Sposobu na place jak dotąd nie udało mi się wymyśleć, co najwyżej jakieś ścieżki o wyodrębnionej nawierzchni prowadzące do wyjścia z placu.
3. Skomplikowane przejścia przez ulicę mające na celu rozładowanie ruchu samochodowego i tramwajowego stanowią pewne dość złożone utrudnienie i w zasadzie, jak sądzę, najlepszym ułatwieniem w pokonaniu tej bariery jest korzystanie z przyuczonego do takiego przejścia psa przewodnika. Można by jeszcze w miejscach, gdzie jest przejście z dodatkowej wysepki w ulicę, wyraźnie wyodrębnić nawierzchnię, najlepiej czymś w rodzaju okrągłej kostki brukowej. Reszta już wymaga zapoznania się z terenem i opanowaniem budowy wysepki. I tu znów kłania się zasada, aby zróżnicowanie wykonać zanim jeszcze wysepka zostanie oddana do ruchu, żeby nie zrywać niepotrzebnie raz położonej nawierzchni. Sprawa, chociaż tego rodzaju dodatkowe wysepki zdarzają się stosunkowo rzadko, to jednak stwarzają bardzo poważne zagrożenia nawet dla życia niewidomego przechodzącego np. przed tramwajem, gdy akurat takiego przechodzenia rozwiązanie komunikacyjne nie przewiduje. Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z takim rozwiązaniem niczego nie świadomy, nagle znalazłem się między dwoma tramwajami i nie wiedziałem, jak stamtąd wyjść, a pies sądził, że do któregoś z tych tramwajów będziemy wsiadać.
Powyższe trzy przykłady i ogólne propozycje rozwiązań nie wyczerpują zagadnienia ani samych możliwości rozwiązań. Konieczna jednak jest ich standaryzacja, wszelka incydentalność jest tu niewskazana i niebezpieczna.
Celem powyższych uwag jest zasygnalizowanie, że zmiany społeczno-gospodarcze ugruntowały się w kraju na tyle, iż realna likwidacja barier zwłaszcza w zakresie ruchu ulicznego wymaga pełnej standaryzacji, systematyczności, racjonalnego gospodarowania środkami oraz wyraźnego nastawienia na dobro zainteresowanych, bez niepotrzebnej tromtadracji. Działaniom powinna przyświecać - jak w medycynie - zasada "przede wszystkim nie szkodzić". Pojawiła się z kolei ostatnio bardzo niezdrowa zasada dodawania do nazwy realizowanego programu określenia "pilotażowy", co ma oznaczać, że nie należy spodziewać się dalszego rozwoju działań, a całość ma ograniczać się do pojedynczej imprezy. Powstają zatem różne incydentalne rozwiązania ułatwiające, bardzo często na krańcach miasta w mało uczęszczanych miejscach. Podobnie organizowane są kilkumiesięczne akcje asystentów osoby niepełnosprawnej, opatrzone przymiotnikiem "pilotażowy", po zakończeniu których pojawiają się inne podobne albo i nie. Pora zatem na rozwiązania nie tyle pilotażowe, co cywilizacyjne.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Przypominam, że określenie "pilotażowy" oznacza, iż myśli i poglądy tu zawarte mają okresowy termin obowiązywania, a tracą moc, kiedy zdecyduje o tym osoba je wyrażająca. Powyższe stanowi przeniesienie do sfery świadomości zasad tworzenia zleceń na rzecz niepełnosprawnych, gdzie zlecenie może zakończyć się w każdej chwili, jeżeli jest pilotażowe bez zapytania, czy leci z nami pilot.
Statut Polskiego Związku Niewidomych przewiduje, iż w razie wystąpienia sytuacji, w której komisja rewizyjna okręgu przestanie istnieć, Główna Komisja Rewizyjna może powołać tymczasową komisję rewizyjną okręgu. Ponieważ sytuacja tego rodzaju ma miejsce w moim byłym macierzystym okręgu, toteż jako były członek PZN szkalujący Związek spróbuję poddać ten stan rzeczy mojej subiektywnej ocenie przy ciągłym zastrzeżeniu, że jest to artykuł pilotażowy.
Ponieważ wszyscy członkowie za wyjątkiem jednego osobnika KRO zrezygnowali z pełnienia swych funkcji, powstała konieczność w moim byłym macierzystym okręgu powołania tymczasowej komisji rewizyjnej, co może zrobić tylko GKR, zatem trzeba było szybko przystąpić do działania, żeby zdążyć przed kolejnym zjazdem.
W jaki jednak sposób GKR może powołać KRO, nie znając na danym terenie ani ludzi, ani sytuacji. Ano musi odwołać się do tamtejszych władz. A jeżeli dana KRO zrezygnowała z pełnienia swych funkcji ze względu na niechętny stosunek do niej zarządu okręgu, to tenże zarząd musi zasugerować Głównej Komisji Rewizyjnej takie osoby, które będą w stanie z tymże zarządem współpracować. W przeciwnym wypadku nie będzie miał kto pomóc Głównej Komisji Rewizyjnej w powołaniu tymczasowej komisji rewizyjnej okręgu i w ogóle wszystko będzie na tymczasem.
Wygląda zatem na to, że zapis statutowy powinien brzmieć mniej więcej tak: Jeżeli w czasie kadencji komisja rewizyjna okręgu poda się do dymisji ze względu na niemożliwość współpracy z zarządem okręgu, Główna Komisja Rewizyjna powołuje tymczasową komisję rewizyjną okręgu spośród osób zgłoszonych przez zarząd okręgu. Jak wieść niesie, podczas naboru na kandydatów do tymczasowej komisji prowadzonego przez Zarząd Okręgu Dolnośląskiego natrafiono na dużą ilość chętnych w liczbie ok. 20. Tymczasem na zjeździe zwyczajnym znalezienie ich natrafiało na poważne trudności, a w dodatku władze naczelne zakwestionowały prawo KRO do pracy w pomieszczeniu oraz do zaglądania w dokumenty. O ile więc powołanie komisji rewizyjnej na zjeździe nastręcza pewne kłopoty, to utworzenie takiego gremium przez prezydium zarządu okazuje się sprawą prostą. A więc należałoby wprowadzić zmianę w statucie idącą w takim kierunku, aby komisja rewizyjna okręgu była powoływana przez zarząd okręgu stosownie do jego potrzeb, preferencji i upodobań. Gdyby jednak okazało się, że zjazd jest w stanie powołać komisję rewizyjną, wówczas należałoby wprowadzić zasadę, że prezydium zarządu okręgu może zawiesić członków tak powołanej komisji w ich prawach. Nie byłoby wtedy konieczności przekształcania członków prezydium chwilowo na osoby prywatne, gdyż takie zawiłości w znacznym stopniu utrudniają sprawne działanie władz okręgu.
O ile prościej byłoby, gdyby zarząd każdego szczebla powoływał się sam i następnie wyznaczał dla siebie komisję rewizyjną. W końcu jeśli jest demokracja, to każdy sam powinien mieć prawo do decydowania o tym, kto i jak ma go kontrolować. W ten sposób uniknęlibyśmy niepotrzebnych starć i konfliktów. I tak na przykład Komisja Rewizyjna Okręgu Dolnośląskiego, zanim słusznie ustąpiła, nie tylko bezprawnie zajmowała pomieszczenie oraz sięgała po dokumenty, ale w dodatku spowodowała zwolnienie dyrektora biura i innych pracowników z naruszeniem statutu PZN i prawa pracy. Dopiero nowo powołane prezydium stwierdziło ten fakt autorytatywnie i musi teraz ponosić wszystkie konsekwencje takich działań. Gdyby KRO była od razu powołana przez ZO (nie mylić z zoo), to żadnych kłopotów by nie było. Nikt nikogo nie podawałby do sądu powszechnego ani koleżeńskiego, nikt nikogo by nie zawieszał. W ogóle warto by się zastanowić, czy potrzebna jest komisja rewizyjna, a jeżeli tak, to komu i po co. I warto by się też zastanowić, dlaczego do dnia dzisiejszego nikt mnie jeszcze za takie pomysły nie pobił. I tym miłym akcentem kończę tym razem względnie krótkie refleksje pilotażowe.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-05
Senatorzy zasiadający w Komisji Ustawodawczej jednogłośnie zadecydowali o przywróceniu siedmiogodzinnego dnia pracy osób z niepełnosprawnością w stopniu umiarkowanym i znacznym, z możliwością wydłużenia tego czasu na wniosek pracownika. 4 marca 2014 r. senacka Komisja Ustawodawcza rozpatrzyła wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 13 czerwca 2013 r. Stworzony przez Senat projekt ustawy w tej sprawie trafi następnie do Sejmu.
Do końca 2011 roku obowiązywała reguła, zgodnie z którą czas pracy osoby ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności nie może przekraczać 7 godzin na dobę i 35 godzin tygodniowo. Od tej reguły można było odstąpić (czyli w praktyce wydłużyć czas do 8 godzin dziennie) jedynie wtedy, gdy na wniosek pracownika, jego lekarz prowadzący wyraził na to zgodę.
Od 2012 roku wprowadzono odwrotną zasadę, tzn. pracownik ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności mógł postarać się o skrócenie czasu pracy do 7 godzin na dobę, na co również potrzebna była zgoda jego lekarza. Zgodnie z nowym przepisem od decyzji lekarza (pozytywnej bądź odmownej) nie można się było odwołać. Właśnie ten przepis został zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego.
Nie wszyscy mogą pracować 8 godzin
Ustawa trafiła tam ze względu na sprzeczność z konstytucyjną zasadą sprawiedliwości społecznej (art. 2) oraz zasadą przyzwoitej legislacji, tzn. przepis uzależnia skrócenie czasu pracy od zaświadczenia lekarskiego, ale nie określa trybu wydawania tych zaświadczeń ani środków ich zaskarżania bądź odmowy ich wydania. Trybunał orzekł, że art. 15 ust. 2 ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej i zatrudnianiu osób niepełnosprawnych jest niezgodny z art. 2 w związku z art. 69 konstytucji.
Trybunał Konstytucyjny nie zgodził się, że wszystkie osoby z umiarkowaną lub znaczną niepełnosprawnością mogą pracować tyle samo czasu co osoby pełnosprawne lub z lekkim stopniem niepełnosprawności bez szkody dla swojego zdrowia. Trybunał przypomniał także, że znaczny i umiarkowany stopień niepełnosprawności wiąże się z poważnymi uszkodzeniami organizmu i często oznacza konieczność zapewnienia takiej osobie opieki.
Odwoła się także pracodawca
Zgodnie z tym tokiem rozumowania Trybunał założył również, że osoby z tak znacznym uszczerbkiem na zdrowiu muszą włożyć więcej wysiłku w wykonywanie tej samej pracy, co osoby pełnosprawne i szybciej się męczą, a także potrzebują więcej czasu na codzienne czynności i dbanie o zdrowie. Ta znacząca zmiana obowiązującego od kilkudziesięciu lat prawa została przy tym wprowadzona bez istotnej zmiany okoliczności. Nadrzędną wartością konstytucyjną, na którą powołał się Trybunał, jest ochrona zdrowia pracowników z niepełnosprawnością.
Wykonanie wyroku powinno polegać na przywróceniu przepisów w tychczasowym brzmieniu. Jednocześnie ma zostać uregulowany tryb wydawania zaświadczeń i wprowadzona możliwość odwołania się od nich, także przez pracodawcę. Pracodawcy mają też zyskać możliwość występowania o wydłużenie dnia pracy swojego pracownika, jeżeli uznają, że jego stan zdrowia się polepszył.
Senat przygotuje teraz nowy projekt ustawy, która będzie wypełniać postanowienia wyroku Trybunału. Projekt ustawy trafi następnie do Sejmu. Obecnie obowiązujący przepis utraci ważność 9 lipca 2014 roku.
Medycyna pracy
Źródło: Informator Obywatelski dla Osób Niewidomych nr 9
Pytanie:
Kiedy lekarz medycyny pracy może nie wydać pracownikowi zaświadczenia zezwalającego mu na pracę na danym stanowisku?
Jak powinno przebiegać i co powinno zawierać takie badanie? (zwłaszcza chodzi mi o inwalidów wzroku)
Jak się ma do tego nasze konstytucyjne prawo do pracy?
Jakie są wykładnie prawa, które regulują kwestie podejmowanych przez lekarzy medycyny pracy decyzji?
Odpowiedź prawna:
1. i 3. Jeśli pracownik nie przedstawi aktualnego orzeczenia lekarza medycyny pracy, potwierdzającego jego zdolność do wykonywania pracy, szef nie może dopuścić go do wykonywania obowiązków (art. 229 par. 4 kodeksu pracy). Jeżeli lekarz wyda zaświadczenie, w którym stwierdza brak możliwości wykonywania dotychczasowych zadań - choćby chodziło tylko o jeden rodzaj obowiązków realizowanych na danym stanowisku - uzasadnia to wypowiedzenie mu umowy o pracę. Potwierdził to Sąd Najwyższy w wyroku z 16 grudnia 1999 r. (I PKN 469/99). Oczywiście, przepisy konstytucyjne mówią o prawie każdego obywatela do pracy, jednak uwzględnić trzeba bezpieczeństwo tej osoby oraz ochronę jej zdrowia i życia. Dopuszczając ją do pracy pracodawca naruszyłby wynikający z art. 207 par. 2 pkt 2 k.p. i z art. 94 pkt 4 k.p. podstawowy obowiązek zapewnienia zatrudnionym bezpiecznych warunków pracy. Regulacje bhp nie wymagają przy tym od pracodawcy, by znalazł dla pracownika niezdolnego do określonej pracy inne zajęcie. Wyjątki od tej zasady wynikają wyłącznie z art. 230, 231 i art. 179 par. 1 k.p. Chodzi o skutki wynikające z powstającej lub powstałej choroby zawodowej, z wypadku przy pracy, a także o konieczność przeniesienia do innych zajęć pracownicy w ciąży.
2. i 4. To zależy od rodzaju pracy, którą ma wykonywać pracownik. Kwestie przeprowadzania badań lekarskich reguluje Rozporządzenie Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z dnia 30 maja 1996 r. w sprawie przeprowadzania badań lekarskich pracowników, zakresu profilaktycznej opieki zdrowotnej nad pracownikami oraz orzeczeń lekarskich wydawanych do celów przewidzianych w Kodeksie pracy.
Dopłaty do stanowisk pracy
Pytanie:
Wiem, że kiedyś były dopłaty z PFRON do stworzenia stanowiska pracy dla osoby niepełnosprawnej. Chodzi o np zakup sprzętu czy wyposażenie miejsca pracy. Czy obecnie przedsiębiorcy też mają prawo do skorzystania z tej ulgi? Co może być przedmiotem dofinansowania?
Odpowiedź prawna:
O przyznanie zwrotu kosztów wyposażenia stanowiska pracy osoby niepełnosprawnej może ubiegać się podmiot, który: jest pracodawcą od co najmniej 12 miesięcy kalendarzowych, nie posiada zaległości w zobowiązaniach wobec Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, nie zalega z opłacaniem w terminie podatków i składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne oraz na Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, nie znajduje się w trudnej sytuacji ekonomicznej według kryteriów określonych w przepisach prawa Unii Europejskiej dotyczących udzielania pomocy publicznej, w stosunku do którego nie toczy się postępowanie upadłościowe i nie został zgłoszony wniosek o jego likwidację, nie był karany w okresie dwóch lat przed dniem złożenia wniosku za przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu w rozumieniu ustawy z dnia 6 czerwca 1997r. Kodeks Karny (Dz. U. Nr 88 poz. 553 ze zmianami).
Zwrot kosztów obejmuje:
udokumentowane koszty zakupu lub wytworzenia wyposażenia stanowiska pracy, na którym będzie wykonywać pracę osoba niepełnosprawna,
2. kwotę niepodlegającą odliczeniu od:
- podatku od towarów i usług,
- podatku akcyzowego
związanych z przedmiotami opodatkowanymi określonymi w ust.1.
Zwrot kosztów nie uwzględnia podatku od towarów i usług w przypadku, kiedy Wnioskodawca jest płatnikiem podatku VAT, a usługi będące elementem umowy podlegają opodatkowaniu podatkiem VAT, z wyjątkiem sytuacji, gdy Wnioskodawca będąc płatnikiem podatku VAT nie może obniżyć kwoty podatku należnego o podatek naliczony, ze względu na wyłączenie możliwości odliczenia podatku naliczonego, wynikające z obowiązujących przepisów prawa. Wnioskodawcy będącemu płatnikiem podatku VAT lecz nie mogącemu obniżyć kwoty podatku należnego o podatek naliczony, ze względu na wyłączenie możliwości odliczenia podatku naliczonego, wynikające z obowiązujących przepisów prawa, można przyjąć w rozliczeniu wartość brutto faktury, pod warunkiem złożenia w Urzędzie oświadczenia o braku możliwości odliczenia podatku z podaniem podstawy prawnej.
Przyznanie środków dokonywane jest na podstawie wynegocjowanej przez strony umowy cywilnej, w formie pisemnej. Maksymalna wysokość refundacji wynosi 15-krotność przeciętnego wynagrodzenia.
Pracodawca zobowiązany jest do utrzymania utworzonego stanowiska pracy przez okres co najmniej 36 miesięcy.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-20
Starosta więcej dorzuca firmom przyjmującym do pracy podopiecznych pośredniaków - donosi Rzeczpospolita.
Poszło bowiem w górę przeciętne miesięczne wynagrodzenie, na podstawie którego liczymy te dofinansowania. To w IV kwartale 2013 r., obowiązujące od 1 marca do końca maja 2014 r., wynosi 3823,32 zł (komunikat prezesa GUS z 11 lutego 2014 r. w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w IV kwartale 2014 r., Mon. Pol. poz. 148). Poprzednie przeciętne wynagrodzenie, w III kwartale 2013 r., równało się 3651,72 zł.
Więcej w Rzeczpospolitej z 6 marca 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-20
Zamierzam założyć działalność gospodarczą. Słyszałem, że niepełnosprawni są zwolnieni z opłacania składek na ubezpieczenie społeczne. Czy to prawda? - pyta czytelnik Dziennika Gazety Prawnej.
Osoba niepełnosprawna prowadząca działalność gospodarczą nie jest wprawdzie zwolniona z opłacania składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe, ale może skorzystać ze wsparcia PFRON w postaci całkowitego lub częściowego ich zwrotu. Dla osób ze znacznym stopniem dysfunkcji wysokość refundacji wynosi 100 proc., przy umiarkowanym 60 proc., a w przypadku lekkiego 30 proc.
Niepełnosprawny przedsiębiorca otrzyma refundację składek zarówno wtedy, gdy opłaca tzw. duży, jak i mały ZUS.
Duży, czyli wtedy, gdy deklaruje opłacanie składek od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Składki wynoszą 438,73 zł na ubezpieczenie emerytalne i 179,81 zł na rentowe, razem 618,54 zł.
Mały ZUS to opłacanie składek od kwoty nie niższej niż 30 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę. W tym przypadku wynoszą one 98,38 zł na ubezpieczenie emerytalne i 40,32 zł na rentowe, co łącznie daje 138,70 zł.
Przedsiębiorca zainteresowany zrefundowaniem składek ubezpieczeniowych powinien złożyć w PFRON odpowiedni wniosek. Podstawą refundacji jest terminowe opłacenie składek w całości, więc trzeba to zrobić do ostatniego dnia miesiąca, w którym upłynął obowiązujący termin. Osoba opłacająca składki w wysokości zadeklarowanej i ubiegająca się o refundację musi sama ją wyliczyć na podstawie przekazanych do ZUS kwot.
Niepełnosprawni przedsiębiorcy, których miesięczne przychody z działalności nie przekraczają 50 proc. kwoty najniższej emerytury lub opłacają z niej podatek dochodowy w formie karty podatkowej, są też zwolnieni z opłacania składki zdrowotnej. Z tej ulgi mogą również korzystać osoby niemające ustalonego stopnia niepełnosprawności, ale posiadające orzeczenie lekarskie z ustaloną niezdolnością do pracy. Jest ono tak samo traktowane jak orzeczenie o stopniu niepełnosprawności.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 7 marca 2014 r.
Źródło: Gazeta Prawna 9 tydzień 2014
Do końca tego roku przedłużony zostanie czas obowiązywania przepisów, które regulują zasady uzyskiwania wsparcia przez pracodawców zatrudniających osoby z uszczerbkiem na zdrowiu.
Taką zmianę przewiduje projekt nowelizacji rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 30 marca 2009 roku w sprawie warunków i trybu dokonywania refundacji kosztów szkolenia pracowników niepełnosprawnych (Dziennik Ustaw numer 57 pozycja 472).
Zawiera on jedną modyfikację dotyczącą czasu obowiązywania tych przepisów i przesunięcia terminu ich wygaśnięcia z 30 czerwca na 31 grudnia br. Wydłużenie tego okresu o pół roku jest związane z tym, że refundacja wydatków na szkolenia jest traktowana jako pomoc publiczna podlegająca regulacjom unijnym. Obowiązywanie tych ostatnich przepisów zostało wydłużone do 30 czerwca przez Komisję Europejską, która wydała rozporządzenie numer 1224/2013 r. zmieniające rozporządzenie (WE) numer 800/2008 właśnie w zakresie okresu jego obowiązywania (Dziennik Urzędowy UE L 320 z 30 listopada 2013 roku). Ponieważ podlegające pod nie programy pomocowe mogą funkcjonować sześć miesięcy dłużej (czyli w tym przypadku do końca 2013 roku), konieczne było uwzględnienie tej okoliczności w stosunku do wsparcia dla pracodawców.
Bez zmian pozostaną natomiast warunki, które musi spełnić pracodawca, aby uzyskać refundację szkolenia oraz jej kwoty. Tak jak dotychczas maksymalnie będzie to mogło być 80 procent kosztów szkolenia, ale nie więcej niż dwukrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia z poprzedniego kwartału.
Z tego samego powodu zmienione zostanie także rozporządzenie ministra pracy i polityki społecznej z 11 marca 2011 roku w sprawie zwrotu dodatkowych kosztów związanych z zatrudnianiem pracowników niepełnosprawnych (Dziennik Ustaw numer 62 pozycja 316).
Pozwala ono uzyskać np. refundację kosztów przystosowania stanowiska pracy osoby z uszczerbkiem na zdrowiu lub zatrudnienia dodatkowego pracownika, który będzie wspomagał go w wykonywaniu obowiązków zawodowych.
Drugie rozporządzenie również będzie obowiązywać pół roku dłużej.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-05
Pracodawcy z otwartego rynku muszą poczekać jeszcze 3 miesiące na zrównanie wysokości dofinansowania do pensji niepełnosprawnych do kwot, jakie otrzymują zakłady pracy chronionej - donosi Rzeczpospolita. Ponadto w tym czasie przysługuje ono w stawkach obowiązujących w 2013 r. Zgodnie z art. 3 ustawy z 8 listopada 2013 r. o zmianie niektórych ustaw w związku z realizacją ustawy budżetowej (Dz.U. poz. 1645) wprowadzono zmiany do ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych z 27 sierpnia 1997 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm. dalej ustawa o rehabilitacji). Polegają one na tym, że od 1 kwietnia 2014 r. firmy z otwartego rynku pracy oraz pracodawcy prowadzący zakłady pracy chronionej będą otrzymywać takie samo dofinansowanie do pensji niepełnosprawnych pracowników. Jednocześnie ustawodawca obniżył maksymalne kwoty dopłat, uniezależniając ich wysokość od najniższego wynagrodzenia.
Wątpliwości pracodawców budzi jednak przepis, który jest podstawą wypłaty dofinansowania z PFRON za I kwartał 2014 r. Nie mają oni pewności, czy bazą do ich naliczenia ma być kwota minimalnej płacy z roku poprzedniego (najniższa płaca w 2013 r., czyli 1600 zł) czy też kwota z roku 2012.
W stanowisku Biura Pełnomocnika Rządu do spraw Osób Niepełnosprawnych z 31 grudnia 2013 r. (BON-I-52311-505-2-WK/13) wskazano, że - zgodnie z art. 68gc ustawy o rehabilitacji - za okres od stycznia do marca 2014 r. miesięczne dofinansowanie do wynagrodzenia pracownika niepełnosprawnego określone w art. 26a przysługuje w wysokości i na zasadach obowiązujących w roku 2013.
Co to dokładnie oznacza dla pracodawców?
Sformułowanie „w wysokości" oznacza maksymalną kwotę, jaką pracodawca może otrzymać na dofinansowanie miesięcznego wynagrodzenia pracownika niepełnosprawnego, jak również podstawę jej obliczania. Za kwotę bazową do jej ustalenia należy zatem przyjąć stawkę najniższej płacy obowiązującą w grudniu 2012 r. (tj. 1500 zł). Zatem maksymalna wysokość dofinansowania do miesięcznego wynagrodzenia pracownika niepełnosprawnego w pierwszym kwartale 2014 r. jest taka sama jak w 2013 r. Jednak pracodawca nie powinien jako podstawy dopłaty brać pod uwagę "minimalnego wynagrodzenia za pracę obowiązującego w grudniu roku poprzedniego", lecz kwotę z grudnia 2012 r., czyli 1500 zł.
Pracodawcy z tzw. otwartego rynku pracy powinni pamiętać, że przez pierwsze 3 miesiące 2014 r. będą otrzymywać tylko 70 proc. kwot dofinansowania, które dostają zakłady pracy chronionej. Zrównanie wysokości refundacji nastąpi dopiero od kwietnia br.
Więcej w Rzeczpospolitej z 14 lutego 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-19
Biuro pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych przestrzega pracodawców przed stosowaniem niedozwolonych praktyk związanych z zatrudnianiem osób z dysfunkcjami zdrowotnymi - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Do BON docierają informacje, że firmy zmieniając strukturę zatrudnienia, zastępują etaty niepełnosprawnych pracowników kontraktem cywilnoprawnym, np. umową o współpracę, zleceniem lub o dzieło. Biuro przypomina, że takie działanie jest bezprawne, i wskazuje, że zgodnie z art. 22 par. 1 ustawy z 26 czerwca 1974 r. - Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.) przez nawiązanie stosunku pracy osoba zobowiązuje się do wykonywania usług określonego rodzaju na rzecz pracodawcy, pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie przez niego wyznaczonym, za co otrzymuje wynagrodzenie. Dlatego stosownie do art. 22 par. 12 k.p. nie jest dopuszczalne zastępowanie umowy o pracę kontraktem cywilnoprawnym przy zachowaniu warunków zatrudnienia określonych we wspomnianym art. 22 par. 1 k.p.
Niektórzy pracodawcy podejmują takie działania, m.in. po to, aby zaniżyć stan zatrudnienia ogółem, określoną w art. 21 ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji społecznej i zawodowej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 z późn. zm.). To od niego zależy podleganie obowiązkowi wpłat na PFRON i w konsekwencji może wpłynąć na obniżenie ich wysokości. W takich sytuacjach prezes funduszu może skorzystać z uprawnień kontrolnych przysługujących mu na podstawie przepisów o ordynacji podatkowej.
Ponadto BON podkreśla, że art. 281 pkt 1 k.p. przewiduje też odpowiedzialność wykroczeniową dla każdego, kto będąc pracodawcą lub działając w jego imieniu, zawiera kontrakt cywilnoprawny w warunkach, w których powinna być podpisana umowa o pracę. Czyn podlega karze grzywny do 30 tys. zł.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 6 marca 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-12
Od marca 2014 r. zwiększa się wysokość kwoty wpłacanej przez pracodawców na konto PFRON - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Spowodowane jest to ogłoszoną kwotą przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w IV kwartale 2013 r., która zgodnie z obwieszczeniem prezesa GUS z 11 lutego 2014 r. wyniosła 3823,32 zł. Kwota ta jest w stosunku do III kwartału 2013 r. większa o 171,60 zł.
Miesięczna wpłata na fundusz jest iloczynem wskaźnika 40,65 proc. przeciętnego wynagrodzenia i liczby pracowników. Ta z kolei to różnica pomiędzy zatrudnieniem zapewniającym osiągnięcie wskaźnika zatrudnienia osób niepełnosprawnych w wysokości 6 proc. a rzeczywistym zatrudnieniem osób niepełnosprawnych.
Przypomnijmy, że składki te opłacać muszą pracodawcy, którzy zatrudniają co najmniej 25 pracowników w przeliczeniu na pełny etat i jednocześnie nie osiągają wskaźnika zatrudnienia niepełnosprawnych w wysokości 6 proc. w terminie do 20. Dnia następnego miesiąca po tym, w którym wystąpiła okoliczność powodująca powstanie obowiązku wpłat.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 20 lutego 2014 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-10
Wiosną wchodzą w życie zmiany dotyczące dofinansowania przez PFRON wynagrodzeń osób niepełnosprawnych. Zmiany te wynikają z ustawy z 8 listopada 2013 r. o zmianie niektórych ustaw w związku z realizacją ustawy budżetowej i powodują niestety zmniejszenie wysokości dofinansowań dla przedsiębiorców od 1 kwietnia 2014 r. W związku z nowelizacją sytuacja finansowa wielu zakładów pracy chronionej ulegnie prawdopodobnie pogorszeniu, co będzie w wielu przypadkach skutkowało koniecznością redukcji zatrudnienia - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej.
Przyczyna wypowiedzenia musi zawierać prawdziwe i konkretne powody zwolnienia. Jeżeli zakład pracy chronionej podejmuje decyzję o redukcji zatrudnienia w związku ze zmniejszeniem dofinansowania do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych i związanym z tym pogorszeniem sytuacji finansowej zakładu pracy, to właśnie te okoliczności należy pracownikowi wskazać w wypowiedzeniu.
Jeżeli pracodawca wybiera do zwolnień z przyczyn dotyczących zakładu pracy pracowników spośród większej grupy osób zatrudnionych na tych samych lub podobnych stanowiskach pracy, powinien wskazać w wypowiedzeniu także kryteria doboru do zwolnienia. Kryteria te muszą być sprawiedliwe i obiektywne. Za spełniające te wymagania uznaje się np. zakładowy staż pracy, dotychczasowy przebieg zatrudnienia, zaangażowanie w pracę, wykształcenie, posiadanie dodatkowych dochodów, posiadanie prawa do emerytury lub renty, dyspozycyjność.
Przyczyną wypowiedzenia nie może być w żadnym wypadku niepełnosprawność pracowników zatrudnionych w zakładzie pracy chronionej. W przeciwnym razie pracodawca narazi się na zarzut naruszenia zasad równego traktowania w zatrudnieniu i ryzyko roszczeń dyskryminacyjnych.
Niepełnosprawność to jedno z kryteriów dyskryminacyjnych wymienionych wprost w kodeksie pracy. Dyskryminacja w zatrudnieniu m.in. ze względu na niepełnosprawność jest niedopuszczalna, a niekorzystne różnicowanie sytuacji pracowników niepełnosprawnych może powodować negatywne konsekwencje dla pracodawcy.
Warto pamiętać, że są dwie postacie dyskryminacji: bezpośrednia i pośrednia. Dyskryminowanie bezpośrednie ma miejsce wówczas, gdy pracownik z jednej lub z kilku przyczyn dyskryminacyjnych jest traktowany w porównywalnej sytuacji gorzej niż inni pracownicy. Typowym przykładem bezpośredniej dyskryminacji przy wypowiadaniu umów o pracę jest dobór do zwolnienia osób ze względu na ich niepełnosprawność lub wykluczenie tej grupy z uprawnień czy świadczeń przyznanych zwalnianym. Kryteria doboru do zwolnień nie mogą także w żadnym razie być dyskryminacyjne i powinny, co do zasady, odnosić się do sfery stosunku pracy.
O ile przypadki dyskryminacji bezpośredniej są dość oczywiste, to już dyskryminacja pośrednia budzi wiele wątpliwości. Najtrudniejsze sprawy dyskryminacyjne to właśnie sprawy z zakresu dyskryminacji pośredniej i przedsiębiorcy często w ogóle nie zdają sobie sprawy, że pośrednio dyskryminują pracowników. Dlatego warto pamiętać, że niedozwolone jest także wyszukiwanie pozornie neutralnego kryterium, które prowadzi w istocie do pokrzywdzenia grupy wyodrębnionej ze względu na np. niepełnosprawność. Przykładem dyskryminacji pośredniej jest zastosowanie przez pracodawcę zakładowego stażu pracy jako kryterium doboru do zwolnień, w sytuacji, gdy najniższy staż pracy mają w większości osoby niepełnosprawne. Inny ciekawy przykład to zwolnienie wszystkich pracowników, których wynagrodzenia przestały być dotowane.
Przepisy nie przewidują szczególnych zasad wypowiadania terminowych umów o pracę osób niepełnosprawnych. Mają tu zastosowanie ogólne przepisy kodeksu pracy. W przypadku czasowego angażu pracownika niepełnosprawnego, rozwiązanie jego umowy jest zatem dopuszczalne, jeżeli została ona zawarta na okres przekraczający 6 miesięcy, a jednocześnie strony przewidziały w niej możliwość jej wcześniejszego rozwiązania z zachowaniem dwutygodniowego okresu wypowiedzenia. Jeżeli redukcja zatrudnienia w zakładzie pracy chronionej będzie skutkowała zwolnieniami grupowymi, umowy na czas określony mogą zostać rozwiązane nawet, gdy powyższe warunki nie są zachowane.
Mimo że wypowiedzenia terminowej umowy o pracę nie trzeba uzasadniać, to jednak pracodawcę obowiązują te same zasady doboru do zwolnień, co w przypadku osób zatrudnionych na czas nieokreślony.
W razie sporu sądowego z pracownikiem pracodawca musi być w stanie wykazać, że posłużył się niedyskryminującymi, sprawiedliwymi i obiektywnymi kryteriami, decydując się na zwolnienie pracownika czasowego. Wykluczonym kryterium jest oczywiście niepełnosprawność. Przy umowach terminowych warto również pamiętać, że zabronione jest różnicowanie sytuacji pracowników w zakresie rozwiązywania umów o pracę ze względu na zatrudnienie na czas określony lub nieokreślony, tj. podejmowanie decyzji o zwolnieniu tylko w oparciu o to, jaką umowę ma pracownik, czy przyznawanie takim pracownikom niższych odpraw.
Niektórzy pracodawcy celowo nie dobierają do zwolnień pracowników zatrudnionych na czas określony i czekają, aż ich umowy rozwiążą się wraz z upływem czasu, na jaki zostały zawarte. Oszczędzają w ten sposób na odprawach, co jest co do zasady dopuszczalnym działaniem. Jednak nieprzedłużenie angażu osobie zatrudnionej na podstawie umowy na czas określony może być w pewnych sytuacjach także uznane za dyskryminujące.
Sama niepełnosprawność, jak i jej stopień, nie powodują powstania szczególnej ochrony pracownika przed wypowiedzeniem. Pracodawca ma prawo wypowiedzieć umowę o pracę niepełnosprawnego pracownika na ogólnych zasadach. Oznacza to, że niedopuszczalne będzie wypowiedzenia tylko wtedy, jeżeli będą zachodziły inne szczególne okoliczności wyłączające zwolnienie, np. niepełnosprawny pracownik jest na zwolnieniu lekarskim czy w ciąży. Pracodawca nie może wówczas wypowiedzieć mu umowy o pracę niezależnie od tego, czy jest niepełnosprawny czy nie.
Jeżeli liczba zwolnień przekroczy odpowiedni próg określony we wskazanej ustawie (w zależności od liczby zatrudnionych pracowników ok. 10 proc. zatrudnionych), to zakład pracy chronionej będzie musiał także przeprowadzić procedurę zwolnień grupowych. Dodatkowo, jeżeli zwolnienia obejmują co najmniej 50 pracowników w ciągu 3 miesięcy, będą one miały charakter zwolnień monitorowanych. Nakłada to na pracodawcę dodatkowe obowiązki wynikające ze stosowania tej procedury.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 20 lutego 2014 r.
Źródło: Gazeta Prawna 10 tydzień 2014
Konfederacja Lewiatan proponuje ograniczenie możliwości obniżania wpłat na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Taką ulgę mogłaby uzyskać firma, która jest kontrahentem pracodawcy spełniającego ustawowe wymogi zatrudnienia osób z dysfunkcjami.
Obecnie, zgodnie z art. 22 ustawy z 27 sierpnia 1997 roku o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2011 roku numer 127 pozycja 721 z późniejszymi zmianami), ulgę we wpłacie na PFRON można uzyskać od firmy, w której pracuje minimum 25 osób i osiąga ona określony wskaźnik zatrudnienia pracowników z uszczerbkiem na zdrowiu. Wynosi on albo 30 procent osób zaliczonych do znacznego stopnia niepełnosprawności, albo 30 procent osób mających orzeczenia wskazujące na jedno ze schorzeń specjalnych (na przykład epilepsja lub choroba psychiczna) i umiarkowany stopień dysfunkcji.
Zdaniem Konfederacji nieograniczona wysokość obniżki, jaka przysługuje firmie kupującej usługi lub produkty od pracodawcy spełniającego wspomniane warunki, prowadzi do patologii i zachwiania zasad konkurencji.
- W wielu przypadkach ulgi sięgają nawet 80-90 procent, co oznacza, że dana usługa jest dla kontrahenta o taką wartość tańsza. Trudno tu więc mówić o równych warunkach konkurencji między firmami udzielającymi ulg oraz tymi, które nie mają takiego prawa - uważa Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Organizacja proponuje więc, aby wysokość obniżki była ograniczona do trzydziestu lub sześćdziesięciu procent w zależności od rodzaju i poziomu niepełnosprawności pracowników.
- Od dawna postulujemy wprowadzenie takiej zmiany. Mimo możliwości udzielania niższej ulgi taka firma nadal byłaby atrakcyjna dla swoich kontrahentów - podkreśla Jan Zając, prezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON).
Dodaje, że zapobiegałoby to sztucznemu tworzeniu firm o dużej koncentracji pracowników niepełnosprawnych z określonymi dysfunkcjami, tak aby spełniały warunki do udzielania ulg.
Przeciwna takim propozycjom jest z kolei Edyta Sieradzka, wiceprezes Ogólnopolskiej Bazy Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (OBPON).
- Ograniczenia uderzyłyby głównie w zakłady pracy chronionej (ZPChr), bo to one stanowią największą grupę firm mogących udzielać obniżek - stwierdza Edyta Sieradzka.
Dodaje, że za pozostawieniem obecnych rozwiązań przemawia zwłaszcza mająca nastąpić od 1 kwietnia obniżka w dopłatach do pensji przysługujących ZPChr.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-19
Ok. 30 osób - rodzice wraz ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi - rozpoczęło w środę protest okupacyjny w Sejmie. Zapowiadają, że są gotowi zostać w gmachu Sejmu nawet cztery dni.
Jak mówią, chodzi o brak realizacji obietnic rządu dotyczących pomocy takim rodzinom. Rodzice i dzieci niepełnosprawne zaproszeni zostali do Sejmu przez klub Solidarnej Polski (SP). Zanim oświadczyli, że rozpoczynają protest, uczestniczyli w konferencji prasowej SP.
Obejrzyj na stronie internetowej Sejmu nagranie z konferencji prasowej
Wcześniej protestowali przed Kancelarią Premiera. Domagają się m.in. podwyższenia świadczeń oraz by ich całodobowa opieka nad niepełnosprawnymi dziećmi traktowana była przez państwo jako zawód. Rozmawiali z ministrem pracy Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem; pełnomocnikiem rządu ds. osób niepełnosprawnych ministrem Jarosławem Dudą i rzeczniczką rządu Małgorzatą Kidawą-Błońską.
Według niej spotkanie "było emocjonalne i opiekunowie wyszli z zapewnieniem, że w przyszłym tygodniu odbędzie się spotkanie z ministrem pracy poświęcone nowej ustawie". Jak podkreśliła, wciąż trwają prace nad nową ustawą o świadczeniach rodzinnych.
- Dzisiaj, w ciągu jednego dnia, pan premier nie załatwi wszystkich potrzeb. (...) Prace legislacyjne trwają i w przyszłym tygodniu minister pracy Kosiniak-Kamysz spotka się z rodzicami, aby rozmawiać o nowym projekcie - zaznaczyła rzecznik rządu.
Protestujący przyjechali m.in. z Torunia, Poznania, Krakowa, Gdańska, Bydgoszczy i Warszawy.
Protestujący zostaną w Sejmie 3-4 dni
Na konferencji prasowej szef klubu SP Arkadiusz Mularczyk i zaproszeni goście oskarżali premiera i polityków PO o niespełnienie danych im obietnic. Rodzice przekonywali, że premier Donald Tusk i marszałek Sejmu Ewa Kopacz od lat obiecują im pomoc oraz utworzenie specjalnego programu opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi, z czego - jak mówili - nic nie wynika.
Później rodzice wraz z niepełnosprawnymi dziećmi przerwali konferencję prasową posłów koalicji PO-PSL: Sławomira Piechoty (PO) i Henryka Smolarza (PSL) poświęconą osobom niepełnosprawnym.
Obejrzyj na stronie internetowej Sejmu nagranie z przerwanej konferencji prasowej
Na korytarzu sejmowym oświadczyli dziennikarzom, że podejmują protest okupacyjny Sejmu. Zapowiedzieli, że są gotowi zostać w Sejmie trzy, cztery dni. Jeden z protestujących zaapelował do Straży Marszałkowskiej, by nie usuwano ich z Sejmu. Protestujący nie mają ze sobą jedzenia ani picia, nie mają także żadnego osobistego ekwipunku.
- Uważam, że nasze oczekiwania są skromne. Nie jesteśmy roszczeniowi, to jest praca w rzeczywistości 24-godzinna. Nasze dzieci, z całym szacunkiem, nigdy nie będą paraolimpijczykamni, nigdy nie będą mogły prowadzić samochodu - one wymagają naszej 24-godzinnej opieki - powiedziała PAP jedna z inicjatorek protestu i mama niepełnosprawnego syna, Iwona Hartwich ze Stowarzyszenia "Mam przyszłość" z Torunia.
W ciągu 5 lat płaca minimalna
Rodzice, którzy zrezygnowali z pracy zawodowej, by opiekować się swoimi dziećmi, dostają 620 złotych świadczenia pielęgnacyjnego oraz 200 złotych specjalnej pomocy rządowej, od której nie są odprowadzane składki emerytalne. Jak tłumaczyła Iwona Hartwich, po latach opieki nad swoimi dziećmi nie mają oni "prawa do godnej emerytury", a w sytuacji, gdy dziecko umiera, rodzic zostaje bez żadnego wsparcia ze strony państwa.
W ciągu pięciu lat - zgodnie z zapowiedziami premiera Donalda Tuska - osoby opiekujące się dziećmi z niepełnosprawnościami będą otrzymywać świadczenie w wysokości płacy minimalnej. Jego wysokość ma być zróżnicowana w zależności od stopnia niepełnosprawności dziecka.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-19
Ok. 30 osób - rodzice wraz ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi - rozpoczęło w środę, 19 marca, protest okupacyjny w Sejmie. Zapowiadają, że są gotowi zostać w gmachu Sejmu nawet cztery dni. Jak mówią, chodzi o brak realizacji obietnic rządu dotyczących pomocy takim rodzinom.
Rodzicie i dzieci niepełnosprawne zaproszeni zostali do Sejmu przez klub Solidarnej Polski; zanim oświadczyli, że rozpoczynają protest, uczestniczyli w konferencji prasowej SP. Wcześniej protestowali przed Kancelarią Premiera. Domagają się m.in. podwyższenia świadczeń oraz by ich całodobowa opieka nad niepełnosprawnymi dziećmi traktowana była przez państwo jako zawód.
Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska, która rozmawiała z rodzicami, przyznała że spotkanie było emocjonalne. Jak podkreśliła, wciąż trwają prace nad nową ustawą o świadczeniach rodzinnych i w przyszłym tygodniu minister pracy Kosiniak-Kamysz spotka się z rodzicami, aby rozmawiać o nowym projekcie. Protestujący przyjechali m.in. z Torunia, Poznania, Krakowa, Gdańska, Bydgoszczy i Warszawy.
Na korytarzu sejmowym oświadczyli dziennikarzom, że podejmują protest okupacyjny Sejmu. Zapowiedzieli, że są gotowi zostać w Sejmie trzy, cztery dni. Jeden z protestujących zaapelował do Straży Marszałkowskiej, by nie usuwano ich z Sejmu. Protestujący nie mają ze sobą jedzenia ani picia, nie mają także żadnego osobistego ekwipunku.
- Uważam, że nasze oczekiwania są skromne. Nie jesteśmy roszczeniowi, to jest praca w rzeczywistości 24-godzinna - powiedziała jedna z inicjatorek protestu i mama niepełnosprawnego syna, Iwona Hartwich ze stowarzyszenia "Mam przyszłość" z Torunia.
Rodzice, którzy zrezygnowali z pracy zawodowej, by opiekować się swoimi dziećmi, dostają 620 zł. świadczenia pielęgnacyjnego oraz 200 zł. specjalnej pomocy rządowej (program potrwa do końca marca). Jak tłumaczyła Hartwich, po latach opieki nad swoimi dziećmi nie mają oni "prawa do godnej emerytury", a w sytuacji, gdy dziecko umiera, rodzic zostaje bez żadnego wsparcia ze strony państwa.
W ciągu pięciu lat - zgodnie z zapowiedziami premiera Donalda Tuska - osoby opiekujące się dziećmi z niepełnosprawnościami będą otrzymywać świadczenie w wysokości płacy minimalnej. Jego wysokość ma być zróżnicowana w zależności od stopnia niepełnosprawności dziecka.
Obecnie MPiPS pracuje nad dwoma projektami - jeden z nich realizuje wyrok TK (dotyczący odebrania prawa do świadczeń opiekunom osób, których niepełnosprawność powstała po 25 roku życia), drugi ma wprowadzić jeden rodzaj świadczenia (pielęgnacyjnego) dla wszystkich opiekunów zajmujących się niepełnosprawnym członkiem rodziny, bez względu na wiek powstania niepełnosprawności osoby, nad którą sprawowana jest opieka, w różnej wysokości w zależności od stopnia niesamodzielności podopiecznego.
Projekt przewiduje, że najniższe świadczenie wynosić będzie 846,42 zł, a najwyższe odnosić się będzie do poziomu najniższego wynagrodzenia i wynosić będzie w 2017 r. ok. 2 tys. zł (w tym świadczenie pielęgnacyjne w wysokości 1465 zł).
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-20
W petycji do premiera Donalda Tuska rodzice przebywający z niepełnosprawnymi dziećmi w gmachu Sejmu domagają się m.in. pisemnej deklaracji o wpisaniu kwoty 200 zł z pomocy rządowej do ustawy oraz jasnego stanowiska rządu dotyczącego dojścia do kwoty najniższego wynagrodzenia i zapisanie tego w ustawie.
Chcą też zmian w orzecznictwie, by niepełnosprawność orzekana była zgodnie z obowiązującą definicją, a nie np. na podstawie jednej operacji, która nie powoduje długotrwałych ograniczeń w prawidłowym funkcjonowaniu; a także, by dodatkowo uzależniać wysokość zasiłków dla rodziców od stopnia samodzielności niepełnosprawnego.
Rodzice dzieci niepełnosprawnych domagają się także przeniesienia świadczenia pielęgnacyjnego do ZUS i jego waloryzacji, zlikwidowania kryteriów do zasiłków rodzinnych, ponieważ - jak tłumaczą - aż 80 proc. świadczeniobiorców w ogóle nie może otrzymać dodatku z tytułu rehabilitacji.
Domagają się również szczególnej pomocy państwa w przypadku, kiedy w rodzinie jest więcej niż jedno dziecko niepełnosprawne, darmowych leków podtrzymujących życie i środków zapewniających pielęgnację dziecka niepełnosprawnego, bezkolejkowego dostępu do lekarzy specjalistów, a także bezpłatnych przejazdów z dzieckiem celem leczenia i diagnozowania w specjalistycznych klinikach i szpitalach.
Chcą również podwyższenia kwoty renty socjalnej z tytułu niepełnosprawności i całkowitej zmiany ustawy o pomocy i wsparciu opiekunów i rodziców dzieci niepełnosprawnych, tak by uwzględniała opiekę wytchnieniową (opiekę zastępczą na czas odpoczynku lub nieobecności opiekuna dziecka).
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-20
Nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny w sprawie protestu rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie domaga się klub Twojego Ruchu. Świadczenia pielęgnacyjne powinny zostać podwyższone - przekonują politycy TR.
Od środy (19 marca) w gmachu Sejmu protestuje ok. 20 osób - rodzice ze swymi niepełnosprawnymi dziećmi. Jak mówią, domagają się realizacji obietnic rządu dotyczących pomocy takim rodzinom. Chcą podwyższenia świadczeń oraz tego, by ich całodobowa opieka nad niepełnosprawnymi dziećmi traktowana była przez państwo jako zawód.
Rzecznik Twojego Ruchu Andrzej Rozenek powiedział podczas konferencji prasowej w Sejmie, że w czwartek (20 marca) posłowie TR zasiadający w komisji polityki społecznej i rodziny zawnioskowali o nadzwyczajne jej posiedzenie. TR chce, aby komisja zajęła się sprawą protestu rodziców dzieci niepełnosprawnych.
Zdaniem szefa TR Janusza Palikota "sprawa jest dość prosta". - To nie jest duże środowisko i to nie są wielkie pieniądze dla budżetu. (...) Nie widzę żadnego (innego) rozwiązania niż takie, że kosztem niektórych nieuzasadnionych wydatków powinniśmy zwiększyć pomoc społeczną w tym zakresie - powiedział. Podkreślił, że TR zabiera w tej sprawie głos, apeluje, ale "za rząd tej decyzji nie podejmie".
Także Rozenek zwrócił uwagę, że jedynym rozwiązaniem jest znaczące podniesienie uposażenia rodziców dzieci niepełnosprawnych i zaliczenie czasu opieki nad tymi dziećmi do okresu składkowego. Jego zdaniem rodzic dziecka niepełnosprawnego powinien otrzymywać świadczenie mniej więcej równe pensji minimalnej (od 1 stycznia 2014 r. minimalne wynagrodzenie za pracę wynosi 1680 zł brutto) lub wyższe.
Przypomniał również, że w Sejmie zasiada dwóch niepełnosprawnych posłów. - Każdy z nich dodatkowo otrzymuje 6 tys. zł na tzw. asystenta, który się tym posłem zajmuje. I to pokazuje skalę obłudy - w przypadku wybrańców narodu jest to 6 tys. na obsługę niepełnosprawnego dorosłego posła, a w przypadku niepełnosprawnych dzieci państwo łaskawie daje łącznie ze wszystkimi dodatkami 850 zł. Tak być nie może - oświadczył.
Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział na przyszły tydzień rozmowy w sprawie postulatów, z którymi rodzice niepełnosprawnych dzieci protestują w Sejmie.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-20
Wzrost świadczeń dla rodziców dzieci niepełnosprawnych w ostatnich latach był bardzo duży, nieporównywalny z przeszłością - ocenił w czwartek (20 marca) premier Donald Tusk. Podtrzymał zapowiedź, że najpóźniej w 2016 r. wartość tych świadczeń osiągnie pułap płacy minimalnej.
Od środy (19 marca) w gmachu Sejmu protestuje ok. 20 osób - rodzice wraz ze swymi niepełnosprawnymi dziećmi. Domagają się oni realizacji obietnic rządu dotyczących pomocy takim rodzinom. Chcą podwyższenia świadczeń oraz uzawodowienia całodobowej opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi.
Tusk był pytany na konferencji prasowej w Brukseli o reakcję rządu na te postulaty. Szef rządu zaznaczył, że wiele razy miał okazję spotykać się z przedstawicielami "tego bardzo poszkodowanego przez życie, przez tragedię osobistą środowiska".
- Rozmawialiśmy bardzo uczciwie, bardzo otwarcie o tym, co jest możliwe, a do czego musimy dojść ze względu na ilość pieniędzy w budżecie. Absolutnie rozumiem dramat i emocje ludzi, którzy przez los zostali skazani na cierpienie, ale muszę sprostować tezę, że nie otrzymali tego, na co się umówiliśmy - powiedział Tusk.
Zaznaczył, że w ostatnich latach wzrost świadczeń dla rodziców całodobowo opiekujących się niepełnosprawnymi dziećmi był "naprawdę bardzo duży, nieporównywalny z przeszłością".
- Obietnica, jaką sformułowałem, jest nadal w mocy, jest aktualna. Mówiłem, że w roku 2015, najpóźniej 2016 powinniśmy dojść do pułapu płacy minimalnej dla jednego z rodziców opiekujących się całodobowo dzieckiem lub dziećmi niepełnosprawnymi - podkreślił Tusk.
Jak dodał, byłby to krok w stronę uzawodowienia jednego z rodziców, tego, który nie może pracować, bo musi poświęcić cały swój czas opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem.
Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział na przyszły tydzień rozmowy w sprawie postulatów, z którymi rodzice niepełnosprawnych dzieci protestują w Sejmie. Kosiniak-Kamysz dodał, że sprawę może rozwiązać konsensus co do ustawy całościowo regulującej wsparcie dla rodziców, którzy zrezygnowali z pracy na rzecz opieki nad takimi dziećmi. Potrzebna jest jednak ocena jej zgodności z konstytucją.
Kosiniak-Kamysz w środę (19 marca) wieczorem odwiedził protestujących i podtrzymał zaproszenie do ministerstwa na rozmowy. Dodał, że rząd zrealizował obietnice dotyczące świadczeń dla niepełnosprawnych, które zwiększono o 200 zł.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w przesłanym PAP stanowisku podkreśla, że poza świadczeniem pielęgnacyjnym w wysokości 620 zł opiekunowie niepełnosprawnych dzieci dostają dodatkowe 200 zł ze specjalnego programu rządowego. Są za nich odprowadzane składki ZUS w wysokości 246 zł, a łączne wydatki państwa na osobę opiekującą się niepełnosprawnym dzieckiem wynoszą 1046 zł miesięcznie, czyli 12,6 tys. rocznie. Dodatkowo takie rodziny mogą starać się o wsparcie z pomocy społecznej oraz PFRON.
Resort dodał, że w 2013 r. na wsparcie osób niepełnosprawnych i ich opiekunów przekazało 11,2 mld zł, w tym na zasiłki pielęgnacyjne przeznaczono 1,7 mld zł, a na świadczenia rodzinne dla osób niepełnosprawnych - 340 mln zł.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-23
Protestujący w Sejmie rodzice niepełnosprawnych dzieci w niedzielę zwrócili się o pomoc do prezydentowej Anny Komorowskiej.
"Czekamy na panią i w tej chwili jest pani jedyną naszą nadzieją" - napisali w liście skierowanym do pierwszej damy.
Protestujący, z którymi spotkał się w sobotę (22 marca) premier Donald Tusk, odrzucili jego propozycję dotyczącą wysokości świadczenia pielęgnacyjnego.
Według szefa rządu od 1 maja miałoby ono wzrosnąć do 1 tys. zł netto, od 1 stycznia 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do wysokości płacy minimalnej brutto. Protestujący od początku domagają się jednak, by świadczenie to wzrosło z 820 zł obecnie do wysokości płacy minimalnej (w 2014 r. jest to 1680 zł brutto) już teraz.
Po sobotnim spotkaniu z premierem zdecydowali się zwrócić o pomoc do prezydentowej.
Napisaliśmy list do pani prezydentowej: "Szanowna pani prezydentowo. Nasze niepełnosprawne od urodzenia dzieci potrzebują wsparcia. Czas mija. Jesteśmy zmęczeni i zdesperowani. Prosimy panią o pomoc. Czekamy na panią i w tej chwili jest pani jedyną naszą nadzieją. Rodzice niepełnosprawnych dzieci od urodzenia" - odczytali protestujący treść listu podczas niedzielnego spotkania z dziennikarzami.
Premier spotkał się z protestującymi dwa razy - w sobotę i w piątek, po powrocie z Brukseli. Na sobotnim spotkaniu zapowiedział, że w ciągu kilkudziesięciu godzin ma powstać projekt ustawy, która podwyższy świadczenie pielęgnacyjne, a we wtorek ma zapaść decyzja o przesunięciu na ten cel środków w budżecie państwa z planu na budowę i remonty dróg lokalnych. Po sobotnim spotkaniu część rodziców zdecydowała się na zakończenie protestu.
Jak powiedział w niedzielę prezes PiS Jarosław Kaczyński, który w piątek rozmawiał z protestującymi, jego ugrupowanie zamierza "wykorzystywać wszystkie możliwości", by skłonić rząd Donalda Tuska i jego samego do rozwiązania tej "niezwykle ważnej z punktu widzenia interesów dzieci niepełnosprawnych, ale także niezwykle ważnej moralnie kwestii".
- To jest taka sprawa, która jest swego rodzaju wskaźnikiem, wykładnikiem działania państwa; działania państwa tam, gdzie kwestie moralne, gdzie kwestie zobowiązań wobec tych, którzy zostali potraktowani przez los szczególnie okrutnie, pokazują, jakie to państwo jest, jaka jest ta władza. Jeżeli ta władza nie jest w stanie wykazać empatii, nie jest w stanie wykazać współczucia, mówię tutaj oczywiście o współczuciu czynnym, takim które prowadzi do jakiejś poprawy losu, to pokazuje po prostu swoją twarz - stwierdził Kaczyński.
W niedzielę swoje koncepcje dotyczące znalezienia pieniędzy dla rodziców dzieci niepełnosprawnych przedstawili europoseł Zbigniew Ziobro i Arkadiusz Mularczyk, szef klubu parlamentarnego Solidarna Polska. - Chcemy wskazać konkretne źródła dochodów, którymi dysponuje rząd i za pomocą których może wywiązać się ze złożonych przez siebie obietnic - zapowiedział Ziobro.
Jak mówił, źródła te widzi we wzroście dochodów z tytułu akcyzy i podatku z VAT. "Nie trzeba nikomu niczego odbierać, wystarczy tylko chcieć korzystać z tych pieniędzy, które już wpłynęły do budżetu - przekonywał Ziobro. Klub proponuje także wprowadzenie podatku od banków i hipermarketów; "da to w ciągu roku zysk minimum rzędu ośmiu miliardów złotych" - wyliczał Ziobro. Jak podkreślił, pismo z propozycją Solidarnej Polski trafi do premiera Tuska.
Protestujących w Sejmie odwiedziły także wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka i kandydatka do Parlamentu Europejskiego z listy koalicji Europa Plus Twój Ruch Dorota Gardias. - Protestujący są zdeterminowani. Nie sądzę, by dali się odesłać z kwitkiem. Ich oczekiwania nie są tak wielkie, mówimy o kwocie niecałych 300 złotych - oceniła Nowicka w rozmowie z PAP.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-23
Wsparcie finansowe dla opiekunów niepełnosprawnych dzieci wzrośnie od 1 maja z obecnych 820 zł do 1000 zł netto. Od 1 stycznia 2015 r. będzie to już 1200 zł, a od 1 stycznia 2016 r. - 1300 zł - taką propozycję przedstawił premier Donald Tusk i minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz - poinformowało w niedzielnym (23 marca) komunikacie MPiPS.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin przygotuje projekt ustawy podnoszącej świadczenia pielęgnacyjne dla opiekunów niepełnosprawnych dzieci.
W poniedziałek złożony zostanie wniosek o zwołanie specjalnego posiedzenia sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Na wtorkowym posiedzeniu Rada Ministrów podejmie decyzję o przesunięciu środków na ten cel. W środę projektem ustawy podnoszącej świadczenia pielęgnacyjne zajmie się sejmowa komisja, co będzie gwarantowało szybkie wprowadzenie zmian na ścieżkę legislacyjną i wejście ich w życie.
Pozwoli to podnieść świadczenia pielęgnacyjne od 1 maja 2014 r., najpierw do wysokości 800 zł miesięcznie, co razem z programem rządowym daje 1000 zł netto miesięcznego wsparcia dla opiekunów niepełnosprawnych dzieci. Od 1 stycznia 2015 r. świadczenia zostaną podniesione do 1200 zł netto, a od 1 stycznia 2016 r. do 1300 zł netto miesięcznie. Wszystkie kwoty zostaną zapisane w ustawie.
Propozycja rządu zapewnia realny wzrost świadczeń pielęgnacyjnych - które jeszcze w 2009 r. wynosiły 420 zł netto, a dziś wynoszą 820 zł netto - docelowo do wysokości minimalnego wynagrodzenia.
Kwoty świadczeń netto:
1 maja 2014 r. - 1000 zł (800 zł świadczenia + 200 zł z rządowego programu)
1 stycznia 2015 r. - 1200 zł świadczenia pielęgnacyjnego
1 stycznia 2016 r. - 1300 zł świadczenia pielęgnacyjnego.
Mateusz Różański, tpp, PAP
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-19
Jak poprawić sytuację rodziców dzieci z niepełnosprawnością? Potrzebne są wyższe świadczenia czy zmiana systemu? Uzawodowienie rodziców czy wsparcie ze strony asystentów? Różne środowiska wskazują różne i często wzajemnie sprzeczne rozwiązania. Na razie nie widać, by oprócz wspólnej konkluzji, że obecne rozwiązania są niewystarczające, cokolwiek miało je połączyć.
"Jestem mamą, nie rehabilitantką. Jestem tatą, nie terapeutą" - pod takim hasłem ruszyła kampania społeczna, zorganizowana przez Fundację Instytut Rozwoju Regionalnego (FIRR) i Fundację Imago. Kampania swą oficjalną premierę miała 19 marca 2014 r. podczas konferencji prasowej w Warszawie. Celem jest upowszechnianie idei równych szans w dostępie do zatrudnienia rodziców dzieci z niepełnosprawnością. W konferencji prasowej wzięli udział m.in. Dorota Próchniewicz i Marek Wysocki, którzy na swoim przykładzie przedstawili sytuację rodziców niepełnosprawnych dzieci.
Bierność państwa jest kosztowna
W konferencji wziął też udział dr Paweł Kubicki ze Szkoły Głównej Handlowej, który wypunktował wady działającego w Polsce systemu wsparcia.
- Sytuacja, w której rodzic dziecka niepełnosprawnego rezygnuje z pracy i zaczyna pobierać świadczenie, które uniemożliwia mu podjęcie aktywności zawodowej, jest jednym z najgłupszych rozwiązań, jakie można było wymyślić, a powinno być stosowane tylko w ostateczności - tłumaczył.
Zwrócił uwagę na to, że zliczając koszty systemu nie bierze się pod uwagę tzw. kosztów alternatywnych, czyli tego, ile pieniędzy w podatkach i składkach rodzice osób z niepełnosprawnością mogliby odprowadzać do budżetu państwa. Wedle wyliczeń dra Kubickiego, realny koszt opieki państwa w przypadku rodziców przechodzących na świadczenie pielęgnacyjne do czasu uzyskania przez dzieci pełnoletności to niemal 528 tys. zł, a do osiągnięcia wieku emerytalnego przez samych rodziców jest to nawet 1,6 mln zł.
Najlepszym rozwiązaniem, zdaniem dra Kubickiego i organizatorów kampanii, byłoby stworzenie warunków, w których rodzice i opiekunowie mogliby podejmować pracę zawodową, choćby na pół etatu. Wedle jego wyliczeń, w takiej sytuacji bilans kosztów i korzyści będzie już dodatni i wyniesie blisko 200 tys. zł.
Występujący podczas konferencji rodzice podkreślali, że nie można dopuszczać do sytuacji, w której rodzice niepełnosprawnych dzieci byliby pozbawieni możliwości pracy. W trakcie trwania kampanii społecznej zostanie przeprowadzona kampania informacyjna, wsparta materiałami drukowanymi. Zostaną zorganizowane trzy ogólnopolskie konferencje z panelami eksperckimi oraz 15 regionalnych spotkań z rodzicami. W ramach kampanii działa punkt informacyjny, udzielający wsparcia w obszarze godzenia życia zawodowego z wychowywaniem niepełnosprawnego dziecka.
Uzawodowienie wykluczy kobiety
Podczas konferencji dr Paweł Kubicki sceptycznie odniósł się do postulowanego przez część środowiska rodziców pomysłu uzawodowienia opiekunów osób z niepełnosprawnością.
- Jeśli wybieramy uzawodowienie opieki i podwyższenie świadczenia jako wiodący model, musimy liczyć się z tym, że realnym kosztem będzie wykluczenie dużej grupy rodziców nie tylko z rynku pracy, ale po prostu z życia - mówił dr Kubicki.
Ekonomista zwrócił też uwagę na to, że w polskich warunkach uzawodowienie objęłoby głównie kobiety, które zostałyby wykluczone z rynku pracy i zdane na łaskę utrzymujących je partnerów. Jako clou swojego wystąpienia i pierwszy krok w kierunku normalizacji sytuacji dr Kubicki wskazał na konieczność umożliwienia rodzicom pobierającym świadczenia podjęcia pracy zarobkowej.
Przeciwni uzawodowieniu są również przedstawiciele środowiska, którzy od lat zajmują się wspieraniem rodzin osób z niepełnosprawnościami. Warto w tym miejscu przytoczyć fragment zamieszczanej już na naszym portalu opinii Małgorzaty Bal, która od 19 lat prowadzi Stowarzyszenie "Po pierwsze rodzina", działające na rzecz dzieci z uszkodzeniem mózgu i ich rodzin. Jest matką Agnieszki z dziecięcym porażeniem mózgowym.
- Rodzice są naturalnymi opiekunami dziecka. Rodzice dzieci z niepełnosprawnościami także. Jednak trudność opieki nad dzieckiem z niepełnosprawnością znacznie przekracza zwyczajną opiekę. Często jest zbyt wielkim obciążeniem lub wręcz niemożliwością zaopiekowanie się przez rodziców takim dzieckiem - tłumaczyła nam Małgorzata Bal na początku lutego. - Należy zmierzać w kierunku takiego wsparcia rodziców, żeby mogli pełnić swoje role rodzinne i zawodowe bez utraty sił i zdrowia. Niemożliwa jest wytężona praca przez całą dobę, a do tego sprowadza się opieka nad dzieckiem z niepełnosprawnością. Każda rodzina powinna otrzymać indywidualne wsparcie finansowe i osobowe, zgodnie z artykułowanymi i realnymi potrzebami - wyjaśniała.
Kolejny protest
Również dzisiaj, 19 marca, w sprawie poprawy sytuacji opiekunów manifestowała przed Kancelarią Premiera grupa rodziców dzieci z niepełnosprawnością. Był to kolejny protest organizowany przez środowisko skupione wokół Stowarzyszenia "Mam przyszłość" i ich sympatyków.
"Renta socjalna 610 zł to kpina i hańba" - głosił jeden z transparentów podczas marcowej manifestacji.
Protestujący domagali się spełnienia danych im przez rząd obietnic - podwyższenia świadczeń wypłacanych rodzicom, na początek poprzez wpisanie na stałe do ustawy dodatkowych 200 złotych do świadczenia pielęgnacyjnego, przeniesienie zasiłku pielęgnacyjnego do ZUS i jego waloryzację oraz docelowe uzawodowienie rodziców poprzez nadanie im statusu asystenta osoby niepełnosprawnej i wypłacanie im przez państwo przynajmniej płacy minimalnej, czyli w tej chwili 1680 zł brutto. Wśród innych postulatów rodzice wymieniali wprowadzenie leków za złotówkę i zapewnienie ze strony państwa wsparcia opiekunom, którzy stracili prawo do świadczenia po śmierci dziecka.
- W innym kraju Unii Europejskiej nie do pomyślenia byłoby, żeby premier nie zadbał o los najsłabszej grupy społecznej - mówiła organizatorka protestu Iwona Hartwich.
Protest rodziców dzieci niepełnosprawnych. Transparent głosi:
Rodzice dzieci z niepełnosprawnością żądali rozmów z premierem.
Niektórzy uczestnicy protestu zgłaszali postulaty zbieżne z tymi, które można było usłyszeć podczas konferencji FIRR i Fundacji Imago.
- Bardzo trudno jest 24 godziny na dobę opiekować się dorosłym już człowiekiem - mówiła Monika Cycling z Fundacji Totanimo, mama 24-letniego Błażeja z autyzmem. - Mój syn mógłby nawet pracować, gdyby miał zapewnione odpowiednie warunki. Teraz, z racji tego, że nie otrzymuje już subwencji oświatowej, nie mam możliwości dowożenia go do odpowiedniej placówki, a warsztaty terapii zajęciowej nie chcą go przyjmować.
Zdaniem Moniki Cycling rodzic powinien mieć możliwość dokonania decyzji, czy chce poświęcić się całkowicie opiece nad dzieckiem, np. w sytuacji, gdy dziecko jest całkowicie niesamodzielne, czy chce normalnie pracować. W obydwu wypadkach powinien otrzymywać konieczne wsparcie - albo godziwe świadczenia, albo wsparcie ze strony placówek opiekuńczych.
Uzawodowienie tak, ale brak środków
Żądania rodziców dzieci z niepełnosprawnością są po części zbieżne z opinią Jarosława Dudy, Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, którego o wypowiedź w tej sprawie poprosiliśmy kilka dni przed manifestacją i konferencją.
- Gdyby nas było na to stać, byłbym za uzawodowieniem, czyli nadaniem rodzicom, którzy rezygnują z pracy, statusu asystenta - powiedział nam minister Duda. - Bo powiedzmy sobie wprost: zajmowanie się niepełnosprawnym dzieckiem wiąże się z wyłączeniem z życia i aktywności zawodowej. Stąd potrzeba zabezpieczenia tych ludzi.
Minister Duda jest zwolennikiem zindywidualizowania pomocy i nakierowania jej na osobę z niepełnosprawnością, a nie na opiekuna. Poza tym uważa, że ci rodzice, którzy mogą podjąć pracę zarobkową, mogliby scedować część obowiązków związanych z opieką na zajmujące się tym służby zewnętrzne.
- Uważam, że jest to nawet z punktu widzenia, przepraszam za określenie, zdrowia psychicznego, ważne, żeby opiekun nie był "przywiązany" przez 24 godziny na dobę do swojego niepełnosprawnego dziecka, tylko żeby mógł skorzystać ze wsparcia profesjonalistów - powiedział nam minister Duda.
"Jestem tatą. Nie terapeutą" - głosi plakat kampanii społecznej.
Takie rozwiązanie nie powinno zdaniem Pełnomocnika wiązać się z pełnym przekazaniem odpowiedzialności za dziecko w ręce instytucji.
- Chodzi o to, żeby to było profesjonalne wsparcie, żeby rodzice nie mieli poczucia, że są zdani sami na siebie, tylko mieli do dyspozycji cały wachlarz form wsparcia - powiedział minister Duda.
Jego zdaniem ten wachlarz powinien być bardzo szeroki, żeby rzeczywiście pomagać osobom zajmującym się niepełnosprawnym członkiem rodziny, który wymaga stałej uwagi i wysiłku.
- Przecież tym osobom "siadają" kręgosłupy, nie młodnieją też, a ich życie naznaczone jest ciągłą troską o to, co będzie z ich dziećmi, gdy odejdą - podkreślił.
Zdaniem ministra Dudy istnieje wiele dobrych sposobów na poprawienie losu rodziców dzieci z niepełnosprawnością - niestety ich realizacja nie jest możliwa od ręki z powodu ciągłego braku środków w budżecie. W ciągu kilku lat udało się na razie zwiększyć wysokość świadczenia pielęgnacyjnego z 420 do 820 zł z perspektywą dojścia do kwoty równej płacy minimalnej.
AKTUALIZACJA 19.03.2014
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-16
28 lutego br. prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych opublikował aż dziesięć komunikatów istotnych dla osób pobierających świadczenia z ZUS - donosi Rzeczpospolita.
Najważniejszy dotyczy waloryzacji najniższych świadczeń wypłacanych przez ZUS. Wynika z nich, że od 1 marca kwota najniższej emerytury, renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i renty rodzinnej wynosi 844,45 zł, czyli o ponad 13 zł więcej niż w 2013 r.
Dobra wiadomość dla mężczyzn urodzonych przed 1949 r. jest zaś taka, że o ponad 100 zł, do 3191,93 zł, wzrosła kwota bazowa brana przez ZUS do obliczania im emerytury na starych zasadach.
Osoby, które nie osiągnęły jeszcze odpowiedniego wieku, mogą zaś liczyć na wyższe świadczenie przedemerytalne, które od 1 marca wyniesie 991,39 zł miesięcznie.
Od marca wzrosły limity zarobków osób pobierających wcześniejsze emerytury i renty. Jeśli przekroczą 2676,40 zł, ZUS zmniejszy wypłatę o kwotę przekroczenia. Po przekroczeniu przez wcześniejszego emeryta lub rencistę 4970,40 zł ZUS całkowicie zawiesi świadczenie.
Więcej w Rzeczpospolitej z 3 marca 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-03
Z końcem 2014 r. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych traci osobowość prawną. Tak wynika z obowiązujących obecnie przepisów. Oznacza to w praktyce likwidację PFRON i grozi m.in. zakłóceniem ciągłości wspierania osób z niepełnosprawnością. Posłowie koalicji rządzącej przygotowują więc zmianę prawa.
Zgodnie z art. 91 obowiązującej obecnie ustawy z 27 sierpnia 2009 r. Przepisy wprowadzające ustawę o finansach publicznych (Dz.U. z 2009 r. nr 157, poz. 1241 z późn. zm.), PFRON 1 stycznia 2015 r. staje się państwowym funduszem celowym, czyli traci swoją osobowość prawną. Tego też dnia, zgodnie z art. 98 ww. ustawy, PFRON wraz z oddziałami staje się Biurem Obsługi Funduszu, podlegającym Pełnomocnikowi Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych oraz marszałkom województw.
Także 1 stycznia 2015 r. wygasają akty powołania prezesa PFRON i jego zastępców oraz dyrektorów oddziałów. Rozwiązana zostaje Rada Nadzorcza i Zarząd Funduszu, a mienie PFRON staje się mieniem Skarbu Państwa, rozporządzanym w jego imieniu przez ministra pracy i polityki społecznej. Od 1 stycznia 2015 r. pracownicy Biura PFRON stają się pracownikami Biura Obsługi Funduszu, a pracownicy oddziałów PFRON - pracownikami urzędów marszałkowskich. Ich umowy o pracę wygasają 30 czerwca 2015 r., jeśli do 31 maja 2015 r. nie zostaną im zaproponowane nowe warunki pracy lub płacy bądź pracownicy ich nie zaakceptują.
Nowa ustawa jeszcze przed wakacjami
Początkowo PFRON, razem z innymi funduszami celowymi, miał utracić osobowość prawną już w 1 stycznia 2012 r. Oznaczałoby to przekształcenie Funduszu w rachunek bankowy, pozostający w dyspozycji ministra pracy i polityki społecznej. W połowie 2011 r. posłowie zdecydowali jednak o przedłużeniu tego terminu o trzy lata. Termin ten dobiega jednak końca 31 grudnia 2014 r.
- Jest to zgodne z dawnymi ustaleniami z Ministerstwem Finansów z czasów reorganizacji wszystkich funduszy celowych, czyli podporządkowania ich ministrowi finansów - mówi nam poseł Sławomir Piechota, przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. - Uzgodniliśmy wówczas z ministrem Jackiem Rostowskim, że PFRON zachowa samodzielność na okres trzech lat, żeby przeanalizować, czy taka odmienność tego Funduszu nie będzie stała w kolizji z zasadami finansów publicznych. Ten czas pozwolił potwierdzić, że PFRON powinien nadal funkcjonować jako samodzielny fundusz. Z nowym ministrem finansów Mateuszem Szczurkiem jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale pani wiceminister Hanna Majszczyk, która od czasów ministra Rostowskiego odpowiada za budżet i uczestniczyła przy wspomnianych rozmowach, także potwierdza, że te ustalenia zachowują aktualność. Dlatego w roboczych konsultacjach jest projekt ustawy, która pozwoli PFRON dalej istnieć i przewiduję, że jeszcze przed wakacjami rozstrzygniemy tę sprawę.
Zachować społeczny wpływ
Poseł Sławomir Piechota podkreśla, że osobowość prawna Funduszu nie będzie przedłużona o kolejne trzy lata. PFRON ma zostać umocowany według modelu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, czyli na stałe.
- Uważamy, że w obszarze wsparcia osób niepełnosprawnych potrzebne jest zachowanie społecznego wpływu na realizowane zadania, zwłaszcza że zachodzą tu zmiany, na które Fundusz powinien odpowiednio elastycznie i szybko reagować - zaznacza poseł Piechota. - Informacja zaś o potrzebnej zmianie najprędzej przychodzi od partnerów społecznych, a także od samorządowców czy pracodawców. Ostatnie lata jednoznacznie potwierdzają, że nie ma zagrożenia, aby PFRON mógł przestać realizować cele publiczne. Nadal jest przecież w mocnym władztwie ministra finansów i pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych, a to właśnie wprost gwarantuje kierowanie zasobów Funduszu na cele publiczne określane przez rząd.
Źródło: zus.pl/www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-02-25
Od 1 marca 2014 r. wzrosną kwoty świadczeń. Niestety, niewiele. ZUS ogłosił 25 lutego 2014 r., że renty i emerytury wzrosną o zaledwie 1,6 proc.
Waloryzacja będzie procentowa, tak jak rok temu, inaczej zaś niż w 2012 r., gdy świadczenia waloryzowane były kwotowo. Tegoroczny wskaźnik waloryzacji rent, emerytur i innych świadczeń oraz dodatków jest najniższy od lat i wynosi 101,6 proc. By obliczyć wysokość np. renty, którą otrzyma się od marca 2014 r., wystarczy pomnożyć kwotę obecnie otrzymywanego świadczenia (brutto) przez 1,016.
Najniższa renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy wynosić będzie 844,45 zł (dotychczas 831,15 zł). Renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy to będzie minimum 648,13 zł (wcześniej 637,92 zł).
Od 1 marca kwota 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, której zarobienie spowoduje zmniejszenie renty, wynosić będzie 2676,40 zł (obecnie: 2556,20 zł). Renta będzie zawieszana po osiągnięciu miesięcznego przychodu w wysokości 4970,40 zł (w tej chwili jest to 4747,30 zł).
Wzrośnie też kwota dodatku pielęgnacyjnego. Od marca będzie to 206,76 zł (obecnie: 203,50 zł).
Renta socjalna wynosić będzie 709,34 zł (w tej chwili to 698,17 zł). Prawo do jej pobierania będzie zawieszane po osiągnięciu miesięcznych przychodów w kwocie 2676,40 zł (obecnie jest to 2556,20 zł).
Podane kwoty są kwotami brutto.
Więcej informacji na stronach ZUS.
Źródło: Rzeczpospolita/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-06
Osoby, którym bezprawnie odebrano w zeszłym roku prawo do świadczenia pielęgnacyjnego, dostaną zasiłek, jeśli złożą wniosek. Wszystko jednak wskazuje na to, że zasady ich przyznawania mogą być niezgodne z konstytucją. A projektowana ustawa o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów powinna mieć na celu właśnie przywrócenie stanu zgodnego z ustawą zasadniczą - czytamy w Rzeczpospolitej.
O pomoc będą mogli wystąpić wszyscy opiekunowie osób niepełnosprawnych, którzy w lipcu zeszłego roku utracili prawo do świadczenia pielęgnacyjnego, a nie uzyskali w zamian specjalnego zasiłku opiekuńczego. Zasiłek nie będzie jednak przyznawany z mocy prawa. Opiekunowie, którym bezprawnie odebrano środki utrzymania, będą mieli cztery miesiące na złożenie wniosku. Spóźnialscy nie dostaną pomocy, bo ich wnioski nie będą rozpatrywane.
- Projektowane przepisy naruszają zasadę zaufania obywateli do państwa. Wbrew tej samej zasadzie władza ustawodawcza pozbawiła od lipca zeszłego roku opiekunów niepełnosprawnych prawa do świadczenia pielęgnacyjnego. A teraz każe im się prosić o zwrot tego, co im się należy. Spóźnienie grozi zaś tym, że w ogóle nie uzyskają świadczenia. To niezgodne z art. 2 konstytucji - zauważa Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista.
Zasiłek ma wynosić 520 zł miesięcznie. Będzie przysługiwał za okres od 1 lipca 2013 r. do dnia poprzedzającego dzień wejścia w życie ustawy o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów. Projekt nie przewiduje odsetek od bezprawnie wstrzymanych świadczeń ani żadnego innego zadośćuczynienia za pomyłkę ustawodawcy.
Więcej w Rzeczpospolitej z 17 lutego 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-13
Niedługo do Sejmu trafi projekt ustawy przywracający wsparcie finansowe opiekunom dorosłych osób z niepełnosprawnością. Zapisy projektu wywołują jednak kontrowersje.
Projekt ustawy, która reguluje zasady przyznawania wsparcia finansowego opiekunom osób z niepełnosprawnością, zostanie przekazany do Sejmu w drugiej połowie marca br. - poinformowało nas biuro prasowe Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS). Ma być on realizacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego (TK) z 5 grudnia 2013 r., który uznał, że utrata prawa do świadczenia pielęgnacyjnego, dotycząca od 1 lipca ub.r. ok. 140 tys. osób, jest niezgodna z Konstytucją RP. Trybunał ogłosił, że przywrócenie prawa do świadczenia pielęgnacyjnego tym, którzy nie mieli go po 30 czerwca 2013 r., wymaga natychmiastowej interwencji ustawodawcy.
Co zakłada projekt?
Projekt ustawy przyznającej prawo do zasiłków opiekunom osób z niepełnosprawnością, którzy utracili świadczenia pielęgnacyjne po 30 czerwca 2013 r., został 5 lutego br. przekazany przez MPiPS do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych oraz podany do publicznej wiadomości, a 28 lutego otrzymał go Komitet Rady Ministrów. Główne założenia projektu to:
- zasiłek dla opiekuna osoby z niepełnosprawnością, który miał wcześniej prawo do świadczenia pielęgnacyjnego, wyniesie 520 zł miesięcznie za okresy po 30 czerwca 2013 r.,
- zasiłki będą wypłacane z wyrównaniem za okres przed dniem wejścia w życie projektowanej ustawy,
- wyrównane zostaną również składki na ubezpieczenie społeczne,
- zasiłek nie będzie przysługiwał jedynie za okresy, w których opiekunowie otrzymywali specjalny zasiłek opiekuńczy lub świadczenie pielęgnacyjne lub gdy na osobę wymagającą opieki przyznano prawo do specjalnego zasiłku lub świadczenia innej osobie,
- jeśli świadczenie było wypłacane do 30 czerwca 2013 r., organ, który wypłacał świadczenia, poinformuje osoby, którym to prawo wygasło, o możliwości złożenia wniosku o przyznanie zasiłku oraz o warunkach jego uzyskania; ma na to 14 dni od wejścia ustawy w życie,
- zasiłki będą wypłacane na wniosek; na złożenie wniosku opiekunowie będą mieli 4 miesiące od wejścia ustawy w życie,
- podczas ustalania prawa do zasiłku ośrodek pomocy społecznej przeprowadzi wywiad środowiskowy, który będzie aktualizowany co 6 miesięcy,
- za osoby pobierające zasiłek będą opłacane składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe; takie osoby będą również podlegały ubezpieczeniu zdrowotnemu.
Projekt cementuje podział opiekunów
Proponowane przez MPiPS rozwiązania wzbudzają duży sprzeciw części środowiska osób opiekujących się osobami z niepełnosprawnością. Przede wszystkim, według nich, propozycje te nie realizują wyroku Trybunału.
- Ustawodawca winien wrócić do stanu prawnego, jaki był przed wyrokiem TK, a tak nie jest - został stworzony nowy byt - zasiłek dla opiekunów, który nie jest wprost umocowany w ustawie o świadczeniach rodzinnych - mówi Mirosław Sobolewski, przewodniczący Rady Przedstawicieli Stowarzyszenia Opiekunów Osób Niepełnosprawnych "STOP Wykluczeniom". Podkreśla on również, że zmiana nie dotyczy tylko nazewnictwa, ale też kwoty, gdyż świadczenie pielęgnacyjne do 1 lipca ub. r. wynosiło 620 zł, teraz zaś będzie to 520 zł. - Projekt ustawy utwierdza także podział na opiekunów dzieci i osób dorosłych, którzy i tak dostają dodatkowe 200 zł więcej, czyli w sumie 820 zł - zwraca uwagę Sobolewski.
Monety za kłódką
Sam zajmuje się 80-letnią matką po dwóch udarach mózgu. Był zarejestrowany w urzędzie pracy, ale zrezygnował z tego statusu, aby podjąć się opieki, ale też w związku z tym nie uzyskał prawa do pobierania specjalnego zasiłku opiekuńczego od 1 lipca ub.r. Utrzymuje się z renty rodzinnej, którą pobiera jego matka, poza tym dostaje 271 zł dla osoby samodzielnie prowadzącej gospodarstwo domowe.
- Wójt odmówił mi ubezpieczenia społecznego, nie mam więc zapewnionej opieki medycznej. Bardzo ciężko jest zapewnić odpowiedni poziom opieki mamie i utrzymać się. Zamierzam poczekać do końca marca i zwrócę się do Prokuratury Generalnej z zapytaniem, czy takie praktyki państwa nie mają charakteru ludobójczego - mówi Mirosław Sobolewski.
Danuta Janoszka z Rudy Śląskiej również straciła 1 lipca ub.r. prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. - Opiekuję się leżącym mężem, który ma chorobę Alzheimera, afazję i początki choroby Parkinsona. Mąż ma znaczny stopień niepełnosprawności, więc świadczenie miałam przyznane na stałe. Gdyby nie pomoc rodziny i fundacji, dzięki której dostałam specjalistyczne łóżko i podnośnik, byłoby bardzo ciężko - opowiada. Miesięczny koszt leków, pieluchomajtek i zapewnienia mężowi odpowiedniej opieki wycenia na blisko 1000 zł. - W aptece bywam częściej niż w sklepie spożywczym - podsumowuje.
Zasiłek, nie świadczenie
Z zarzutem, że proponowane zmiany nie realizują wyroku TK, nie zgadza się Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Jego przedstawiciele argumentują, odnosząc się do analizy wyroku Trybunału przez Rządowe Centrum Legislacji, że: "wykonanie wyroku może nastąpić bądź poprzez wprowadzenie stosownych zmian do ustawy o świadczeniach rodzinnych - w sposób, który pozwoli na wyeliminowanie niekonstytucyjności mającej swe źródło w art. 11 ust. 1 i 3 ustawy nowelizującej, bądź przez wprowadzenie rozwiązań, które rekompensowałyby utratę prawa do świadczenia pielęgnacyjnego w ustawie incydentalnej. Niezależnie od przyjętego sposobu wykonania (...) wyroku Trybunału Konstytucyjnego, istotne jest, aby na gruncie wprowadzonych regulacji ukształtowany został mechanizm rekompensaty adekwatnej do utraconych uprawnień do świadczenia pielęgnacyjnego (w tym przez ustanowienie substytucyjnego świadczenia)".
- Mając na uwadze powyższe, wątpliwości budzi stwierdzenie, że projekt nie może być uznany za realizację wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 5 grudnia 2013 r. - podsumowuje przedstawiciel biura prasowego resortu pracy.
MPiPS wyjaśnia także kwestię nomenklatury przyjętej w ustawie wykonującej wyrok Trybunału Konstytucyjnego, tłumacząc, dlaczego w projekcie mówi się o zasiłku dla opiekunów, a nie - jak poprzednio - o świadczeniu pielęgnacyjnym:
"Pojęcie świadczenia pielęgnacyjnego od 1 stycznia 2013 r. funkcjonuje w systemie prawnym jako określenie innego świadczenia, różniącego się pod względem podmiotowym i przedmiotowym od tego, do którego uprawnione były osoby, których dotyczy wyrok Trybunału. Obecnie świadczenie pielęgnacyjne jest to świadczenie, które przysługuje osobom sprawującym opiekę nad niepełnosprawnym członkiem rodziny, którego niepełnosprawność powstała odpowiednio do 18. lub 25. roku życia w przypadku kontynuowania nauki. Zgodnie więc z postanowieniem par.10 Rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 20 czerwca 2002 r. w sprawie zasad techniki prawodawczej, stosując określone w nim reguły konsekwencji terminologicznej, zakazane jest stosowanie tych samych terminów (określeń) dla różnych pojęć".
Co z odsetkami?
Obawy opiekunów dorosłych osób z niepełnosprawnością wzbudza także fakt, że zasiłek dla opiekunów nie uwzględnia odsetek. Również zdaniem Rządowego Centrum Legislacji (RCL) zasiłek za czas od 1 lipca ub. r. do dnia wejścia w życie nowej ustawy powinien wziąć je pod uwagę. Zarówno według RCL, jak i Ministerstwa Spraw Zagranicznych może to naruszać zasady Konstytucji RP oraz Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Odsetki nie zostały jednak przewidziane podczas prac nad projektem, o czym informuje minister Jarosław Duda w piśmie przedkładającym projekt Komitetowi Rady Ministrów.
Pieniądze i zegar
"Wypłata zasiłków dla opiekunów łącznie z ustawowymi odsetkami wymagałaby zabezpieczenia na ten cel dodatkowych 61,6 mln zł. Mając na uwadze powyższe, konieczne wydaje się przeanalizowanie możliwości budżetowych państwa w tym zakresie" - pisał pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych.
W drugiej połowie marca projekt ustawy ma trafić do Sejmu.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-03-19
Do końca roku osoby otrzymujące świadczenia pielęgnacyjne dostaną dodatkowe 200 zł - donosi Rzeczpospolita.
Opiekunowie niepełnosprawnych dzieci do końca roku co miesiąc będą otrzymywać dodatek w wysokości 200 zł. Takie zmiany zakłada projekt nowelizacji rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie szczegółowych warunków realizacji rządowego programu wspierania osób uprawnionych do świadczenia pielęgnacyjnego. Pomoc trafi do 104 tys. osób. Jej łączny koszt to 187,2 mln zł.
Rozporządzenie weszło w życie 17 marca 2014 r. Umożliwi kontynuację wypłaty dodatków od kwietnia do końca roku. Obecne rozporządzenie pozwalało na wypłatę pomocy tylko za styczeń, luty i marzec.
Więcej w Rzeczpospolitej z 6 marca 2014 r.
Źródło: gazetaprawna.pl/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-19
Resort pracy zawiesza przygotowanie zmian w zasadach przyznawania świadczeń pielęgnacyjnych za opiekę nad niepełnosprawnym członkiem rodziny i czeka na rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego.
Przedstawiony przez resort pracy w październiku ubiegłego roku projekt zmian w ustawie z 28 listopada 2003 r. o świadczeniach rodzinnych zakłada powrót do jednej formy wsparcia dla wszystkich opiekunów. Obecnie świadczenia pielęgnacyjne otrzymują rodzice niepełnosprawnych dzieci. Osoby zajmujące się dorosłym niesamodzielnym krewnym mają prawo do specjalnego zasiłku opiekuńczego.
Po zmianach wszyscy mogliby się ubiegać o świadczenie pielęgnacyjne, przy czym jego uzyskanie, oprócz orzeczenia o niepełnosprawności lub jej stopniu, byłoby dodatkowo uzależnione od uzyskania opinii o konieczności sprawowania bezpośredniej opieki nad członkiem rodziny.
Prace nad tym projektem zostały zawieszone, ponieważ w Trybunale Konstytucyjnym znajdują się dwa wnioski związane ze świadczeniami dla opiekunów.
Pierwszy z nich został złożony przez posłów PiS i dotyczy obowiązujących od ubiegłego roku zasad przyznawania świadczenia pielęgnacyjnego, które ograniczają je tylko do rodziców oraz uzależniają uzyskanie specjalnego zasiłku opiekuńczego od kryterium dochodowego.
Z kolei druga sprawa to pytanie prawne Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu, który ma zastrzeżenia do konstytucyjności przepisu wskazującego, że nie wystarczy, jeżeli opiekun pozostaje bez pracy, bo musi on w związku z zajęciem się niepełnosprawnym członkiem rodziny z niej zrezygnować, aby otrzymywać zasiłek.
Więcej: http://www.gazetaprawna.pl/
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03-20
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej stara się znaleźć brakujące środki, tak aby projekt wprowadzający pomoc dla osób pozbawionych świadczeń pielęgnacyjnych mógł jak najszybciej wejść w życie.
Jak donosi Dziennik Gazeta Prawna, przywrócenie świadczeń dla 140 tys. osób, o których Trybunał Konstytucyjny orzekł (sygn. akt K 27/13), że zostały bezprawnie pozbawione wsparcia, ma bowiem kosztować 1,57 mld zł.
Rząd nie przyjął jeszcze projektu wprowadzającego pomoc dla osób pozbawionych świadczeń pielęgnacyjnych. W ostatniej chwili uwagi do niego zgłosiło Ministerstwo Finansów.
Zdaniem Ministerstwa Finansów ustalenia poczynione podczas wcześniejszych prac nad projektem, w tym na Stałym Komitecie Rady Ministrów wskazywały, że pieniądze na ten cel zmieszczą się w wydatkach planowanych na ten rok. Miały być pokryte z rezerwy celowej przewidzianej na wypłatę świadczeń rodzinnych i z Funduszu Alimentacyjnego.
Tymczasem z oceny skutków realizacji dołączonej do wersji projektu skierowanego na rząd wynika, że wynosząca 10,5 mld zł rezerwa nie pozwoli na całościowe sfinansowanie zasiłków dla opiekunów. Na ich wypłatę może zabraknąć 500 mln zł.
Więcej: www.gazetaprawna.pl
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-03-19
- Projekt ustawy regulującej wypłacanie zasiłków dla opiekunów osób z niepełnosprawnością oczekuje na decyzję Rady Ministrów, a na przełomie marca i kwietnia będzie procedowany w komisjach sejmowych i senackich - powiedziała 13 marca Elżbieta Seredyn, wiceminister pracy na posiedzeniu senackiej Komisji Rodziny i Polityki Społecznej.
Minister przypomniała o głównych założeniach projektu ustawy, o których pisaliśmy tutaj. Zaznaczyła równocześnie, że na jej realizację potrzebne jest w 2013 r. 660 mln zł, a w następnym roku - 1 mld 50 tys. zł.
- Gdy ustawa wejdzie w życie, będziemy dysponować trzema rodzajami świadczeń. Będą to: świadczenie pielęgnacyjne dla opiekuna dziecka, którego niepełnosprawność powstała do 18 r. ż lub do 25 r. ż., jeśli pobierało ono naukę; specjalny zasiłek opiekuńczy przyznawany w oparciu o kryterium dochodowe (623 zł - przyp. red.); zasiłek dla opiekunów realizujący wyrok Trybunału Konstytucyjnego (TK) z 5 grudnia ub. r. Tak będzie do momentu wejścia w życie nowych przepisów dla wszystkich opiekunów prawnych osób z niepełnosprawnością - powiedziała minister Seredyn.
Co z różnicami?
Nie wiadomo jednak na razie, kiedy tak się stanie. Wiceminister pracy zaznaczyła, że w ministerstwie podejmowane były prace nad zniwelowaniem różnic w świadczeniach pobieranych przez rodziców dzieci z niepełnosprawnością oraz opiekunów osób dorosłych.
- W międzyczasie do TK trafiły dwa wnioski - pierwszy w kwestii kryterium dochodowego, a drugi właśnie w sprawie różnicowania opiekunów. W związku z tym na razie zawiesiliśmy decyzję, czekając na to, co powie Trybunał - podsumowała minister.
Poinformowała również, że sprawa wypłacania odsetek od zasiłku dla opiekunów nie została wzięta pod uwagę na etapie prac nad ustawą prowadzonych wraz z Rządowym Centrum Legislacji i Ministerstwem Finansów. - Stało się tak dopiero na etapie uzgodnień międzyresortowych, a w tej chwili decyzja zostanie podjęta przez Radę Ministrów - powiedziała Seredyn.
Czy podwyższą zasiłek pielęgnacyjny?
Komisja zajęła się także rozpatrzeniem kwestii wskazanej przez rzecznika praw obywatelskich (RPO), dotyczącej różnicy pomiędzy zasiłkiem pielęgnacyjnym a dodatkiem pielęgnacyjnym.
- Dodatek towarzyszy rentom i emeryturom i jest waloryzowany co roku. Obecnie wynosi 206 zł. Natomiast zasiłek pielęgnacyjny przyznawany jest osobom, które nie mają uprawnień do rent i emerytur, jest świadczeniem rodzinnym i nie jest waloryzowany. Wynosi on obecnie 153 zł - przypomniał senator Mieczysław Augustyn, przewodniczący Komisji Rodziny i Polityki Społecznej.
Dodatek pielęgnacyjny przyznawany jest osobie, która ukończyła 75 lat, zaś zasiłek należy się osobom ze znacznym stopniem niepełnosprawności, z umiarkowanym stopniem, jeśli niesprawność powstała przed ukończeniem 25 lat i po 75. roku życia. Według senatora Augustyna zasady przyznawania tych świadczeń wskazują na nierówność konstytucyjną.
- Dlaczego po 75 r.ż. nie muszę udowadniać swojej zależności i otrzymam dodatek lub zasiłek? Różnica ze względu na wiek nie ma żadnego uzasadnienia - mówił.
Olgierd Podgórski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Rodzinnej w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, poinformował, że ministerstwo podejmowało prace nad zrównaniem różnicy pomiędzy dodatkiem a zasiłkiem pielęgnacyjnym, jednak potrzeba na to 600 mln zł rocznie.
- W związku z tym podjęto decyzję o przeznaczeniu środków na podwyższenie kryteriów dochodowych do świadczeń rodzinnych oraz na wzrost podstawowych świadczeń rodzinnych, czyli zasiłku rodzinnego kierowanego do ponad 2 mln dzieci - powiedział Podgórski. Jednocześnie wyraził nadzieję, że przy następnej weryfikacji progów dochodowych w listopadzie br. zostanie podjęta kolejna próba zrównania kwot obu świadczeń.
Kwestia daty ustalenia niepełnosprawności
Na wniosek senatora Augustyna Komisja Rodziny i Polityki Społecznej podejmie prace ustawowe w tej kwestii. Zajmie się także jeszcze innym problemem zgłoszonym przez rzecznika praw obywatelskich, czyli brakiem możliwości uzyskania zasiłku pielęgnacyjnego przez osoby powyżej 16 r.ż. z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, która powstała u nich do 21 r.ż., jednak trudno jest ustalić dokładną datę jej powstania.
- Intencją rzecznika jest, by wyeliminować stan, w którym komisja ds. orzekania o niepełnosprawności może wydać orzeczenie z brakiem daty ustalenia niepełnosprawności. Ustawodawca ma różne narzędzia w tym zakresie - mówił Lech Nawacki z biura RPO.
- Jesteśmy zgodni co do konieczności uregulowania tych kwestii i będziemy poszukiwać rozwiązań - zapewnił przewodniczący Komisji Rodziny i Polityki Społecznej.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-03- 18 book Share on twitter Share
Emeryci i renciści, którzy ukończyli 75 lat i pobierają najniższe świadczenia, otrzymaliby prawo do bezpłatnych leków refundowanych - zakłada senacki projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej oraz o zawodzie lekarza i lekarza dentysty.
Projekt przygotowała senacka komisja praworządności, praw człowieka i petycji, a we wtorek (18 marca) debatowały nad nią połączone komisje: rodziny i polityki społecznej, ustawodawcza i komisja zdrowia. Prace zakończyły się bez konkluzji, posiedzenie odroczono bezterminowo, by dać czas - przede wszystkim Ministerstwu Zdrowia - na szczegółowe przedstawienie przewidywanych skutków nowelizacji.
Według senackich wyliczeń projekt objąłby blisko 110 tys. osób i kosztował - według MZ - ok. 260 mln zł rocznie.
Resort zdrowia zdecydowanie sprzeciwia się projektowi, określając taką regulację mianem niegospodarnej, która spowoduje "szkodliwe skutki" dla finansów - przede wszystkim NFZ. Ministerstwo w swojej opinii zwraca uwagę, że bezpłatny dostęp do leków może spowodować "nadmierną konsumpcję produktów leczniczych", podczas gdy opieka zdrowotna nad osobami starszymi wymaga rozważnej farmakoterapii. Jak podaje MZ ok. 30 proc. hospitalizacji osób starszych może być spowodowana właśnie niekorzystnymi interakcjami przyjmowanych leków.
Projekty negatywnie zaopiniował też minister pracy, który przypomniał, że obecnie osoby o niskim dochodzie tj. samotnie gospodarujące, których dochód nie przekracza 542 zł oraz osoby w rodzinie, gdzie dochód na głowę nie przekracza 456 zł, mają prawo do świadczeń na leki z pomocy społecznej (zasiłek celowy).
Osoby, których dochód jest wyższy niż ten wskazany w kryteriach do zasiłków celowych, mogą natomiast starać się o "specjalny zasiłek celowy" lub zasiłek okresowy. MPiPS zgłasza też "wątpliwość", "czy stworzenie kolejnego wyłomu w systemie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego nie naruszy konstytucyjnej zasady równości".
Negatywną opinię do projektu przedstawiła też Naczelna Rada Lekarska i NFZ. Regulację popiera natomiast Polski Związek Emerytów Rencistów i Inwalidów oraz Naczelna Izba Aptekarska.
Projekt bezpłatnych leków dla najstarszych emerytów i rencistów, otrzymujących najniższe świadczenia, zrodził się po petycji skierowanej do marszałka Senatu przez Stowarzyszenie "Dzieci Wojny" oraz dwie osoby prywatne. W uzasadnieniu petycji powoływano się na art. 68 konstytucji, zgodnie z którym każdy ma prawo do ochrony zdrowia.
Autorzy petycji podkreślali, że wysokość otrzymywanych świadczeń zmusza osoby do nich uprawnione do oszczędzania na lekach. Stowarzyszenie "Dzieci Wojny" w Polsce powoływało się m.in. na wzrost cen leków.
Obecnie bezpłatne leki dostępne na receptę oraz środki spożywcze specjalnego przeznaczenia żywieniowego przysługują inwalidom wojennym oraz osobom represjonowanym; ich małżonkom pozostającym na ich wyłącznym utrzymaniu oraz wdowom i wdowcom po poległych żołnierzach i zmarłych inwalidach wojennych oraz osobach represjonowanych, uprawnionym do renty rodzinnej, a także cywilnym niewidomym ofiarom działań wojennych.
Senacka komisja proponuje dodać do tego katalogu emerytów i rencistów po 75. roku życia, otrzymujących najniższe świadczenia.
Źródło: "Pochodnia" Październik 1951 r.
W Polsce sanacyjnej niewidomy był upośledzonym, niepotrzebnym członkiem społeczeństwa, dla którego był ciężarem. Przeznaczony do żebractwa, o ile był bogaty - do próżnowania, korzystał z renty, w obu wypadkach będąc skazanym na ciemnotę umysłową. Z jaką goryczą mówił niedawno jeden z niewidomych o położeniu niewidomych w Polsce sanacyjnej: "...skazani byli w większości na żebraninę, która stawała się ich zawodem, pozbawieni wszelkiej pomocy społecznej, często pozbawieni rodziny, żyli w straszliwej nędzy...". Opowiadający, ponieważ był synem aktywnego komunisty, nie otrzymał pomocy lekarskiej i pozostał kaleką na całe życie. Nawet nieliczni absolwenci kilku szkół dla niewidomych pozostawali bez pracy. Trudno było wykorzenić to, co można było nazwać "przesądem na punkcie ślepoty". Rewolucja społeczno- polityczna, jaka dokonała się w Polsce i dokonuje się stale jeszcze, zajęła dopiero postępowe i prawdziwie humanitarne stanowisko wobec prawie dwudziestotysięcznej rzeszy niewidomych. Skromnie rozpoczęta akcja produktywizacji niewidomych kursem w 1947 roku w Poznaniu zatacza coraz szersze kręgi. Rosną ilościowo i jakościowo szeregi niewidomych zatrudnionych w przemyśle, rośnie ilość spółdzielni niewidomych, zrzeszonych w Centrali Spółdzielni Inwalidów. Spółdzielnia "Niewidomy" w Poznaniu, założona przez kilkunastu absolwentów kursu w Jarogniewicach w czerwcu 1949 roku, już w czerwcu 1951 roku podzieliła się na dwie spółdzielnie: dziewiarską i szczotkarską "Szczotkarz" przy ulicy Garbary 49. Nowa spółdzielnia "Szczotkarz" zatrudnia ponad pięćdziesięcioro niewidomych. Oto szczotkarz Wójcik- promienieje siłą fizyczną i równowagą psychiczną. Kilka miesięcy temu był zupełnie załamany, zrozpaczony i przekonany, że straciwszy wzrok, inwalida pracy nie nadaje się do niczego, nie utrzyma żony i trojga dzieci, nie nauczy się żadnego zawodu. Dziś zaczyna pracować ponad normę, wróciło mu samopoczucie pełnej wartości ludzkiej i obywatelskiej, wróciła mu wiara w siebie. Społeczeństwu został wrócony człowiek.
A kto jest prezesem Spółdzielni? To niewidomy, którego Polska sanacyjna pozbawiła wzroku i który twierdzi, że niewidomy w Polsce Ludowej dopiero uczy się być człowiekiem. Jest to Aleksander Król, który organizuje filię Spółdzielni w Kaliszu i Kępnie, aby sproduktywizować jak największą ilość niewidomych, zamienić ich w świadomych budowniczych socjalizmu i pokoju na świecie poprzez przyśpieszenie wykonania Planu 6- letniego. Pomaga mu w tym grupa niewidomych, którzy poza pracą zawodową znajdują czas i siły, by poprzez Polski Związek Niewidomych dotrzeć do wszystkich niewidomych województwa, dać im bezcenne poczucie, że są potrzebni, że nie są pozostawieni samym sobie. Wypełnia to wielkie zadanie aktyw Komisji Organizacyjnej, w której składzie są najlepsi, walczący o rozwój spraw niewidomych w Polsce Ludowej.
Przewodniczący, Adam Kopytowski, traci wzrok w 1944 roku. Absolwent pierwszego poznańskiego kursu przysposobienia niewidomych do przemysłu, pracownik "Goplany", gdzie owija cukierki, później obsługuje centralę telefoniczną, studiuje socjologię na Uniwersytecie Poznańskim i, ukończywszy studia, zostaje inspektorem polityczno- społecznym przedsiębiorstwa państwowego.
Tomasz Kasperczyk - były górnik śląski, traci wzrok w 1944 roku, posiadając rentę, pędzi bezczynny żywot w otoczeniu rodziny. Ale i jego porywa żywiołowy proces produktywizacyjny: kończy kurs w Głuchowie i od roku 1948 pracuje w Zakładach J. Stalina przy montowaniu piast rowerowych. Siedmiokrotny przodownik pracy, otrzymuje srebrny Krzyż Zasługi. Najaktywniejszy wśród członków Komisji Organizacyjnej, uspołeczniony, koleżeński, tryskający humorem i radością życia, pobudza do pracy nie tylko niewidomych, ale i widzących.
Ciśnie się pod pióro szereg innych nazwisk, ale o nich pomówimy innym razem. Ludzie ci postawili sobie wielkie i trudne zadanie, ale tacy ludzie mogą dokonać wszystkiego.
A jednak, chociaż zagrzewają oni swym zapałem i przykładem ludzi widzących, nie mogą całkowicie obejść się bez ich pomocy, ale są wśród widzących tacy, którzy znajdują wspólny język z niewidomymi i umieją z nimi współpracować bez dawniejszego charytatywnego podejścia pełnego poniżającej litości, ale jak równi z równymi o dopełniających się wzajemnie możliwościach i różnych cechach.
Poszczególne koła Ligi Kobiet, przy pełnej aprobacie Zarządu Okręgowego na miasto Poznań włączyły współpracę z niewidomymi do swego planu pracy. Szereg niewidomych korzysta z indywidualnego czytania, zapoznając się ze starannie dobranymi książkami, dyskutując nad nasuwającymi się z przeczytanej książki zagadnieniami. Podnoszą dzięki temu swój poziom ideologiczny i kulturalny. Lektorki zżywają się z niewidomymi, służą im pomocą w wielu codziennych sprawach, utrzymują z nimi stosunki towarzyskie, organizują dla nich wieczory artystyczne. Korzyść z tej współpracy nie jest jednostronna. Lektorki rozszerzają i pogłębiają swój światopogląd społeczny i znajdują właściwe miejsce w społeczeństwie socjalistycznym, więc w społeczeństwie braterstwa i współdziałania.
Prócz Ligi Kobiet niezwykle przychylne i obywatelskie stanowisko wobec niewidomych zajął oddział poznański Związku Literatów Polskich. Literaci serdecznie zajęli się młodymi talentami wśród niewidomych, roztoczyli opiekę nad nimi, służąc w każdej chwili radą i pomocą. Zaprojektowany cykl pogadanek literackich rozpoczął Leszek Prorok, wygłaszając na zorganizowanym wspólnie przez Radę Zakładową Spółdzielni "Niewidomy" i koła Ligi Kobiet przy Narodowym Banku Polskim w Poznaniu wieczorze artystycznym niezwykle ciekawą prelekcję pt. "Morze w poezji polskiej".
Współpraca ta, tak serdecznie zapoczątkowana, z pewnością nabierze rozmachu, przynosząc niewidomym bezsprzeczną korzyść w zagadnieniu ich produktywizacji, w zagadnieniu włączenia ich w nurt wysiłku całego narodu wykonania Planu 6-letniego i budowy pokoju na świecie.
Źródło: "Pochodnia" Marzec 1964
Na pewno w "Pochodni" ukazywały się już zarówno wzmianki, jak i artykuły o zakładzie Rehabilitacji Podstawowej. Chciałbym dzisiaj przekazać Wam garść uwag i spostrzeżeń o trwającym obecnie turnusie kobiecym.
Na kursie znajduje się przeważnie kilkanaście osób - mężczyzn i kobiet. Trwający w tej chwili turnus, przeznaczony dla pań, rozpoczął się na początku stycznia. Trzy miesiące nauki, wysiłków, odmiennego życia, mają tym kobietom dopomóc w usamodzielnieniu się, rozwinąć szereg nawyków, rozbudzić ambicje - jednym słowem dla niejednej z nich ten zaledwie kwartał pobytu w zakładzie Rehablitacji Podstawowej ma się stać okresem przełomowym. Po skończonym turnusie pójdą na przeszkolenie zawodowe, zaczną pracować chałupniczo lub w warsztacie, czyli włączą się w byt społeczeństwa na zasadzie równej wartości. Moment ten niejednokrotnie poruszany przy różnych okazjach, zatraca swoją doniosłość, kiedy się rozważa teoretycznie, lecz gdy przychodzi do konfrontacji, wówczas wypływa jego wielki sens.
Odwiedziłem grupę pracujących kobiet w ich pracowni krawieckiej. Fachowa instruktorka ma pod opieką sześć kobiet. Pytam, czego się uczą, jak idzie praca, czy czują, że to co tu zdobywają, przyda się im później w domu. Odpowiadają jedna przez drugą, że na początku było bardzo ciężko, nigdy przedtem nie miały igły, nici ani nożyczek w ręku, ktoś im cerował, przyszywał guziki, itp. A teraz instruktorka pokazuje mi szereg ładnie wykończonych serwetek, szalików, ściereczek, poduszek do igieł, wykonanych rękami kursantek.
- Niedługo będziemy te rzeczy sprzedawać - wtrąca pani Stanisława Kłosiewicz - zastępca dyrektora ośrodka. Postępy bywają duże, przyszycie guzika, zaobrębienie dziurek, załatanie czegoś przestaje być problemem, a niektóre zaczynają już szyć najprostsze rzeczy na maszynie. Ważne jest, żeby kobieta - i nie tylko kobieta - potrafiła samodzielnie wykonać te podstawowe i niezbędne czynności.
Jak zdołałem się zorientować, program turnusu pomyślany jest wszechstronnie. Uczestnicy zaczynają od spraw najprostszych - higiena, toaleta, orientacja w przestrzeni, a później przychodzą rzeczy złożone - szycie, prasowanie, czyszczenie, sprzątanie, gotowanie i dziesiątki najrozmaitszych prac ręcznych, wyrabiających sprawność rąk, i co najistotniejsze - w miarę możliwości wykonywanie tych wszystkich czynności. Oprócz zajęć praktycznych są też pogadanki, imprezy kulturalne, wycieczki, nauka pływania, nauka tańca, no i oczywiście - kurs brajlowski. Czas wypełniony szczelnie. Nas najczęściej interesuje, i to chyba słusznie, co ludziom da taki kurs?
- Przypadki bywają bardzo ciężkie - mówi Adolf Dąbrowski - dyrektor ośrodka - najgorsza jest ciemnota naszych środowisk, szczególnie wiejska, nieraz trzeba niemal siłą wyrywać taką niewidomą spod pseudotroskliwej opieki. Na przykład mamy teraz jedną kursantkę z województwa wrocławskiego. Od wielu miesięcy robiliśmy wysiłki, by ją sprowadzić na kurs. Dziewczyna liczy teraz dwadzieścia pięć lat, rodzice jednak przeszkadzali jej, jak mogli, dopiero jakiś kuzyn, pracujący w Radzie Narodowej przełamał opór rodziców przy pomocy, nawiasem mówiąc, nadużycia - po prostu napisał, że jeśli jej nie oddadzą, zapłacą pięć tysięcy złotych kary - taka groźba oczywiście poskutkowała. A jak wyglądała troskliwość matki - przede wszystkim ze wstydu przed sąsiadami nie pozwalano dziewczynie wychodzić za próg, a w obawie, aby nie zrobiła sobie krzywdy, matka kazała jej nieustannie siedzieć na podłodze. Oczywiście brud, nieumiejętność wykonywania najbardziej podstawowych czynności higienicznych, o łyżce i widelcu oczywiście nie było mowy. Trudno sobie wyobrazić dwadzieścia pięć lat takiej "troskliwości". Skutki są oczywiście aż nazbyt wyraźne, kto wie, czy nie nieodwracalne. Jedno jest w tym wszystkim pocieszające - dziewczyna robi postępy, umie się myć, ubierać, ruszać, co będzie dalej - nie wiadomo, gdyż wszystko jest uzależnione od tego, do jakiego stopnia uśpiony został mózg, zabite ambicje.
Przykro o tym wszystkim słyszeć i trudno mówić, ale krew człowieka zalewa, kiedy uświadomi sobie, że w naszym kraju zdarzają się takie wypadki. Na poprzednim turnusie kobiecym była góralka, też młoda, która od dziecka bardzo ciężko pracowała fizycznie, rodzice bili ją i maltretowali, aż w końcu oślepła. Też niemalże siłą sprowadzono ją na kurs. Tutaj odetchnęła, nikt jej nie bił, nie znęcał się nad nią i nie wstydził się wypuszczać z domu. Żyła i jadła jak człowiek, a nie jak zwierzę, wraz ze świniami, bo w rodzinnym domu nie było dla niej miejsca, a za ciężką harówkę karmiono ją ziemniakami, przygotowanymi dla świń. Na kursie bardzo odżyła, odprężyła się psychicznie, zadziwiająco ładnie szyła i haftowała, a teraz znów jest w domu i czeka na pracę. Pisze, że odkąd wróciła z kursu, stosunek rodziny i otoczenia zmienił się kolosalnie, zaczęto traktować ją bardziej po ludzku tylko jedna moja uwaga - nie wolno dopuścić, aby dziewczyna czekała zbyt długo na pracę, bo nauka pójdzie w las.
Ta ostatnia przestroga odnosi się do tych wszystkich, którzy opuszczają kurs - jeżeli już wskazuje się możliwości innego życia, trzeba uczynić wszystko, co w ludzkiej mocy, by dać to inne życie, inaczej popełniałoby się błąd i niepowetowaną krzywdę. Moim zdaniem troska Ośrodka Rehabilitacji Podstawowej nad uczestnikami kursu powinna trwać do momentu ich zatrudnienia i jeszcze dalej.
Dyrektor Dąbrowski skarży się na obojętność okręgów, na niemożność kontaktowania się z byłymi uczestnikami ze względów kadrowo-finansowych i technicznych. - Żadna z tych argumentacji mnie nie przekonuje, żadna do mnie nie dociera, żaden wzgląd nie może stanąć na przeszkodzie, ludzie ci muszą dostać pracę w pierwszej kolejności i to natychmiast, a już z całą pewnością te osoby, co do których istnieje niebezpieczeństwo, że powrót do domu będzie nawrotem do złej przeszłości.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Na codziennych przechadzkach po "mojej puszczy" spotykam ludzi z psami. Najczęściej spotkania takie ograniczają się do - dzień dobry. Czasami jednak dochodzi do dłuższej rozmowy.
Kobieta - Dzień dobry.
Ja - Dzień dobry.
Kobieta - Jestem zła, bo mój pies nastraszył sarenkę. Musiała uciekać.
Ja - To rzeczywiście przykre. Sarenka jest bardzo sympatyczna. Żeby to tak dzika nastraszył...
Kobieta - Przed dzikiem najlepiej slalomem uciekać. Dzik nie widzi na boki, to łatwo uciec.
Ja ze śmiechem - Wyobrażam sobie, jak bym uciekał slalomem między drzewami, po tych krzakach.
Kobieta speszona - Ja nie chciałam Pana urazić. Przepraszam.
Ja - Ależ nie sprawiła mi Pani żadnej przykrości. Roześmiałem się, bo nie mogę wyobrazić sobie, jak biegam slalomem po lesie.
Kobieta - Ale Pan chodzi slalomem po tym lesie... Czasami nawet Panu pomagałam.
Ja - Jak zgubię ścieżkę, to muszę jej szukać. Jednak co innego chodzić, a co innego uciekać slalomem przed dzikiem. A kiedy zgubię drogę, chętnie korzystam z pomocy i dziękuję za nią.
Kobieta już swobodnie, bez zażenowania - Rzeczywiście co innego. Powinnam była pomyśleć.
Dla informacji dodam, że "moja puszcza" to kawałek lasu w mieście. Jest to teren nierówny, pagórkowaty, w niektórych miejscach są dość strome skarpy. No i koryto wyschniętego strumyka, nisko wiszące gałęzie, wystające korzenie - to ci dopiero teren dogodny dla niewidomego do biegania slalomem! Po głównej ścieżce jednak chodzi się całkiem dobrze. Jak się zapuszczę w głąb lasu, czasami gubię ścieżkę i wtedy ostrożnie chodzę slalomem, albo korzystam z pomocy "psiarzy".
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Jak głosi legenda, na tym luksusowym statku, płynącym w dziewiczym rejsie ku tragicznemu przeznaczeniu, orkiestra grała do samego końca roztańczonym, rozpieszczonym, ululanym i niczego nieświadomym pasażerom. Zapewne nie wszystkim i nie do końca, niektórzy próbowali podobno robić coś pożytecznego i parę osób zdołało się nawet uratować, kogo to jednak, po stu latach, może jeszcze obchodzić? Obecnie przeżywamy własne, niedokończone legendy, o fabule nieraz zbyt paskudnej, by nazwać ją bajeczną, zarazem zbyt niedorzecznej, by uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Dzisiejszy ocean życia, to równie groźna kipiel, w której roi się od "titaników" wszelkiej maści, w różnych stadiach katastrofy, w prywatnym jak i społecznym wymiarze, kolosów trących i uderzających o siebie w opadaniu na moralne dno.
Gdy kilkanaście lat temu wsiadłem na pokład Okręgu Dolnośląskiego PZN, z orzeczeniem inwalidztwa wzroku jako biletem, nie byłem "młodym świeżo zakochanym milionerem", ani nie wypatrywałem "pięknej, strojnej w kolię, aktorki", jak to było w przeboju Lady Pank. Byłem świeżo upieczonym rencistą, któremu słabnący wzrok odebrał możliwość wykonywania pracy zawodowej, a w Polskim Związku Niewidomych miałem nadzieję spotkać specjalistów od rehabilitacji, którzy szybko pomogą mi odnaleźć sens i miejsce w życiu, przyuczając do nowych ról społecznych i zawodowych. Nie przypuszczałem, gdyż nie mogłem tego wiedzieć, że będzie to rejs ku rozczarowaniu, wyzbyciu się wiary w ludzką, zbiorową mądrość i przyzwoitość. Spotykałem sterników, oficerów i kapitanów, którzy nieraz mylili intelekt z przebiegłością, ambicję z pazernością, zapobiegliwość ze złodziejstwem a skromność z głupotą, zarówno w ocenie własnych, jak i cudzych zachowań. Staram się być krytyczny wobec rzeczy, których nie akceptuję i trzymać się od nich z daleka, jednak mam wrażenie, że coraz bardziej izoluje mnie to w środowisku, wypycha na coraz dalszy margines społecznej przydatności, także wewnątrz organizacji, w której myślałem, że mogę się na coś przydać.
Trzymanie się na uboczu ma przynajmniej tę zaletę, że gdy zderzysz się z przeciwnikiem na ten moment silniejszym, "górą lodową" ulepioną z koneksji i hipokryzji, nie będziesz czuł się aż tak zgnębiony i sponiewierany, wciąż zachowując ludzką twarz i czyste ręce.
Przeczytałem właśnie artykuł Jerzego Ogonowskiego z serii "Drogi i bezdroża niewidomych" zatytułowany: "Dlaczego przestałem być członkiem Polskiego Związku Niewidomych" i przyznam, że uderzyła mnie i nawet (wiem, że to źle zabrzmi) nieco ubawiła dziecięca naiwność starego, doświadczonego działacza i publicysty, który po dłuższej nieobecności w strukturach organizacji niewidomych, dał się namówić na pracę w komisji rewizyjnej okręgu dolnośląskiego PZN, by znów poczuć ów mobilizujący klimat społecznej aktywności, służyć swemu środowisku wiedzą i radą, jak za dawnych, dobrych czasów, które pielęgnuje w swoich artykułach. Prędko dane mu było przekonać się, że dziś jest to już inna organizacja - inne kierownictwo, inne wzorce moralne. Teraz, panie Jerzy, ludzie dzierżący władzę zabiegają przede wszystkim o kasę i korzyści dla siebie a losem swych podopiecznych będą zajmować się później! Nowej listy priorytetów nie wymyślono, na szczęście,
w Związku Niewidomych, lecz przyszła ona z zewnątrz i dyskretnie się zadomowiła. Niech to będzie jakimś usprawiedliwieniem dla mało chwalebnych poczynań niektórych naszych przedstawicieli i pocieszeniem dla nas, czyli dla mas. Gdy brakuje pieniędzy, trzeba umieć posługiwać się posiadaną władzą, żeby się do nich dobrać, lub po prostu - ukraść, najlepiej w sposób trudny do udokumentowania. Na początek można kazać pracownikom oddawać sobie część pensji, wcześniej przyznawszy im podwyżki. Komu to nie pasuje, droga wolna, to przecież nie jest kolonia karna! Zleceniobiorcy umów o dzieło też pójdą na ten układ, w zamian za obietnicę częstej współpracy i lukratywnych wynagrodzeń. Można zlecać instruktaże i szkolenia członkom najbliższej rodziny, z uprawnieniami lub bez, można samemu przyznawać sobie podwyżki za aprobatą kolegów z prezydium oraz wystawiać sobie zlecenia indywidualnych szkoleń, np. jako instruktorowi brajla lub "czynności życia codziennego" i wykonywać je w zwykłych godzinach pracy - dyrektor ma przecież nienormowany czas pracy, więc co komu do tego, kiedy pracuje a kiedy szkoli?! A że niektórzy z tych niewidomych nie wiedzą, że w ogóle byli objęci jakimś szkoleniem... Oj tam, wielka rzecz - nie byli, to może kiedyś będą a pieniądze trzeba brać teraz, póki ciepłe, bo potem projekt się zakończy i źródełko zaopatrujące w środki na tzw. "zadania celowe", na jakiś czas wyschnie. Jeśli znasz, akceptujesz i potrafisz wdrożyć te złodziejskie prawidła, jeśli posiadasz poparcie większości prezydium, w którego skład wchodzisz, jako sekretarz, to masz wszelkie powody sądzić, że przez jakiś czas dasz sobie radę jako dyrektor okręgu, nawet przy marnie prezentujących się finansach i perspektywach. Ktoś, kto potrafi wyrwać dla siebie trochę grosza tam, gdzie jest go niewiele, zasługuje na szacuneczek a jeśli pamięta o kolegach, staje się geniuszem, dobroczyńcą i karmicielem, któremu przez długi czas nie śmie spaść włos z głowy a i później też nikt za bardzo nie będzie kwapił się do ciągania go po prokuraturach i sądach. Było, minęło. I nie bój się bracie, (siostro) zanim doprowadzisz swój okręg do ruiny, zdążysz się jeszcze obłowić!
A gdzie chlubne tradycje, idee, pamięć dokonań wielkich społeczników, twórców i założycieli PZN? Hm... Wskazałbym to miejsce, lecz nie chcąc być nazwany wulgarną świnią przez mych czworonożnych pobratymców, wyrażę się inaczej: NIGDZIE! Koniec z modą na drelichy, gumofilce, fartuchy i zarękawki! Dziś nosi się eleganckie garnitury i garsonki a kto nie ma pomysłu, jak na nie zarobić, niech nie pcha się do koryta!
Pan Jerzy odkrywszy te i inne smrodliwe wyziewy dobywające się spod pokładu, chciał wypowiedzieć im wojnę, skierować część do prokuratury, jako podejrzenie popełnienia przestępstwa, poruszyć sumienia "naczalstwa", wreszcie - chciał, by wołanie o uczciwość i jawność na wszystkich szczeblach PZN, dotarło także do ludzi i instytucji zajmujących się zawodowo sprawami osób niepełnosprawnych. Krótkie i pouczające było to starcie! A skutek dość osobliwy: sprawa przed Sądem Koleżeńskim z prywatnego powództwa członków prezydium zarządu okręgu przeciw niemu oraz przewodniczącej komisji rewizyjnej okręgu, "za działalność na szkodę organizacji" i orzeczenie zawieszające w prawach członka PZN na sześć miesięcy! W komentarzu władz okręgowych pobrzmiewa "komuchowski" żargon, coś o "narażaniu na szwank dobrego imienia organizacji, opluwaniu jej zacnych przedstawicieli, szarganiu świętości" i temu podobne bzdety nie warte cytowania. Dla mnie było to jak dramat szalupy, która nie miała szans w zderzeniu z kadłubem tonącego molocha. Dla Jerzego Ogonowskiego, niegodzącego się z wizją upokarzającej rozprawy, nie było innego wyjścia, jak honorowo złożyć legitymację, a kto chciałby poznać niedokończoną legendę dolnośląskiego "Titanica", niech czyta. A było tak...
W 2007 roku, Zjazd Delegatów Okręgu wybierał nowe władze, czyli te same, sprawdzone osoby, z wyjątkiem jednego stanowiska - wiceprezesa Zarządu Okręgu, na które akurat był wakat. Wygłoszono kilka rekomendacji, w tym jedną raczej niesłychaną, nawet dla niezbyt wymagającego gremium: "koleżanka Bożena J. nadaje się do prezydium, bo tak pięknie prezesa prowadzi". (!!!) Czy było to żartobliwe nawiązanie do jednego z ostatnich, wyjazdowych szkoleń, gdzie kol. Bożenka podobno nie odstępowała niewidomego prezesa służąc mu swym wzrokiem, czy przejaw infantylnej umysłowości jednego z delegatów, nie wiadomo i zmęczone audytorium tego nie dociekało. Bożenka uzyskała wymaganą większość głosów i odtąd "prowadzając pięknie" prezesa na posiedzenia prezydium, nie miała już "pustych przebiegów", lecz także swoje, statutowe obowiązki. Niezaprzeczalny romantyzm tego wydarzenia, pozwolę sobie skwitować chwilą własnej poezji:
"Tak więc panna bladolica,
Z cicha pęk, okularnica,
Prowadzała go bezpiecznie
On się zaś poddawał grzecznie
I w niej, (pośród innych panien)
Wielkie miał upodobanie!"
Tyle romantyzmu ode mnie, od spekulacji na temat natury wspomnianego upodobania zdecydowanie się odcinam, choć wypada uczciwie przyznać, iż miało ono raczej poważne następstwa. Zainteresowanym panom śpieszę donieść, iż w tym przypadku chodziło o "pannę z odzysku", w wieku dojrzałym, która w prywatnej rozmowie zwierzyła się koleżance, że swego eksmałżonka "puściła w skarpetkach", więc jak trzeba, nie powinno brakować jej sprytu!
Pan prezes na pewno wdzięczny był koleżance za bezinteresowną pomoc i dlatego po dwóch latach, z chwilą przejścia na emeryturę dyrektora okręgu, w rewanżu zaoferował jej to stanowisko wraz ze swoją rekomendacją. Może było tak, może całkiem odwrotnie - tego nie wiem, dość powiedzieć, że śmiały plan sięgnięcia po intratny, dyrektorski stołek, wkrótce stał się faktem. Śmiałość polegała na tym, że pani wiceprezes nie posiadała wymaganego wykształcenia, podobnie jak doświadczenia i kwalifikacji. Miała poparcie prezesa okręgu, którego autorytet wśród członków i współpracowników, był w owym czasie niekwestionowany. Nowa pani dyrektor zrazu nie mogła ustrzec się wpadek i gaf podyktowanych brakiem znajomości prawa pracy, statutu, ekonomii, zasad zarządzania firmą, umiejętności wysławiania się, panowania nad emocjami oraz całą resztą braków cech niezbędnych każdemu dyrektorowi, pan prezes zwykle jednak był pod ręką, gotów do przyjścia z odsieczą, pomocą i radą. Swój urząd rozpoczęła od przyjęcia honorowej odznaki "zasłużonego dla PZN", choć do tej pory zasługi te sprowadzały się do "pięknego prowadzania", za to następne trzy lata pokazały, że faktycznie - zasłużyła się dla naszego okręgu, oj zasłużyła...
Dokonując lustracji swego nowego królestwa, dyrektor Bożena dość szybko skonstatowała, że może się w nim całkiem wygodnie urządzić, jeśli trochę wyczyści sobie przedpole. W tym celu zwolniła po kolei tych pracowników, którzy mogliby ją przewyższać kwalifikacjami, czyli wszystkich, oprócz specjalisty zajmującego się studiem komputerowym, a następnie doprowadziła do rezygnacji dwojga wiceprezesów, sama pełniąc funkcję sekretarza prezydium. Teraz mogła już spokojnie pracować, po swojemu i z właściwą sobie gracją.
Kij ma wszakże dwa końce, młodzi, niewykwalifikowani pracownicy nie znali dobrze swych obowiązków, a jeśli chodzi o pisanie projektów, umieli pisać, owszem, ale tylko takie, które były odrzucane. Każdy chyba rozumie, że na takim napędzie żadna organizacja pożytku publicznego długo nie pociągnie, toteż w końcu bieda zajrzała do biura kamienicy w oficynie. Kto z członków organów statutowych mógł się w tym połapać? Prezes, stuprocentowy "krecik", żadnego dokumentu samodzielnie nie czytał, a to co był w stanie wyczuć, to ewentualnie woń perfum pani dyrektor, z całą pewnością coraz lepszych. Informacją może służyć księgowość, ale tej już od dłuższego czasu nie było w biurze okręgu. Usługi księgowe wykonywała jednoosobowa firma zewnętrzna, dobrze opłacana, a więc lojalna wobec szefowej. Zarządowi okręgu jak i komisji rewizyjnej musiały wystarczyć ustne sprawozdania pani dyrektor, że "sytuacja finansowa jest niezła, choć nie super zdrowa, a że ten i ów obiecał to i owo, to wkrótce będzie lepiej, lub całkiem fajowo!". Znów coś mnie popycha do składania rymów, gdyż chcę w ten dziecinny sposób pokazać, jak można było podobnymi tekstami przez wiele miesięcy zwodzić członków organów statutowych opowiadając dyrdymały wtedy, gdy z finansami było już naprawdę źle!
Przełom nastąpił wiosną 2013 roku, podczas badania sprawozdania finansowego i bilansu za 2012 przez zespół kontrolujący komisji rewizyjnej okręgu. Pani dyrektor ostatecznie odmówiła udzielania jakichkolwiek wyjaśnień i wyjechała na urlop do Egiptu, czemu trudno się dziwić, gdyż na dokumentacji okręgu znała się słabo, może nawet mniej niż poczciwi, społeczni kontrolerzy, więc ich liczne pytania musiały ją bardzo denerwować.
Pracownicy biura, ośmieleni nieobecnością szefowej, stawili się wówczas przed obliczem przewodniczącej KRO jak do wielkanocnej spowiedzi, wysypując ustnie i na piśmie wszystkie grzechy dyrektor Bożeny - ze szczególnym wskazaniem na nepotyzm i prywatę, nieuczciwe praktyki wobec pracowników, fatalną politykę finansową, oraz fałszowanie dokumentów, w tym danych rocznego bilansu, będącego przedmiotem kontroli. Okazało się, że niezapłacone zobowiązania okręgu sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych i jednostka nie ma płynności finansowej. Zrobiła się chryja na całego, zwołano nadzwyczajne plenum zarządu okręgu, które na wniosek komisji rewizyjnej odwołało dyrektor Bożenę z dyrektorskiego stołka oraz z funkcji sekretarza prezydium, a prezes, odpowiedzialny moralnie za ten stan rzeczy, sam złożył rezygnację ze swej funkcji.
Nowy, tymczasowo wybrany prezes dolał oliwy do ognia: zwolnił dyscyplinarnie byłą dyrektor, dwoje z czwórki pracowników, skłócił się z członkami prezydium i w biurze przez kilka miesięcy nastał chaos, bezhołowie i totalny rozgardiasz. Tylko zadłużenie zachowywało się normalnie, tzn. stale rosło.
W październiku 2013 Nadzwyczajny Zjazd Delegatów Okręgu wybrał nowego prezesa i wiceprezesów, potem powołano nowego dyrektora i nowego sekretarza. Czy to już koniec opowieści? Otóż niezupełnie, okazało się bowiem, że w międzyczasie wykwitł pikantny ciąg dalszy. Pani Bożena wynajęła radcę prawnego (po czterech latach dyrektorowania chyba mogła sobie na to pozwolić), a ten ustalił, że jej odejście nie dokonało się w pełni zgodnie z wymogami statutu, zwolnienie z pracy też naruszało przepisy kodeksu. Dawało to możliwość wystąpienia z roszczeniem odszkodowawczym przeciwko pracodawcy, z czego była dyrektor skwapliwie skorzystała, przechodząc płynnie od rujnowania okręgu do jego wydojenia. Widocznie tak już ma, że tych, z którymi się rozstaje, zawsze "puszcza w skarpetkach".
Komisja rewizyjna daremnie domagając się, od nowego kierownictwa okręgu, wszczęcia kroków prawnych przeciwko byłej dyrektor, gremialnie podała się do dymisji w lutym bieżącego roku. A zadłużenie wciąż rośnie. Na koniec roku miało wynieść około 80 tys., więc pewnie już przekroczyło setkę... Titanic tonie na oczach jego załogi, pozornie świadomej powagi sytuacji, ale jakby nie do końca wierzącej w realność nadchodzącej katastrofy. Czy to możliwe?
Może istota rzeczy tkwi gdzie indziej, może sprawia to brak identyfikowania się większości działaczy z profilem stowarzyszenia, do którego należą, jego nazwą i jego głównymi celami statutowymi? Przecież nie od dziś wiadomo, że w Polskim Związku Niewidomych tych ostatnich jest jak na lekarstwo, a charakter typowych przedsięwzięć bardziej przypomina rozrywkowe imprezy Związku Emerytów i Rencistów, do którego, nawiasem mówiąc, wielu z nas należy. W razie czego ubędzie z portfela jedna legitymacja, bez której wcale nie będziemy czuć się porzuceni i przez nikogo nie reprezentowani. Stopniowa utrata wyraźnie określonej tożsamości Związku Niewidomych, tego co powinno odróżniać go od innych, podobnych organizacji powoduje, że nikt zanadto nie przejmie się wiadomością, iż oto przestał istnieć ważny składnik jej struktury - jeden zardzewiały trybik skorodowanego mechanizmu.
Drugi powód, to brak identyfikacji terenowej. Wprawdzie wyniki finansowe kół terenowych współtworzą wynik okręgu, to w odwrotną stronę już tej zależności nie ma - zamożność biura okręgu nie przekłada się bezpośrednio na stan posiadania kół i ich kondycję finansową. Nie przybywa im z tego tytułu środków pieniężnych a fakt, że kilkoro członków koła raz w roku skorzysta z oferty rehabilitacyjnej biura okręgu, to za mało, by wzmóc emocjonalną więź płynącą z terytorialnego podporządkowania. Jeśli zatem biuro okręgu upadnie, pochłonięte przez swoje długi, jego wasale będą mogli wejść w skład innego okręgu - już istniejącego albo powołanego do życia przez Zarząd Główny, tym razem np. z siedzibą w Jeleniej Górze, Głogowie, lub Strzegomiu.
No i wreszcie trzeci powód obojętności działaczy, to przyzwyczajenie. Gdy ciągle się straszy lub przed czymś ostrzega, każdy w końcu obrasta w skorupę i przestaje się przejmować. Zawsze były jakieś kryzysy i przejściowe zawirowania, sytuacje skomplikowane, złożone, wymagające zaciskania pasa, a wszystko jakoś się tam przewaliło, ułożyło i toczyło dalej. Ktoś coś umorzył, ktoś pomógł, jak to w życiu! Może tym razem będzie podobnie, kto to wie?
Dla poprawy nastroju społecznego wymyślono igrzyska, "kiełbasę wyborczą" i darmowe, wyjazdowe szkolenia. Podałem je według chronologii dziejów. Tak się składa, że igrzyska dopiero co się zakończyły, od kiełbasy się tyje, więc na koniec pomówmy chwilę o szkoleniach. Finansowane przez różne źródła (nieważne jakie, bo z reguły i tak to nie obchodzi uczestników) stały się hitem i uciechą ostatnich lat. Potrafią oderwać od szarej codzienności, nieźle zamotać w głowach, a bywa, że i czegoś nauczyć. Dla członków zarządu okręgu są to zawsze imprezy wyczekiwane i dobrze przez nich przyjmowane z racji możliwości spędzenia tygodnia nad morzem. Jest to również ważny element pozytywnego wizerunku prezydium okręgu, zwłaszcza niedługo po wyborach. Kierownictwo z reguły chętnie przypisuje sobie całą zasługę za organizację przedsięwzięcia, mimo że środki na ten cel dał PFRON, a minimalny udział własny wpłacili uczestnicy. Gdy piszę te słowa, rozpoczęło się właśnie w Ustroniu Morskim kolejne "szkolenie liderów", na które stawi się większość zarządu okręgu, prezydium oraz kilkoro pomniejszych działaczy, dla których wystarczy miejsc w preliminarzu. Tradycyjnie do południa będzie się mówiło o prowadzeniu dokumentacji kół i innych strasznie ważnych i nudnych sprawach, potem spacerek na plażę, a po kolacji - wieczorek taneczny, obowiązkowy punkt programu, bez którego nie mogłyby się odbyć żadne, wyjazdowe szkolenia, przynajmniej nie w naszym kraju! Liderom słusznie należy się chwila zabawy po wyczerpującej umysłowej i fizycznej pracy. Od tego podnoszenia rąk w górę na pytanie: "kto jest za?", podczas plenarnych zebrań, faktycznie można nabawić się chronicznego bólu stawów, a i tak kto by się w tym wszystkim dał radę rozeznać? Od rozwiązywania problemów są prezesi i dyrektor, reszta niech się dobrze bawi!
Jeśli ktoś chciałby szukać w tym analogii do balu na "Titanicu", to po pierwsze - nadweręży sobie wyobraźnię, gdyż poza bliskością morza brak tu jakichkolwiek zewnętrznych podobieństw. Po drugie, kogo ten melodramatyzm miałby docelowo poruszyć?
Nie wydaje mi się, żeby było tu jeszcze coś do zrobienia, do powiedzenia czy napisania. Los dolnośląskiego okręgu, na mój rozum, wydaje się prawie przesądzony. Kto dziś wysupła z kieszeni sześciocyfrową kwotę na wyciągnięcie z długów organizacji pożytku publicznego, dodajmy - jednej z ponad pięciu tysięcy działających w Polsce (według danych z lutego 2014)?
Co inni by na to powiedzieli? Zostawmy w spokoju tę jednostkę, przestańmy dręczyć i niepokoić jej załogę, niech spokojnie dryfuje i spokojnie tonie! Znajdzie się ktoś, kto zawiesi kłódkę w oficynie i jeśli trzeba - pomacha chorągiewką i odtrąbi pożegnalny salut.
***
Niepokojące wieści napływają z Okręgu Dolnośląskiego PZN, zresztą z innych również. Nie mamy możliwości ich weryfikowania, ale nie są one anonimowe, więc pewnie pisane odpowiedzialnie. Gdyby jednak było inaczej, gdyby ktoś chciał zaprzeczyć tym informacjom, przedstawić swoje poglądy na ten temat, inaczej sprawy naświetlić, łamy "Wiedzy i Myśli" są dostępne. Opublikujemy wszelkie sprostowania, wyjaśnienia, zaprzeczenia, inne oceny. Zrobimy to z przyjemnością, bo PZN jest nam bardzo bliski i chcielibyśmy widzieć w nim reprezentanta wszystkich niewidomych i słabowidzących - naszego reprezentanta.
(przypis redakcji "WiM")
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Kochani moi! Nawet nie wiedziałem, że jestem aż tak ważny, ale jak się dowiedziałem, o mało nie pękłem z dumy. Otóż 17 lutego było moje święto, wielkie święto - Międzynarodowy Dzień Kota. Toż to od tego, nie tylko zawrotu głowy można dostać. Żebym był człowiekiem, powiedziałbym, że od czegoś podobnego to kota można dostać. A może trzeba go mieć, żeby wymyślić takie święto. Głupot takich jednak pleść nie będę. Pozostawiam to ludziom. Oni mają do tego szczególny talent.
Wymyślili na ten przykład 3 dni niewidomych - oczywiście wszystkie w Polsce i każdy w innym terminie. A toż się biedaki mogą nacieszyć swoją niepełnosprawnością!
Potrafili wymyślić, że słabowidzący to są niewidomi. No tak, jeżeli nie widzą swojej mądrości inaczej, to są niewidomymi, chociaż posługują się wzrokiem na każdym kroku i przy wykonywaniu wszystkich czynności. A uczynili tak po to, żeby ich więcej było. Ciekawe po co?
Jak to ludziska lubią mówić, mamy XXI wiek, a ci niepełnosprawni wzrokowo ciągle sobie "Pochodnią" przyświecają, a swojej młodzieży tylko "Światełko" pokazują. Najgorzej traktują milusińskich, bo ich tylko "Promyczkiem" raczą. Ciekawe, czy jest to promyczek nadziei, czy beznadziei?
Tam tworzą "Światłownię", gdzie indziej widzą duszą, albo powołują stowarzyszenie o nazwie "Kret", a w ogóle są osobami sprawnymi inaczej. I z tej to przyczyny potrafią być lepszymi pracownikami od pracowników widzących, chociaż ich wydajność pracy wynosi zaledwie 30 procent normalnej wydajności.
Są niezwykle muzycznie uzdolnieni, ale wolą grać i śpiewać w Kielcach niż w La Skali czy na koncertach z udziałem licznej publiczności.
Takich przykładów mógłbym przytoczyć jeszcze kilka, ale i te wystarczą, żeby poznać pokrętny sposób myślenia dwunogów, czyli człowieków. I nie ma tu różnicy, widzący czy niewidomy, człowiek jest człowiekiem, a po kimś takim wszystkiego można się spodziewać, chociażby wymalowania oczu na ścianie swojej głównej siedziby. Ciekawe, co ta ściana ma oglądać. A jeżeli stać ich na wszystko, to i nic dziwnego, że o mnie pomyśleli i specjalne święto ustanowili ku mojej czci. Chwała im za to!
Uradowany Stary Kocur
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W marcowym numerze "WiM" przeczytałam artykuł pani podpisującej się pseudonimem P.S. pt.: "Czy słabowidzący pomagają?". Choć sama jestem osobą całkowicie niewidomą, wypowiedź autorki tego tekstu podniosło mi ciśnienie.
Zdarzały mi się nieciekawe historie podczas wycieczek organizowanych przez moje macierzyste koło oraz turnusu organizowanego przez "Cross". Nie wiązały się one jednak bezpośrednio z tym, że osoby słabowidzące w sposób jawny odmawiały mi pomocy. Jedna z nich prawdopodobnie powiedziała, że "nie będzie moim przewodnikiem, bo ma pierwszą grupę", ale z perspektywy czasu rozumiem tę panią.
Moim zdaniem problem leży całkiem gdzie indziej - większość osób obecnych na wspomnianych wycieczkach czy turnusie po prostu znacznie różniła się ode mnie wiekiem i temperamentem. Innymi słowy - były to osoby w podeszłym wieku, a ja miałam wówczas około trzydziestki. Osoby te bały się wyjść na miasto, że zabłądzą lub nie będą w stanie wrócić po ciemku, nalewając zupę do talerza lub herbatę z dzbanka pryskały na mnie i nerwowo reagowały na mój zwykły bezwarunkowy odruch, gdy poczuje się gorącą kroplę na skórze.
Inna osoba słabowidząca bardzo chciała mi pomóc, ale przy stole zachowywała się jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany.
Na wycieczce w ogrodzie botanicznym zostałam wypchnięta na koniec grupy, bo wszystkie osoby słabowidzące chciały lepiej widzieć pokazywane rośliny. Skutek był taki, że nie słyszałam, o czym mówi przewodniczka i nic z tej wycieczki nie skorzystałam. Nie sądzę jednak, by zrobiono to specjalnie czy złośliwie. Może osoba, która szła ze mną nie miała wystarczającej siły przebicia.
Parę razy na wycieczkach w górach słyszałam pretensje osób słabowidzących, że ja mam przewodnika, a one muszą iść same. Jednak nie mam żalu do nich. W końcu góry to nie miejski chodnik.
Znam parę osób słabowidzących, które choć dobrze poruszają się same, nie potrafią prowadzić osoby niewidomej i szczerze przyznają się do tego.
Byłam też świadkiem sytuacji, że na tzw. szwedzkim stole osoby słabowidzące nie były w stanie rozpoznać znajdujących się tam potraw. Myślały, że widzą twarożek, a było to coś innego.
Czasem też słyszę opinię osób słabowidzących, że dla nich zrobienie zakupów w galerii handlowej jest wielkim problemem.
Tyle przykładów.
Nie należy więc się dziwić, że osoby słabowidzące nie chcą bądź nie mogą pomagać osobom niewidomym, bo zwyczajnie jest to dla nich wielki stres.
Pani P.S. pisze:
"Wzięłam udział w spotkaniu organizowanym w siedzibie macierzystego okręgu. Weszłam w okularkach i z laską do salki, w której miało odbyć się spotkanie. Stanęłam w progu. W salce było już mnóstwo ludzi - jak się później zorientowałam - gros osób niedowidzących i nikt, dosłownie nikt, nie zapytał mnie, czy w czymś pomóc".
Moim zdaniem zbyt daleko idący związek przyczynowo-skutkowy. To że ktoś ma na nosie okulary a w ręku białą laskę, o niczym jeszcze nie świadczy. Może wszyscy myśleli, że pani P.S. stanęła sobie w drzwiach, bo na kogoś czekała, a może po prostu słabowidzący jej nie zauważyli, bo są słabowidzący.
"Jasne, że w końcu wymacałam laską wolne miejsce i klapnęłam na nie, no i dalej obserwowałam przebieg spotkania".
Czyli pani P.S. mimo białej laski i okularów jednak poradziła sobie i nie potrzebowała pomocy.
"Zorientowałam się, że ludzie częstowali się kawusią i ciasteczkami. Nikt nie zaproponował mi ani kawusi z dzbanka, ani herbatniczka z talerzyka. A laskę nadal miałam na stoliku jak wyrzut sumienia".
Złożona laska na stoliku pełni taką samą rolę, jak torba czy złożona parasolka. Jest po prostu przedmiotem położonym na stoliku.
Dalej pani P.S. pisze:
"Niech więc nikt nie twierdzi, że niewidomi, jeśli przyszli bez osoby towarzyszącej, nie są osamotnieni. Niestety, tak bywa prawie zawsze, że nie mogą liczyć na pomoc".
Czy w przypadku osób widzących byłoby inaczej?
"A wydawałoby się, że słabowidzący powinni ich chociaż trochę rozumieć i pomagać w tak prostych dla nich sytuacjach, jak wskazanie krzesła, czy wlanie płynu do kubeczka. Przecież nie wymaga to wielkiego wysiłku ani zachodu. Wystarczy trochę ludzkiej prostej życzliwości".
Niby z jakiej racji osoby słabowidzące mają być życzliwe i wyrozumiałe? Jeśli np. przed utratą wzroku tej życzliwości i wyrozumiałości im brakowało, dlaczego mieliby nagle zmienić się po jego częściowej utracie? Są przecież takimi samymi ludźmi, jak widzący.
Proszę zauważyć, że większość przeciętnych członków PZN jest tam dla jakichś korzyści. Oni nie są zainteresowani tym, żeby zrobić coś dla innych, lecz żeby brać, brać, brać. Dotyczy to zarówno osób niewidomych, jak i słabowidzących.
Byłam dwa razy na spotkaniach organizowanych przez swoje koło. Nie przypominam sobie, żebym się tam z kimś zintegrowała, kogoś poznała. Tam każdy przyszedł prawdopodobnie po to, by za darmo najeść się ciasta. Teraz nie chodzę tam, bo uważam, że nie ma to większego sensu. Może gdy będę już na emeryturze, wówczas w kole PZN będą tam ludzie w moim wieku, będziemy mieć wspólne tematy do rozmów itp.
Na jednym z takich spotkań przydarzyła mi się następująca historia.
Kiedy przyszłam do koła opłacić składki, pani dyżurująca poinformowała mnie o spotkaniu, które miało się odbyć w sali na tyłach jakiegoś teatru. Nie zamierzałam na nie w ogóle iść, bo mi termin nie odpowiadał, ale sprowokowałam tę panią do następującego dialogu:
- Wie pani, przyszłabym, ale ja tam nie trafię.
- A ma pani z kim przyjść?
- Nie.
- To niech pani nie przychodzi.
Przeciętny człowiek bez względu na stan jego wzroku nie wie, jak pomagać niewidomym. Boi się urazić, zrobić przykrość. Czy zdają sobie Państwo sprawę, że gdy na oferowaną na ulicy pomoc mówimy "nie, dziękuję", to osoby widzące czują się urażone? Niedawno zwróciła mi na to uwagę osoba, która z niewidomymi pracuje dopiero od roku.
Nie wystarczy edukować widzących, jak pomagać niewidomym. Trzeba też uczyć niewidomych, jak prosić o pomoc i jak jej odmawiać. Ja i pani P.S., i większość niewidomych ma z tym prawdopodobnie duży problem. Może w opisanym przypadku wystarczyło ruszyć buzią i poprosić o wskazanie krzesła czy nalanie herbaty?
Źródło: www.klucz.org.pl
Od 1 stycznia 2014 roku osoby niewidome mogą się starać w NFZ o dofinansowanie do zakupu białej laski na nowych zasadach. Można się z nimi zapoznać m.in. w marcowym numerze "Wiedzy i Myśli" (3/2014) pod pozycją 1.1.
Na pierwszy rzut oka jest to dobra wiadomość. W Polsce nie da się kupić porządnej białej laski w cenie poniżej 100 zł. Czy jednak nowe zasady faktycznie ułatwiają niewidomym o niskich dochodach dostęp do solidnych białych lasek? Oto, co na ten temat piszą sami zainteresowani.
Irek M.:
Zamierzam kupić białą laskę, korzystając z dofinansowania z NFZ. Sklepy medyczne, jakie odwiedziłem, mają co prawda stosowne umowy z NFZ na sprzedaż białych lasek, ale niestety laski znajdujące się na stanie tych sklepów nie nadają się do niczego. Ja poszukuję laski grafitowej bądź z włókna szklanego, i do tego składanej. Sklep może mi taką sprowadzić, ale nie zna dostawców, dystrybutorów ani hurtowników. W tej sytuacji zobowiązałem się wyszukać odpowiednie firmy handlujące białymi laskami, stąd moje pytanie do Was: może znacie takie firmy i do tego macie namiary na podmioty gospodarcze, które zajmują się dystrybucją białych lasek? Moja dotychczasowa laska już nieco się zużyła i wymaga wymiany. Jeśli możecie, to mi coś doradźcie w tej kwestii.
Zastanawiam się, gdzie sklepy medyczne zaopatrują się w tak straszne i nietypowe laski, nadające się chyba tylko do tego, aby niektórych handlowców postukać po głowie. To tak na marginesie, bo na przykład o laskach grafitowych w ogóle nie słyszeli. Wydaje im się, że osoba niewidoma musi chodzić z grubą lagą.
Danuaria:
Czy to oznacza, że firmy tyfloinformatyczne sprzedające do tej pory białe laski nie mają umowy z NFZ? Jeśli tak, to czarno to widzę. Czyli w praktyce przepis o refundacji staje się martwy, bo nie można kupić porządnej laski w sklepach, które taką umowę podpisały, lecz nie mają pojęcia o potrzebach osób niewidomych w kwestii białych lasek.
Jarosław G.:
Firmy nigdy nie miały podpisanych umów z NFZ, gdyż nie posiadały odpowiednio przystosowanych punktów sprzedaży. Punkt handlujący sprzętem rehabilitacyjnym musi być pozbawiony barier architektonicznych.
Sklepy posiadające umowy nie mają dobrych lasek, gdyż nie ma w Polsce producenta takiego sprzętu. Zatem pozostaje nadzieja, że sklepy posiadające koncesję nawiążą współpracę z tyflofirmami albo owe firmy zmienią siedziby. Zdaje się, że Altix już ma nowy punkt sprzedaży bez barier.
Tomasz M.:
Masz szczęście, bo mi handlowiec powiedział, że z refundacją może sprzedawać wyłącznie laski, które wykazał w ofercie złożonej do NFZ, co potwierdziła pani z infolinii Funduszu.
Źródło: www.klucz.org.pl
Od czasu do czasu można z mediów dowiedzieć się o jakiejś inicjatywie skierowanej do osób niewidomych. Często okazuje się jednak, że pomysłodawcy nie mają pojęcia o możliwościach i potrzebach tej grupy ludzi. Bywa też tak, że powstaje obiecujący projekt, prototyp czegoś, co mogłoby niewidomym służyć, ale na przetestowaniu i prototypie się kończy.
Poniżej zamieszczam wypowiedzi niewidomych internautów będące reakcją na wiadomość o udostępnieniu górskiego szlaku w Beskidach specjalnie dla osób z wadami wzroku. O tym szlaku można przeczytać w Internecie, np. pod adresem:
http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,15038321,Otworza_Beskidy_dla_niewidomych__Powstaje_specjalny.html
Informacja na ten temat pojawiła się także w lutowym numerze "Wiedzy i Myśli" (2/2014) pod pozycjami 1.7. oraz 1.8.
Domra:
Jak na razie trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ nie wiem, jak konkretnie będzie to rozwiązane. Sądzę, że p. Tadeusz Gierycz będzie pomysł pilotował z korzyścią dla niewidomych. W Poznaniu na Malcie mamy specjalnie oznakowaną trasę, uczęszczaną przez niewidomych nordic-walkingowców. Chodziło o to, aby inni użytkownicy tej trasy nie wpadali na niewidomych i zachowywali ostrożność. Trasa się sprawdza znakomicie, bo nikt na nas nie najeżdża, nie dzwoni i nie wydziwia.
Martyna:
Przeraża mnie takie na siłę robienie specjalnie czegoś tylko dla niewidomych. Moja matka jest góralką z krwi i kości, mieszkała ok. 1000 m n.p.m. Zupełnie niewidoma... Nie ma tras, szlaków, po prostu ścieżka... udeptana, albo i nie... Ja chodzę po górach i nie potrzebuję nic specjalnego, a ludzie w górach - ci, którzy chodzą i których spotykam na trasie - są raczej pod wrażeniem, bardzo sympatyczni i pozytywni, niż wpadający i nieprzyjemni. Wszyscy, niezależnie od sprawności, witają się przyjaźnie i pocieszają tych, którzy już ledwo zipią...
Kocham góry!!!
Jarosław G.:
Jeśli chodzi o góry, to w zasadzie ograniczenie jest tylko jedno. W wielu miejscach osoby niewidome mają wstęp wyłącznie z zawodowym przewodnikiem. Zatem jest to bariera bardziej o charakterze finansowym niż fizycznym. Z podanej strony nie do końca jasno wynika, jak ma wyglądać ów szlak. Wiadomo, że są przeszkoleni przewodnicy, wolontariusze, że jest dobrana optymalna trasa (w mojej wyobraźni: o ciekawych elementach również dotykowych, zapachowych lub akustycznych) i że w przyszłości będzie dostępne coś w rodzaju przewodnika z audiodeskrypcją. Nie jest tak, aby tam niewidomy mógł chodzić samodzielnie, a do kina może. Rodzi się zatem pytanie, czy coś takiego jest potrzebne, czy nie. Ja nie za bardzo umiem odpowiedzieć, bo choć żywię nadzieję, że nie o mnie była mowa, to faktycznie bywało, że na antenie radiowej mówiłem, iż po utracie wzroku żałuję tego, że nie chodzę po górach.
Właśnie sobie przypomniałem, że kiedyś byłem z Kołem Wołomin na wycieczce w Pieninach i na jakąś trasę biletowaną nie chciano nas wpuścić. Kobitka w budce uparła się i trzeba było ją udobruchać, aby zmieniła zdanie. Trasa była dziecinnie prosta, w zasadzie albo bite drogi, albo dość szerokie ścieżki. Żadnych urwisk, ostrych spadów. Rzecz działa się latem, a jedyną przeszkodą, na jaką natrafiliśmy, była schodkowa drabinka przez płot o wysokości ok. 1,2 metra, oddzielający pastwiska.
Ja myślę, że w tej innowacyjnej propozycji najbardziej chodzi o samych przewodników. Nie ma nic fajniejszego niż przewodnik entuzjasta, zachwycony miejscem, w którym jest, oraz z poczuciem misji, czyli przybliżenia komuś rzeczy pozornie niedostępnych. A jeśli potrafi dodatkowo uzewnętrzniać emocje, to człowiek czuje się tak, jakby sam to wszystko widział.
Hanna P.:
Moim zdaniem największym atutem jest przeszkolenie wolontariuszy, którzy będą przewodnikami. Nieraz chcielibyśmy pojechać w miejsca, w których potrzebna jest pomoc osoby widzącej, ale musimy zrezygnować z powodu braku przewodnika.
Nie widziałam tych specjalnych nart. Jeśli się sprawdzą, to fajnie. Natomiast specjalny GPS w telefonie i samodzielne chodzenie niewidomych po górach to zbyt dalekosiężne i niezbyt realistyczne plany. W górach często nie ma zasięgu, a poza tym byłoby to zbyt niebezpieczne. Niedawno pomysłodawca tej akcji dzwonił do stowarzyszenia, w którym pracuję. Zdziwił się, gdy powiedziałam, że nawet na specjalnym szlaku i z idealnym GPS-em bałabym się chodzić sama i na pewno nie podejmę takiego ryzyka.
Domra:
Nie wiem, jak się ten projekt rozwinie, a że został nazwany innowacyjnym, może zabrakło innego określenia. Nie o nazwę chodzi, lecz o skuteczność. Dla mnie ważne będzie pozyskanie (choćby za jakąś dopłatą) wolontariusza na szlak. Są osoby, które mają w otoczeniu ludzi lubiących wędrówki. W moim otoczeniu ich brak, toteż dopłaciłabym także do wspólnych podróży nie tylko po górach. Więc nie bądźmy od razu na "nie". Dajmy się rozwinąć inicjatywie. Ja także miałabym opory przed wyruszeniem na szlak tylko z GPS-em.
Cyprian B.:
Dodam, że z autopsji znam definicję innowacyjności. A ten pomysł może i jest innowacyjny, ale tylko w mniemaniu autora. Niewidomi turyści w polskich górach potrzebują przede wszystkim pieniędzy, bo rodzima turystyka górska jest droższa od zagranicznej i brakuje przewodników górskich działających na zasadzie wolontariatu. Innowacyjne jest z pewnością projektowanie uniwersalne.
P.H.U. Impuls Ryszard Dziewa
ul. Powstania Styczniowego 95d/2
20-706 Lublin
tel. 81 533 25 10, kom. 693 289 020
e-mail: impuls@phuimpuls.pl
www: www.phuimpuls.pl
Informacja
Uprzejmie informujemy, że rusza kolejna edycja pilotażowego programu "Aktywny Samorząd" realizowanego przez lokalne jednostki pomocowe: MOPR, PCPR, MOPS.
Celem programu jest pomoc w zaopatrzeniu osób (dorosłych i dzieci) niewidomych, słabowidzących i niepełnosprawnych ruchowo w specjalistyczny sprzęt komputerowy, oprogramowanie, urządzenia lektorskie, brajlowskie oraz dofinansowanie szkoleń w zakresie zakupionego sprzętu.
Adresatami programu są osoby dorosłe aktywne zawodowo, poszukujące pracy oraz dzieci posiadające orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności, a w przypadku osób do 16 roku życia orzeczenie o niepełnosprawności.
W ramach programu "Aktywny samorząd" istnieje możliwość uzyskania dofinansowania na zakup następującego sprzętu oraz oprogramowania:
· - 90 proc. ceny zakupu (maksymalnie 10.000 zł osoby niewidome i słabowidzące, 5.000 osoby niepełnosprawne ruchowo) dla sprzętu komputerowego, elektronicznego i oprogramowania specjalistycznego,
- 90 proc. ceny zakupu (maksymalnie 20.000 zł) dla urządzeń brajlowskich,
- 100 proc. ceny indywidualnego szkolenia komputerowego (2.000 zł).
W edycji 2014 preferowane są wnioski osób niepełnosprawnych, które:
- realizują obowiązek szkolny (uczniowie, studenci),
- wykażą, że wnioskowany sprzęt podniesie jakość wykonywanej pracy lub poziom wykształcenia,
- są aktywne zawodowo i jednocześnie podnoszą swoje kwalifikacje zawodowe (np. kursy zawodowe, nauka języków obcych) albo
- jednocześnie działają na rzecz środowiska osób niepełnosprawnych,
- w sposób aktywny poszukują pracy lub starają się lepiej przygotować do jej podjęcia lub do dalszego kształcenia (np. współpraca z doradcą zawodowym, trenerem pracy, psychologiem).
W celu uzyskania bardziej szczegółowych informacji prosimy o skontaktowanie się z jednostkami pomocowymi na terenie Państwa miejsca zamieszkania (Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej, Miejskie Ośrodki Pomocy Rodzinie itp.).
Wnioski do pobrania są dostępne bądź niebawem będą na stronach ośrodków pomocy społecznej, właściwych miejscu zamieszkania wnioskodawcy.
Jeśli potrzebują Państwo porady w zakresie doboru sprzętu i oprogramowania, czy pomocy w wypełnieniu wniosku, chętnie Państwu pomożemy. Od 15 lat nasza firma zajmuje się zaopatrywaniem osób niepełnosprawnych w specjalistyczny sprzęt i oprogramowanie.
Zapraszamy!
Uprzejmie prosimy o przekazanie powyższej informacji również innym osobom, które chciałyby uzyskać wsparcie finansowe na zakup sprzętu.
Z poważaniem
Ryszard Dziewa
P.H.U. Impuls Ryszard Dziewa
ul. Powstania Styczniowego 95D/2
20-706 Lublin
tel.: (81) 533 25 10, 505 953 460
adres e-mail: impuls@phuimpuls.pl
strona internetowa: www.phuimpuls.pl