WIEDZA i MYŚL
(Pr 2590)
INTERNETOWY MIESIĘCZNIK TYFLOSPOŁECZNY
Wydawca i redaktor naczelny
Stanisław Kotowski
Luty 2014
Rok VI
Nr 2(62)/2014
Czasopismo nie jest dofinansowywane ze środków publicznych ani żadnych innych. Wydawane jest bez nakładów finansowych. Osoby piszące artykuły oraz zaangażowane przy redagowaniu, adiustacji i korekcie oraz kolportażu nie otrzymują wynagrodzenia. Fundacja „Klucz” przetwarza „WiM” nieodpłatnie do standardu DAISY, a IVO Software Sp. z o.o. udostępnia bezpłatnie niezbędne do tego oprogramowanie.
Czytelnicy otrzymują „WiM” również bezpłatnie. Wystarczy napisać na adres: ST.k@onet.pllub ST.k1@wp.pli w każdym miesiącu znaleźć aktualny numer w swojej „Skrzynce odbiorczej”.
Wersję dźwiękową oraz w formacie RTF można pobierać pod adresem:
oraz:
Pod tymi adresami można również pobierać numery archiwalne „WiM”.
Najnowszy numer w wersji DAISY znajduje się pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIM.zip
Najnowszy numer w formacie RTF pobierać można pod linkiem:
wypozycz.dzdn.pl/wim/WIMRTF.zip
ADRES REDAKCJI (wyłącznie internetowy):
TELEFON KOMÓRKOWY :
501-239-769
Na łamach „Wiedzy i Myśli” zamieszczamy różne opinie i poglądy, w tym takie, z którymi się nie zgadzamy.
Spis treści
1. WYDARZENIA, OGŁOSZENIA I INFORMACJE..5
1.1. Co nam przyniósł rok 2013? Beata Rędziak.5
1.2.Gazeta Lubuska w e-Kiosku.12
1.3. Kochać wszystkimi zmysłami Mateusz Różański13
1.4. "Niewidomi na Tandemach" wesprą WOŚP Mateusz Różański15
1.6. Bezpłatne szkolenia komputerowe.20
1.8. Otworzą Beskidy dla niewidomych. Powstaje specjalny szlak.23
1.10. Szukamy niedorzeczności - konkurs-zabawa (2)25
1.11. Zabierz laskę do kina!27
1.12. "Zabierz laskę do kina!", czyli rzecz o dostępności kultury Mateusz Różański29
1.13. Szukali aktorów do filmu o niewidomym nauczycielu Tomasz Kowalewicz.32
2. KOMPLEKSOWA REHABILITACJA..33
2.3. Równanie z niewidomą Ewa Wilk.48
2.4. O zwykłych i niezwykłych czynnościach Mięso Zbigniew Niesiołowski56
3. NAUKA, OKULISTYKA, UDOGODNIENIA, SPRZĘT I POMOCE REHABILITACYJNE..58
3.1. Zmutowany wirus leczy ślepotę.58
3.2. Komórki z poroża jeleni będą stosowane w celach leczniczych.59
3.3. NFZ zwiększył refundacje na okulary.60
3.4. Okulista: w Sylwestra uważajmy na petardy, korki od szampana i sztuczne rzęsy.61
3.5. Komórki oka z drukarki 3D pomogą zlikwidować ślepotę? Wojciech Kulik.62
3.7. Praktycznie: Rzuć okiem..66
3.8. Soczewka kontaktowa zmierzy poziom cukru.73
3.9. Astronomia dla niewidomych w druku 3D Paweł Jankowski74
3.10. Stokrotka do czytania i słuchania Nasz podręcznik dostępny także w standardzie DAISY..76
3.11. Łódź: animacje Se-ma-fora będą dostępne dla osób niewidomych.78
3.12. Technologie informacyjne i komunikacyjne wspierające edukację osób niepełnosprawnych.80
4. ROZMOWA MIESIĄCA Z Henrykiem Lubawym rozmawia Stanisław Kotowski (cz. 3)81
5. ORGANIZACYJNE, PRAWNE, PRAKTYCZNE, SPOŁECZNE I ŚWIADOMOŚCIOWE PROBLEMY..97
5.1. U niepełnosprawnych wzrokowo (cz. 8) Aleksander Mieczkowski98
5.2. Bariery w życiu kobiet niewidomych.100
6. ZATRUDNIENIE, REHABILITACJA, PRAWO, EKONOMIA..108
6.1. Dopłaty do pensji bez unijnych ograniczeń Michalina Topolewska 108
6.2. Będą nowe regulacje w funduszu rehabilitacji Michalina Topolewska, oprac.: GR..110
6.6. Co do jednej osoby Rzeczpospolita, oprac.: GR..115
6.7. Kogo wliczać do stanu zatrudnienia Rzeczpospolita, oprac.: GR..116
6.8. Z tolerancją do 14 dni Rzeczpospolita, oprac.: GR..116
6.9. Ruszyła rekrutacja do projektu "Trener pracy".117
6.10. Kolejna edycja projektu "Jestem Aktywny! Zdobywam pracę!".118
6.11. Niepełnosprawni kandydaci na prawników dyskryminowani Piotr Pieńkosz.119
6.12. Nienajlepsze wyniki kontroli 1,7 tys. zakładów pracy PAP.120
7. W PRAWIE, W POLITYCE I W PRAKTYCE..122
7.1. Premier spotkał się z rodzicami niepełnosprawnych dzieci122
7.2. Powiaty dostaną 712 i pół miliona złotych na pomoc niepełnosprawnym Michalina Topolewska.124
7.3. Częściowe emerytury dla najdłużej pracujących Bożena Wiktorowska, oprac.: GR..125
7.4. Aktywnemu wolno powiększyć pieniądze po zakończeniu etatu Zygmunt Łobejko, oprac.: GR..126
7.5. Wyższe emerytury tylko na wniosek osób uprawnionych Bożena Wiktorowska, oprac.: GR..128
7.6. Waloryzacja jedna dla wszystkich mrz, oprac.: GR..130
7.7. Wójt nie wyda decyzji w sprawie zasiłku Michalina Topolewska.131
7.8. Opiekunowie upominają się w gminach o świadczenie pielęgnacyjne Michalina Topolewska.132
7.9. Gminy nadal będą wypłacać 200 zł dodatku do świadczenia.134
7.10. Opiekunowie dalej z wyższymi świadczeniami Michalina Topolewska, oprac.: GR..135
7.12. Do domu pomocy społecznej opiekuna kieruje gmina Rozstrzygnięcie Michalina Topolewska.142
7.13. Sejm: komornik nie zabierze wózka inwalidzkiego?.143
7.14. Na styku prawa i niepełnosprawności rozmawiał Kajetan Prochyra 144
8. WSPOMINAMY LUDZI I WYDARZENIA..149
8.1. Niewidomi na drodze do socjalizmu Zagadnienia produktywizacji niewidomych Władysław Poleski149
8.3. Z czasopism brajlowskich.153
9.1. Ktoś musi być winny Z.N.157
9.2. Wynalazki Pana Kota Bączek.158
9.4. Mruczę i prycham Okno na świat163
10. FAKTY, POGLĄDY, OPINIE I POLEMIKI169
10.1. Opinia - na jakiej podstawie? Aleksander Mieczkowski169
10.2. Głos niewidomych internautów Czy rzeczywiście tak niewidomi widzą świat?.175
11. REKLAMA Penfriend - rozwiązanie naprawdę przyjazne dla niewidomych 179
Drodzy czytelnicy!
Otrzymują Państwo kolejne wydanie "Wiedzy i Myśli". Naszym zdaniem zawiera ono interesujące publikacje. Mamy nadzieję, że podzielą Państwo tę opinię. Oczywiście, nie wszystko wszystkich musi zainteresować. Tak chyba w żadnym tytule prasowym się nie zdarza. Wystarczy, jeżeli czytelnik znajdzie chociażby jedną publikację, która go zainteresuje, nad którą się zastanowi, będziemy zadowoleni.
Polecamy Spis treści, bogaty dział 4. "Nauka, okulistyka, udogodnienia, sprzęt i pomoce rehabilitacyjne" oraz "Szukamy niedorzeczności - konkurs-zabawa (2)" pozycja 1.10. Jest to informacja o rozstrzygnięciu poszukiwań niedorzeczności w styczniowej "WiM" i o ukryciu kolejnej niedorzeczności w niniejszym numerze naszego czasopisma.
Stanisław Kotowski
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-02
Rok 2013 obfitował w istotne dla środowiska osób z niepełnosprawnością wydarzenia. Na bieżąco informowaliśmy o nich naszych Czytelników. Koniec roku to okazja sprzyjająca podsumowaniom, dlatego przypominamy najważniejsze wydarzenia ostatnich dwunastu miesięcy.
Oscar Pistorius oskarżony o zabójstwo swojej partnerki
W lutym Oscar Pistorius, pierwszy w historii lekkoatleta, który po amputacji kończyn wystąpił w Igrzyskach Olimpijskich, został oskarżony o zamordowanie swojej partnerki. Według śledczych sprinter, w noc walentynkową, po kłótni zastrzelił swoją dziewczynę, modelkę i aktorkę Reevę Steenkamp. Według jego wersji zdarzeń, zastrzelił ją, ponieważ omyłkowo uznał ją za porywacza. Pistorius ma stanąć przed sądem w Johannesburgu (RPA) w marcu 2014 r. Grozi mu dożywocie, z możliwością wcześniejszego opuszczenia więzienia, ale nie wcześniej niż po odbyciu 25 lat kary.
Oscar Pistorius stracił obie nogi mając 11 miesięcy wskutek wady wrodzonej. 15 lipca 2007 roku, w mityngu IAAF w Sheffield, startując na specjalnych protezach, rywalizował jako pierwszy niepełnosprawny sportowiec razem ze sprawnymi lekkoatletami. W 2008 roku Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) uznał, że ten mistrz paraolimpijski może brać udział w Igrzyskach Olimpijskich.
8-godzinny dzień pracy wszystkich osób z niepełnosprawnością niezgodny z Konstytucją
W czerwcu Trybunał Konstytucyjny (TK) orzekł, że obowiązujący od 1 stycznia 2012 r. przepis o 8-godzinnym dniu pracy osób o umiarkowanym i znacznym stopniu niepełnosprawności jest niezgodny z Konstytucją. O sprawdzenie zgodności nowelizacji Ustawy o rehabilitacji z Konstytucją wnioskował NSZZ "Solidarność", argumentując, że nowy przepis pogorszył sytuację osób z niepełnosprawnością .
Za niekonstytucyjne Trybunał uznał uzależnienie zastosowania skróconego czasu pracy tych osób od uzyskania zaświadczenia lekarskiego. TK nie zgodził się m.in. z przyjętym przez ustawodawcę założeniem, że pracownicy z niepełnosprawnością mają być w tym względzie traktowani tak samo, jak pracownicy pełnosprawni. Wyrok TK nie oznaczał konieczności powrotu do 7-godzinnego dnia pracy, ale ustawodawca ma rok na dostosowanie przepisów do orzeczenia Trybunału. Pisaliśmy o tym w naszym artykule.
Plany Komisji Europejskiej zagroziły systemowi dofinansowania zatrudnienia
W połowie roku ukazał się projekt rozporządzenia Komisji Europejskiej (KE), który wprowadzał limity pomocy publicznej udzielanej przez państwa członkowskie Unii Europejskiej. Ma to być 0,01 proc. PKB kraju członkowskiego z poprzedniego roku oraz równowartość 100 mln euro, które można będzie wydać w ramach jednego programu. W przypadku Polski byłoby to odpowiednio ok. 150 mln zł i 420 mln zł w ciągu roku. Tymczasem PFRON na dofinansowanie do wynagrodzeń pracowników z niepełnosprawnością rocznie przeznacza ponad 3 mld zł. W praktyce wprowadzenie przepisów proponowanych przez KE mogłoby oznaczać likwidację 240 tysięcy miejsc pracy dla osób z niepełnosprawnością oraz zamknięcie części firm, które zatrudniają takich pracowników.
Polska, jak i wszystkie pozostałe kraje członkowskie UE, zgłosiły sprzeciw wobec tego projektu. Z końcem lata KE ogłosiła, że obecnie obowiązujące zasady udzielania pomocy publicznej będą ważne o pół roku dłużej, czyli do końca czerwca 2014 r. 18 grudnia 2013 r. Komisja opublikowała kolejną wersję projektu rozporządzenia w sprawie wyłączeń blokowych. W nowej wersji projektu KE uwzględniła opinie państw członkowskich i z ograniczenia wysokości kwoty pomocy publicznej została wyłączona pomoc na zatrudnianie osób niepełnosprawnych. Konsultacje nowej wersji projektu trwają do 12 lutego 2014 r.
Rewolucja w systemie świadczeń dla opiekunów
1 lipca 2013 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o świadczeniach rodzinnych, zgodnie z którą prawo do świadczenia pielęgnacyjnego przysługiwało tylko rodzicom i opiekunom dzieci z niepełnosprawnością, zaś osoby dorosłe opiekujące się niepełnosprawnym członkiem rodziny mogły zyskać nowo wprowadzoną formę pomocy - specjalny zasiłek opiekuńczy. Zaostrzone kryteria jego przyznawania, m.in. wprowadzone kryterium dochodowe, spowodowały jednak utratę prawa setek osób do jego otrzymywania.
Wywołało to w środowisku osób niepełnosprawnych wiele protestów. Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył wprowadzone przepisy do Trybunału Konstytucyjnego, jako niezgodne z Konstytucją. Trybunał 5 grudnia 2013 r. uznał wniosek rzecznika za zasadny i ogłosił, że przepisy te naruszają Konstytucję. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) jeszcze przed ogłoszeniem wyroku TK podjęło prace nad zmianą przepisów, proponując likwidację wcześniej wprowadzonego specjalnego zasiłku opiekuńczego i przyznawanie świadczenia pielęgnacyjnego w oparciu o ocenę stopnia niesamodzielności osoby wymagającej opieki. Po ogłoszeniu wyroku przez Trybunał w MPiPS powstał zespół, który w możliwie najszybszym tempie ma przygotować nowe zasady wsparcia osób z niepełnosprawnością.
Po raz pierwszy wybrano Miss Polski na wózku
Konkurs na najpiękniejszą Polkę na wózku zorganizowała Fundacja Jedyna Taka. Zgłosiły się do niego 72 kobiety z całej Polski, a w ścisłym finale o koronę walczyło 10 z nich, uzyskawszy wcześniej poparcie internautów. Pierwszą królową piękności na wózku została Olga Fijałkowska.
- Chciałabym bardzo serdecznie podziękować za ten tytuł, ale zapewniam, że wszystkie dziewczyny są piękne, mądre i bardzo kobiece. Każda z nas zasługuje na ten tytuł - powiedziała po koronacji pierwsza Miss Polski na wózku.
Uroczystą galę, na której wybrano zwyciężczynię, odwiedził także premier Donald Tusk, a o wydarzeniu było bardzo głośno w najważniejszych polskich mediach. Pisaliśmy o nim w naszej obszernej relacji, zamieściliśmy także galerię zdjęć z finałowej uroczystości.
Co zmieniła przez rok Konwencja?
W 2013 r. obchodziliśmy pierwszą rocznicę ratyfikowania przez Polskę Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych. 5 września w Pałacu Prezydenckim odbyła się uroczystość podsumowująca ten czas.
- Po roku od ratyfikacji Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych odnoszę wrażenie, że w niewielkim stopniu wpłynęła ona na rzeczywistość osób z niepełnosprawnością w Polsce - powiedział wtedy prezydent Bronisław Komorowski.
Podkreślił także, że stoimy przed takim samym wyzwaniem jak wcześniej, by uwrażliwiać władzę i społeczeństwo na realizację zapisów Konwencji.
Długo oczekiwane rozporządzenie dotyczące zaopatrzenia w wyroby medyczne i środki pomocnicze
O projekcie zmian ws. dofinansowania do zakupu wyrobów medycznych i środków pomocniczych poinformował na sejmowej podkomisji ds. osób niepełnosprawnych 8 października 2013 r. wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki. Duża część środowiska osób z niepełnosprawnością nie uważa tych zmian za satysfakcjonujące, gdyż mimo likwidacji absurdalnych zapisów, np. o możliwości dofinansowania do zakupu aparatu słuchowego tylko na jedno ucho, zlikwidowano np. dofinansowanie do gorsetu, koniecznego dla osób po operacji kręgosłupa czy w wielu przypadkach niewystarczająco podniesiono limity dofinansowania do wyrobów medycznych.
Rozporządzenie wchodzi w życie 1 stycznia 2014 r. i ma obowiązywać przez cały rok, co daje nadzieję na dalsze zmiany w tym obszarze w najbliższym czasie.
Paweł Ejzenberg Człowiekiem bez barier 2013
W corocznym konkursie Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji Człowiekiem bez Barier w 2013 r. został Paweł Ejzenberg - niewidomy 33-letni olsztyński radny, muzyk, wokalista i klawiszowiec, finalista programu "Mam Talent!".
- To jest moment wzruszenia, ale również dumy i szczęścia. Chciałem bardzo gorąco podziękować za to, że, mimo iż na tej sali jest wiele osób, które dużo bardziej zasłużyły na ten tytuł, to właśnie ja go otrzymałem. Traktuję to bardziej jako docenienie tego, kim jestem, niż tego, co osiągnąłem, bo są ludzie, którzy mają o wiele więcej niż ja; bardzo dziękuję - mówił zwycięzca na uroczystej gali wręczenia nagród w Zamku Królewskim w Warszawie.
Warto przeczytać naszą rozmowę z Pawłem Ejzenbergiem po otrzymaniu przez niego tytułu "Człowiek bez Barier" oraz obejrzeć galerię zdjęć z tego wyjątkowego wydarzenia.
Nowe przepisy ws. zasad wydawania kart parkingowych
23 października 2013 r. prezydent podpisał nowelizację ustawy Prawo o ruchu drogowym i Kodeksu wykroczeń, zgodnie z którą zawężony został krąg uprawnionych do otrzymania karty parkingowej. Prace nad ustawą trwały w Sejmie rok. Teraz kartę będą mogły otrzymać jedynie osoby ze znacznym lub z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, a jednocześnie z ograniczonymi możliwościami poruszania się. Osoby z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności będą mogły otrzymać kartę parkingową tylko w przypadku ustalenia przyczyny niepełnosprawności oznaczonej symbolem 04-O (choroby narządu wzroku), 05-R (upośledzenie narządu ruchu) lub 10-N (choroba neurologiczna).
Karta będzie imienna i wydawana maksymalnie na pięć lat dla osób indywidualnych, a na trzy lata dla placówek. Zostanie także wprowadzony centralny rejestr kart parkingowych. Wedle nowych przepisów osoba, która bezprawnie posługuje się dokumentem będzie mogła otrzymać karę grzywny w wysokości 2 tys. zł. Obecnie obowiązujące karty będą ważne do 30 listopada 2014 r. Nowelizacja ustawy wchodzi w życie 1 lipca 2014 r. z pewnymi wyjątkami.
W myśl nowych przepisów znacznie zmniejszy się liczba osób uprawnionych do parkowania na "kopercie".
Zrównanie dofinansowania do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych pracujących na rynkach chronionym i otwartym
Rząd wprowadził tzw. Ustawą okołobudżetową nowelizację przepisów dotyczącą dofinansowania do zatrudniania pracowników z niepełnosprawnością. Od 1 kwietnia 2014 r. będą obowiązywać takie same kwoty dofinansowań do wynagrodzeń osób z niepełnosprawnością na rynku otwartym i chronionym: 1800 zł dla pracownika ze znacznym stopniem niepełnosprawności, 1125 zł z umiarkowanym oraz 450 zł z lekkim stopniem. Pracodawcy zatrudniający osoby ze schorzeniami specjalnymi otrzymają dodatkowe dofinansowanie w wysokości 600 zł.
Przez ostatnie miesiące roku przez Parlament i media przetoczyła się burzliwa dyskusja na ten temat. Pracodawcy zatrudniający osoby z niepełnosprawnością, a także sami pracownicy, obawiają się przede wszystkim masowych zwolnień. Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, przypominał, że zmiany te spowodowane są m.in. wymogami przepisów unijnych. Podczas dyskusji w Senacie, wiceminister finansów Hanna Majszczyk, uzasadniając zmiany w dofinansowaniach, podkreśliła zaś, że zatrudnienie osób niepełnosprawnych nie spadnie, gdyż przejmie tę funkcję rynek otwarty.
Wysyp filmów z niepełnosprawnymi bohaterami w rolach głównych
Miniony rok obfitował w premiery kinowe filmów, które w niebagatelny sposób poruszały wątek niepełnosprawności. Aż cztery z nich to polskie produkcje. Mowa tu o "Imagine" w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego, poświęconego osobom niewidomym czy "Chce się żyć" w reżyserii Macieja Pieprzycy, zdobywcy Grand Prix dla Najlepszego Filmu, Nagrody Jury Ekumenicznego i Nagrody Publiczności Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Montrealu. Film, oprócz zagranicznych sukcesów, odniósł je także na polskim gruncie, zdobywając m.in. Srebrne Lwy oraz Nagrodę Publiczności na 38. Festiwalu Filmowym w Gdyni.
"Chce się żyć" w reżyserii Macieja Pieprzycy to jeden z najlepszych polskich filmów 2013 r., fot. mat. dystrybutora
Dwa inne polskie obrazy to "Mój biegun" w reżyserii Marcina Głowackiego, promowany jako prawdziwa historia Jaśka Meli, najmłodszego i jedynego do tej pory chłopaka z niepełnosprawnością, który zdobył oba bieguny w ciągu jednego roku, oraz "Dziewczyna z szafy". Ten ostatni, wyreżyserowany przez Bodo Koxa, jak mówi on sam, to tylko prosta historia o miłości, która jest antidotum na wszelką izolację, także tę wywołaną przez niepełnosprawność.
Z kolei niemiecka produkcja "Vincent chce nad morze" w reżyserii Ralfa Huettnera to błyskotliwa komedia drogi, w której trójka młodych bohaterów próbuje w pełni cieszyć się życiem, mimo problemów natury zdrowotnej i psychicznej, zmagając się z niechęcią społeczeństwa i brakiem miłości. Vincent, Marie i Alex biorą życie w swoje ręce, ruszając w pełną szalonej radości podróż przez Europę.
Źródło: Informacja Stowarzyszenia "De Facto"
Data opublikowania: 2014-01-02
Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy Kiosku z prasą dla niewidomych,
Mazowieckie Stowarzyszenie Pracy dla Niepełnosprawnych "De Facto", informuje o wprowadzeniu do oferty kiosku nowego czasopisma:
Gazeta Lubuska jest to jeden z większych regionalnych dzienników w Polsce ukazujący się od 1952 r., początkowo (do 30 czerwca 1975) jako Gazeta Zielonogórska i wydawany przez Media Regionalne z grupy Mecom Europe. Siedziba redakcji znajduje się w Zielonej Górze. Oprócz redakcji zielonogórskiej, gazeta posiada redakcję w Gorzowie Wielkopolskim, jak również oddziały terenowe w:
Głogowie,
Krośnie Odrzańskim,
Międzyrzeczu,
Nowej Soli,
Słubicach,
Wolsztynie,
Żaganiu,
Żarach.
Dziennik ukazuje się codziennie (oprócz niedzieli) w całym województwie lubuskim oraz w powiatach: choszczeńskim i myśliborskim w województwie zachodniopomorskim, głogowskim i polkowickim w województwie dolnośląskim, międzychodzkim, nowotomyskim i wolsztyńskim w województwie wielkopolskim. Pod względem wielkości sprzedaży "Gazeta Lubuska" plasuje się na szóstym miejscu wśród gazet regionalnych. Nakład wydań codziennych wynosi ponad 51 tysięcy egzemplarzy. Tygodniowo "Gazetę Lubuską" czyta ponad 514 tysięcy mieszkańców regionu.
Dziennik będzie przesyłany Państwu w formie przeglądu tygodniowego, w każdy wtorek.
Osoby zainteresowane prenumeratą powyższego czasopisma proszę o przesłanie zamówienia na adres poczty elektronicznej:
biuro@defacto.org.pl
Administrator Kiosku
Monika Lessnau
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-02
O powieściach o miłości powiedziano i napisano już bardzo wiele. Zdaniem niektórych krytyków, historie romantyczne nie są już w stanie nas niczym zaskoczyć, a ich autorzy i autorki tworzą po prostu kolejne wariacje na ten sam temat, zmieniając co najwyżej imiona bohaterów i realia. Kłam temu twierdzeniu zadaje nowa książka niewidomego pisarza Tomasza Wandzela pt. "Grzeczna dziewczynka".
Książka opowiada historię Kingi, tytułowej grzecznej dziewczynki z dobrego domu, która po wyrwaniu się spod skrzydeł rodziny i rozpoczęciu studiów w Krakowie wpada w sidła przystojnego i ekstrawaganckiego pisarza Bartosza Andersa. Ten toksyczny związek na zawsze wywraca jej życie do góry nogami.
Powieść inna niż wszystkie
Powieści o romansie młodej kobiety ze starszym mężczyzną było już wiele. Tak samo historii o dziewczętach z dobrego domu, które dały się uwieść charyzmatycznemu artyście. Jednak ta książka zdecydowanie się wyróżnia. Po pierwsze, autor skupia się na psychice głównej bohaterki, na jej stanach emocjonalnych i refleksjach. Choć autor jest mężczyzną, bardzo zgrabnie udaje mu się wcielić w żeńską postać i wiarygodnie ją przedstawić. Tak samo jest z pozostałymi postaciami - każda z nich żyje własnym życiem i nie mamy, jak to często bywa w literaturze popularnej, wrażenia, że są oni tylko tłem dla losów głównych bohaterów.
Sama historia również ucieka od sztampowości - nie mamy tu do czynienia z płaską historią o zbuntowanej pannicy, która wskakuje do łóżka znanego i bogatego faceta, ani też moralitetu o zagubionej duszyczce sprowadzonej na złą drogę przez pozbawionego skrupułów mężczyznę. "Grzeczna dziewczynka" nie jest też, mimo licznych i naprawdę śmiałych scen miłosnych, częścią modnego ostatnio nurtu powieści erotycznych dla kobiet.
Tomasz Wandzel opowiada historię dziewczyny, która walczy o to, by wyrwać się ze schematów, w które ciągle wpada. Najpierw jest to schemat grzecznej dziewczyny, potem zbuntowanej nastolatki i outsiderki. Gdy poznaje Bartosza, wpada w kolejną szufladę: z napisem "kochanka znanego artysty". Dopiero ślub z niewidomym Pawłem pozwala jej w końcu wyrwać się na wolność. By nie zdradzać fabuły, powiem tylko, że w drugiej części mamy do czynienia już nie z grzeczną dziewczynką, ale z kobietą, która z całych sił walczy o swoje szczęście - czasem nawet z samą sobą.
Zapach i smak miłości
Zdecydowanie największą zaletą książki, oprócz ciekawych i wiarygodnych psychologicznie postaci, jest jej zmysłowość. I nie chodzi tu tylko o kunszt autora w opisywaniu scen erotycznych. Opowiadana przez autora historia odbierana jest wszystkimi zmysłami. Najlepszym przykładem jest moment, w którym Paweł tłumaczy swej przyszłej żonie, dlaczego mimo braku wzroku kocha wyprawy w góry. Powieść jest pełna świetnych opisów smaków, zapachów i dźwięków; to dzięki nim czytelnik z łatwością daje się porwać opowiadanej przez pisarza historii.
Gdyby już koniecznie trzeba było się do czegoś przyczepić, to niektórych może razić fakt, że akcja rozgrywa się wyłącznie w środowisku tzw. wyższej klasy średniej - prawie wszyscy jej bohaterowie mieszkają w dobrych dzielnicach i nie mają problemów z pieniędzmi, a nawet gdy główna bohaterka traci pracę, to tylko po to, by otworzyć świetnie prosperujące przedszkole. Czy jednak każdy autor musi rozpisywać się o problemach współczesnego świata? Tomasz Wandzel ewidentnie chciał napisać powieść o miłości, a nie zaangażowany moralitet. I to właśnie udało mu się w stu procentach. Miłość na kartach "Grzecznej dziewczynki" brzmi, smakuje i pachnie.
Tomasz Wandzel "Grzeczna Dziewczynka", wyd. Wachlarz, Prabuty 2013
Tomasz Wandzel - ur. 1975 roku w Głuchołazach. Od najmłodszych lat zapalony turysta górski. W 1998 roku traci wzrok. Cztery lata później rozpoczyna studia na UMK w Toruniu i angażuje się w działalność studenckiej gazety. Od 2004 roku mieszka wraz z żoną i dziećmi w Prabutach. Angażuje się w życie miasta, działając jako radny. Poza pracą zawodową publikuje reportaże oraz krótkie formy prozatorskie. W 2010 roku zajmuje I miejsce w ogólnopolskim konkursie na reportaż prasowy im. Macieja Szumowskiego. W 2011 roku publikuje debiutancką powieść "Dom w chmurach", która zostaje nagrodzona w ogólnopolskim konkursie na powieść współczesną. W kolejnym roku ukazuje się jego nowa książka pt. "Hycel".
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-09
Choć ostatnim sportem, który mógłby kojarzyć się z osobami niewidomymi, jest kolarstwo, to i w tej grupie znajdziemy wielu jego entuzjastów. Rowerzyści związani z projektem "Niewidomi na Tandemach" udowadniają, że dysfunkcja wzroku wcale nie przeszkadza w poruszaniu się jednośladem; wystarczy, że znajdzie się godnego zaufania pilota i towarzysza podróży, który podczas wspólnego pokonywania szos zastąpi mu oczy.
- Wszystko zaczęło się latem ubiegłego roku podczas pierwszego rajdu tandemowego, zorganizowanego przez niewidomego Waldemara Rogowskiego - opowiada Kuba Terakowski, twórca i koordynator projektu "Niewidomi na Tandemach" . - Rajd trwał dwa tygodnie, a jego trasa biegła wzdłuż Wisły, od Baraniej Góry do Gdańska. Było to wielkie wyzwanie, ale i kapitalna zabawa, podczas której zdaliśmy sobie sprawę z konieczności stworzenia platformy internetowej, która umożliwiłaby kontakt niewidomych tandemistów z widzącymi pilotami. Tak powstała idea naszego projektu - tłumaczy Terakowski.
Być czyimiś oczami
Pomysł był prosty - osoby niewidome za pośrednictwem strony projektu kontaktują się z osobami widzącymi, które wyrażają gotowość pilotowania tandemu podczas wspólnych rowerowych wypraw. Jak się okazało, był to prawdziwy strzał w dziesiątkę; w tej chwili w projekcie bierze udział 150 osób z dysfunkcjami wzroku i ponad trzystu pilotów wolontariuszy. Na stronie projektu - ze względu na deficyt sprzętu - stworzono też bazę wypożyczalni tandemów.
Nie brakuje chętnych do pilotowania tandemów
Tandemiści organizują wycieczki w okolicach swoich miast (projekt jest ogólnopolski), ale i większe imprezy - w październiku zrealizowali dwudniowy rajd po Pieninach. Uczestników projektu spotkać można też podczas Warszawskiej Masy Krytycznej.
Akcja spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony środowiska rowerzystów, którzy bardzo chętnie zgłaszają się do udziału w projekcie jako piloci wolontariusze. Jest to warte podkreślenia - na pilocie tandemu spoczywa bowiem odpowiedzialność zarówno za siebie, jak i za jadącą z nim osobę niewidomą.
Uczestnicy projektu bardzo aktywnie działają na rzecz osób niewidomych - brali udział m.in. w zeszłorocznej konferencji Reha for Blind in Poland. Obecnie organizatorzy postawili sobie za cel rozpropagowanie informacji o akcji wśród osób niewidomych, które bardzo często nie wiedzą o możliwości skorzystania takiej formy aktywności fizycznej. - Dla niektórych osób niewidomych prawdziwym szokiem było to, że mogą jeździć na rowerze - mówi Ewa Kolbowicz, warszawska koordynatorka projektu. - Jednak, gdy się o tym dowiedzą, bardzo chętnie angażują się w nasz projekt - dodaje.
Rower bez barier
Zarówno piloci, jak i osoby niewidome podkreślają korzyści, jakie płyną ze wspólnej jazdy na rowerze. - Jazda na tandemach to zarówno niesamowita przyjemność związana z aktywnością fizyczną, poznawaniem nowych miejsc i obcowaniem z przyrodą, jak i możliwość wyjścia do ludzi, przełamania barier między światem niewidomych i osób widzących - mówi Waldemar Rogowski, współtwórca projektu.
Tego samego zdania jest p. Kolbowicz. - Dzięki naszemu projektowi widzący poznają lepiej osoby niewidome i uczą się, jak zachowywać się w ich towarzystwie. Jest to dla nas wielka przyjemność, że realizując swoją pasję, możemy pomagać innym ludziom.
Uczestnicy projektu planują rozszerzać zakres swojej działalności, angażując w swoje działania coraz więcej osób niewidomych oraz pilotów wolontariuszy. W planach na ten rok mają m.in. udział w rowerowej pielgrzymce na Jasną Górę, wyjazd do ośrodka dla niewidomych w Owińskach pod Poznaniem, a nawet wyprawę na Saharę - razem z rowerzystami zrzeszonymi w grupie united-cyclists.com. Jedno jest pewne: tegoroczny sezon rowerowy należeć będzie do "Niewidomych na Tandemach".Tandemistów będzie można spotkać podczas tegorocznego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: w Krakowie na Rynku, w Szczecinie na Jasnych Błoniach i w Warszawie w okolicach Centrum Handlowego Arkadia. W zamian za datki na rzecz WOŚP uczestnicy projektu udostępnią swoje rowery; dzięki temu każdy będzie mógł doświadczyć przyjemności z jazdy na tandemie.
- Poprzez nasz udział w finale Wielkiej Orkiestry chcemy pokazać, że osoby, które same potrzebują na co dzień pomocy, mogą również pomagać innym - tłumaczy Ewa Kolbowicz.
Wszystkich, którzy chcieliby dołączyć do "Niewidomych na Tandemach", zapraszamy na stronę projektu.
http://ad.niepelnosprawni.pl
Źródło: www.aktywnie.niewidominatandemach.pl
Mecz charytatywny Krakowskich wolontariuszy NNT i BSF Bochnia U-20 (Wicemistrzowie Polski z grudnia 2013 r.) dla Fundacji Auxilium
Miejsce:
Hala Widowiskowo-Sportowa w Bochni
ul. Ks. J. Poniatowskiego 32
32-700 Bochnia
Organizatorzy:
Ogólnopolski Projekt niewidomi na tandemach
Bocheńskie Stowarzyszenie Futsalu BSF
Fundacja Auxilium
Patroni:
Starostwo Bocheńskie
Zerobarier.pl
integracja.org
Goście specjalni:
starosta bocheński Jacek Pająk.
Uczniowie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych
Działania informacyjne:
- Na telebimie w Bochni i w Krakowie będzie wyświetlany film reklamowy przygotowany przez ledroom.pl.
- Na stronach internetowych patronów i organizatorów zostanie zamieszczona informacja o gali.
- Do szkół powiatu Bocheńskiego wyślemy zaproszenie na galę.
- Dodatkowo informacja trafi do:
Radio Kraków
Radio RMF FN
Telewizja Polska oddział Kraków
Okręg Małopolski Polskiego Związku Niewidomych
Gazeta Krakowska
Głos Bocheński
bochnia.naszemiasto.pl
Bochnianin.pl
czasbochenski.pl
mojabochnia.pl
ngo.pl
niepelnosprawni.pl
Zaproszenie na galę:
2 lutego 2014 o godzinie 14:00 Krakowscy Wolontariusze Projektu Niewidomi na tandemach rozegrają charytatywny mecz halowej piłki nożnej ze świeżo upieczonym Młodzieżowym Wicemistrzem Polski w futsalu BSF Bochnia U-20 http://bsfbochnia.pl/ dla Fundacji Auxilium http://auxilium-fundacja.pl/o-fundacji/, która pomaga dzieciom niepełnosprawnym.
Cały dochód z gali wspomoże dzieci, podopieczne fundacji.
Serdecznie wszystkich zapraszamy do kibicowania naszej drużynie NNT!!! I drużynie BSF!!!
Zapraszamy do Bochni z trąbkami, piszczałkami i innymi gadżetami Kibica.
Liczymy, że będzie głośno, wesoło, rodzinnie i że każdy będzie się wyśmienicie bawił.
Zapraszajcie znajomych, bardzo liczymy na wasz udział!
O godzinie 16 rozegrany zostanie mecz 1/16 pucharu Polski Futsalu pomiędzy BSF Bochnia a Clearex Chorzów w futsalu (piłka nożna halowa).
Jeżeli mają Państwo ochotę na większą dozę futsalu to zapraszamy także w ten sam dzień od godz.: 8.00 do 14.00 na turniej eliminacyjny do Młodzieżowych Mistrzostw Polski Futsalu U-18 gdzie drużyna BSF Bochnia U-18 może przypieczętować awans do finałów MMP U-18 w marcu, a zagrają takie drużyny jak: BSF Bochnia, Heiro Rzeszów, Góra Tryńcza oraz Akademia Futsal Tarnów.
Zawodnicy NNT wystąpią w okolicznościowych Koszulkach z logo projektu Niewidomi Na Tandemach z Herbem Bochni. Po meczu będą licytowane różne gadżety, w tym koszulki zawodników, koszulki Górnika Zabrze z Logo NNT.
Serdecznie pozdrawiam.
Waldemar Rogowski - twórca i administrator serwisu Niewidomi na Tandemach
tel. 608 609 969 (Plus)
e.mail: screenreaders@gmail.com
www.aktywnie.niewidominatandemach.pl
www.facebook.com/Niewidomi.na.tandemach
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania: 2014-01-14
Szanowni Państwo,
Zwracam się do Państwa z ogromną prośbą... Jeśli znają Państwo osobę/osoby z dysfunkcją wzroku, bardzo proszę o polecenie naszych DARMOWYCH szkoleń komputerowych!
* Są jeszcze wolne miejsca na zajęcia rozpoczynające się 22 stycznia br. jak również na te od kwietnia.
Będę wdzięczna za jakąkolwiek pomoc w dotarciu do tych osób!
Podaję adres strony internetowej, gdzie mieszczą się wszelkie potrzebne informacje:
http://abit.wwsi.edu.pl
Z góry pięknie dziękuję!
Serdecznie pozdrawiam.
Elżbieta Budziak
Kierownik Projektu Akademia Bezpiecznego IT - równe szanse na rynku pracy
Warszawska Wyższa Szkoła Informatyki
www.abit.wwsi.edu.pl
http://www.abit.wwsi.edu.pl/ https://www.facebook.com/darmowe.szkolenia.komputerowe.ABIT
* tel.: 22 48 96 494
* tel. kom.: +48 664 11 20 30
Źródło: www.tvs.pl
Data opublikowania: 2013-11-23
To nietypowy pomysł jednego z ratowników górskich - Bogumiła Kanika. To właśnie w jego głowie kilka miesięcy temu zrodził się pomysł, aby powstał szlak turystyczny dla niewidomych tak, aby samodzielnie mogli zimą chodzić po górach. Na razie powstaje w gminie Ujsoły. Docelowo ma funkcjonować w całych Beskidach.
Zakochani w górach są od najmłodszych lat. Jeden związany jest z nimi zawodowo - pracuje jako ratownik górski. Drugi chodzenie po szlakach i szczytach musiał ograniczyć po tym, jak zaczął tracić wzrok.
- Góry widziałem kiedyś, dzisiaj widzę je tylko szczątkowo, mam szczątkowy wzrok, więc to ułatwia mi poruszanie się, ale niestety nie oceniam ich piękna. Nadal je sobie tylko wyobrażam - mówi Tadeusz Gierycz, jest osobą niewidomą.
Wyobraźnia kilka miesięcy temu podpowiedziała też Bogumiłowi Kanik, by zrobić coś, aby niewidomi i niepełnosprawni z górskiej pasji nie rezygnowali.
- Idea pojawiła się tak naprawdę podczas słuchania jednej z audycji radiowych, gdzie był właśnie przeprowadzany wywiad z osobą, która jest niewidoma. Pytanie dziennikarza było takie: czego najbardziej będzie brakowało tej osobie. Powiedziała, że chodzenia po górach. To zainspirowało mnie do tego, żeby jednak stworzyć możliwość do chodzenia po górach dla takich osób - mówi Bogumił Kanik, pomysłodawca szlaku, ratownik GOPR.
Tak zrodził się polsko-słowacki projekt "Szlak turystyczny dla niewidomych". Właśnie realizowany jest w gminie Ujsoły.
- Nie słyszałem, żeby gdziekolwiek taki szlak powstał. Idea jest taka, żeby otwierać góry dla wszystkich. My te góry również otwieramy w Ujsołach tutaj dlatych, dla których one były niedostępne i całkowicie zamknięte - stwierdza Tadeusz Piętka, wójt gminy Ujsoły.
Szlak został już wytyczony. W najbliższych tygodniach przeszkoleni zostaną przewodnicy - wolontariusze. Do pracy zgłosiło się kilkadziesiąt osób. Wybranychzostało szesnaście. Wśród nich Justyna Pszczółka i Agnieszka Podeszwa, które miały już okazję wyjść w góry z panem Tadeuszem i jego żoną.
- Pan Tadeusz i pani Ania trzymali się tak dzielnie, że po prostu naprawdę byli dla nas wzorem do naśladowania. Pan Tadeusz, jako osoba niewidoma, mówił nam, że miał styczność z jazdą na desce snowboardowej. To coś niezwykłego - mówią.
Pomocne w takiej wędrówce okazało się narciarstwo skiturowe. Zimą szlaki górskie są łatwiejsze do przejścia, bo nie wystają korzenie i kamienie, więc trasę można pokonać właśnie na takich nartach. - Gdy wchodzi się na górę, zakładane są foki, czyli takie taśmy, które powodują przy podejściu, że hamują narty, nie zjeżdżają do tyłu, więc jest to bardzo pomocne w podchodzeniu do góry - tłumaczą Justyna Pszczółka i Agnieszka Podeszwa, wolontariuszki.
Na początku niewidomi szlak pokonywać będą pod opieką przewodników. Jednak pomagać ma również nowoczesna technologia.
- Chcielibyśmy stworzyć taką aplikację elektroniczną połączoną z GPSem, telefon z GPSem albo w samym GPSie, która pełni funkcję przewodnika - nie tylko instrumentu, który mówi, gdzie, w którą stronę trzeba iść, ale informuje o atrakcjach, nazwach tych miejsc, przez które się przechodzi - mówi Bogumił Kanik, pomysłodawca szlaku, ratownik GOPR.
To, że są niewidomi, nie oznacza wcale, że nie mogą doświadczać piękna.
- Idąc, opowiadają o tych pięknych miejscach, a ja tylko - ku zdziwieniu tych przewodników - czasami się pochylam nad ziemią i chcę dotknąć, czy to piasek, czy to skała, czy ta skała się kruszy, czy ona jest zwarta, czy nagrzana, czy chropowata, płaska - mówi Tadeusz Gierycz, jest osobą niewidomą.
Projekt jest innowacyjny. Na razie trzeba go przetestować. Jeśli się sprawdzi, wiadomo już, że wprowadzony zostanie w całych Beskidach.
Źródło: bielskobiala.gazeta.pl
Data opublikowania: 2013-11-28
Już podczas nadchodzącej zimy osoby niewidome i niedowidzące będą mogły wędrować na nartach skiturowych po Beskidzie Żywieckim. Szlak, który tu powstaje, jest prawdopodobnie pierwszym tego typu w polskich górach.
Na pomysł stworzenia takiego szlaku wpadł Bogumił Kanik, miłośnik gór, ratownik i instruktor harcerski.
- Zainspirowała mnie zasłyszana w radiu rozmowa z niewidomym mężczyzną, który powiedział, że najbardziej w życiu brakuje mu chodzenia po górach - wspomina Kanik.
Jak wiadomo, w górach na niewidomych czeka wiele pułapek - nierówności, kamienie, korzenie. Ale inaczej jest zimą, gdy wszystko przykrywa śnieg. Dlatego Kanik wymyślił, żeby stworzyć szlak, po którym niewidomi będą mogli wędrować na coraz bardziej popularnych nartach skiturowych, które umożliwiają chodzenie po śniegu.
Swoją koncepcją postanowił zainteresować beskidzkie gminy. Odpowiedziały Ujsoły. - Uznaliśmy, że warto otworzyć góry dla niewidomych - mówi Tadeusz Piętka, wójt Ujsoł.
Gminie udało się przygotować polsko-słowacki projekt "Pogranicze bez barier", na który dostała ponad 100 tys. zł z funduszy unijnych. Dzięki niemu w najbliższych tygodniach zostanie wytyczony kilkunastokilometrowy szlak skiturowy prowadzący z przełęczy Glinka przez Krawcowy Wierch i Trzy Kopce aż na Halę Lipowską. Otrzyma specjalne oznaczenia, które mają być widoczne nawet dla osób niedowidzących. Gmina wyda też wypukłe mapy oraz zapłaci za wynajęcie dla chętnych sprzętu skiturowego.
Najważniejsze będzie jednak przygotowanie grupy kilkunastu polskich i słowackich wolontariuszy, którzy niebawem przejdą szkolenia m.in. z postępowania z osobami niewidomymi, udzielania pierwszej pomocy, łączności itp. - Będą na każde wezwanie. Osoba chcąca przejść szlak skontaktuje się z nimi za pośrednictwem urzędu gminy i wyruszy w góry pod opieką wolontariusza - mówi Kanik.
Pierwsze wyjścia planowane są na luty przyszłego roku. Docelowo twórcy szlaku chcą przygotować rozwiązania wykorzystujące nawigację satelitarną, które umożliwią osobom niewidomym samodzielną wędrówkę szlakiem.
Źródło: Lista dyskusyjna Typhlos
Data opublikowania: 2014-01-14
Partnerzy międzynarodowego projektu Enable, współfinansowanego przez program Grundtvig www.i-enable-eu organizują drugą konferencję o technologiach informacyjnych i komunikacyjnych wspierających edukację dorosłych osób niepełnosprawnych i starszych.
Konferencja odbędzie się w terminie 18-19 czerwca 2014 r. w Yorku w Anglii.
Zapraszamy do nadsyłania abstraktów.
Proponowane zagadnienia:
- projekty technologii wspomagających ICT
- tablety i technologie mobilne
- e-bezpieczeństwo i uczniowie z niepełnosprawnościami
- alternatywne podejście do alternatywnych formatów
- dostęp do matematyki
- uczenie się dla self-adwokatów
- gry edukacyjne.
Termin nadsyłania abstraktów w języku angielskim upływa 14 lutego br. Abstrakt powinien mieć maksymalnie 500 wyrazów, czcionka Arial, rozmiar 12. Nie powinien zawierać nagłówków ani ilustracji.
Abstrakty i pytania proszę kierować na adres:
helpdesk@techdis.ac.uk
Więcej informacji na stronie:
http://www.jisctechdis.ac.uk/techdis/events/detail/2014/enableconf2014
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W styczniowym wydaniu "Wiedzy i Myśli" rozpoczęliśmy zabawę w poszukiwanie niedorzeczności. Jest to konkurs-zabawa. Osoby, które znajdą niedorzeczność zamieszczoną gdzieś w numerze, biorą udział w losowaniu nagrody rzeczowej wartości około 120 zł. Nagrody funduje p. Ryszard Dziewa, właściciel Przedsiebiorstwa Handlowo-Usługowego "Impuls". Osoba, która wylosuje nagrodę, ustali z p. Ryszardem, co dla niej należy kupić.
Uwaga! Może to być dowolny produkt dostępny na polskim rynku, a niekoniecznie produkt, znajdujący się w ofercie PHU "Impuls".
W styczniowym numerze "WiM" do artykułu Zbigniewa Niesiołowskiego pt. "Zupy mleczne" z cyklu "O zwykłych i niezwykłych czynnościach" pozycja 2.4. dołączyliśmy następujący fragment:
"Żeby jednak zupa mleczna była naprawdę smaczna, należy dodać: czubatą łyżkę dobrze startego chrzanu, łyżkę tureckiego pieprzu, stołową łyżkę octu i dużo magi".
Była to oczywista niedorzeczność, bo kto i po co miałby tak przyprawiać mleczną zupę.
Niedorzeczność tę znalazło osiem osób, które wzięły udział w losowaniu nagrody. Ponadto dwie osoby znalazły niedorzeczność, ale zrezygnowały z uczestnictwa w losowaniu nagrody, dwie osoby zgłosiły do konkursu fragmenty, które uznały za niedorzeczności, a nie były one jednoznacznie niedorzecznościami. Po terminie, kiedy nagroda była już wylosowana, wpłynęły jeszcze trzy prawidłowe odpowiedzi, które jednak nie mogły być uwzględnione.
Nagrodę wylosowała Agnieszka K. Niestety, nie udało się nawiązać kontaktu z p. Agnieszką, (nie odpowiedziała na dwa e-maile) dlatego na razie nic więcej na ten temat nie można powiedzieć. Po skontaktowaniu się z p. Agnieszką, jeżeli wyrazi zgodę, przekażemy więcej wiadomości, przynajmniej gdzie mieszka.
W lutowym numerze naszego miesięcznika została ukryta równie niedorzeczna informacja. Trudność i zabawa polega na tym, że nie wiadomo, gdzie i czego należy szukać, a "WiM" mała nie jest. Jeżeli się to uda, o znalezisku należy powiadomić mnie w terminie do 20 lutego pisząc na adres:
st.k@onet.pl
W "temacie" proszę wpisać "niedorzeczności", będzie pewność, że list przeczytam.
Uwaga! Niedorzeczności nie należy szukać w dziale 9 "Wprost albo na opak". Z tytułu tego działu wynika, że coś może być na opak, a niedorzecznością nie będzie. Dlatego w tym dziale niedorzeczności nie będą ukrywane.
A oto, jak wygląda losowanie.
Na ośmiu kartkach wypisane zostały dane dotyczące uczestników konkursu-zabawy. Jedną z kartek wybrałem bez patrzenia i losowanie zakończone.
Źródło: www.kulturabezbarier.org
Kulturalna kampania społeczna // start:
15.01.2014
"Zabierz laskę do kina" to hasło kulturalnej kampanii społecznej, która jest kierowanym do wszystkich apelem o udostępnianie kultury osobom z niepełnosprawnością wzroku i słuchu.
Laska z hasła to oczywiście biała laska, a przez ten kojarzony z niewidomymi element przypominamy o potrzebach widzów z niepełnosprawnością wzroku i słuchu.
Kino z hasła to symbol wszystkich miejsc kultury, a więc kin, teatrów, muzeów itp.; wszystkich miejsc, w których mogłyby się pojawiać osoby z niepełnosprawnością sensoryczną.
Chcemy szerzyć Kulturę bez Barier. Tak łatwo jest dołączyć audiodeskrypcję, napisy dla niesłyszących lub tłumaczenie na język migowy do filmów, spektakli teatralnych i wystaw w muzeach; tak łatwo zainstalować pętlę indukcyjną; tak łatwo, a tak niewielu to robi. Chcemy zaangażować ludzi, chcemy poruszyć miasta i miasteczka, place i ulice.
PIERWSZA TAKA KAMPANIA W POLSCE!
Celem kampanii społecznej ZABIERZ LASKĘ DO KINA Fundacji Kultury bez Barier jest zwrócenie uwagi na problem dostępu do kultury osób z niepełnosprawnością, a szczególnie niewidomych i niesłyszących. Kampanię tworzą trzy mocne zdjęcia, autorstwa fotografa Jacka Kołodziejskiego, nawiązujące do filmów uznawanych za klasykę światowej kinematografii: Blue Velvet, reż. David Lynch; Psychoza, reż. Alfred Hitchcock; Taksówkarz, reż. Martin Scorsese.
W miejscach czarnych plam znajduje się opis tego, co jest "pod" nimi. Pomysł ten odwołuje się do audiodeskrypcji, czyli opisu, który słyszą niewidomi w czasie oglądania przystosowanych dla nich filmów. Kampania promuje świat kultury bez barier, świat otwarty, bez strachu, bez uprzedzeń. Ma dać ludziom szansę pobawić się skojarzeniami, formą, przekazać treść bez patosu, z odrobiną autoironii.
TWÓRCY I ORGANIZATORZY O KAMPANII:
Anna Żórawska, szefowa Fundacji Kultury bez Barier tłumaczy: Hasło ZABIERZ LASKĘ DO KINA to apel, zaproszenie skierowane do ludzi, żeby zabrali, czy raczej spróbowali zabrać do kina osobę niewidomą, niedowidzącą, czyli osobę, która na co dzień chodzi z tytułową białą laską. Hasło wymyślił mój kolega z Fundacji, Robert Więckowski, który porusza się, jak sam mówi, z "blondie". Każdy z nas ma realny wpływ na kulturę, ale kampanię kierujemy przede wszystkim do jej twórców, którzy produkują bardzo cenne, ale niedostępne wydarzenia kulturalne.
Jacek Kołodziejski, autor zdjęć, mówi - Myśląc o sile komunikatu zdecydowałem się wybrać takie ujęcia z klasyki filmowej, które pomogą nam stworzyć wyraziste obrazy. Każdy z nas te ujęcia zna, a przynajmniej kojarzy. Niepokojące czarne plamy, które zasłaniają główne części zdjęcia są ważnym elementem kampanii. Widzę obraz, próbuję mu się przyjrzeć i w pewien sposób zaczynam z tym walczyć. Ponadto stwierdza - Hasło jest proste, działa na wyobraźnię. Sprowokowało mnie, żeby dowiedzieć się więcej o audiodeskrypcji i to się udało.
Poprzez intrygujące plakaty, niosące ze sobą cenny przekaz chcemy dotrzeć do jak największej liczby osób. Kampania znajdzie się w przestrzeni miejskiej, kinach, teatrach, galeriach i muzeach.
Więcej informacji o kampanii:
www.facebook.com/ZabierzLaskeDoKina
Więcej o działalności Fundacji Kultury bez Barier:
www.kulturabezbarier.org
Materiały do pobrania:
ZABIERZ LASKĘ DO KINA - kampania społeczna.doc
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-14
"Pod prysznicem młoda przerażona kobieta. Rękoma zasłania nagie piersi. W jej stronę skierowane jest ostrze noża" - to opis legendarnej sceny z "Psychozy" Hitchcocka, zaprezentowanej w ramach kampanii społecznej "Zabierz laskę do kina", którą organizuje Fundacja Kultury bez Barier we współpracy z Pracownią Szumu i agencją fotograficzną Shootme.
Choć sama nazwa kampanii, zainaugurowanej 14 stycznia podczas konferencji prasowej w warszawskim kinie Atlantic, brzmi jak apel, by zabrać do kina osobę niewidomą lub niedowidzącą, czyli na co dzień poruszającą się przy pomocy białej laski, to jednak samo założenie akcji jest o wiele głębsze i zdecydowanie mniej optymistyczne. Głównym zamysłem jest zniesienie barier, które uniemożliwiają osobom z niepełnosprawnością słuchu i wzroku uczestnictwo w kulturze - nawet wizytę w kinie czy obejrzenie serialu.
Kultura dla wszystkich
- Jeśli otworzą dziś państwo program warszawskich wydarzeń kulturalnych, to nie znajdą tam żadnych imprez dostępnych dla osób z niepełnosprawnością słuchu i wzroku - mówiła podczas konferencji Anna Żórawska, prezes Fundacji Kultury bez Barier. Wskazała na brak napisów, audiodeskrypcji i tłumaczeń na język migowy w filmach i na spektaklach, który uniemożliwia pełne i satysfakcjonujące zapoznanie się z nimi przez osoby z niepełnosprawnością słuchu lub wzroku.
Zdaniem Żórawskiej, kampania ma być zaczątkiem dyskusji nad koniecznością dostosowania instytucji kultury - kin, teatrów, muzeów itp. - do potrzeb osób z niepełnosprawnością, tak by mogły one bez problemu korzystać z ich oferty na równi z resztą społeczeństwa.
Plakat kampanii
Problemy osób z niepełnosprawnością w dostępie do dóbr kultury opisał Robert Więckowski, wiceprezes zarządu Fundacji i pomysłodawca nazwy kampanii, sam będący osobą niewidomą. - Ja dzisiaj nie mam szans pójść samodzielnie do żadnego kina, do żadnego teatru, by satysfakcjonująco i należycie obejrzeć film czy spektakl - mówił.
Więckowski zwrócił uwagę na sytuację osób z niepełnosprawnością żyjących w mniejszych miejscowościach, dla których oferta kulturalna jest praktycznie niedostępna. Zauważył, że niewidomi i niesłyszący nie mają szansy nawet na zapoznanie się z programem większości polskich kanałów telewizyjnych i zwrócił się do zebranych w sali kina Atlantic przedstawicieli mediów elektronicznych z prośbą o uwzględnienie audiodeskrypcji i napisów w programach telewizyjnych i internetowych.
Robert Więckowski poinformował też, że dostosowanie oferty kulturalnej do potrzeb osób z dysfunkcjami wzroku lub słuchu nie jest - wbrew pozorom - bardzo kosztowne. - Budżet przeciętnego polskiego filmu to około pięciu milionów złotych. Dostosowanie go do potrzeb niewidomych i niesłyszących to zaledwie dziesięć tysięcy złotych - zaznaczył. Mocno podkreślił również, że nie chce tworzenia specjalnych kin dla osób z niepełnosprawnością. -Nie chcę, by tworzono dla mnie kina, które mają charakter getta. Chciałbym pójść na seans z moją laską, gdzie na widowni spotkam się z osobami pełnosprawnymi, które jeśli będzie funkcjonowała technika udostępnienia, nawet się nie zorientują, w jaki sposób ja oglądam ten film - mówił.
Anna Żórawska, uzupełniając wypowiedź Roberta Więckowskiego, nadmieniła, że wszystkie dotychczasowe wydarzenia kulturalne bez barier zaistniały z inicjatywy organizacji pozarządowych, a nie samych instytucji kultury. Jednym z założeń kampanii jest więc też zwiększenie świadomości organizatorów wydarzeń kulturalnych: kin, muzeów i teatrów, by same zaangażowały się w działalność na rzecz dostępności.
Forma jest przekazem
Kampanię, która oficjalnie rusza już 15 stycznia, tworzą trzy zdjęcia autorstwa fotografa Jacka Kołodziejskiego które zostaną udostępnione w formie plakatów w przestrzeni miejskiej oraz grafiki w internecie. Nawiązują one do najbardziej znanych scen z trzech kultowych filmów: "Blue Velvet" Davida Lyncha, "Psychozy" Alfreda Hitchcocka i "Taksówkarza" Martina Scorsesego.
Autorzy działań celowo wykorzystali kontrowersyjne filmy i wybrali z nich drastyczne sceny - wzmacniają one siłę przekazu. Również sam sposób wykonania plakatu zawiera konkretną informację: w pierwszej odsłonie kampanii zakryto czarnymi plamami najważniejsze fragmenty zdjęcia, np. twarzy bohaterów; dopiero w drugiej odsłonie będzie można zobaczyć całość zdjęcia. Ma to na celu choć częściowe uzmysłowienie społeczeństwu problemów, jakich doświadczają w odbiorze filmów widzowie niepełnosprawni.
Patronem medialnym kampanii jest portal Niepelnosprawni.pl.
Więcej informacji o kampanii można znaleźć na jej fanpage'u w serwisie Facebook oraz na stronie Fundacji.
Źródło: Gazeta.pl Lublin
Data opublikowania: 2014-01-12
Kilkadziesiąt młodych osób wzięło udział w castingu do filmu opowiadającego historię niewidomego nauczyciela z Lublina.
Scenariusz "Carte Blanche" oparto na reportażu "Wyborczej" sprzed trzech lat.
To ważne role w filmie. - Szukamy dziewczyny i chłopaka w wieku 17-19 lat, którzy wcielą się w rolę maturzystów. Rola żeńska jest w filmie wiodąca na równi z głównym bohaterem. Rola chłopaka jest mniejsza, ale niebywale znacząca - tłumaczy
Ewa Bakalarska, reżyserka castingu.
Podczas przesłuchania kandydaci musieli zaimprowizować w parach rozmowę dotyczącą przygotowań do egzaminu dojrzałości.
Na pierwszy ogień poszli Ania i Czarek, którzy poznali się na castingu. - Interesuję się aktorstwem i chciałabym w przyszłości rozwijać się właśnie w tym kierunku. Na castingach pojawiam się często, ostatnio udało mi się wystąpić w teledysku do jednej z piosenek Mroza - opowiada 17-latka. Jej castingowy partner, 18-letni Czarek, do przesłuchania podszedł na totalnym luzie. - Chciałem zobaczyć, jak to w ogóle przebiega. W końcu w życiu trzeba spróbować wszystkiego.
"Carte Blanche" to film fabularny opowiadający historię, która zdarzyła się w rzeczywistości. Po raz pierwszy o lubelskim nauczycielu Macieju Białku napisała w lutym 2011 r. Małgorzata Szlachetka w "Wyborczej". Historyk, od wielu lat niewidomy, starał się ukrywać ten fakt w obawie przed utratą pracy. - Ta historia długo nie dawała mi spokoju - opowiadał Jacek Lusiński, reżyser filmu "Carte Blanche".
Chyra, Pszoniak, Ferency
Projekt produkcji otrzymał dofinansowanie w ramach czwartego Konkursu Lubelskiego Funduszu Filmowego. Miasto przeznaczy na produkcję 350 tys. zł (cały budżet to 4,5 mln zł).
W rolę głównego bohatera - mężczyzny w średnim wieku - wcieli się znany aktor Andrzej Chyra. Obok niego zagrają także Urszula Grabowska, Wojciech Pszoniak, Adam Ferency i Dorota Kolak.
Pierwsze zdjęcia do filmu realizowane będą wiosną w naszym mieście.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Samoocena - ocena własnych możliwości. Może być prawidłowa, zawyżona lub zaniżona. Ma wpływ na podejmowanie różnych zadań lub rezygnację z ich podjęcia.
Prawidłowa samoocena wynika z realnej oceny swoich możliwości i ograniczeń. Zawyżona samoocena polega na przecenianiu swoich możliwości i niedocenianiu ograniczeń. Zaniżona natomiast wyolbrzymia ograniczenia i nie docenia możliwości.
Prawidłowa samoocena jest celem i podstawą rehabilitacji, osiągania realnych celów, niepodejmowania nadmiernie trudnych zadań oraz nierezygnowania z wysiłków, których celem jest samodzielność.
Niektóre osoby z uszkodzonym wzrokiem mają tendencję do przeceniania swoich możliwości oraz innych niewidomych i słabowidzących. Twierdzą na przykład, że niewidomi niemal wszystko potrafią, mogą być lepszymi pracownikami od osób widzących, mogą wykonywać różne prace i czynności lepiej niż ludzie widzący. Niestety, takich możliwości nie mają, a łudzenie się czymś nierealnym nie stanowi właściwej podstawy rehabilitacji.
Są też niewidomi i słabowidzący, którzy uważają, że ich niepełnosprawność jest tak wielka, tak uciążliwa, tak ogranicza ich możliwości, że nie są zdolni niemal do niczego. Osoby te liczą wyłącznie na pomoc innych osób oraz instytucji i nie podejmują wysiłków w celu zdobycia samodzielności w stopniu dostępnym. Takie postawy również nie gwarantują rehabilitacyjnych sukcesów.
Sprawność psychiczna - zdolność do odbioru, przechowywania i przetwarzania informacji z otoczenia oraz z własnego organizmu.
Niewidomi i słabowidzący na ogół zachowują sprawność psychiczną. Niekiedy jednak oddziaływanie środowiska, rodziny, uprzedzeń, mitów i stereotypów osób niewidomych oraz skłonność do biernego przyjmowania wszystkiego, co życie przynosi, może negatywnie wpłynąć na psychikę. Mogą powstać kompleksy i mechanizmy obronne, które wprowadzą w życie takiej osoby więcej ograniczeń niż powoduje utrata wzroku.
Sprawność psychofizyczna - zdolność ruchowa i umysłowa.
Ze sprawnością umysłową najczęściej nie ma problemów. Wśród niewidomych i słabowidzących są jednostki wybitne, są też bardzo inteligentne, zdolne oraz mało inteligentne. Pod tym względem osoby z uszkodzonym wzrokiem nie różnią się istotnie od społeczności, w której żyją. Może jest wśród nich nieco więcej osób z upośledzeniami umysłowymi i fizycznymi niż w całej populacji. Wynika to stąd, że ten sam czynnik chorobowy, który spowodował uszkodzenie płodu i utratę wzroku mógł również uszkodzić inne zmysły oraz mózg, czyli intelekt. Podobnie w późniejszych latach życia wypadki, zatrucia czy niektóre choroby mogą powodować różnorodne uszkodzenia organizmu, utratę wzroku i obniżenie sprawności psychicznej. Cukrzyca na przykład może doprowadzić do utraty wzroku, jednocześnie spowodować osłabienie zmysłu dotyku oraz łatwą męczliwość fizyczną i umysłową.
Gorzej jest ze sprawnością fizyczną. Niewidomi uczniowie szkół ogólnodostępnych bardzo często są zwalniani z wychowania fizycznego. Nie mogą również brać udziału w zabawach ruchowych rówieśników. Z tego powodu, a nie z braku wzroku, mogą być słabsi fizycznie, mniej sprawni, otyli. To samo dotyczy dorosłych niewidomych. Oni również mają ograniczone możliwości ruchu, powinni starać się wyrównywać te braki, ale nie zawsze doceniają taką potrzebę. Ich niższa sprawność fizyczna również wynika z braku ruchu, a nie z braku wzroku, chociaż brak wzroku jest przyczyną zmniejszonej ruchliwości.
Stres - reakcja organizmu na niekorzystne bodźce.
Wszyscy ludzie przeżywają stres, jedni częściej, inni rzadziej, jedni mocniej, inni słabiej, ale nikt nie jest wolny od stresu.
Kłopoty rodzinne - stres, kiepski szef - stres, egzaminy, korki na drodze, nieprawidłowe zachowania przechodniów i kierowców, choroby i wiele innych sytuacji jest przyczyną stresu. Niewidomi również mają takie same powody do stresu jak pozostali ludzie, ale mają i dodatkowe, które nie występują w życiu osób widzących, albo występują znacznie rzadziej.
Do tych dodatkowych sytuacji stresowych należą, m.in.: większe zagrożenie wypadkiem na ulicy, obawa zderzenia z przeszkodą, bolesne uderzenia, narażenie na potrącenie, rozlanie, ubrudzenie, stłuczenie, trudności z rozpoznawaniem ludzi, zwłaszcza mniej znanych, większe zagrożenie bezrobociem.
Stwardnienie rozsiane, SM (sclerosis multiplex) - charakteryzuje się objawami wieloogniskowego uszkodzenia układu nerwowego (najczęściej niedowłady, zespół móżdżkowy, objawy oczne). Choroba ma powolny przebieg z ostrymi rzutami, przerywany okresami remisji, niekiedy długotrwałymi.
Choroba ta jest uciążliwa z racji swej natury, jest przyczyną bólu, a także okresowej utraty wzroku. Człowiek chory na SM, jeżeli traci wzrok chociażby tylko na kilka dni, staje się niezaradny, bo nie zna bezwzrokowych metod wykonywania czynności życia codziennego.
Środki dydaktyczne dostosowane do możliwości percepcyjnych uczniów niepełnosprawnych.
W przypadku niewidomych są to przybory do ręcznego pisania brajlem i maszyny brajlowskie, obrajlowione przyrządy geometryczne, mapy tyflologiczne, przyrządy do kreśleń, bryły geometryczne, modele zwierząt, roślin, obiektów architektonicznych itp.
W przypadku słabowidzących są to również zeszyty z pogrubioną liniaturą, podręczniki pisane większym drukiem, uproszczone rysunki, mapy o kontrastowej kolorystyce i powiększonymi podpisami, liniały optyczne, lupy elektroniczne itp.
Źródło: www.klucz.org.pl
W poprzednim artykule pisałem o wyglądzie osób niewidomych, różnych uwarunkowaniach z tym związanych oraz o konsekwencjach wynikających z niedostatecznej dbałości o prezencję. Omówiłem też zachowania, które obniżają atrakcyjność, tj. blindyzmy. Oczywiście, jest więcej nieodpowiednich zachowań. Zajmę się nimi obecnie, a także językiem używanym przez niewidomych i w imieniu niewidomych, psychicznymi uwarunkowaniami i niektórymi poglądami wpływającymi na wizerunek.
Psychiczne uwarunkowania niektórych poglądów i zachowań
Człowiek jest istotą psychosomatyczną, to znaczy, że składa się z ciała i psychiki. Te dwie natury człowieka wzajemnie na siebie oddziałują, tj. czynniki psychiczne wywierają wpływ na kondycję fizyczną człowieka, a stan fizyczny na psychikę.
Wpływ ten jest bardzo wyraźny, duży, chociaż nie zawsze doceniany.
Wyobraźmy sobie człowieka, którego boli ząb. Czy może mieć on dobry humor? Człowiek słaby fizycznie, skłonny do chorób, na ogół nie czuje się dobrze pod względem psychicznym, nie jest z siebie zadowolony, nie ma powodów do dumy. I odwrotnie - człowiek, który jest ciągle niezadowolony, rozgoryczony, żyje w stresie, wcześniej czy później zaczyna odczuwać różne dolegliwości fizyczne.
Nerwica jest chorobą psychiczną. Histeria jest nerwicą. Już w starożytności nazywana była wielką naśladowczynią. Histeria bowiem może powodować takie skutki jak chyba każda choroba. Na skutek tej nerwicy człowiek może zostać sparaliżowany, stracić wzrok i słuch, może odczuwać bóle różnych organów, mogą u niego występować objawy różnych chorób. Tylko proszę nie sądzić, że jest to udawanie. Absolutnie nie, człowiek taki rzeczywiście czuje się chory, a leczenie farmakologiczne najczęściej okazuje się mało skuteczne. Dowodem na to, że histeria nie jest udawaniem, świadczy ciąża nerwicowa. U kobiety, która bardzo chce mieć dziecko, ale nie może, albo bardzo nie chce i boi się zajścia w ciążę, mogą wystąpić wszystkie fizyczne objawy ciąży z wyjątkiem samej ciąży. Kobieta ta przestanie miesiączkować, będą powiększać się jej piersi i brzuch, pojawi się pokarm i bóle porodowe, tylko dziecka nie będzie. Tego nikt udawać nie potrafi. Jest to wynik nerwicy zwanej histerią.
Piszę o tym, żeby ułatwić zrozumienie wpływu utraty wzroku na stan psychiczny, który z kolei oddziałuje na ogólny stan zdrowia. Oczywiście, wpływ ten może być bardzo różny. Brak wzroku może być czynnikiem mobilizującym do wysiłku, do chęci dorównania innym ludziom, do podejmowania trudnych wyzwań. Może też być przyczyną rezygnacji z ambicji, unikania wysiłku, bierności, zależności od innych itd.
Brak wzroku, osłabiony wzrok, strach przed ślepotą jest ciężkim przeżyciem, które może powodować powstawanie kompleksów. Każdy człowiek w sytuacjach trudnych stosuje różne mechanizmy obronne i jest to naturalne.
Termin kompleks pochodzi z łaciny (complexio). Jest to, najogólniej ujmując, zespół myśli, słów, wyobrażeń, poglądów, przekonań, stereotypów silnie skojarzonych z jakąś ważną cechą lub myślą mocno zabarwioną emocjonalnie, która zwykle bywa wyparta ze świadomości. Jej powrót do świadomości wywołuje najczęściej niemiłe odczucia - np. lęk, niepokój, wstyd.
Kompleksy wywierają silny wpływ na zachowanie człowieka i przejawiają się w różnych dążeniach, obawach, postawach wobec otoczenia, nierzadko w nerwicowych reakcjach.
Pojęcie kompleksu było chętnie używane w psychoanalizie i stąd przeniknęło do potocznego języka. W rozumieniu potocznym kompleks kojarzy się przede wszystkim z jakimiś zaburzeniami.
Potocznie terminem kompleks określa się niemiłe, wstydliwe dla danej jednostki tematy związane ze społecznym funkcjonowaniem, cechami wyglądu lub charakteru, których poruszenie wywołuje wstyd, lęk, niepokój i niekiedy przesadne reakcje.
Kiedy mówimy o kompleksach w przypadku osób niewidomych lub słabowidzących, mamy na myśli zespół negatywnych odczuć, wyobrażeń, reakcji, wypowiedzi i zachowań, których przyczyna wiąże się z niepełnosprawnością.
Podobne przyczyny mogą wytworzyć różne kompleksy.
W przypadku niewidomych jest to często kompleks niższości. Nie widzę, jestem gorszy od innych, nie dorównuję innym ludziom, wywołuję ich litość, niechęć, pogardę. Gdybym widział...
Ponieważ jestem niewidomy, jestem mniej wartościowy, jestem gorszy od innych ludzi, niewiele więc mogę osiągnąć. Dlatego usuwam się w kąt, rezygnuję ze wszystkiego, ograniczam cele życiowe.
Rzadziej, ale czasami również występuje kompleks wyższości. Jestem niewidomy, dużo cierpiałem, a cierpienie uszlachetnia, jestem więc lepszym człowiekiem od osób widzących. Czasami kompleks wyższości przyjmuje formę ekspiacji, czyli cierpienia za grzechy innych ludzi. Niewidomy cierpi za grzechy ludzi widzących, jest więc od nich lepszy.
Kompleks wyższości przejawia się również w poglądach, że niewidomi łatwiej skupiają się na tym, co robią, bo nic ich nie rozprasza. Mogą więc lepiej pracować niż ludzie widzący.
Czasami występują jednocześnie kompleks wyższości i kompleks niższości. Jestem niewidomy, mam specjalne uzdolnienia, których nie posiadają inni ludzie, ale nic ode mnie nie wymagajcie, bo jestem niewidomy i wszystko przychodzi mi trudniej niż innym ludziom.
Ponieważ kompleksy wiążą się z niemiłymi doznaniami, psychika broni się przed nimi stosując różnorodne sposoby - mechanizmy obronne. Oto kilka takich mechanizmów.
Wyparcie - usunięcie ze świadomości lub utrzymywanie poza świadomością myśli, wyobrażeń i wspomnień, które są bardzo przykre, budzą lęk lub wstyd.
Niestety, niezmiernie trudno wyprzeć ze świadomości takiej przyczyny kompleksu, jak brak wzroku, gdyż otoczenie fizyczne i społeczne nie pozwala na to. Niewidomy nie może funkcjonować, jak osoba widząca, nie może więc zapomnieć, wyprzeć ze świadomości swojego defektu.
Zaprzeczenie - udawanie, że brak wzroku lub jego poważne osłabienie nie jest wielką dolegliwością, że można funkcjonować bez żadnych ograniczeń, podobnie jak inni ludzie. Takie zaprzeczenie występuje w filozofii Amerykańskiej Federacji Niewidomych. Oczywiście, tak naprawdę, nie da się zaprzeczyć skutkom utraty wzroku. Stosowanie więc tego mechanizmu obronnego prowadzi do dodatkowych ograniczeń, których można by uniknąć. Wyznawcy tej filozofii np. nie chcą korzystać z pomocy innych ludzi narażając się na niedogodności, a nawet na niebezpieczeństwa.
Projekcja - przypisanie własnego, nieakceptowanego uczucia innej osobie. Lęk neurotyczny przekształca się wówczas w obiektywny - z zagrożeniem zewnętrznym łatwiej sobie poradzić.
Niewidomy, który żywi negatywne uczucia wobec osób widzących, uważa, że to one żywią takie uczucia wobec niewidomych.
Racjonalizacja - użycie samooszukujących się usprawiedliwień nieakceptowanego faktu, np. utraty wzroku. Wynajdujemy dobre strony ze wszech miar niekorzystnej dla nas sytuacji lub zdarzenia. Niewidomy np. twierdzi, że ponieważ nie widzi - ma lepszy słuch, łatwiej mu koncentrować się na trudnych problemach, nie widzi brzydoty świata.
W rehabilitacji psychicznej niezmiernie ważne jest przeciwdziałanie powstawaniu kompleksów i wynikających z nich mechanizmów obronnych.
Zastanówmy się nad bólem. Nikt nie lubi bólu. Tymczasem ból jest mechanizmem obronnym i pełni pozytywną rolę. Pozwala unikać niebezpieczeństwa, rozbicia się, poparzenia, bronić się przed zagrożeniami. Mamy dwa rodzaje bólu - zewnętrzny i wewnętrzny. Ten pierwszy mobilizuje do działania, do ucieczki albo podejmowania walki, ten drugi - wywołuje bierność, chęć zwinięcia się w kłębek i czekania, aż ból ustąpi. Jest to bardzo logiczne zachowanie organizmu. Trudno jest bez lekarza poradzić coś na ból serca, wątroby czy nerek. Przed groźnym zwierzęciem, pędzącym samochodem, lejącym się wrzątkiem można uciec, usunąć się, zaradzić i uniknąć bólu. Jeżeli to okaże się niemożliwe, trzeba szukać kija, żeby przepędzić psa, uciekać na drzewo, podjąć walkę z bandziorem na ulicy. W tym przypadku ból jest czynnikiem mobilizującym.
Nieco trudniej wyjaśnić psychiczne mechanizmy obronne. One również mają na celu chronić przed zagrożeniami, ale innej natury. Brak wzroku jest przyczyną różnych trudności, naraża na niezdrowe zainteresowanie niektórych osób, wywołuje strach przed zderzeniem, przed wypadkiem drogowym, przed zabłądzeniem itp. Potrzebne są więc mechanizmy obronne, które będą łagodziły napięcia psychiczne wywołane dyskomfortem z powodu uszkodzonego wzroku. Mechanizmy te więc pełnią pozytywną rolę, ale tylko wówczas, jeżeli występują w optymalnym stopniu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do bólu. Jak już pisałem, pełni on pozytywną rolę. Jeżeli jednak strach przed bólem jest tak wielki, że uniemożliwia podejmowanie niezbędnych działań, ból przestaje być mechanizmem obronnym, a staje się czynnikiem ograniczającym aktywność i podejmowanie niezbędnych działań. Są ludzie, którzy stracili wszystkie zęby, bo bali się chodzić do dentysty. Są niewidomi, którzy nie wychodzą sami na ulicę, bo boją się zdarzeń wywołujących ból.
Tak samo psychiczne mechanizmy obronne mogą wystąpić w tak wielkim nasileniu, że zamiast łagodzić napięcia psychiczne, będą je wywoływać i to silniejsze od tych, przed którymi miały chronić.
Niewidomy czuje się skrępowany wśród ludzi, bo patrzą, bo komentują, bo może zadają nietaktowne pytania. Zaczyna więc unikać towarzystwa. Jest to sytuacja mało komfortowa. Z czasem zacznie działać mechanizm obronny w postaci przekonania, że nie lubi towarzystwa. Człowiek jednak jest istotą społeczną, dlatego potrzebuje kontaktów z ludźmi. Zracjonalizował swoje odczucia i zachowania - unika ludzi, bo lepiej czuje się w samotności, bo ma samotnicze usposobienie, bo parę innych powodów. Niestety, samotność staje się dla niego coraz bardziej uciążliwa. Zazdrości więc tym, którzy spotykają się z ludźmi i czują się z nimi dobrze, zaczyna czuć się pokrzywdzony, bo nie ma tego, co mają inni ludzie. Zamiast przełamać skrępowanie i żyć podobnie jak większość ludzi, niewidomy ten wytworzył mechanizm obronny, który spowodował pogłębienie jego trudności psychicznych.
U osób z uszkodzonym wzrokiem można wyróżnić dwie główne postawy wobec niepełnosprawności i dwa rodzaje teorii, które z nich wynikają.
Ślepota jest drobną niedogodnością, która na nic nie wpływa. Można świetnie żyć będąc niewidomym. Niewidomy wszystko może, a niektóre czynności, niektóre prace wykonuje lepiej niż czynią to osoby widzące. Niewidomi mają szczególne uzdolnienia muzyczne, słuch absolutny, doskonały dotyk, szósty zmysł. Dobrze jest być niewidomym, bo przynajmniej nie musi się oglądać brzydoty świata.
Teorie takie są mechanizmami obronnymi przed ograniczeniami występującymi w życiu codziennym, w życiu społecznym, rodzinnym, w pracy zawodowej, albo z powodu braku zatrudnienia. Ponieważ jednak takie teorie nie usuwają trudności, nawet ich nie łagodzą, nie powodują, że mniej boli uderzenie piszczelem w twardy kant. Nie przyczyniają się też do uzyskania pracy i robienia kariery zawodowej. Tak samo nie eliminują trudności w życiu społecznym. Jeżeli więc trudności nadal istnieją, winien jest ktoś inny, a nie ślepota, bo ona jest tylko drobną niedogodnością. Niewidomy wyznający takie teorie, za swoje niepowodzenia i trudności, odpowiedzialnością obciąża innych ludzi. W rezultacie, mechanizm ten nie łagodzi żadnych trudności. Powoduje natomiast sporo innych, z którymi trzeba sobie radzić przy pomocy kolejnych mechanizmów obronnych w rodzaju kolejnych teorii. Niewidomi są lepsi od ludzi widzących i cierpią za ich grzechy. Niewidomi, ja również, osiągnęliby szczyty ludzkich możliwości, gdyby nie głupie prawo, gdyby nie podli ludzie, gdyby im dano szansę.
Drugą grupą postaw wobec niepełnosprawności i teorii z nich wynikających jest pogląd, że niewidomi nic nie mogą, bo są niewidomi. Gdybym widział, świat stałby przede mną otworem. Ponieważ nie widzę, nie podejmuję żadnych wysiłków, nie mam planów, nie uczę się, z wszystkiego rezygnuję. Niewidomi, którzy tak uważają, usprawiedliwiają swoje lenistwo, bierność, brak ambicji, woli walki z przeszkodami itd. Łatwiej jest pogodzić się z czymś, co jest nieuchronne, za co odpowiada przeklęta ślepota, niż uznać, że jestem leniwy, bez ambicji. Łatwiej jest narzekać na wszystkich i na wszystko, a przede wszystkim na przeklętą ślepotę, niż zmobilizować się do wysiłku, do pracy, do wytrwałych starań w celu podniesienia na wyższy poziom swojej samodzielności itd.
Niewidomy po pijanemu spadł ze schodów, potłukł się i złamał rękę. Winna była ślepota, a nie alkohol. Ociemniałego opuściła żona. Gdyby widział nie doszłoby do rozwodu. Winna jest przeklęta ślepota. Skarżący się ociemniały zapomniał dodać, że bardziej go butelka interesowała niż żona i rodzina.
Niewidomy został dyscyplinarnie zwolniony z pracy, bo złapali go na wynoszeniu narzędzi. Uważał, że to dyskryminacja, że spotkała go krzywda z powodu niepełnosprawności.
Oczywiście, ten mechanizm obronny również niczemu dobremu nie służy. Powoduje natomiast dodatkowe trudności i ograniczenia.
Jeżeli mechanizmy obronne utrudniają lub uniemożliwiają realizację celów życiowych, celów rehabilitacyjnych, jeżeli powodują wycofanie się, rezygnację, bezproduktywne użalanie się nad sobą, wywołują negatywne skutki. Jeżeli natomiast powodują chęć dorównania innym ludziom, upór i konsekwencję w dążeniu do celu, odrzucenie taryfy ulgowej itp. - ich skutki są pozytywne.
Kluczem do zamków wstawianych przez wybujałe mechanizmy obronne może być uświadomienie sobie ich powstawania i działania. Na tej podstawie można poszukiwać sposobów zaradczych. Takimi sposobami mogą być:
- wyznaczanie sobie realnych celów rehabilitacyjnych, zawodowych, osobistych, społecznych i ich realizowanie,
- rozwijanie zainteresowań,
- podjęcie działalności społecznej lub wolontariackiej,
- włączenie się w prace domowe,
- zaangażowanie w życie rodziny,
- przyjęcie jakichś obowiązków i wywiązywanie się z nich,
- amatorska praca twórcza, artystyczna, hobbystyczna.
Istnieje wiele różnych możliwości. Trzeba tylko chcieć z nich korzystać.
Niestety, w niektórych przypadkach nawarstwienie kompleksów i wytworzenie przerośniętych mechanizmów obronnych przerasta możliwości samodzielnego uporania się z wynikającymi z nich trudnościami. Kluczem do tak zatrzaśniętych drzwi może być skorzystanie z pomocy psychologa specjalizującego się w pracy z niewidomymi, psychologa klinicysty albo lekarza psychiatry.
Żargon niewidomych i język pseudospecjalistyczny wspólnie zatrzaskują drzwi
Środowisko niewidomych, jak każde częściowo zamknięte, wytwarza własny żargon, którym się posługują jego członkowie. Wynika to z uwarunkowań psychicznych - w jakiś sposób pomniejsza skutki niepełnosprawności oraz z uwarunkowań społecznych - częste przebywanie w grupie społecznej o podobnych trudnościach.
Niewidomi z konieczności muszą używać określeń, których nie używają inni ludzie. Nikt nie mówi np. "ludzie widzący". Mówi się po prostu "ludzie" i wszystko jasne. W środowisku niewidomych nie jest to jednak tak jasne. Rozmówcy chcą wiedzieć, czy mówią o niewidomych, czy o widzących.
Tak samo bliższego określenia wymaga, np. maszyna do pisania - brajlowska czy zwykła, zegarek - brajlowski, mówiący czy po prostu zegarek, książka, jaka książka - brajlowska, czarnodrukowa czy mówiąca.
Ludzie widzący nie potrzebują takich dodatkowych określeń. Dla nich: maszyna do pisania, książka czy zegarek w samej nazwie zawiera niezbędne informacje. Niewidomym jednak one nie wystarczają.
Nie jest niczym niewłaściwym używanie takich rozróżnień. Mimo to powodują one, że język niewidomych staje się nieco inny od tego, którym posługują się pozostali ludzie.
Gorzej jest, jeżeli niewidomi używają określeń właściwych tylko dla nich. Ludzie widzący, jeżeli nie mają stałych kontaktów z niewidomymi, nie używają określeń: brajlak, brajlaczyna, brajlować, ślepuszek, słabowidz. Bywa tak, że niewidomi używają określeń powszechnie stosowanych, ale w innym znaczeniu. Dla ludzi widzących przewodnik, to osoba oprowadzająca wycieczki po zabytkowych obiektach, prowadząca wycieczki w górach albo przewodnik duchowy. Dla niewidomych przewodnik, to osoba, która ułatwia im poruszanie się po drogach i budynkach. Czasami używają też określenia półprzewodnik, tranzystor. Określenia takie dotyczą osób słabowidzących, które pełnią dla niewidomych funkcję przewodnika. Takie określenia również nie są niczym złym, ale bez potrzeby powodują, że język niewidomych różni się od powszechnie używanego.
Źle jest, jeżeli niewidomi używają określeń, które w jakiś sposób są mało przyjemne dla ludzi widzących. Jeżeli niewidomy mówi, że lektor czy przewodnik jest dla niego jak proteza, albo że jego oko poszło do miasta i on potrzebuje jakiejś drobnej pomocy, może to być odbierane jako przejaw lekceważenia. No i oczywiście, pogłębia różnicę języka, którym posługują się niewidomi i tego ogólnie używanego.
Czasami dla zachowania logiki języka wprowadza się określenia logiczne, ale takie, których nie używają ludzie widzący. Niektórzy niewidomi mówią: słucham książki, słucham filmu - logicznie rzecz ujmując, mają rację, ale ludzie widzący czytają książki i oglądają filmy.
Czasami tyflopedagodzy wprowadzają określenia logiczne, ale brzmiące dziwacznie, np. dalsza i bliższa część kartki. Takim językiem trudno porozumiewać się z ludźmi widzącymi. Dla nich bowiem jest górna i dolna część kartki.
Bywa, że twórcy prawa wprowadzają określenia niekorzystne dla niewidomych. Wprowadzenie do ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych określenia opiekun, zamiast przewodnik, jest przykładem zapewne nieświadomego, ale niefortunnego określenia. Przewodnikiem może być pies i trzynastoletnie dziecko. Tak stanowi prawo, ale praktycznie przewodnikiem może być dziecko znacznie młodsze. Czy jednak dziecko może być opiekunem osoby dorosłej? Oczywiście, że nie. Jeżeli niewidomy musi udać się gdzieś z opiekunem, czuje się jakby był ubezwłasnowolniony.
Najgorsi są jednak "dobrodzieje", którzy chcą pomniejszać skutki niepełnosprawności przez wprowadzanie dziwacznych określeń. W negatywnym sensie, furorę zrobiło określenie "sprawni inaczej". Określenie osoba niepełnosprawna dobrze oddaje istotę rzeczy. Wiadomo, że osoba ta ma jakieś dodatkowe trudności i ograniczenia. Gdyby ich nie miała, nie byłaby osobą niepełnosprawną. Niektórzy lansują określenie "osoba z niepełnosprawnością". Określenie to ma kłaść nacisk na słowo osoba, a nie na niepełnosprawność. Może to i słuszne, jednak nie w każdym przypadku da się zastosować. Trudno byłoby chyba używać określeń: "osoba z niewidomością", "osoba ze ślepotą", "osoba ze słabowidzeniem".
Ciągle pojawiają się nazwy konkursów, wydawnictw itp. w rodzaju: "widzący duszą", "sprawni niepełnosprawni", "Światłownia","głosy z ciemności", "Pochodnia", "Światełko", "Promyczek", "Gwiazda zaranna" i podobne.
Takie określenia nic nie wnoszą oprócz zamieszania terminologicznego.
Od dawna już wiadomo, że nazwy instytucji opiekuńczych dla osób w podeszłym wieku nie powinny nawiązywać do przemijania, do końca czegoś w rodzaju "Dom zachodzącego słońca", "Słoneczne popołudnie", "Ostatni etap". Instytucje te nie powinny znajdować się również w pobliżu cmentarzy, bo to powoduje zwracanie uwagi pensjonariuszy na ich starość, stan zdrowia, czekającą śmierć.
Tak samo nazwy instytucji, wydawnictw, zespołów nie powinny nawiązywać do światła i ciemności. Czas już pożegnać dziewiętnastowieczne teorie rehabilitacji niewidomych i dziewiętnastowieczne metody upoglądowiania problematyki osób niewidomych przejawiającej się w nazwach, o których było nieco wcześniej, albo demonstrowanie broszur z czarną stroną tytułową, której celem było zwrócenie uwagi na ciężki los niewidomych, wyciśnięcie łez i datków.
Kluczem do tych ciągle zamykanych drzwi jest unikanie określeń, które nie są konieczne, a tylko wprowadzają zamieszanie językowe, pojęciowe i dodatkowo odróżniają niewidomych od pozostałych ludzi.
Niektóre niewłaściwe zachowania niewidomych
O znaczeniu wyglądu zewnętrznego i blindyzmów pisałem już wcześniej. Teraz przyszedł czas na kilka innych zachowań, które mogą być przyczyną negatywnych ocen, wyróżniania się negatywnego, zatrzaskiwania drzwi przed niewidomymi.
Całkowicie niewidomi, którzy nigdy nie posługiwali się wzrokiem, nie rozumieją jego natury. Nawet, jeżeli posiądą wiedzę o naturze światła i wzroku, nie zawsze wytwarzają nawyk kontrolowania, czy są obserwowani. Człowiek widzący nie ma żadnego problemu, żeby spojrzeć, ocenić sytuację i wiedzieć, czy jest sam, czy nie.
Zdarzało się, że niewidomy siadł na parapecie okna i zachowywał się tak, jak zachowywać się nie powinien. Nie wiedział, że przez szybę jest doskonale widoczny i obserwowany.
Dwoje niewidomych wyszło na balkon i zachowywali się tak, jakby znajdowali się sami w zamkniętym pokoju.
Z pewnością dosyć drastycznym zachowaniem jest wydłubywanie pokarmu palcem z podprotez przy stole w sanatorium lub na turnusie, czy wyjmowanie przy ludziach sztucznej gałki. Niestety, takie zachowania mogą się zdarzyć. Wynika to właśnie stąd, że niewidomy nie uświadamia sobie faktu, iż jest widoczny, że ludzie widzący nie muszą go dotykać, żeby wiedzieć, jak się zachowuje.
Z tego samego powodu wynikają mniej drastyczne zachowania: dłubanie w nosie, drapanie się tu i tam, wycieranie oczu niezbyt czystą chusteczką, robienie min, odwracanie się w kierunku głośnika zamiast mówcy. Zdarza się, że niewidomy siada zwrócony bokiem do rozmówcy, albo używa głosu tak zwanego radiowego, czyli wypełniającego cały pokój. Nie orientuje się on, gdzie jego rozmówca się znajduje, nie wie czy nie przeszedł w inne miejsce. Chce więc być dobrze słyszany, niezależnie od tego, gdzie znajduje się jego rozmówca.
Nie twierdzę, że takie zachowania są bardzo częstym zjawiskiem wśród niewidomych. Faktem jest jednak, że nie powinno ich być zupełnie. Wynikają one, nie ze złej woli czy świadomej chęci szokowania, ale właśnie z braku świadomości, że wzrok pozwala obserwować z wielkiej odległości. Czasami, jeżeli jest cisza, niewidomemu może się wydawać, że w pobliżu nie ma nikogo. Wzrok jest doskonałym zmysłem. Pozwala kontrolować otoczenie nawet bez udziału świadomości i reagować wtedy, kiedy reakcja jest potrzebna. Niewidomemu bez stałej świadomej samokontroli trudno jest orientować się w otoczeniu i reagować w zależności od potrzeb. Oczywiście, może wypracować właściwe sposoby zachowania, takie które nie będą przykre dla otoczenia. Musi jednak wiedzieć, że w jego życiu występują takie trudności. Musi też wiedzieć, że sam nie zawsze zauważy nieprawidłowości w swoim zachowaniu. Musi dopytywać ludzi widzących. Wiemy, że z własnej inicjatywy nie będą oni mówili o sprawach, które mogą być przykre dla niewidomego. Dlatego inicjatywa do niego należy, bo jemu konsultacje te, opinie i rady są niezbędne.
Kluczami do tych wrót mogą być uświadomienie sobie:
- utrudnionej obserwacji swego zachowania i jego porównywania z zachowaniem innych ludzi,
- szkodliwości zachowań znacznie różniących się od zachowań innych ludzi,
- faktu, że bez pomocy ludzi widzących trudno jest wyeliminować zachowania, które nie są akceptowane w danym środowisku,
- niechęci ludzi widzących zwracania uwagi osobom niewidomych na ich nieodpowiednie zachowania,
- konieczności ciągłego pytania, czy coś w zachowaniu, ubiorze, wyglądzie nie jest w porządku,
- stosowania się do opinii i rad życzliwych osób widzących,
- dobrego uświadomienia i ciągłego przypominania sobie, że ludzie widzący mogą patrzeć i widzieć nawet z daleka, mogą obserwować w każdej chwili, o czym niewidomy nie może wiedzieć.
Jak widzimy istnieją poważne trudności, wiele pozamykanych drzwi, do których trzeba dopasowywać klucze, żeby prawidłowo funkcjonować w społeczności, w której się żyje. Trzeba chcieć drzwi te otwierać samodzielnie, przy pomocy ludzi widzących, a czasami również przy pomocy specjalistów rehabilitacji niewidomych.
Słabowidzący, chociaż ich trudności nie są tak wielkie, chociaż mogą oglądać się w lustrze i kolory dobierać, obserwować ludzi i dostosowywać swoje zachowania do obowiązujących wzorów, również powinni zwracać uwagę na problemy występujące w ich życiu. Większość informacji, uwag i opinii dotyczących niewidomych również do nich się odnosi. Jeżeli więc zechcą przeczytać i zastanowić się nad nimi, z pewnością im to nie zaszkodzi, a pomóc może.
Rozmowa z Elżbietą Narbutt-Eysymontt o tym, jak widać świat, kiedy go już nie widać
Źródło: Polityka numer 51-52 grudzień 2013 r.
Ewa Wilk: - To małe czarne, pilotowate to...
Elżbieta Narbutt-Eysymontt: - ...czytacz kolorów. Pomocny, choć żyje własnym życiem i czasem mówi głupoty. Na przykład: fioletowo-różowo-szare. I bądź tu mądra. Rozpoznaje tylko jednolite. Jeżeli jest melanż, to raz przeczyta, że to czarne, raz, że szare. Przy kratce w ogóle głupieje. Ale przynajmniej nie założysz jednej skarpetki białej, drugiej czarnej. Kiedyś tego nie użyłam przed pewnym przyjęciem. Była zima, pantofle zabrałam w siateczce. Nie dość, że oba lewe, to jeden brązowy, drugi czarny. Przyjęcie spędziłam w kapciach gospodyni.
Czyli człowiek nie widzi, ale ważne, żeby go inni dobrze widzieli?
Nie ma wyjścia. Czasami latam do sąsiadów, żeby mi zweryfikowali czytacza. Druga rzecz pomocna to jest gadający program w komputerze . Nie jest tani. A ja nigdy nie załapuję się na żadną dopłatę. Albo okazuję się za stara, albo mam o groszy za wysoką emeryturę. Ale najważniejsze: mogę pisać. Komputer to czyta literka po literce, potem - całe słowa, linijki. Jestem na poziomie dość prymitywnym, ale to mi wystarcza. Trzecia bezcenna rzecz to gadający program w komórce. Zdarza się, że włożę telefon do kieszeni spodni, coś głupio nacisnę i w towarzystwie, spod stołu, z okolic moich bioder rozlega się: bateria wymaga doładowania. Kocham tę komórkę.
Okropnie szybko gada ta kobieta w telefonie.
Sama sobie przyspieszyłam, bo za każdym razem, gdy sprawdzam godzinę, ona zaczyna, że jest grudzień. Wiem, że jest grudzień, więc niech szybciutko gada.
Długo się człowiek uczy dogadywania z tymi urządzeniami?
Na wszystkich klawiaturach wybrane klawisze oznaczone są wyczuwalną wypukłością. W komórce to piątka. No to wiem, że nad nią jest dwójka, a pod nią ósemka. Na klawiaturze komputerowej zaznaczone są litery j i f; kładę na nich palce wskazujące i wiem, co na prawo, co na lewo. Uczyłam się tego kilka dni.
A alfabet Braille'a?
Nawet nie próbuję. Za późno straciłam wzrok, już nie te palce. Audiobooki to kolejna rzecz nie do przecenienia. Choć czytanie bywa męczące - jedna książka trwa nawet 40 godzin. Więc romansów mi się nie chce, a i wiek mam nie do romansów. Dzienniki natomiast czyta się znakomicie. Całego Mrożka ostatnio przeczytałam. Czytam też prasę, ale źle mi się czyta, jeśli lektor robi sobie z tego teatr, w głosie czuję jego sympatie, antypatie, ironię. Nie chcę tego. Przecież nie jestem taka głupia, żeby ktoś mi podpowiadał, co jest żartem, ironią.
Z listów wymienianych z przyjaciółką powstały już dwie książki. To była duża zabawa. Co jakiś czas piszę też swoje refleksje nad życiem, co to mają być dla potomności. Ale kiedy je drugi raz przeczytam, to mi się wydaje, że potomność nie będzie miała z tego wielkiej pociechy. Jak trzy dni popiszę, to mnie pisanie wciąga. Działa terapeutycznie. W końcu mieszkam sama i nie mam komu na głowę składać swoich złych humorków.
Co jest najtrudniejsze, gdy człowiek ślepnie i zostaje w życiu sam?
Mój mąż był ciężko chory na nowotwór, kiedy moja wada wzroku tak bardzo się rozwinęła, że przestałam widzieć cokolwiek. Nie mieliśmy dzieci. Jak długo żył Jurek i jak długo żył nasz pies (przepraszam, że ich łączę, ale obaj się bardzo kochali, więc nie przeszkodzi to ani jednemu, ani drugiemu), czułam, że muszę koło nich chodzić. Często już po omacku Jurka karmiłam, chciałam mu nieraz wlewać zupę do ucha, ale to robiłam. Potem Jurek odszedł. Z psem wciąż cztery razy dziennie wychodziłam na spacer, bardzo mnie to trzymało w dyscyplinie. Jeśli wyszłam rano, to dlaczego nie w południe, jeśli w południe, to dlaczego nie wieczorem?
W dwa miesiące po śmierci Jurka musiałam uśpić psa. I to był punkt zwrotny. Pozwoliłam sobie nie wychodzić z domu i już przestałam. Odbyłam potem dwa kursy chodzenia z laską. Laska szalenie mi pomaga, bez laski czuję się bardzo źle. Ale musi być obok żywy człowiek. Młodzi uczą się laski szybko, są odważni, ja już nie. Kiedyś rozmawiałam z młodym człowiekiem, który od urodzenia nie widział; z laską poruszał się cudownie, nieomal w biegu wskakiwał do pociągu. On mówi: bo ja nie mam wyobraźni. Ty masz, wielu rzeczom nie wierzysz. Ja wierzę lasce, powiada.
Na czym polega chodzenie z laską?
Idzie człowiek, dziobie z przodu, z boku, z tyłu, co on widzi? Z tyłu nie dziobie. Tylko z przodu. Pokażę, że to nie jest takie głupie dziobanie. Mam ją zawsze przed sobą, pośrodku ciała. Im człowiek chodzi szybciej, tym laska musi być dłuższa. Tu mam mur, kończy się, skręt. Łuki trzeba robić dość duże. Trawnik słychać inaczej, dywan inaczej. Słuch jest bardzo ważny.
A co z gotowaniem?
Staram się mieć jak najmniejszy kontakt z otwartym ogniem. O, tu mam nadpalony kawałek obudowy piecyka, bo mi się zapaliła ścierka, nie wiedziałam, że się pali, poszło. Zupę mogę ugotować, takie proste rzeczy.
Zupa jest trudna !
Skąd! Palce mi się bardzo wyrobiły. Zupełnie przyzwoicie obieram włoszczyznę. Pralki też używam. Mam obliczone: trzy razy pokręcę - syntetyki, sześć razy - wełna.
Bardzo przeszkadza samego siebie nie widzieć?
Dziękuję Bogu! I uważam, że wszyscy moi przyjaciele powinni dziękować - na zawsze są dla mnie młodzi i piękni. Nauczyłam się malować usta. Fluidy na gębę mogę lepiej czy gorzej rozmazać. Przeszkadza mi, że nie mogę pójść do sklepu po ciuchy. Ale dzięki temu oszczędzam.
Telewizję też da się oglądać?
Tak, ale to nie może być western. Oglądam publicystykę, to proste. Oglądam teatr, jeśli nie ma tam za dużo akcji i za dużo osób. Czasami latam do sąsiadów, żeby się dopytać, czy w jakimś serialu Paweł rzucił Halinę, czy odwrotnie.
Czego najbardziej żal już nie widzieć?
Wyrazu twarzy ludzi. Ludzie bardzo dużo mówią miną, a mnie ich miny psu na budę. Stałam się dotykowcem. Muszę kogoś dotknąć, żeby zobaczyć, czy utył. I muszę być dotknięta. Jeśli ktoś mnie przytuli, to wiem, że mnie lubi. Takich potrzeb dotykowych nie miałam przez całe swoje, nawet młode, życie.
Ludzie tego pewnie się nie domyślają?
Nie. Nie domyślają się też, że chcę za wszelką cenę zachować siebie i swoją samodzielność. Że gdy nalewam herbatę, to nie ma co mi wyrywać szklanki. Uczą mnie w moim własnym domu, gdy idę do łazienki: teraz skręć na lewo, tu masz kran, tu wodę spuść. To jest irytujące. Ale najbliżsi pojęli już instrukcję obsługi mnie. Na przykład: gdy idziesz z niewidomym, to on cię trzyma pod rękę, nie na odwrót. Jak jestem odrobineczkę za kimś, to czuję, że wchodzi na schodek, bo jego ręka idzie do góry o ułamek sekundy wcześniej.
Słońca, pejzażu - nie żal tego nie widzieć?
Jasne, że żal. Rzeczy w sklepie żal. Warszawy. Przez te kilka lat powstało tyle nowych budynków. Bardzo lubię, gdy ktoś da się namówić na spacer Nowym Światem. Słyszę ulicę, obstukam ją, czuję. Ale ludzie nie marzą dziś o chodzeniu, chodzą po coś. A ja uwielbiam szybko połazić po nic. Moje pokolenie nie łazi, bo to kolana bolą, to biodra. Młode - nie ma czasu. Najgorsze jest niechodzenie. Pejzaż sobie stworzę. Ktoś mi powie, że łąka, że kwiatki, i nawet ten pejzaż może być dużo ładniejszy w mojej wyobraźni niż w rzeczywistości.
A życie z ludźmi - czegoś tu brakuje?
Niczego. Ale ja się staram. To znaczy ubijam interes. Bo umiem i lubię być sama, ale to jest okropna pułapka, gdy zacznie ci być dobrze samej. Uzależnisz się od głupich seriali. Zdziczejesz. Więc robię próby, wyciągam łapę. Jeśli jakieś przyjaźnie mi się skończyły, to na pewno nie z powodu oczu. Z niektórych się powyrastało, jeden wszedł w dzieci, wnuki, inny w choroby. Zresztą, gdy ktoś z przyjaciół zachoruje, to zanim pójdzie do lekarza, dzwoni do mnie, czyli weterynarza. Przez mój dom przewija się średnio około dziesięciu osób tygodniowo.
Przez rozmowę?
Fakt, bez przerwy kłębią się tu kuzyni, z przyjaciele, sąsiadki.
Po co?
Ludzie robią mi mnóstwo dobrego. A co ja im mogę dać? Czas. Chcę im dawać swój czas. Jeśli chcą do mnie przyjść, to cieszę się, że przychodzą. Sąsiadki - żeby wypić kawę. Niewidomy Daniel, żeby poopowiadać, że znalazł pracę. Kuzyni są na każde zawołanie. Może nie tyle, żeby pójść po chleb, ale naprawić komputer - natychmiast. Bo bez chleba żyć dziś można, bez komputera nie. A często po prostu dzwonią: Ciociu, dawno się nie widzieliśmy. Średnia wieku odwiedzających jest niska.
To wszystko prawdziwi kuzyni?
Niekoniecznie. Jestem ciotką również dla byłych mężów moich ciotecznych bratanic. I dla ich aktualnych sympatii. I dla eksnarzeczonych przyjaciół z pracy. Bardzo mi się to rozrosło. Przychodzą i się otwierają.
Przed niewidomą łatwiej?
Może. Czują się bezpiecznie. Człowiek musi komuś opowiedzieć chociażby to, że go własny mąż złości, bo leży na kanapie z pilotem i nic go nie obchodzi. Może się otwierają, bo umiem słuchać. Pamiętam, co usłyszałam. Może dlatego, że drugi człowiek naprawdę mnie obchodzi. Lubię ludzi. I lubię rozmawiać. Często przyjaciele zapominają, że nie widzę, i bawią mnie zdjęciami dzieci. Nie protestuję. Młodzi mówią, że mi zazdroszczą starszych znajomych. Odpowiadam im: bo wy nie rozmawiacie.
Wszystko jest tematem do rozmowy. Deszcz za oknem też. Ale nie tak: pada, cholera, zapomniałem parasola. Można porozmawiać, że klimat się zmienił, że parasole są coraz tańsze. Nie umieją. Jeżdżą po świecie, a potem opowiadają mi głosem profesjonalnego przewodnika, jak wygląda wieża Eiffla, że ma windy. Wiem, byłam. Chcę wiedzieć, jak wygląda ulica, czy są psy, czy prowadza się je na smyczy, czy są rasowe? Zapytam, to powiedzą. Są zadaniowi. Trzeba im mówić: masz w poniedziałek o szóstej pójść do Marcpolu, kupić mąkę kartoflaną. Kupią, przyniosą. Mnie uczyli: musisz być usłużna i domyślna.
Tego da się człowieka nauczyć?
Od urodzenia trzeba to robić. Młodzi są nauczeni precyzować swoje oczekiwania. I oczekują, że inni sprecyzują swoje.
Ludzie są dziś szczęśliwi?
Strasznie zubożali. Gonitwa za kasą, niepewność pracy, wyścig szczurów... Bardzo wcześnie podsumowują życie. Trzydziestolatki czują się wypalone. Trzydziestopięciolatek płacze, że ten czy tamten jest od niego lepszy, że on nie jest w rezerwie kadrowej i nie będzie szefem, a jak nie będzie szefem, to znaczy, że jest głupi. Nie potrafią sobie postawić granicy: mam mieszkanie, samochód, który jeździ, więc jest OK. "Na Kanarach byłam, na Karaibach jeszcze nie" - sami ze sobą się ścigają. I może dlatego przylatują do mnie, że ja nie patrzę na zegarek. Mnie nic nie goni. Ich ciągle coś gna. To rzutuje na ich relacje domowe. Bardzo łatwo ze sobą zrywają. Jedna z moich ciotek, mądra kobieta, mówiła, że trzeba się rozwodzić dla kogoś, a nie dla czegoś.
Rozwieść się, bo on nie umie śrubki przykręcić?
Następny też czegoś nie będzie umiał.
Za mało ze sobą gadają?
Gdybym nie gadała ze swoim mężem, nie przeżylibyśmy razem 44 lat. A jak milczeliśmy, to też milczeliśmy wspólnie. Dziś w związkach na ogół wymienia się tylko informacje, i to nieumiejętnie. Bo co innego jest powiedzieć: weź zmywak, bo szklanka jest trochę brudna. A co innego: ty nigdy nie umiałeś umyć szklanki. To budzi agresję. Trzeba mieć dystans do samego siebie. Jak ktoś nie widzi, że jest trochę śmiesznym człowieczkiem na tym świecie, to nie zrozumie drugiego.
Może ludziom brakuje dobrego wychowania? Może - dobrego urodzenia?
Mnie jest naprawdę obojętne, kto kogo rodził. Dobre wychowanie to sprawa umowna. Oznacza, że ktoś porusza się w życiu według tego samego kodeksu, tych samych znaków co ja. To tylko tyle: ktoś widzi, że ja - ślepa - chcę zapalić papierosa, więc sięgnie po zapałki i poda mi ogień. Powie dziękuję. Zapyta, czy może wpaść, czy nie przeszkadza? Tu pochodzenie nie ma nic do rzeczy. W genach tych reguł nie ma.
Coś w dzisiejszych obyczajach jest szczególnie drażniące?
Obyczaje przy stole. Jestem nauczona, że zaczynam jedzenie dopiero, gdy pani domu usiądzie. Chyba że powie: zaczynajcie beze mnie. Ale zwykle pani domu miota się po kuchni, pięć osób się zrywa, żeby jej pomóc, w efekcie siedzisz sama nad stygnącymi buraczkami. Drażni grający telewizor, gdy są goście. Przerywanie komuś w rozmowie.
W dobrym wychowaniu mieści się też to, że nie wszystko jest na sprzedaż. Ludzie nie potrafią dziś mówić o uczuciach, ale jak im jest w łóżku z panią X - chętnie i ze szczegółami.
A mądrości życiowej da się człowieka wyuczyć? Na przykład, by gromadzić wspomnienia, a nie rzeczy?
Tak mówiła moja babcia. I słusznie. Mądrość życiową innych ludzi odkrywasz po latach, widząc, że tobie jej zabrakło. Moja mama powtarzała: z baraniny nie zrobisz cielęciny. To o mężczyznach. Oni są tacy, my takie, nie ma co tego zgłębiać, naprawiać. Mężczyznom bardzo trudno jest powiedzieć słowo przepraszam czy uderzyć się w piersi. I nie należy tego oczekiwać. A ja oczekiwałam.
Czy PRzydało się gromadzić dobre wspomnienia, choćby zawodowe?
Ja mam bardzo dobre. Pracowałam przez 15 lat w "Chłopskiej Drodze", piśmie KC PZPR. Naczelnym był Mieczysław Róg-Świostek, moczarowiec, członek Rady Państwa, który podpisał stan wojenny. Więc powinnam myśleć o tym czasie jak najgorzej. A ja się od tego Świostka tyle nauczyłam. Znajomości wsi i dobrych uczuć do ludzi. Jak umarł, to poleciałam ze słonecznikami na jego pogrzeb.
Kiedyś napisałam reportaż, Świostek go przeczytał. Słuchajcie, Elżbieto, powiada, to jest bardzo dobry reportaż, ja wam za to daję nagrodę, ale nie wydrukuję. Pisałam o rolniku pijaku, którego zwierzęta padały z głodu, sąsiedzi opowiadali o nim straszne rzeczy. Wy, Elżbieto, nie znacie wsi, mówi Świostek. On i tak się zapije na śmierć, a sąsiedzi będą kłuli w oczy jego dzieci i wnuki tym, co zostało napisane. Świostek nauczył mnie odpowiedzialności za słowo. Bardzo dobrze wspominam istniejące przez kilka lat "Spotkania". Lubiłam pisać felietony do "Życia Warszawy".
A czas aktywności politycznej Jerzego, czas bycia ministrową to też dobre wspomnienia?
Wtedy polityką zajmowali się ludzie nienauczeni służby państwowej, niejako z łapanki. Mąż powinien był pozostać ekspertem, pewnie byłby wysoko cenionym ekspertem. A tak:sekretarka, samochód służbowy, większe pieniądze. I wszystkie te knucia. Na mnie zaszczyty nie robiły wrażenia - miałam w swojej rodzinie profesorów, ministrów, podczaszych, koniuszych. Jerzy był uczciwy w swoich działaniach. Ale polityka nie jest dla ludzi uczciwych. Strasznie psuje. W roku wystąpił z Porozumienia Centrum, błąkał się, nie mieścił się w partii, zwłaszcza wodzowskiej. Jurek kochał Polskę. Zawsze się podśmiewałam, że nie dane mu było zginąć ani jako orlę lwowskie, bo się jeszcze nie urodził, ani w powstaniu warszawskim, bo wywieziono go do Kazachstanu.
Czy nie lepiej byłoby urodzić się za koniuszych i podczaszych?
Moja rodzina - od pokoleń na Wileńszczyźnie - w kolejnych powstaniach wszystko traciła. Grób rodzinny na Powązkach mamy tylko dlatego, że któremuś z pradziadów skonfiskowali majątek po powstaniu listopadowym i wywieźli go na Sybir. Z Sybiru zwolnili, pozwolili przyjechać do Warszawy, lecz pierwszej nocy w hotelu wariat zatłukł go młotkiem do rozbijania głów cukru. Trzeba go było gdzieś pochować. Ojciec skończył studia w Lige i pracował w przemyśle okrętowym. Ojczym, żołnierz AK, po akcji Burza trafił do obozu w Kałudze, a stamtąd do kompanii karnej. Wrócił do Polski w roku i jako były ziemianin nie mógł dostać pracy w mieście. Organizował stacje hodowli roślin. Siedzieli z mamą na wsi, było im dobrze, aczkolwiek biednie. O co ja mam mieć pretensje do losu?
Co po nich zostało?
Niewiele. Niemcy po powstaniu warszawskim - byłam wtedy dzieckiem - wyrzucili nas z mieszkania jak staliśmy. Ratowało się to, co zmieściło się w torbie. Książka do nabożeństwa, jakieś zdjęcia, listy. Ratowano wspomnienia. Świadectwo maturalne mojej babki z Instytutu Błagorodnych Diewic (Dobrze Urodzonych Panien) w Białymstoku. Listy dziadka Mościckiego z obozu pod Wrocławiem, gdzie go wywieźli po powstaniu warszawskim. Mam to w szufladzie. Prosiłam kuzynów, błagałam, przyjdźcie, posegregujmy, sama tego nie zrobię, bom ślepa. Ciociu, w ciągu pół roku. Guzik. W końcu zapłaciłam znajomemu, żeby mi to zarchiwizował.
Ludzie mówią, że to najgorsze z kalectw stracić wzrok.
A ja sobie życzę, żeby jak najdłużej nie było gorzej. Nie - żebym odzyskała wzrok, nie na pierwszym miejscu. Nauczyłam się z tym żyć. Jest mi dobrze. Osiągnęłam spokojny byt. Nic nie muszę. Nie mam zadań. Nie chcę tylko stracić samodyscypliny. Wstaję, choćby mi się cholernie chciało spać. Teraz rozumiem matkę, którą doglądałam na starość. Chodziło jej o to, żeby mogła sama pójść na targ. By kiedy zobaczy ładne pomidory, to - choć zamierzała gotować koperkową - mogła sobie zrobić pomidorową.
Trudno mi było przyjąć do wiadomości, że w moje imieniny i na wigiliach to już nie ja podaję wina, talerze, sztućce, że robi to za mnie ktoś inny. Lecz już nie pouczam, nie jestem belfrem. Siedzę wśród młodych jak królowa. Na tym polega moja wolność. Mrożek napisał, że on na starość jest w coraz lepszym gatunku. Myślę, że też jestem w coraz lepszym gatunku.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W kuchni mamy do czynienia z różnymi rodzajami mięsa i można do niego podchodzić na wiele sposobów. Jako osoba całkowicie niewidoma wypracowałem sobie schemat postępowania składający się z kilku faz.
Pierwsza faza to wybór odpowiedniego mięsa. Dla niewidomego najwygodniejsze jest mięso bez kości:
wieprzowina - schab, karkówka, polędwiczki, szynka lub łopatka,
wołowina - pręga, karkówka, ligawa, udziec czy polędwica,
drób - piersi, polędwiczki, wątróbka.
Możemy sięgać również - choć rzadziej ze względu na cenę - po dziczyznę, cielęcinę, bądź jakieś egzotyczne rodzaje mięsa.
Druga faza to dokładne określenie w sklepie, jaki rodzaj mięsa nas interesuje i ewentualne pomacanie przez plastikowy woreczek proponowanego kawałka, aby sprawdzić, czy nie jest otłuszczony, nie ma żył lub chrząstek.
Po przyniesieniu mięsa do domu przystępuję do trzeciej fazy, która polega na dokładnym umyciu i ewentualnie odcięciu resztek kości, żył lub chrząstek.
Czwarta faza to przygotowanie stosownej marynaty, wysmarowanie nią mięsa i odłożenie do lodówki, żeby wszystko dobrze się przegryzło, a tym samym nabrało odpowiedniego aromatu, smaku i skruszało. Warto wspomnieć, że marynaty można kupić gotowe lub skomponować samodzielnie odpowiednią miksturę.
Piąta faza - pieczenie mięsa w piekarniku. Jest to wygodne dla osoby niewidomej, a jednocześnie z dietetycznego punktu widzenia ten sposób obróbki zaliczany jest do najzdrowszych.
Pragnę zaznaczyć, że dla wygody umieszczam w lodówce wysmarowane marynatą mięso od razu w brytfance, którą potem wkładam do piekarnika. Czas pieczenia zależy od rodzaju i wagi mięsa. Kilogram karkówki piekę godzinę i 15 min. w temperaturze 180 stopni. Kilogram piersi z indyka godzinę w temperaturze 180 stopni, a kilogram wołowiny pieczeniowej - półtorej godziny, także w temperaturze 180 stopni. Aby nie przegapić czasu pieczenia, ustawiam alarm w telefonie komórkowym.
Szósta faza to wyjęcie mięsa po jego wystygnięciu i pokrojenie na porcje o odpowiedniej grubości. Dla mnie najwygodniejszym sposobem jest pokrojenie mięsa za pomocą maszynki do krojenia chleba. Plastry są wówczas równe i eleganckie.
I ostatnia siódma faza polega na przelaniu z brytfanki do innego garnka - najlepiej przez sito - sosu powstałego w trakcie pieczenia. Sos wymaga odpowiedniego doprawienia i tutaj bardzo przydatne są kostki smakowe mięsne lub grzybowe, gotowe niezbrylające się zasmażki i oczywiście śmietana.
Inne sposoby obróbki mięsa omówię w następnym odcinku.
Na zakończenie podaję własny sposób na przygotowanie marynaty do wołowiny na pieczeń:
3 łyżki oliwy
łyżka musztardy, najlepiej sarepskiej
łyżka octu winnego czerwonego
20 ziaren świeżo zmielonego kolorowego pieprzu.
Marynatą smarujemy ze wszystkich stron mięso i wkładamy do lodówki na 24 godziny. A przed włożeniem do piekarnika mięso obkładamy ćwiartkami kiszonego ogórka, paskami wędzonej słoniny i wcześniej namoczonymi w gorącej wodzie suszonymi grzybami.
·
Źródło: TVN24/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-01-16
Specjalnie zmodyfikowane wirusy, które wstrzyknięto cienką igłą w dno gałki ocznej, znacząco poprawiają wzrok osobom cierpiącym na wrodzoną chorobę, która doprowadza do utraty wzroku.
Rezultaty badań naukowców z szpitala okulistycznego w Oksfordzie zaprezentowano w najnowszym wydaniu renomowanego pisma medycznego "Lancet". Wynika z nich, że terapia przy pomocy wirusa odniosła pożądany skutek.
Kuracja jest przeznaczona dla ludzi cierpiących na wrodzoną formę ślepoty, nazywaną choroideremia. Dotyka ona ok. jednej osoby na 50 tys., głównie mężczyzn. W wyniku błędu w genach, osoby cierpiące na choroideremię w późnym dzieciństwie zaczynają tracić wzrok. Ostatecznie prowadzi to do pełnej ślepoty, ale najczęściej dochodzi do tego dopiero po kilkudziesięciu latach.
Jak tłumaczy Sky News, podczas badań ochotnikom wstrzykiwano w pobliże siatkówki, która w wyniku choroby częściowo obumiera, zmodyfikowany genetycznie wirus. Zarażał on komórki siatkówki i produkował w nich kopię uszkodzonego genu. Prowadziło to do wznowienia produkcji białek, których brak był przyczyną ślepnięcia pacjentów.
Podczas badań ochotnikom "leczono" tylko jedno oko, aby można było wiarygodnie zmierzyć różnicę w jakości widzenia. Okazało się, że efekty były szybkie i nadspodziewanie dobre.
Uczeni nie wiedzą jeszcze, czy efekt leczenia będzie trwały ale jedno jest pewne - utrzymuje się on już dwa lata, czyli od czasu podjęcia terapii.
Po sukcesie pierwszych prób dwa lata temu przeprowadzono drugą turę badań na pacjentach wiosną 2013 roku. Wstrzyknięto im zwiększoną dawkę wirusa. Efekty były równie obiecujące.
Więcej: www.tvn24.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-01-21
Wrocławscy naukowcy wykorzystują niezwykłe właściwości komórek macierzystych, które kilka lat temu odkryli w porożu jeleni. W ciągu trzech lat na rynku pojawią się żele regenerujące uszkodzoną skórę, błonę śluzową jamy ustnej oraz rogówkę oka.
Obecność komórek macierzystych w porożu jeleni odkryli kilka lat temu badacze z wrocławskiej Akademii Medycznej (obecnego Uniwersytetu Medycznego). Jako pierwsi na świecie użyli ich do regeneracji tkanek i udowodnili, że dzięki nim komórki, które naturalnie się starzeją lub uległy uszkodzeniu wskutek choroby, mogą się odbudować i odmłodzić.
Teraz zespół naukowców, koordynowany przez prof. Józefa Nicponia z Katedry Chorób Wewnętrznych z Kliniką Koni, Psów i Kotów Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, rozpoczyna badania dotyczące wyrobów medycznych na bazie tych komórek.
To możliwe dzięki rekordowemu w historii wrocławskiej nauki grantowi badawczemu przyznanemu przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Łączna wartość projektu to 64 mln zł.
Badacze mają 29 miesięcy na ocenę i produkcję wstępnych wyrobów medycznych na bazie tych komórek. Uczelnia współpracuje w tym celu z firmą Stem Cells Spin S.A., która zajmie się produkcją preparatów.
Prof. Nicpoń zapowiada, że w ramach projektu naukowcy będą badać możliwości wykorzystania wspomnianych komórek m.in. w neurologii (regeneracja uszkodzonego rdzenia kręgowego), kardiologii (regeneracja mięśnia sercowego po zawale), położnictwie (poprawa jakości nasienia i skuteczności sztucznej inseminacji) czy gastroenterologii (leczenie owrzodzeń żołądka).
Więcej: gazeta.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-01-22
Dotąd NFZ zwracał pacjentom z wadą wzroku 4 zł za jedno szkło korekcyjne, czyli 8 zł za parę. Teraz wysokość dopłat do okularów dla dorosłych wynosi 35 zł, dzieci dostaną jeszcze więcej.
Dzieci mają prawo do stuprocentowej refundacji co sześć miesięcy. Ich rodzicom NFZ zwróci dwa razy w roku po 50 zł za szkła. Jeśli wada wzroku dziecka przekracza 6,25 dioptrii, refundacja będzie dwa razy wyższa.
W przypadku dorosłych Fundusz dopłaci 35 zł. Pacjent dostanie dwa razy więcej, jeśli wada wzroku przekracza 6 dioptrii. Dorośli mogą starać się o refundację co dwa lata.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2013-12-31
Oparzenia i urazy spowodowane przez petardy, strzelające korki od szampana czy tłuczone szkło to powszechny problem podczas ostrych dyżurów w Sylwestra i Nowy Rok w szpitalach okulistycznych.
Jak mówi okulista z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 5 w Katowicach dr Łukasz Drzyzga, ruch na izbie przyjęć podczas dyżuru sylwestrowego zaczyna się już po godz. 20, osiągając apogeum nad ranem oraz w Nowy Rok. Pacjentów jest co najmniej dwa razy tyle, co w zwykły dzień.
- Mamy do czynienia z najróżniejszymi przypadkami - od błahych, jak zapalenie spojówek, lekkie poparzenia opiłkami petard, po ciężkie poparzenia gałki ocznej, stłuczenia, urazy korkami szampana, tłuczonymi butelkami, szkłem, pobicia, wypadki samochodowe. Przekrój urazów jest właściwie największy spośród wszystkich dni w roku - powiedział specjalista podczas wtorkowej (31 grudnia) konferencji prasowej w Katowicach.
Specyficznymi, choć nie tak rzadkimi pacjentami są elegancko ubrane panie zgłaszające się po pomoc z objawami kłucia, podrażnienia oczu, obrzękniętych powiek.
- Często te panie przyklejały sobie pierwszy raz w życiu sztuczne rzęsy i zrobiły to tak nieumiejętnie, że rzęsy drażnią oko. Również klej od rzęs może wywoływać reakcje alergiczne. Wówczas pacjentki w tych pięknych strojach zamiast spędzać czas na sali balowej, spędzają go z nami na izbie przyjęć - zaznaczył dr Drzyzga.
Dodał: - Jeśli ktoś tego nie sprawdzał wcześniej, nie wyćwiczył umiejętności przyklejania, nie ma sprawdzonego kleju, który nie drażni, to lepiej na noc sylwestrową nie ryzykować. Pacjentka trafia bowiem na stół operacyjny, gdzie staramy się usunąć te rzęsy, jest to zabieg dość długi. Nie są to groźne sytuacje, ale takie, które niestety mogą pokrzyżować plany sylwestrowe.
Jak szacuje dr Drzyzga, ok. 20 - 30 proc. pacjentów trafiających w tym szczególnym okresie na izbę przyjęć ma urazy na tyle poważne, że grożą poważnym pogorszeniem, czy nawet utratą wzroku. Pozostałe, po szybkim i właściwym zaopatrzeniu, rokują dobrze.
- Typowe urazy petardami to poparzenia oka. W konsekwencji może dojść do trwałego zbliznowacenia powierzchni oka i konieczności wtórnych przeszczepów rogówki. Urazy korkami od szampana też nie są rzadkie, grożą pęknięciem gałki ocznej, odwarstwieniem siatkówki, uszkodzeniem rogówki i soczewki - wszystkich struktur gałki ocznej.
- Takie urazy wymagają operacji rekonstrukcyjnych, czasem kilku w ciągu następnych lat, a i tak efekt leczenia może nie dać szansy przywrócenia takiego wzroku, jak przed urazem - ostrzega specjalista.
Źródło: http://www.benchmark.pl/aktualnosci/druk-3d-oko-komorki-slepota-leczenie.html
Data opublikowania: 2013-12-21
Druk 3D to jedna z najprężniej rozwijających się aktualnie dziedzin technologii. Może ona też przynieść największe korzyści, bo cóż jak nie zdrowie jest w życiu najważniejsze. Naukowcy z Uniwersytetu w Camridge poinformowali, że udało im się wydrukować komórki oka, co w przyszłości może realnie pomóc w leczeniu ślepoty.
Naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge wykazali, że komórki zwojowe siatkówki, które przekazują sygnał od oka do mózgu i pomagające w tym procesie komórki glejowe mogą być nadrukowywane warstwowo (jako że siatkówka ma strukturę wielowarstwową) bez ryzyka ich uszkodzenia.
Przeprowadzone na dorosłych szczurach badania zakończyły się naprawdę pomyślnie. Wydrukowane komórki były żywe, zdrowe i bardzo odporne. Bezproblemowo mogły więc być użyte do utworzenia zamienników dla uszkodzonych tkanek oka.
Proces wszczepiania wydrukowanej komórki oka.
"To ważny krok w rozwoju przeszczepów tkanek na potrzeby medycyny regeneracyjnej i może pomóc w wyleczeniu ślepoty" - zapowiadają twórcy. Nowa technologia zadziałać ma między innymi przy zwyrodnieniu plamki żółtej oraz jaskrze, a to dwie spośród najczęstszych przyczyn zaburzeń wzroku.
Co dalej?
Dwie rzeczy - po pierwsze zespół naukowców chce opanować odtworzenie całej siatkówki, a nie tylko kilku jej warstw - wówczas bowiem mogłoby dojść do prawdziwej rewolucji. Po drugie - testy z udziałem ludzi.
Siatkówka to nie jedyny organ, który może być drukowany w 3D i autentycznie przyczynić się do rozwoju medycyny. Jakiś czas temu naukowcy pochwalili się, że udało się wydrukować komórki wątrobowe, które następnie mogą być wykorzystane do badania nowych leków.
Inną ciekawostką jest zapowiedź bioinżynierów, którzy twierdzą, że - choć mogłoby się wydawać, że jest zupełnie inaczej - serce jest jednym z najłatwiejszych organów do wydrukowania. Według naukowców pierwsze pełnosprawne serce z drukarki 3D powstanie w ciągu najbliższej dekady.
Źródło: SlashGear, Dezeen, Wired
***
Powyższa publikacja wzbudziła nasze wątpliwości. Nieprawdopodobne wydały się nam możliwości drukowania tkanek i całych narządów. Dlatego sprawę skonsultowaliśmy z biologiem. Uzyskaliśmy taką oto opinię.
Wydrukowanie pojedynczej funkcjonalnej komórki nie jest możliwe. Natomiast naukowcy, których dokonania zaprezentowano w powyższym artykule, drukują komórkami. Hodują je zapewne w jakimś inkubatorze, a kiedy mają już odpowiednią ilość odpowiednich komórek, (w zamyśle) drukują nimi tkankę.
Trudności w hodowli komórek polegają na tym, że można je hodować bez problemu w pojedynczej warstwie. Jeżeli natomiast hodowla staje się wielowarstwowa, zazwyczaj komórki różnicują się w sposób niekontrolowany. Dlatego tak trudno jest wyhodować całe organy.
Technologia polegająca na drukowaniu może okazać się rewolucyjna. Drukuje się pojedynczymi określonymi warstwami, ale można wydrukować strukturę trójwymiarową, oczywiście w założeniach, bo jak na razie udało się wydrukować kilka warstw, a nie całe oko.
(przypis redakcji "WiM")
Źródło: Charaktery nr 1/2014
Mam pewien problem związany z moim dziewięcioletnim synem. Na ostatniej wywiadówce nauczycielka zwróciła mi uwagę, że Adaś co prawda zawsze pracował nieco wolniej niż inne dzieci, ale ostatnio jeszcze bardziej zwolnił, ma problemy z podzielnością uwagi i szybkim spisywaniem zadań z tablicy. Szczególnie zastanawiająca była dla mnie ta ostatnia uwaga. Porozmawiałam spokojnie z synem i... dowiedziałam się od niego, że po prostu ma problemy z zobaczeniem wszystkich liter, cyfr i zadań zapisanych na tablicy.
Obecnie jest w trzeciej klasie. Od pierwszej klasy nauczycielka sadza Adasia w ławce w ostatnim rzędzie, ponieważ jest jednym z najwyższych uczniów. Klasa jest liczna, więc ostatni rząd jest dość daleko od tablicy. Zastanawiałam się nawet, czy by nie poprosić nauczycielki o inne miejsce dla syna - nieco bliżej tablicy.
Byłam z synem u okulisty, ale ten stwierdził, że Adaś nie potrzebuje jeszcze okularów, przyznał natomiast, że być może takie nadmierne wytężanie wzroku powoduje zmęczenie oczu i ogólną dekoncentrację dziecka. Zalecił chodzenie z synem na spacery do lasu czy parku, by jak najwięcej patrzył na zieleń, a także by mniej czasu spędzał przed komputerem.
Oczywiście staram się zastosować do tych zaleceń, codziennie zabieram syna na spacer do pobliskiego parku, pozwalam mu grać w gry komputerowe tylko w weekend i nie dłużej niż dwie godziny dziennie.
Zastanawiam się, czy są jakieś inne sposoby na usprawnienie i zrelaksowanie wzroku. Może jakieś ćwiczenia mogłabym robić z dzieckiem w domu?
Joanna.
Mikołaj Markiewicz
Szanowna Pani, problem, o którym Pani pisze, jest udziałem tysięcy dzieci zaczynających intensywną naukę w szkole. Nauczycielka Pani syna zwraca uwagę na kilka problemów. Rzeczywiście wolniejsze tempo pracy może być wynikiem szeroko rozumianych trudności z przetwarzaniem informacji wzrokowych. Te trudności mogą manifestować się również w postaci nadpobudliwości, unikania czytania, rozkojarzenia, agresji, czego zazwyczaj nie łączy się ze wzrokiem.
Jak w tej sytuacji można pomóc dziecku?
Trafiła Pani na okulistę, który proponuje działania profilaktyczne. Bardzo to popieram. Moje doświadczenia terapeutyczne pokazują, że jeśli dziecko, któremu zaczyna się psuć wzrok, pozna i polubi choć parę ćwiczeń, to jest szansa, że wada wzroku u niego nie rozwinie się.
Często osoby, które w dzieciństwie miały problemy z czytaniem z tablicy i uczestniczyły w prowadzonych przeze mnie treningach, po latach pojawiają się ze swoimi dziećmi, bo mają one ten sam problem.
Warto ograniczać czas spędzany przed komputerem i intensywne patrzenie na małą odległość. Dla dorastającej młodzieży małoekranowe urządzenia do elektronicznej komunikacji są równie niebezpieczne jak ekran komputera.
Korzystny wpływ na wzrok mają nie tylko spacery po lesie czy parku, ale również codzienne ćwiczenia polegające na patrzeniu przez okno w dal. Proszę zachęcać syna do takiego patrzenia - patrząc przed siebie, bawcie się w wyszukiwanie różnych cech (kształtów, kolorów), a potem zasłaniajcie oczy dłońmi, żeby odpoczęły w ciemności. Masujcie czoło, brwi, skronie. Zwracajcie uwagę na to, co piękne, co zachwyca tak, że chce się patrzeć i sycić wzrok. Gdy patrzenie stanie się dla syna źródłem przyjemności, nauczy się czuć swoje oczy i reagować na ich zmęczenie. To kluczowa umiejętność - równie ważna, jak wykonywanie ćwiczeń.
O swojej metodzie Mikołaj Markiewicz opowiada w rozmowie "Rzuć okiem"
Źródło: Charaktery nr 1/2014
Nasz wzrok nie jest stworzony do pracy z tekstem, czytanie jest dla oczu czymś nienaturalnym, tak samo zresztą jak wpatrywanie się w ekran. Czytanie i praca z komputerem dramatycznie zwiększają ryzyko krótkowzroczności. Na szczęście przemęczonym oczom można w łatwy sposób pomagać. Mikołaj Markiewicz.
Piotr Żak: - Czym jest oko?
Mikołaj Markiewicz: - To bardzo dobre pytanie. W naszej kulturze duże ograniczenia zrozumienia tego, czym jest oko, narzuca opisywanie go jako przyrządu optycznego, zaś związanych z nim problemów - jako uszkodzeń przyrządu. Co szczególnie ważne, takie podejście zakłada, że nasze oczy się nie męczą, bo przecież aparat fotograficzny czy kamera nie może się zmęczyć. Zatem wszystko jedno, ile godzin używamy oczu, one i tak nie mają prawa odmówić współpracy. Takie optyczno -fizyczno-mechaniczne myślenie ma olbrzymie konsekwencje dla profilaktyki wad wzroku, bo tak naprawdę wyklucza ją. Nie ma sensu rozmawiać o środowiskowych czy psychicznych uwarunkowaniach widzenia. Przecież kamera nie będzie gorzej funkcjonować dlatego, że jest burza. A oko będzie. Jego praca jest inna gdy się boimy, jesteśmy zmęczeni, cieszymy się, oglądamy fascynujący film czy jesteśmy znudzeni. Swoją drogą łatwiej chyba powiedzieć, czym oko nie jest, niż czym jest...
Na pewno jest narządem zmysłu wzroku.
- No tak, to oczywiste. Siatkówka dostarcza naszemu mózgowi przeważającą część informacji o otoczeniu. Niektórzy uważają, że nawet 85-90 procent. Pracuje bardzo intensywnie, zresztą już na jej poziomie zaczyna się selekcja informacji. Skoro więc tak jest, skoro oko jest oknem na świat dla mózgu, to nie róbmy z niego aparatu fotograficznego.
Poza tym aparat fotograficzny czy kamera nie ulegają złudzeniom optycznym...
- Rzeczywiście, nie widzimy świata takim, jaki jest. Ale też nie ma jednego obiektywnie wyglądającego świata. Ludzie hodują papużki faliste między innymi dla ich różnorodnych, pięknych kolorów. Ale one same spostrzegają siebie wzajemnie zupełnie inaczej, bo widzą w ultrafiolecie. Dla żmii ta sama papużka to obiekt widziany w podczerwieni, niemający nic wspólnego ani z ludzką, ani z papuzią percepcją.
Który z tych przykładowych trzech światów jest prawdziwy? A czym w ogóle jest kolor?
Fizycznie nie istnieje coś takiego jak kolor. Jest natomiast fala elektromagnetyczna określonej długości, którą mózg interpretuje jako kolor.
Do tego, co i jak widzimy, powinniśmy podchodzić z dużą pokorą. Dla mnie szczególnie wymowne jest widzenie przez nas przestrzeni. Jeśli patrzymy jednym okiem, to otoczenie wydaje nam się pozbawione głębi. To gdzie się ta przestrzeń tworzy? W mózgu, gdy porównuje on i nakłada na siebie obrazy przekazywane przez prawe i lewe oko, a potem projektuje poczucie przestrzeni na rzeczywistość. Nasze widzenie jest więc dosyć umowne.
Myślimy o oku jako jednym z najdelikatniejszych organów. Uważamy, że jego uszkodzenie jest równoznaczne z utratą wzroku...
- Zaprosiłem kiedyś do Polski Sylvię Lakeland, trenerkę widzenia z Brazylii. Jej rodzice byli polskimi zamożnymi Żydami, którzy przed wojną mieli między innymi kamienicę przy placu Zamkowym w Warszawie. Ojciec pracował w banku, ale tak naprawdę wykorzystywał swoją pozycję do działań na rzecz powstania państwa Pakistan. Wiosną 1939 roku wyemigrowali do Indii. Sylvia tam się wychowywała, a potem wraz z rodziną przeprowadziła się do Brazylii.
Już jako dorosła kobieta zachorowała na półpasiec, który spowodował poważne powikłania w oczach. Wcześniej odkleiła się jej siatkówka. W końcu doszło u niej do pourazowej zaćmy, czyli zmętnienia soczewki. Po prostu przestała widzieć. Bardzo trudno było jej się z tym pogodzić. Pewnego dnia ktoś przeczytał jej niewielką książkę Meira Schneidera, Żyda z Ukrainy, który do osiemnastego roku życia nie widział, przeprowadził się do Izraela i tam poznał metodę ćwiczeń wzroku. Zadzwoniła do niego, a on zalecił jej kilka ćwiczeń.
Sylvia ćwiczyła codziennie przez trzy, cztery godziny, ale wzroku nie odzyskała. Była już mocno zniechęcona, aż poszła na rutynowe badania okulistyczne i lekarz powiedział jej, że stan jej oczu jest tak dobry, że można przeprowadzić operację usunięcia zaćmy; wcześniej było to niemożliwe z powodu ich fatalnego stanu. Po siedmiu latach Sylvia odzyskała wzrok.
Dzisiaj raz w tygodniu idzie do parku w Sao Paulo, gdzie mieszka, i przez godzinę czy półtorej ćwiczy wzrok z każdym, kto przyjdzie. Jak kiedyś policzyła, w ciągu roku ćwiczy z około dziesięcioma tysiącami osób. Nie nosi okularów, jeździ samochodem.
Opowiadam to, żeby z jednej strony potwierdzić pana uwagę o tym, jak oko jest delikatne, ale z drugiej - by pokazać, jak zdumiewające są jego możliwości regeneracji.
Musimy dbać o oczy. Troska o nie jest konkretną wiedzą, którą warto przyswoić. Ale też w przypadkach różnych schorzeń można nauczyć się, jak lepiej wykorzystywać te możliwości wzroku, które pozostały.
Jak ważnym zmysłem jest wzrok?
- Najważniejszym. Można to pokazywać na wielu przykładach. Na szkoleniach nieraz zadaję pytanie, jak daleko sięgają różne zmysły. Posmakować możemy to, do czego sięgniemy językiem albo co zdołamy włożyć do ust. A z jakiej odległości wyczuwamy zapachy?
Mieszkam na obrzeżach miasta i czasami dociera w naszą okolicę przykry zapach ze spalarni odpadów w szpitalu. To jest w prostej linii jakieś 5-6 kilometrów.
- Kilka miesięcy temu prowadziłem zajęcia w Bydgoszczy i uczestnicy twierdzili, że wyczuwają woń z fabryki papieru w Świeciu, czyli z odległości około 50 kilometrów. A jak jest ze słuchem?
Bez problemów słyszę odgłosy z centrum miasta, czyli z około 10 kilometrów.
- Ludzie słyszą grzmoty z odległości kilkudziesięciu kilometrów. W literaturze można znaleźć relacje ludzi, którzy słyszeli odgłosy erupcji wulkanów, dochodzące do nich z odległości ponad tysiąca kilometrów. A wzrok?
Wzrok sprawia wrażenie, jakby miał nieograniczony zasięg…
- Bo taki ma. Przecież widzimy gwiazdy odległe od nas o miliony lat świetlnych... Dlaczego człowiek jest tak stworzony, że ma widzieć cały wszechświat? Oto jest pytanie.
Czy współczesna cywilizacja niesie jakieś szczególne zagrożenia dla wzroku?
- Przede wszystkim wzrok nie jest stworzony do pracy z tekstem. Australijski pisarz i podróżnik Bruce Chatwin napisał książkę Pieśń stworzenia. Wiele miejsca poświęcił w niej prezentacji niezwykłej kultury Aborygenów. Twierdzi, że Aborygeni uczyli się długich pieśni i traktowali je jak mapy, to znaczy znając określoną pieśń, byli w stanie dojść z miejsca, w którym byli, miejsca często odległego o tysiące kilometrów, nawet na drugi kraniec kontynentu. Pieśni zawierały wszystkie informacje. To jest przykład na to, że tekst nie jest jedynym skutecznym sposobem kodowania informacji.
Oczywiście wynalazek Gutenberga był wielką rewolucją, bo umożliwił nam gromadzenie informacji. Przestaliśmy zależeć od wiedzy, którą zdobywaliśmy od rodziców, zaczęliśmy się uczyć o rzeczach, których nikt w okolicy wcześniej nie robił i nie znał. Ale jednocześnie czytanie jest dla oczu czymś bardzo nienaturalnym. Oczy ludzkie stworzone są do tego, żeby bez wysiłku dostrzec zawczasu zagrożenie czy jedzenie. Dlatego dobrze, bez wysiłku widzimy na dalsze odległości, kiedy rozluźnione są tak zwane mięśnie rzęskowe, odpowiadające za akomodację. Konieczność patrzenia na coś, co jest bliżej niż pięć metrów, zmusza je do pracy. Czytanie powoduje, że napinają się na dłuższy czas i w efekcie zmienia się długość gałki ocznej. Ostatnio na szkoleniu użyłem takiej metafory: "Wyobraźcie sobie, że przychodzicie do pracy i macie spędzić osiem godzin pod stołem, nie mogąc się wyprostować. Tak samo nienaturalne jest dla waszych oczu wpatrywanie się w ekran czy czytanie". Poza tym w trakcie czytania ruch oczu jest dramatycznie ograniczony, praktycznie do "lewo -prawo -lewo -prawo".
Żyjemy wśród urządzeń, które niemal bez przerwy zmuszają nas do patrzenia z odległości kilkudziesięciu centymetrów. Jakie są największe zagrożenia dla naszych oczu, wynikające z wpatrywania się w wyświetlacze smarfonów czy tabletów?
- Każdy taki gadżet zmusza mięśnie rzęskowe do pracy, a to niesie realne zagrożenie krótkowzrocznością. Polskie badania pokazują, że każde dwie kolejne godziny pracy z komputerem dwukrotnie zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia krótkowzroczności. Czyli jeśli Jaś gra na komputerze dwie godziny, to jest dwa razy bardziej zagrożony wadą wzroku niż Małgosia, która nie lubi siedzieć przy komputerze. Jak gra cztery godziny, to zagrożenie wzrasta czterokrotnie, ale jak sześć, to jest ono już ośmiokrotnie większe. Przyrost jest bowiem geometryczny. Małe gadżety powodują też, że oko się nie rusza.
Jakie są tego konsekwencje dla codziennego życia?
- Oko nie może sprawnie funkcjonować, pojawiają się dramatyczne napięcia mięśni okołogałkowych. To sześć mięśni, które poruszają okiem. Są bardzo mocne, bo oko musi tak funkcjonować, żeby człowiek mógł błyskawicznie przenosić spojrzenie z elementu na element. Więc jeśli te mięśnie są mocno napięte, to mobilność oka staje się mniejsza. Każdy, kto dużo pracuje z komputerem, przestaje wykonywać szerokie ruchy oczami, patrzy tylko przed siebie. Czyli funkcjonalnie pole widzenia zawęża się. Inną nienaturalną cechą tekstu jest to, że do czytania nie używamy w ogóle peryferyjnych części siatkówki. Niech pan wpatruje się przez chwilę w tę literkę, nie poruszając oczami. Ile liter potrafi pan nazwać po jej obu stronach?
- Z prawej cztery, z lewej pięć…
- To tyle, co szerokość palca. Widzi pan ostro tak niewielki fragment, ponieważ za wyraźne widzenie odpowiada mała część siatkówki na wprost źrenicy, zwana plamką żółtą. Dzięki niej wykonujemy to, co wymaga precyzyjnego widzenia: czytamy, wybieramy numer na telefonie, otwieramy drzwi kluczem, wbijamy gwóźdź... Pole widzenia człowieka to co najmniej 180 stopni, a niektórzy specjaliści twierdzą, że nawet 210 stopni. Ale wyraźnie widzimy obszar o szerokości paznokcia. Gdy wpatrujemy się w tak małą powierzchnię, zapominamy o tym, co ją otacza, czyli o peryferiach. To tak, jak patrzeć na świat przez rurkę o średnicy nie większej niż półtora centymetra. Niech pan zasłoni jedno oko i drugim patrzy na ten pokój przez taką rurkę. Gdzie jest krzywy obrazek, gdzie są fiołki afrykańskie, gdzie leży czarna torebka? Nie da się tak patrzeć, to frustruje i męczy. Niemniej tak właśnie patrzymy przez kilkanaście lat edukacji, a potem - jeśli pracujemy z tekstem czy komputerem - kolejne dziesiątki lat życia zawodowego. A według mnie widzenie peryferyjne wyznacza człowiekowi miejsce w świecie, daje mu poczucie bezpieczeństwa na tym świecie, buduje relację ze światem.
To, o czym Pan mówi, stawia na głowie współczesną kulturę, dla której tekst jest niczym powietrze...
- Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie uważam istnienia tekstu za zło, rozpowszechnienie słowa drukowanego przyniosło wielkie korzyści. Moim zdaniem tekst, a właściwie czytanie tekstu jest czymś bardzo trudnym, nienaturalnym dla naszego wzroku. Ograniczajmy zatem czas pracy z tekstem i uczmy się, jak przeciwdziałać zmęczeniu czy wadom oczu. Są proste techniki, dzięki którym można dłużej pracować z komputerem czy z tekstem.
Jakie to techniki?
- Należy robić przerwy, a w ich trakcie patrzeć daleko albo zrobić coś, co odpręża oczy. Poczuć przyjemność z patrzenia i z oczu. To może być masaż, spryskanie wodą w łazience lub zwyczajne zamknięcie albo zasłonięcie oczu. Ważna jest też organizacja pracy. Kiedy mam na przykład trzy telefony do wykonania, to dzwonię trzy razy z rzędu, czy co kwadrans? Gdy rozmawiam przez telefon, to patrzę bez przerwy w papiery, czy patrzę przez okno? A gdy w pracy rozmawiam z koleżanką, która siedzi przy sąsiednim biurku, to patrzę cały czas na nią, czy od czasu do czasu popatrzę, co jest za nią na ścianie i poruszam oczami?
Pracował Pan z dziećmi i dorosłymi, z ludźmi słabowidzącymi i takimi, którzy widzą świetnie. Z jakimi problemami najczęściej borykają się ludzie, którzy się teraz do Pana zgłaszają?
- To są dwa obszary. Pierwszy to ćwiczenia dla osób pracujących z komputerem. Jest na nie naprawdę wielkie zapotrzebowanie. Zmorą takich osób bywają codzienne dolegliwości oczu i zmęczenie, redukujące efektywność pracy. A można bardzo wiele i łatwo zrobić, żeby oczy mniej się męczyły. Drugie wyzwanie to wzrok w szkole. Jeśli nie działa optymalnie, to dziecko nie wykorzystuje swojego potencjału. No i ta epidemia krótkowzroczności. Kilka lat temu przeprowadzono dosyć szerokie badania wśród uczniów klas 4-6 warszawskich podstawówek. Okazało się, że zaledwie 15 procent tych dzieci miało dobry wzrok! Od jakichś 15 lat mówię o tym w Polsce i namawiam kolegów z Europy i obu Ameryk do zajęcia się profilaktyką. Marzę o tym, żeby zacząć badać, czy za pomocą krótkich zabaw prowadzonych przez nauczyciela można ograniczać liczbę krótkowzrocznych dzieci. Taki program z pewnością można opracować. W ciągu ponad 30 lat pracowałem z setkami dzieci, którym po zajęciach wzrok przestawał się pogarszać. Ale jak dotąd nie mam szczęścia - nie zdołałem zainteresować takimi badaniami żadnej poważnej instytucji. Boję się, że te ćwiczenia, techniki, setki zabaw, które znam, że cała moja wiedza i doświadczenie przepadną. I ktoś będzie to musiał od nowa wymyślać. Ale może tak ma być...
Z tego, jak niezwykłym zmysłem jest wzrok, zdałem sobie sprawę, gdy wyprowadziłem się z centrum miasta na obrzeża. Pamiętam swój zachwyt, gdy zobaczyłem niebo - czyste, bez chmur, obsypane gwiazdami. I wtedy sobie uświadomiłem, że mimo wady wzroku jestem w stanie widzieć tak strasznie daleko.
- Tak, wzrok to niesłychany zmysł. Adaptacja do światła i ciemności jest wyjątkowa, takich możliwości przystosowawczych nie ma żaden inny zmysł. Jesteśmy w stanie widzieć nawet pojedyncze fotony. Dlatego troska o wzrok jest czymś absolutnie koniecznym. To jest wyzwanie, które stoi przed nami.
Źródło: wyborcza.pl
Data opublikowania: 2014-01-17
Regularne mierzenie poziomu cukru we krwi to codzienność osób zmagających się z cukrzycą. Być może przykry obowiązek nakłuć glukometrem wyeliminuje kiedyś wynalazek, nad którym pracują naukowcy firmy Google. Zamiast urządzenia sprawdzającego stężenie krwi w kropli pobranej z palca krwi test miałby być przeprowadzony przez naszpikowaną elektroniką soczewkę kontaktową.
Krótką informację o medycznym projekcie prowadzonym w ramach tzw. Google x Projects opublikowano w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu na oficjalnym blogu Google.
Jak napisali w swoim poście Brian Otis oraz Babak Parviz, współzałożyciele projektu, "cukrzyca dotyka jedną na 19 osób na ziemi" , a brak prawidłowej kontroli poziomu cukru we krwi może doprowadzić do poważnych powikłań, w tym uszkodzenia nerek czy wzroku.
"Jeden z naszych znajomych powiedział niedawno, że martwi się o swoją mamę, która straciła przytomność z powodu niskiego poziomu cukru we krwi i tracąc panowanie nad samochodem zjechała z drogi" - wspominają badacze.
Do monitorowania poziomu cukru we krwi można wykorzystywać noszone na ciele urządzenia z podskórnymi czujnikami, które na bieżąco sprawdzają i informują o stężeniu glukozy. Częściej jednak niezbędne badanie przeprowadza się za pomocą glukometru, w którym umieszcza się pasek testowy z kroplą pobranej z opuszka palca krwi - i tak co najmniej kilka razy dziennie.
Tu do akcji mogłaby wkroczyć elektroniczna soczewka opisana przez naukowców z Googlea. Mogłaby ona mierzyć stężenie glukozy nie we krwi, ale we łzach.
Jak napisano na oficjalnym blogu Googlea, soczewka kontaktowa, nad którą pracują naukowcy, miałaby mierzyć stężenie cukru przy wykorzystaniu małego bezprzewodowego chipa i zminiaturyzowanego czujnika glukozy, umieszczonych między dwoma warstwami miękkiego materiału, z którego zbudowana jest soczewka. Testowane prototypy odczytują dane raz na sekundę, a uzyskane informacje są przesyłane bezprzewodowo do urządzenia z wyświetlaczem.
Naukowcy pracują również nad "systemem wczesnego ostrzegania, który można by wmontować w soczewkę - tu testowane są miniaturowe diody LED, które odpowiednim świeceniem informowałyby o zbyt wysokim lub zbyt niskim poziomie cukru.
Otis i Parviz podkreślają, że badania są jeszcze na wczesnym etapie, ale rozpoczęto już rozmowy z amerykańską Agencją ds. Żywności i Leków (FDA) na temat opracowywanej technologii. Podkreślają, "że nie zamierzają rozwijać projektu sami, planują skontaktować się z partnerami, którzy są ekspertami we wprowadzaniu tego typu rozwiązań na rynek".
Serwis Re/Code donosi, że soczewki były już testowane przez kilka osób zamieszkujących okolice San Francisco. Warto dodać, że to nie pierwsze wzmianki o badaniach Babaka Parviza nad możliwymi wykorzystaniami inteligentnych soczewek. Jak przytacza Caleb Garling na blogu technologicznym SFGate.com, przed ponad dwoma laty pisał o ty m.in. The Economist.
Mierzenie poziomu cukru to niejedyne potencjalne zastosowania "inteligentnych" soczewek. Serwis Technology Review pisze np. o soczewce opracowanej przez szwajcarską firmę Sensimed, która pozwalałaby na całodobowe kontrolowanie ciśnienia u osób chorujących na jaskrę.
Źródło: www.wiadomosci24.pl
Data opublikowania: 2014-01-11
Niewidomi chcą obserwować niebo i zgłębiać jego tajemnice. Technologia druku 3D może wydatnie ułatwić przygodę z astronomią. Korzyść odnoszą wszyscy.
Astronomia jest dziedziną uchodzącą za elitarne pole zainteresowań. Takie potoczne wyobrażenie starają się zmieniać profesjonaliści, którzy przekonują o ogólnodostępnym charakterze tej nauki. W XXI wieku znów zaczynamy częściej doceniać jej znaczenie. Kolonizacja Księżyca, podróż na Marsa, odkrywanie planet podobnych do Ziemi i poszukiwanie śladów życia we Wszechświecie, to tylko te bardziej znane i emocjonujące przykłady z pierwszych stron gazet.
Piękno gwiaździstego nieba i jego tajemnice okazują się być co raz bardziej osiągalne również dla osób niewidomych (!). Astronomowie z amerykańskiego Instytutu Teleskopu Kosmicznego (STSI - Space Telescope Science Institute) Carol Christian i Antonella Nota rozwijają niezwykłą innowację. Zaproponowali osobom niewidomym przygodę z astronomią, dzięki wykorzystaniu technologii druku 3D. Przestrzenne modele będące odwzorowaniem fotografii wykonanych przez Kosmiczny Teleskop Hubblea są świetną pomocą naukową dla ociemniałych.
Na tej współpracy zyskują wszyscy. Rozszerza się pole poznawcze w procesach edukacyjnych oraz przełamane zostają kolejne bariery. Astrofotografia w swojej definicji staje się bogatsza na znaczeniu.
W instytucie w Baltimore (Maryland) zapanował zachwyt nad możliwościami jakie niesie z sobą technologia druku trójwymiarowego. Jak mówi Antonella Nota: "To bardzo łatwe, wziąć jakiekolwiek narzędzie lub obiekt, który możesz dokładnie pomierzyć i stworzyć wydruk 3D. Zarazem bardzo trudno jest myśleć o obiekcie astronomicznym o którym wiesz bardzo mało." Taki modelowy Wszechświat na wyciągnięcie ręki to wciąż nieskończona liczba tajemnic.
Nota zwraca przy tym uwagę na niedoskonałość naszych zmysłów. Tak naprawdę postrzegamy świat w dwóch wymiarach, a mózg pozwala jedynie na swoistą iluzję 3D. Zatem wszystkie obiekty będące w przestrzeni kosmicznej obserwujemy w 2D: "Naprawdę ciężko zrozumieć ich strukturę 3D."
jpegNota i Christian mają za sobą już ponad pół roku pracy badawczej. Przyznany grant pozwolił na zakup drukarki 3D i eksperymenty z obrazami Hubblea w ich przestrzennej formie. Pierwszą fotografią od jakiej zaczęli była pięknie prezentowana młoda gromada gwiazd na granicy konstelacji Węża Wodnego i Tukana (półkula południowa). NGC 602 jest bliskim sąsiadem galaktyki Małego Obłoku Magellana. Hubble uwiecznił proces jej powstawania zapoczątkowany zaledwie 5 milionów lat temu. Olśniewający błękit młodych gorących gwiazd wraz z pyłem i gazem tworzy kształt geody*. Przemiana obrazu 2D w namacalną wizualizację 3D była pasmem prób i błędów.
Źródło: dostepnestrony.pl
Niedawno informowaliśmy o opublikowaniu w ramach naszego projektu uzupełnionego podręcznika "Dostępność serwisów internetowych". Z myślą o osobach z dysfunkcją wzroku przygotowaliśmy także jego wersję w standardzie DAISY.
Standard DAISY ma swoje korzenie w Szwecji w połowie lat 90. Powstał z myślą o dyslektykach. Rzecz w tym, że osoby z dysleksją w drukowanych książkach bardzo często widzą jedynie "ścianę tekstu". Zamiast czytać, mogą oczywiście słuchać audiobooków, nie mają jednak w ten sposób kontaktu z rzeczywistym obrazem książki, ortografią itd. Lepiej więc przyswajają książki jednocześnie widząc je i ich słuchając. Standard DAISY znakomicie przyjął się w środowisku osób z dysfunkcją wzroku.
"Książka w standardzie DAISY przygotowana jest w ten sposób, że jej tekst wyświetla się na ekranie lub np. na linijce brajlowskiej i osoba niewidoma może albo tylko ten tekst czytać, albo jednocześnie czytać i słuchać" - tłumaczy Mateusz Ciborowski, audytor techniczny w naszym projekcie, jeden z pierwszych w Polsce propagatorów tworzenia książek w standardzie DAISY.
To w dużej mierze dzięki niemu DAISY stosowany jest w środowisku osób niewidomych tak szeroko - w naszym języku dostępnych jest obecnie ok. 6 tys. książek w tym standardzie. Mateusz Ciborowski przekonał także prowadzących nasz projekt do wydania w DAISY publikacji "Dostępność serwisów internetowych".
"Podręcznik jest wprawdzie kierowany do bardzo szerokiego odbiorcy, ale w moim przekonaniu osoby niewidome, które są świadomymi internautami, czyli chodzą po stronach, nie mogą się na nich do wielu elementów dostać i wiedzą, jak to powinno wyglądać, będą bardziej uświadomioną grupą nacisku na twórców serwisów internetowych" - mówi. Ni to tekst, ni to audiobook.
Nagranie w DAISY jest zsynchronizowane z tekstem. Czym różni się on od np. zwykłego dokumentu tekstowego? Ten ostatni napisany jest wyłącznie "liniowo", tzn. jest tekst, na dole stron są przypisy i tyle. Natomiast książka w DAISY pozwala na lepszą nawigację dzięki dokładnemu oznaczeniu takich elementów, jak rozdziały, strony, przypisy.
"Jeśli dla przykładu w książkach naukowych wiemy, o co chodzi w tekście, a chcemy się zorientować jedynie w tym, z jakich źródeł czerpał autor, w standardzie DAISY możemy przeglądać tylko przypisy" - mówi Mateusz Ciborowski.
Osoba widząca jest w stanie wzrokiem selekcjonować elementy, które chce czytać. Zadaniem DAISY jest umożliwienie tego samego osobom niewidomym i innym, mającym kłopot z książką papierową.
Nagranie DAISY różni się z kolei od zwykłego audiobooka
"Audiobooków słuchamy "ciurkiem", tak jak wydawca je wydał, czyli po plikach albo przynajmniej po rozdziałach" - mówi Mateusz Ciborowski. - "Natomiast dobra struktura książki w standardzie DAISY, gdzie mamy rozdziały, dobrze poindeksowane śródtytuły, strony, pozwala w książce audio np. skakać po stronach. Jest to uznany standard dla osób niewidomych na całym świecie i najnowsze DAISY jest zgodne z EPUB 3, czyli formatem e-booków."
W standardzie DAISY opisane są też ilustracje, o ile mają one znaczenie dla odbioru książki. Nie ma więc sensu informować, że puste miejsce na końcu strony "zapycha" kwiatek. Co innego, jeśli jest to książka przyrodnicza, wówczas informacja o kwiatku jest niezbędna. Mało tego, ważne zdjęcia i ilustracje powinny być odpowiednio opisane, czytelnik musi wiedzieć, co się na nich znajduje, trochę na zasadzie opisu grafik w serwisach internetowych. Do zaleceń tych zastosowano się także w podręczniku "Dostępność serwisów internetowych", lektor czyta także całą zaprezentowaną w nim tabelę zgodności z rozporządzeniem Rady Ministrów z 12 kwietnia 2012 r.
Dlaczego jednak wspominamy o opisywaniu kwiatków? W końcu DAISY to po angielsku stokrotka.
PAP
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-20, 10.34
15 filmów wyprodukowanych w łódzkim Se-ma-forze oraz 13 odcinków, czyli cała pierwsza seria, serialu dla dzieci "Parauszek i Przyjaciele" zostało opracowanych w wersji dla osób niewidomych i niedowidzących.
Pierwszy trzydniowy cykl pokazów tych filmów poddanych audiodeskrypcji odbędzie się w dniach 24-26 stycznia w kinie przy Se-ma-for Muzeum Animacji w Łodzi. Pokazy są elementem projektu "Oko i ucho. Przegląd filmów animowanych i dokumentalnych z audiodeskrypcją".
- To pierwszy w Polsce tak szeroko zakrojony projekt uwzględniający audiodeskrypcję filmu animowanego, począwszy od historii animacji, poprzez artystyczne krótkie metraże aż po najnowsze produkcje dla dzieci - poinformowała PAP rzeczniczka Se-ma-fora Marta Mękarska.
Projekt realizowany jest w partnerstwie z Fundacją Audiodeskrypcja, która od kilku lat popularyzuje tę formę odbioru sztuki przez osoby niewidome nie tylko poprzez seanse kinowe, ale również spektakle teatralne czy wystawy prac plastycznych.
Od marca do września ub. roku trwało przygotowanie skryptów, na podstawie których dokonano nagrań w studiu dźwiękowym łódzkiego studia. W sumie procesowi audiodeskrypcji poddano 15 filmów wyprodukowanych w Se-ma-forze oraz 13 odcinków "Parauszka i Przyjaciół". W nagraniach wzięli udział aktorzy: Patryk Steczek, Masza Steczek, Wojciech Poradowski, Michał Staszczak i Jacek Łuczak.
Zapomnieć, że się nie widzi
Według wiceprezes Fundacji Barbary Szymańskiej audiodeskrypcje zostały stworzone tak, by widz niewidomy mógł zapomnieć, że słucha, a obrazy automatycznie pojawiały się w jego wyobraźni.
- Jest to możliwe zarówno dzięki odpowiedniej kompozycji treści samej audiodeskrypcji, którą tworzyliśmy z osobami na stałe współpracującymi z Fundacją, jak i nagraniom i odpowiedniej synchronizacji z dźwiękiem w filmie - wyjaśniła Szymańska.
Jak dodała, realizacja projektu przyczyniła się również do rozwoju samego procesu, a praca z realizatorem Piotrem Kubiakiem pozwoliła wdrożyć i wypracować innowacyjne rozwiązania audiodeskrypcji.
- Wtopienie jej w ścieżkę dźwiękową filmu, tak by współgrała z muzyką i efektami dźwiękowymi, ale również była głośniejsza w chwili zbliżeń kadru i nieco wyciszała się w miarę oddalania, ukazywała repetycje ujęć poprzez automatyczne powtórzenia tej samej frazy, to godziny wymagającej pracy w studiu nagrań Se-ma-fora" - przyznała Szymańska, która jako specjalista i osoba niewidoma także brała udział w nagraniach.
Pierwsze animacje poklatkowe i Zajączek Parauszek
Podczas cyklu pokazów w Se-ma-for Muzeum Animacji filmy zostaną podzielone na tematyczne bloki. Obok klasyków animacji lalkowej dla dorosłych takich jak "Danny Boy" czy "Ichthys" będzie można zobaczyć i usłyszeć "Maskę" Braci Quay oraz reportaż z elementami animacji. Pojawią się też rzadko prezentowane pierwsze na świecie animacje poklatkowe z początków XX wieku autorstwa Władysława Starewicza.
Niewidome i niedowidzące dzieci po raz pierwszy będą miały szansę poznać postać Zajączka Parauszka. W projekcjach mogą też wziąć udział pełnosprawni widzowie, ponieważ audiodeskrypcja odsłuchiwana jest poprzez słuchawki. Udział w pokazach jest bezpłatny.
W studiu dźwiękowym Se-ma-fora trwają nagrania kolejnych filmów. Projekt "Oko i ucho. Przegląd filmów animowanych i dokumentalnych z audiodeskrypcją" o wartości ponad 50 tys. zł, dofinansował Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Źródło: Informacja organizatora
W ramach projektu Enable Network of ICT supported Learning for Disabled People (Sieć Enable - technologie informacyjne i komunikacyjne wspierające edukację osób niepełnosprawnych) współfinansowanego przez program "Uczenie się przez całe życie" agencji Grundtviga, zostaną przyznane 3 nagrody:
A - osoba niepełnosprawna wspierająca za pomocą technologii informacyjnych i komunikacyjnych uczenie się dorosłych osób niepełnosprawnych,
B - nauczyciel używający technologii ICT w innowacyjny sposób we wspieraniu uczenia się dorosłych osób niepełnosprawnych,
C - twórca nowych narzędzi ICT wspierających niepełnosprawnych uczniów.
Anglojęzyczny formularz zgłoszeniowy na stronie:
http://enable-polska.blogspot.com/
Zgłoszenia można nadsyłać do końca marca.
Ten projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej.
Projekt lub publikacja odzwierciedlają jedynie stanowisko ich autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za umieszczoną w nich zawartość merytoryczną.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
S.K. - Rozstał się Pan z kolejnym pracodawcą, tym razem z lakiernikiem. No i co nowego Pan wymyślił?
H.L. - Kolejną pracę znalazłem sobie w ciągu dwóch dni. Ponownie przydatni okazali się koledzy krótkofalowcy. Jeden z nich okazał się dyrektorem szkoły, który właśnie poszukiwał nauczyciela specjalisty informatyka. Była to szkoła pomaturalna ucząca techników informatyków. W trakcie roku szkolnego okazało się, że będę miał mniej godzin lekcyjnych, bo kolejny zimowy nabór do szkoły okazał się mało owocny i gwałtownie zmniejszyła się liczba słuchaczy.
S.K . - To Pańskich doświadczeń może wystarczyć dla kilku osób!
H.L. - Już, już za chwile koniec tej opowieści. W szkole pomaturalnej zaczęło się robić nieciekawie, ale na horyzoncie miałem już coś innego. Do mojego znajomego, wówczas emerytowanego pracownika uniwersytetu, zadzwonił właśnie powołany pełnomocnik do spraw studentów niepełnosprawnych na UAM. Szukał informacji, w jaki sposób można pomóc niewidomym, a Przemek Kiszkowski był przecież niewidomy i powszechnie znany. Naturalnym było zacząć takie poszukiwania właśnie od tej osoby. Przypadkowo akurat rozmawiałem wówczas ze znajomym emerytowanym niewidomym fizykiem, który przekazał mi te wieści. Właściwie to chciał się ze mną skonsultować i dowiedzieć się, co tak naprawdę warto polecić uczelni. Wolałem tę wiedzę przekazać jednak osobiście. Poszukałem kontaktu do pełnomocnika i zacząłem bywać w jego biurze, konsultować zakupy dla uniwersytetu, mimo że nie byłem pracownikiem. Organizowałem też pokazy, przynosząc często na nie własny sprzęt na przykład powiększalnik. Trwało to prawie dwa lata. W międzyczasie pracowałem jeszcze w prywatnej szkole pomaturalnej kształcącej techników informatyków. Oj, dziwna to była szkoła, ale może mniejsza z nią!
W dniu 12 grudnia 2005 roku zostałem zatrudniony na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. I tak to się mniej więcej zamyka od grudnia do grudnia. Myślę, że pech 13-tego udało mi się pokonać i już na dłużej zagrzeję miejsce na tej uczelni.
Wiem jednak z doświadczenia, że okresy stabilności w pracy należy wykorzystać do poszukania następnej pracy lub podnoszenia kwalifikacji. Coś więc w tym kierunku jeszcze robię. To trochę odmienne zajęcie - marketing sieciowy lub wielopoziomowy - tak to się nazywa. Można tym się zająć niezależnie od innych zajęć. Samo określenie nic nie znaczy dokładnie tak samo jak telepraca, która jest szeroko promowana w środowisku niewidomych.
S.K. - Właśnie, cóż to takiego?
H.L. - Jest to tylko metoda pewnego postępowania. Liczy się produkt. A ten jest rewelacyjny. Tak przekonałem się o tym. Jestem zbyt dużym sceptykiem, abym mógł komuś coś polecać bez wnikliwego zweryfikowania. Produkt o działaniu zdrowotnym. O pozytywnym działaniu na zdrowie kieliszka czerwonego wina pewnie Pan słyszał. No to jest coś, co może zastąpić to wino, i nie tylko wino zresztą, a nie ma w sobie nic alkoholu czy innych nieprzyjemnych substancji. Jest to sama natura! Odczuwam pozytywne skutki jego stosowania nieco lepiej widząc. Nie o tym produkcie chcę jednak mówić, a o pewnym zdarzeniu podczas jednych ze szkoleń, w których uczestniczyłem. Słucham pilnie i nagrywam, abym niczego nie uronił. W pewnym momencie orientuję się, że ja już to gdzieś przecież słyszałem. Gdzie? Przecież na takim szkoleniu jestem po raz pierwszy. I nagle przychodzi olśnienie. Tak, ja to wszystko już słyszałem wcześniej na obozach sportowo-rehabilitacyjnych dla młodzieży organizowanych przez PZN. Tam też przecież mówili, że sukces zależy ode mnie. To ja muszę mieć odpowiedni stosunek do świata. Nie mogłem tego wówczas, na tych obozach zrozumieć, przecież widzenie nie poprawi mi się, gdy zmienię swoje nastawienie psychiczne. Nie będzie lepiej się żyło, gdy zmienię swój stosunek do świata. No i dzięki marketingowcom sieciowym zrozumiałem to, co mówiono mi w młodości.
S.K. - Obecnie nie pracuje Pan w wyuczonym zawodzie, dlaczego tak się dzieje?
H.L. Myślę, że już poprzednio odpowiedziałem na to pytanie! Faktycznie nie pracuję w swoim zawodzie, bo jest ich kilka, a jednym z nich to dziewiarstwo. Ale co znaczy pracować w wyuczonym zawodzie? Obecnie robię to, co kiedyś mi się marzyło, gdyż wcześniej nie było takich możliwości. Nikt nie myślał o wspieraniu niepełnosprawnych na uczelni, nie było takiego stanowiska. Wszystko musiało niejako dojrzeć. Konieczne było zdobycie różnych doświadczeń zawodowych, które dziś się przydają. Czasem niezbędne jest doświadczenie w pracy tak prostej, jak produkcja pędzelków. Bywają przecież momenty, na przykład podczas skanowania książek, gdy moja obecna praca niewiele różni się od prostych fizycznych czynności.
S.K. - Pracuje Pan na Uniwersytecie w pracowni tyfloinformatycznej. Praca ta nie odpowiada ukończonemu kierunkowi studiów. Czy zdobył Pan jakieś dodatkowe kwalifikacje? Jeżeli tak, jakie i gdzie?
H.L. - Jak już wspominałem, przygodę ze studiowaniem zacząłem od fizyki. Studia te trochę były rozciągnięte w czasie i odbywały się ze sporymi trudnościami. Mówiłem już o tym. Postanowiłem sobie, że już nigdy więcej! No i któregoś dnia, pracując jako nauczyciel informatyki w szkole, dowiedziałem się, że są zaoczne studia informatyczne. Nawet ktoś z rodziny się na nie wybierał. Zdecydowałem się w ostatniej chwili sądząc, że mógłbym liczyć na jakąś pomoc - co rodzina, to rodzina. Poszedłem na egzamin i zostałem przyjęty. Przyjęty jako jedyny przedstawiciel naszej rodziny. Były to studia w systemie zaocznym. Bardzo intensywny czas mojego życia, bo przez 3 lata studiów licencjackich zajęte miałem wszystkie soboty i niedziele.
Potem podczas studiów magisterskich, na które trzeba było ponownie zdawać egzamin wstępny, było nieco łatwiej, bo zjazdy odbywały się w co drugi weekend. Studia te, jak to mówiono uzupełniające, trwały również 3 lata. Razem 6 lat, jak na medycynie, aby uzyskać tytuł magistra informatyki. Było to na przełomie wieków, a nawet tysiącleci. Pod względem technologicznym było już zdecydowanie łatwiej. A i prowadzący zajęcia oraz, co najważniejsze, koleżanki i koledzy sensowniejsi. Wszystkim zależało bardziej na zdobyciu konkretnych umiejętności niż na imprezach studenckich. Młodzi szli na studia po wiedzę, a nie aby uciec od wojska, jak to ongiś bywało. No i z ksero można było dowolnie korzystać!
S.K. - Informatyka, jak się wydaje, nie należy do najłatwiejszych kierunków studiów. Jak Pan sobie radził?
H.L. - Nagrywałem wykłady na malutki jeszcze wówczas kasetowy dyktafon. Pod powiększalnik, już taki nowoczesny zakupiony dzięki jednemu z pierwszych programów PFRONowskich, wędrowały notatki, które robiła koleżanka, oczywiście, odbite na ksero. Cały rok z nich korzystałem, bo precyzyjnie i wyraźnie pisała. No, ale oprócz notatek miałem jeszcze wszelkie komentarze nagrane na taśmie. Chwalę sobie ten system studiów zaocznych. Mimo że trzeba było uczyć się popołudniami, po pracy w szkole, mogłem najpierw nieco odpocząć, a potem przygotować się do zajęć na uczelni. Z moich doświadczeń wynika, że system studiowania zaocznego jest dla niepełnosprawnych chyba korzystniejszy. No, ale nie chciałbym nikomu udzielać dobrych rad.
S.K. - To koniec Pańskiej nauki?
H.L. - Nie, pracując już na uniwersytecie dowiedziałem się o studiach podyplomowych z tyflopedagogiki. Tym razem była to inna uczelnia - Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu a zajęcia w większości odbywały się w szkole dla niewidomych w Owińskach.
S.K. To i pedagogikę specjalną Pan zaliczył?
H.L. - Tak, czyli w pewnym sensie jestem również absolwentem i tej szkoły, czyli szkoły dla niewidomych w Owińskach! Wybrałem się na te studia, gdyż chciałem mieć ugruntowaną, usystematyzowaną, a przede wszystkim udokumentowaną wiedzę dotyczącą niewidomych. Były to inne studia od moich poprzednich. Trochę brakowało w tym wszystkim czegoś, do czego jestem przyzwyczajony z poprzednich studiów. W naukach ścisłych najpierw podaje się definicje, potem twierdzenia, które trzeba pokazać, że są prawdziwe. Trzeba przeprowadzić dowód. Nie jest to takie straszne, jak by się wydawało. Po tych ostatnich studiach, i wynika to również z innych obserwacji, mam wrażenie, że humaniści mają wpajane zdecydowanie odmienne podejście do świata.
S.K. - Jak to należy rozumieć?
H.L. - Zaraz wytłumaczę! Bardzo mi się przydaje to w pracy z niepełnosprawnymi i w życiu jako osoba niepełnosprawna. Na fizyce dowiedziałem się, że tak naprawdę nie można niczego zmierzyć dokładnie. Wszystko jest obarczone jakimś błędem. Nie można też dosięgnąć najmniejszego wymiaru jak i największego, dotrzeć do najmniejszych składników materii czy krańców wszechświata.
Na informatyce dowiedziałem się, że nie można wszystkiego obliczyć. Takie wydawałoby się banalne zadanie, jak ułożenie planu zajęć w szkole, w której jest kilkanaście izb klasowych i klas, zajmuje komputerowi nie tysiące, ale miliardy lat. Przyspieszanie procesora nic tu nie daje! Problem tkwi w metodzie obliczeń. W algorytmie. Rzecz w tym, że innego dla komputerów nie da się wymyśleć.
S.K. - Taka rzetelna wiedza o ograniczeniach naprawdę jest przydatna.
H.L. - Tak, to właśnie chciałem powiedzieć.
Dodam jeszcze, że podczas studiów tyflopedagogicznych zacząłem się uczyć brajla. Było to w programie studiów. Jednak nauka ta była szersza, niż samo poznawanie liter i znaków pisarskich. Dowiedziałem się, że istnieją specjalne metody i ćwiczenia uwrażliwiania dotyku, o których poprzednio nikt nawet nie wspomniał. Oczywiście, że nie jestem wprawnym brajlistą, bo ciągle przecież posługuję się wzrokiem, korzystając ze wszystkich możliwych metod powiększania. Przeczytam jednak wyraźne pismo punktowe i muszę przyznać, że czasami sprawia mi to przyjemność.
S.K. - Proszę, kto by pomyślał - osoba słabowidząca i brajl...
H.L. - A jednak... I jeszcze o jednej rzeczy warto wspomnieć, którą zrobiłem podczas tych studiów. Przeczytałem książkę o historii ruchu niewidomych w Polsce. O wielu wspominanych tam postaciach, oczywiście, słyszałem wcześniej. Jest to ciekawie napisana, usystematyzowana wiedza. Parę godzin, które na to poświęciłem, nie uważam za stracone.
S.K. - Czy mówi Pan o "Historii ruchu niewidomych w Polsce" pióra Ewy Grodeckiej?
H.L. - Tak. To ten tytuł!
S.K. - Co Panu podobało się w tej książce?
H.L. - Najbardziej mnie uderzyło w tej lekturze to, jaką wielką wagę przywiązywali opisani tam działacze z okresu międzywojennego oraz lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych do pracy niewidomych. Właściwie była to najistotniejsza sprawa. Tak, takie wrażenie odniosłem po tej lekturze. Nie wiem, czy obecnie jest to aż tak istotne. Oczywiście, problem zatrudnienia niewidomych jest bardzo ważny, ale nie wiem, czy jest traktowany w taki sposób, na jaki zasługuje.
Wolałbym się w tej sprawie mylić, bo jest to naprawdę bardzo poważny problem. Mam jednak takie oto dwa doświadczenia. Uczestniczyłem kiedyś w szkoleniu zorganizowanym przez PZN dla instruktorów doradców, których zadaniem miało być wspomaganie niewidomych w poszukiwaniu pracy. Wydawało mi się, że ze swoimi doświadczeniami zawodowymi i wiedzą przekazaną na tym kursie byłbym dobrym doradcą. Obecnie, aby parać się takim zajęciem trzeba ukończyć specjalne studia. Wówczas na początku lat dziewięćdziesiątych takich studiów nie było. Organizowano kursy, na których było całkiem sporo materiału - kilkadziesiąt godzin zajęć. Trwało to przez kilka dni, a może cały tydzień w ośrodku w Bydgoszczy. Były jakieś koszty tej imprezy, bo kilkanaście osób jadło i spało w ośrodku. Trzeba było przecież jeszcze opłacić instruktorów. Z Poznania było nas dwóch. Związek wydał na to szkolenie sporo pieniędzy, pewnie rozliczanych na szczeblu centralnym. Potem na szczeblu lokalnym nikt nie był zainteresowany skorzystaniem z wiedzy, jaką tam zdobyliśmy. Oczywiście, zarówno kolega, jak i ja pracujemy - ten kurs wpisałem już dawno w swoje CV. Być może pomógł mi uzyskać zatrudnienie na przykład na uniwersytecie. Są to bardzo dawne wydarzenia i może nie warto by o nich wspominać, gdyby nie pewne spotkanie kilka lat temu dotyczące zatrudnienia. Mówiono na nim, że trzeba, że powinno się, że należy. Gdy już tego wszystkiego wysłuchałem, przypomniałem pracownikom PZN, którzy to mówili, że już na takim kursie byłem dawno temu. Znowu ktoś wpadł na identyczny pomysł. Pewnie rezultaty były podobne, czyli żadne.
No i drugie zdarzenie, stosunkowo niedawne. Dzwonią do mnie z biura okręgu. Pani coś mówi o jakimś kursie wspierającym poszukujących pracy. Pytam więc, w jakim charakterze miałbym w nim uczestniczyć. A ona na to roztacza kolejne zalety tego szkolenia mówiąc, że obsługa komputera będzie. Po raz kolejny zapytałem, w jakim charakterze miałbym uczestniczyć. Usłyszałem znowu o zaletach tego szkolenia. Ponawiam pytanie, w jakim charakterze. Przez chwilę myślałem, że dostanę propozycję prowadzenia szkolenia komputerowego. W końcu dowiedziałem się, że proponują mi uczestnictwo w szkoleniu jako osobie poszukującej pracy. Grzecznie podziękowałem mówiąc, że pracę przecież mam, a komputerami zajmuję się zawodowo i mógłbym taki kurs poprowadzić.
S.K. - To chyba jedna z naszych większych bolączek - szkolić, szkolić, szkolić i nie pytać, w jakim celu.
H.L. - Obawiam się, że tak właśnie jest. Oczywiście, mógł to być tak zwany wypadek przy pracy. Jakaś nowa pracownica znalazła numer do mnie i bezkrytycznie zadzwoniła. Jednak mam wrażenie, że od dawna robi się tak, że najpierw jest organizowane jakieś szkolenie, a potem szuka się na siłę uczestników tego wydarzenia. Zawsze tak było, a powinno być odwrotnie. Mamy konkretną osobę, a następnie szukamy dla niej rozwiązań. Boję się, że w tych wszelkiego rodzaju kursach i szkoleniach pomagających w zdobyciu pracy, uczestniczą nieustannie te same osoby. Napływają do mnie nawet takie głosy. Mam pracę, bo chyba nauczyłem się sam jej szukać!
Kończąc jednak ten wątek chciałbym dodać, że problemy ze zdobyciem pracy dotyczą obecnie przecież nie tylko niewidomych. Mam kilkoro bliskich znajomych, którzy w pewnym momencie życia z różnych powodów utracili zatrudnienie i teraz, mimo że są osobami pełnosprawnymi, nie mogą zdobyć etatowego zajęcia. Tak, moi rówieśnicy roznoszą ulotki lub przeprowadzają ankiety i nie mogą sobie pozwolić nawet na wyjazd wakacyjny. Mam wrażenie, że niewidomi czasami intensywniej korzystają z życia i jeżdżą po świecie więcej niż pełnosprawne osoby, których na to nie stać.
S.K. - Proszę opowiedzieć naszym Czytelnikom o wykonywanej pracy. Czym się Pan zajmuje? Czy jest to trudna praca dla osoby słabowidzącej? Jakie techniki pracy Pan stosuje? Co Panu utrudnia wykonywanie pracy, a co ułatwia?
H.L. - Jak już wspominałem, pracuję od kilku lat na uniwersytecie na stanowisku specjalisty do spraw sprzętu i oprogramowania wspomagającego osoby niepełnosprawne z uszkodzeniem narządu wzroku. Tak właśnie nazywa się moje stanowisko pracy. Podobno jest to najdłuższa nazwa stanowiska pracy na całym uniwersytecie. Określa ona dość dobrze to, czym mam się zajmować. Jest też zakres obowiązków zajmujący kilka stron maszynopisu. Sam go napisałem, bo niby kto miałby to zrobić, skoro wcześniej nie było takiego stanowiska na UAM. Rektor podpisał i oto jestem. Staram się pracować tak, jak pojmuję swoje zadania, które sam określiłem.
Moim zadaniem jest wspieranie studentów niepełnosprawnych wzrokowo przy wykorzystywaniu nowoczesnej technologii. Czasami jednak nie o technologię chodzi, a o podpowiedzenie, w jaki sposób trafić do danego punktu miasta albo o inną, równie prozaiczną pomoc. Znam Poznań dość dobrze, więc i w tej dziedzinie staram się być pomocnym. W rozmowach z młodymi ludźmi staram się naśladować Przemka Kiszkowskiego, ale do ideału jeszcze naprawdę mi daleko.
Po raz pierwszy w całej mojej karierze zawodowej mam teraz w pełni oprzyrządowane stanowisko pracy. Cóż, gdybym nie miał - mógłbym mieć pretensje jedynie do siebie, bo przecież to ja jestem odpowiedzialny za sprzęt dla niewidomych i słabowidzących.
Czasami pomagam również pełnosprawnym studentom w zdobyciu wiedzy o niewidomych. Bywa tak, że studenci pedagogiki, psychologii czy socjologii w ramach zaliczeń wykonują jakieś zadanie, jakiś projekt związany z niewidomymi. Jeśli mnie tylko odnajdą, a chyba nie jest to takie trudne, bo od lat prowadzę na serwerze uniwersyteckim stronę o wspieraniu niewidomych, to zawsze bardzo chętnie dopomogę, zademonstruję sprzęt, wyjaśnię.
S.K. - Czy ma Pan również zajęcia dydaktyczne, wykłady, ćwiczenia ze studentami?
H.L. - Ze studentami niepełnosprawnymi ani pełnosprawnymi nie mam regularnych zajęć dydaktycznych. Pracuję, jak ja to mówię, w tle. Jeśli student będzie chciał wsparcia, to je otrzyma. Będzie to jednak wsparcie, a nie wyręczanie. Jest to bardzo istotna różnica. Od lat wspieram człowieka, który praktycznie nic nie widzi i ma problemy z poruszaniem się. Gdy się poznaliśmy, chodził o kulach, a teraz jeździ na wózku. Gdy pojawia się on w czytelni, gdzie pełnię dyżury na stanowisku komputerowym dla niewidomych, w ogóle się nim nie interesuję - nie ma takiej potrzeby. To student załatwia książki w wypożyczalni. Jeśli trzeba je zeskanować, to oczywiście pomagam. Dotąd zeskanowałem mu już chyba kilkaset książek, ale wszystkie on mi dostarczył. Miałem też niedawno dokładnie odwrotną sytuację. Niewidoma studentka poszukiwała pewną książkę. Nie potrafiła jej odnaleźć. Kolega jej pomagał i też nie znalazł. Nieco mnie to zdumiało, bo tematyka była taka, że coś na ten temat musiało być w zasobach już zeskanowanych podręczników. Z czystej ciekawości odszukałem odpowiedni podręcznik. Informacja o tym dotarła do studentki. Po jakimś miesiącu przysłała mail z załączonym spisem treści pracy licencjackiej i z prośbą, abym wyszukał pasującą literaturę. To nawet nie był spis książek, które ona poszukiwała, tylko mgliście przedstawiona tematyka, do której przydałaby się literatura. Oczywiście, odmówiłem wysyłając serdeczne zaproszenie, aby się pojawiła osobiście, to przekażę jej wszystkie tajniki wyszukiwania. Jak dotąd, a minęło już kilka miesięcy, nie pojawiła się.
Pytał mnie Pan wcześniej, czym powinien się charakteryzować kandydat na studenta. To, co przed chwilą powiedziałem, jest uzupełnieniem mojej wypowiedzi na ten temat. Powinien być, albo raczej starać się być, maksymalnie samodzielny. Oczywiście nikt nie wie wszystkiego tak sam z siebie. Wiem to doskonale, bo bardzo wiele nauczyłem się dzięki moim uczniom w szkole, gdy zadawali podchwytliwe pytania. Jeśli jednak ktoś uważa, że zostanie wyręczony w pracy, to głęboko się myli. Tego nauczyło nnie doświadczenie zawodowe, o którym już rozmawialiśmy.
Odnośnie Pańskiego pytania o trudności w pracy, którą wykonuję, właśnie taką postawę, jaką zaprezentowała wspomniana studentka, mógłbym zaliczyć do trudności. Społeczność naszego uniwersytetu liczy łącznie prawie 60 tysięcy pracowników i studentów. Niejedno miasto ma tylu mieszkańców. To spora społeczność. Nie jest możliwe, aby do wszystkich dotrzeć. Poza tym czasami się zdarza, że ktoś pojmuje pomoc niewidomym jako wyręczanie ich.
Zupełnie humorystyczną historię przeżyłem na początku pracy na uniwersytecie. Postanowiłem wówczas odwiedzić dziekanaty wydziałów, na których było najwięcej studentów z dysfunkcją wzroku. Wchodzę do dziekanatu, przedstawiam się i proszę panie w dziekanacie aby informowały niewidomych studentów, gdzie można mnie zastać, i że moim zadaniem jest ich wspieranie. Panie wysłuchały, po czym usłyszałem: "niech pan powiesi ogłoszenie na tablicy ogłoszeń". Powiedziałem, że student niewidomy nie przeczyta takiego ogłoszenia. Natomiast w dziekanacie pojawi się, wcześniej czy później, by załatwić niezbędne formalności. Proszę więc, aby jedynie wspomnieć, że właśnie rozpocząłem pracę na uczelni i czekam na nich. "Niech Pan powiesi ogłoszenie" - brzmiała odpowiedź.
Chyba jednak moja prośba zadziałała, bo niewidomy student miał do mnie pretensję, że sadzam go przed mówiącym komputerem, a panie w dziekanacie mówiły o czytnikach dla niewidomych. Jest to tylko anegdota. Nie można mieć do nikogo o nic pretensji. Tak ludzie pojmują niewidomych.
Teraz już nie wędruję po dziekanatach. Wrosłem trochę w struktury uczelni. No, ale na tym właśnie polega moja praca, przynajmniej tak ją pojmuję. Takie trochę zmienianie świadomości na temat niepełnosprawnych wzrokowo.
I myślę, że wszyscy w biurze pełnomocnika rektora do spraw studentów niepełnosprawnych tak rozumieją tę pracę. Student niepełnosprawny ma przecież otrzymać identyczny dyplom jak inni absolwenci uczelni. Nie będzie na nim żadnej adnotacji na temat jego niepełnosprawności. Nie ma i nie otrzymuje żadnych ulg, a jedynie wsparcie. To jest zupełnie coś innego.
S.K. - Również uważam, że wsparcie jest czymś innym, niż wyręczanie.
H.L. - Muszę przyznać, że z pewnym zdumieniem przeczytałem Pańską rozmowę z byłą wykładowczynią wyższej uczelni, jaka ukazała się w majowym i czerwcowym numerze "Wiedzy i Myśli". Pani Marchwicka w niezrozumiały dla mnie sposób wypowiada się negatywnie o pracy biur i pełnomocników na wyższych uczelniach. Mam wrażenie, że jest to rzutowanie jakichś zasłyszanych informacji na własną wiedzę o uczelni wyższej, tyle że takiej sprzed kilkunastu lat. Obecna ustawa o szkolnictwie wyższym nakłada wręcz na uczelnie obowiązek stworzenia odpowiednich warunków studiowania osobom z niepełnosprawnościami. Na naszej uczelni jest blisko tysiąc studentów z różnymi niepełnosprawnościami. Wśród nich grupa kilkudziesięciu osób z problemami wzrokowymi. Niektórzy radzą sobie bez naszego wsparcia. Nie mam ochoty i nie będę dociekał, dlaczego mają orzeczenie o niepełnosprawności wzroku. Nie o to chodzi, lecz o to, że jeśli w czytelni pojawia się student pełnosprawny, pobierze książkę z półki i już może ją czytać. Jeśli natomiast zawita student niewidomy, a za takiego uważam każdego, kto ma problemy z samodzielnym czytaniem, to tak łatwo sobie nie poradzi. Przepraszam, bo chyba zdenerwowałem się, gdyż sam wielokrotnie bywałem w takich sytuacjach. Dobrze wiem, czym jest bariera dostępu do literatury fachowej.
Naszym zadaniem jest więc pomoc w przełamywaniu tej bariery. Piszę w liczbie mnogiej, bo od kilku lat pomaga mi w tej pracy młodszy współpracownik Bartosz Zakrzewski. Ponadto wszystkie książki które skanujemy, obrabiamy, adaptujemy czy nagrywamy w formacie DAISY są umieszczane w Internecie w Akademickiej Bibliotece Cyfrowej. W ten sposób każda książka przygotowana dla naszego studenta może być czytana przez studentów innych uczelni, które współpracują w ramach tego projektu, a przygotowana na innej uczelni - przez naszych studentów. Jednym słowem to określenie "my" jest bardzo rozszerzone na pracowników innych uczelni.
Wspierać niewidomego studenta to znaczy maksymalnie skrócić czas, jaki mija od jego pojawienia się przed półką z książkami do możliwości przeczytania wybranej pozycji. Ja nie biegam po uczelni i nie załatwiam zaliczeń i egzaminów dla studentów, ale załatwiam książki w dostępnym dla nich formacie. To student ma je przeczytać i zdobyć zaliczenie czy zdać egzamin. W ABC jest zgromadzonych już blisko 11 tysięcy książek w formatach dostępnych dla niewidomych. Mogę pokazać, jak je wyszukiwać, a system ich odnajdywania jest naprawdę profesjonalny. Trzeba tylko umieć posługiwać się nim, a ja mogę tego nauczyć. Nie czytam jednak i nie będę czytał książek za niewidomych studentów. Choć czasami ogarnia mnie po prostu wielki żal, bo gdy szperam po zasobach Akademickiej Biblioteki Cyfrowej, trafiam na naprawdę ciekawe pozycje, których z powodu braku czasu nie jestem w stanie przeczytać.
S.K. - Co oprócz książek Pan oferuje?
H.L. - Mamy na uczelni trochę sprzętu, gadających komputerów, powiększalników, lup elektronicznych czy odtwarzaczy książek DAISY. Uczymy posługiwać się nim. Zawsze tego sprzętu może być więcej i bardziej nowoczesny. Absolutnie zdaję sobie z tego sprawę. Jestem też świadom, że są w Polsce uczelnie lepiej od naszej wyposażone oraz z pewnością i takie, na których takiego sprzętu nie ma w ogóle.
Dla mnie zupełnie zrozumiałym jest prośba niewidomego młodego człowieka: "poradźcie mi, na jakiej uczelni najłatwiej się studiuje". Rozumiem, że pyta on , gdzie system wsparcia jest rozwinięty najlepiej. Szkoda, że istnieją ludzie, którym takie pytanie kojarzy się jedynie z ulgami i załatwianiem czegoś za niepełnosprawnego wzrokowo studenta.
S.K. - Pani Maria Marchwicka skończyła pracę na uczelni przed kilkoma laty, a studiowała już dawno. Ja również studia mam zaliczone przed wieloma laty, więc możemy nie orientować się w aktualnych stosunkach na uczelniach i udogodnieniach, jakie tam niewidomi i słabowidzący mogą znaleźć. To tak dla porządku. Proszę powiedzieć, co udało się Panu zrobić, osiągnąć?
H.L. - No tak! Ta rozmowa jest dla mnie osiągnięciem, bo oznacza, że to, co robiłem przez lata dla niewidomych i staram się robić obecnie, do kogoś dociera. Wnioskuję, że musiał Pan o mnie po prostu gdzieś usłyszeć. Kiedyś właśnie w "Wiedzy i Myśli" przeczytałem wypowiedź pani prezes PZN po kolejnym wyborze jej na to stanowisko. Opowiadała o swoich planach na kadencję. Wśród tych planów była współpraca z uczelniami wyższymi. Wie Pan, że zacząłem nawet pisać list do pani prezes, informujący co robię na rzecz niewidomych na naszej uczelni. To przecież nie tylko system wsparcia, ale i projekt badawczy związany z akustyką niewidomych był u nas realizowany. Jakoś tak bieżące obowiązki nie pozwoliły mi dokończyć tego listu. Teraz myślę, że skoro Pan mnie odnalazł, to i inni również, jeśli tylko zechcą, to uczynią.
UAM od wielu lat plasuje się w pierwszej trójce uczelni wyższych w naszym kraju. Być może pani prezes chodziło o jakąś inną współpracę z innymi uczelniami. Tego przecież nie wiem. Wiem, że oznaki współpracy między PZN, a naszą uczelnią do mnie nie docierają.
Jeśli miałbym jeszcze coś do tego dodać, to może rozmowę z moim byłym uczniem - już po latach i nie w szkole, ale na korytarzu Politechniki Poznańskiej. Dziękował mi za sposób prowadzenia zajęć w podstawówce. A prowadziłem je tak, aby się specjalnie wzrokowo nie męczyć. Nawet nie miałem swojego nauczycielskiego komputera. Starałem się, aby to uczniowie zwracali uwagę na to, co dzieje się na ekranie komputera i przede wszystkim myśleli. Właśnie zajęcia ze mną pomogły mu zostać studentem informatyki na politechnice. Opowiadałem, jak nie mogłem się zdecydować na studiowanie na politechnice. Trafiłem tam po latach i uważam to za kolejne swoje osiągnięcie. Dla studentów informatyki na poznańskiej politechnice oraz dla studentów kognitywistyki na naszym uniwersytecie jest prowadzony przedmiot "komunikacja człowiek komputer". W ramach tego przedmiotu, na zaproszenie prowadzącego zajęcia, mam co roku na obu tych uczelniach wykład poświęcony technologii informatycznej wspierającej niewidomych. To co nazywamy potocznie w środowisku tyfloinformatyką, jest bardzo specyficznym przejawem komunikowania się człowieka z komputerem. Warto, aby studenci w ramach kursowego przedmiotu mieli choć zasygnalizowane takie informacje. Właśnie ja to robię. Dwa lata temu poprowadziłem te zajęcia całkowicie samodzielnie na politechnice. Zawsze samodzielnie prowadzę wykład, ale przy obecności wykładowcy przedmiotu, który zasiada w ławce razem ze studentami. Tym razem był nieobecny i sam musiałem przeprowadzić wykład. Miałem potem wielką satysfakcję. Przypomniałem sobie, że kiedyś nie miałem odwagi zostać studentem tej uczelni, a teraz oto jestem po drugiej stronie!
Ze studentami optyki okularowej i optometrii u nas na Wydziale Fizyki również mam takie sporadyczne zajęcia, na których pokazuję działanie powiększalnika czy lup elektronicznych. Mówiąc o innych osiągnięciach z zakresu działań zawodowych, muszę zaliczyć do nich parę napisanych tekstów. Zaczęło się przed bardzo wielu laty artykulikiem o rozmiarze chyba jednej strony maszynopisu w czasopiśmie związkowym, a kilka tygodni temu trafiła w moje ręce wydana na naszym uniwersytecie książka zatytułowana "Student z niepełnosprawnością w szkole wyższej", w której jest tekst mojego autorstwa. Dotyczy on wspominanej już przeze mnie Akademickiej Biblioteki Cyfrowej, przy tworzeniu, uruchamianiu i testowaniu której miałem możliwość i przyjemność pracować. Tak, to niewątpliwie jest osiągnięcie, choć nie jest to jedyna książka, w której jest mój tekst. Uniwersytet Warszawski wydał w 2010 roku książkę o wspomaganiu uczniów z dysfunkcją wzroku w ogólnodostępnym szkolnictwie, w której jest mój tekst o powiększalnikach telewizyjnych. Mogłem w nim przedstawić swoje blisko 30-letnie doświadczenie pracy z tymi urządzeniami.
Fakt, że uczestniczyłem przy wprowadzaniu informatyki do szkolnictwa i do środowiska niewidomych jest raczej kwestią szczęścia, gdyż udało się mi być w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. To jednak również zaliczyłbym do swoich osiągnięć.
Aby nie mówić nieustannie o niewidomych oraz komputerach, dorzucę coś z zupełnie innej dziedziny. Oprowadzam wraz z trzema kolegami wycieczki po poznańskich fortyfikacjach. Zrobiliśmy bardzo prostą, aby nie rzec prymitywną stronę internetową, na której wystosowaliśmy pierwsze zaproszenie na nasz spacer po forcie. Na pierwszą imprezę przyszło około 30 osób i dwie ekipy lokalnych telewizji. Na drugą pojawił się wielki tłum, który szacowaliśmy na blisko trzysta osób. Ale nie to jest najistotniejsze. Nie to jest największym osiągnięciem, w którym mam udział. Po kilku wycieczkach zgłosiła się do nas grupa niepełnosprawnych ruchowo. Wydaje się prawie nieprawdopodobne, ale udało się poprowadzić grupę wózkowiczów przez, według potocznej opinii, całkowicie niedostępne dla nich obiekty. Zapomniałem jedynie dodać, że przeprowadziliśmy wcześniej taki spacer dla próby z udziałem znajomych i przyjaciół z klubu "Razem na szlaku". Dla moich kolegów speców od fortyfikacji nie było niczym nadzwyczajnym, że poprowadzą grupę niewidomych. Jeden z nich nawet wykonał zupełnie unikatową wypukłą mapę fortyfikacji, z którą pojawił się na tej wycieczce. Mapa potem trafiła do zasobów biblioteki dla niewidomych w Poznaniu.
Było jeszcze jedno zwiedzanie, tym razem w muzeum archeologicznym, na które zaprosiłem klubowiczów z "Razem na szlaku". Teraz wszędzie lansuje się audiodeskrypcję, a ja uważam, że niektórych rzeczy nie da się w ten sposób opisać, choćby wspominany już wiadukt drogowy. Pewne przedmioty należy jednak dotknąć. Jak jednak dotykać eksponaty w muzeum, które albo są w gablotach, albo są niezwykle cenne i ślady od zbyt wielu rąk mogłyby im zaszkodzić. Porozmawiałem ze znajomą z muzeum i udało się zrobić "wystawę dla niewidomych" w nieco inny sposób. Nie było to takie trudne, bo przecież znamy się ze wspólnych wypraw archeologicznych wraz z Przemkiem Kiszkowskim. Nie trzeba było zbyt długo tłumaczyć o co chodzi. Zostaliśmy zaproszeni do salki wykładowej, gdzie czekały na nas stoły zastawione wszelkimi eksponatami. Muzeum archeologiczne w Poznaniu, i myślę że inne również, ma magazyny wypełnione sporą ilością eksponatów, które są bardzo stare ale zostały znalezione bez kontekstu wymaganego dla prac naukowych. To takie przedmioty, które na przykład uczniowie znaleźli gdzieś na polu i przynieśli nauczycielowi historii, a nauczyciel przekazał je do muzeum sądząc, że to cenne znaleziska. Najcenniejsze w takich wypadkach jest ustalenie miejsca znaleziska, a niekoniecznie ono samo. Takie przedmioty można bez problemów dotykać i tym samym dowiedzieć się, jak są zbudowane i do czego służyły.
Na koniec znajoma archeolog zaproponowała coś w rodzaju zabawy, a czym w istocie trudnią się profesjonaliści podczas wykopalisk. Te najmniejsze eksponaty, szpilki, zapinki czy paciorki i koraliki trzeba odsiać z urobku wydobytego z wykopu. No i w takim przesiewaniu palcami w piachu najlepsza okazała się niewidoma, bardzo samodzielna gospodyni domowa i jednocześnie wprawna brajlistka. Pozornie dwa bardzo odległe światy mogą mieć ze sobą coś wspólnego. Ten muzealny eksperyment miał miejsce już kilka lat temu. Znajoma z muzeum była bardzo chętna na zorganizowanie dalszych jego części. Pokazała na przykład, w jaki sposób zmieniały się przez wieki cegły, z których było budowane nasze miasto. Mimo że ta pierwsza wizyta sprawiała niewidomym frajdę, jakoś nie ma dalszego zainteresowania tego typu poznawaniem świata. Kiedyś w dyskusji o audiodeskrypcji opowiedziałem o tym wydarzeniu i spotkałem się z zarzutem, że jest to tworzenie getta dla niewidomych. Pewnie i studenci archeologii, mający zajęcia w tej samej salce z tymi samymi obiektami wyciągniętymi z magazynu, również siedzą w gettcie.
Dlatego wolę z kolegami oprowadzać poznaniaków po fortyfikacjach. Ogłaszamy się tylko w internecie i przychodzą do nas coraz to nowi ludzie. Czasami ci sami ludzie pojawiają się na wycieczce po raz kolejny, aby swoją wiedzę pogłębić, gdyż tak dawne dzieje miasta ich zainteresowały. Jest to spora satysfakcja!
S.K. - Gratuluję osiągnięć zawodowych i zainteresowań. O tych ostatnich i innych sprawach porozmawiamy za miesiąc. Będzie to końcowe nasze spotkanie.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Przed miesiącem pisałem, że PZN powinien organizować wolontariuszy, którzy pomagaliby niewidomym jako przewodnicy i lektorzy. Pomoc taka umożliwiałaby niewidomym załatwianie wielu spraw oraz uczestnictwo, m.in. w działalności organizowanej przez PZN i inne organizacje pozarządowe. Obecnie chcę zwrócić uwagę czytelników na trzy inne formy działalności, które nie wymagają wielkich pieniędzy, a są ważne dla niewidomych.
1) Zarząd Główny PZN powinien zabiegać o korzystne regulacje prawne. Powinien przy tym kierować się potrzebami, przede wszystkim osób z uszkodzonym wzrokiem, a nie interesami własnymi, interesami stowarzyszeń, ani interesami zakładów pracy chronionej.
Przykładami złej regulacji prawnej są, np. zniżki czasu pracy niepełnosprawnych pracowników i zasady odpisu od przychodów kosztów zatrudnienia przewodników. To pierwsze prawo ogranicza możliwości pracy osób niepełnosprawnych, a to drugie jest tak pomyślane, żeby nie można było z niego korzystać.
Wpływ na tworzenie prawa nie jest łatwym zadaniem, ale nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Jest wielu niewidomych i słabowidzących prawników oraz osób, które znają potrzeby niewidomych i słabowidzących. Trzeba tylko zorganizować ich pracę i umieć przekonać decydentów do tego, co oni wypracują.
Działalność taka jest bardzo potrzebna i możliwa. Pewne niebezpieczeństwo kryje się tylko w sytuacjach, kiedy postulowane regulacje prawne dotyczą instytucji, które dysponują pieniędzmi, np. PFRON. Działalność ta wymaga też konsekwencji i pracy ciągłej. Nie zawsze też jest rozumiana przez wielu członków PZN-u. Niezależnie od tych ograniczeń i trudności starania o korzystne regulacje prawne są bardzo ważne, a ich podejmowanie jest statutowym obowiązkiem PZN-u.
2) Jednostki podstawowe (koła) powinny pomagać przede wszystkim osobom niewidomym w załatwianiu spraw urzędowych. PZN nie dysponuje obecnie takimi możliwościami, jakimi dysponował w przeszłości. Niektóre działalności obecnie nie są już możliwe, inne zostały przejęte przez gminy, przez powiaty czy PFRON. Dlatego pomoc w załatwianiu spraw w tych instytucjach jest niezmiernie ważna, a niektórzy niewidomi zupełnie sobie z tym nie radzą.
Uzyskanie skierowań do sanatorium, na turnusy rehabilitacyjne, dofinansowania zakupu sprzętu rehabilitacyjnego, pomocy socjalnej, korzystania z pomocy zlecanej przez PFRON jednostkom samorządowym w ramach różnych programów itp., wymaga dobrego rozeznania w istniejących możliwościach i umiejętności umotywowania potrzeb. Działacze kół powinny specjalizować się w tego typu działalności.
Z pewnością jest wiele innych spraw urzędowych, przy załatwianiu których niewidomi potrzebują pomocy, np. wypełnianie zeznań podatkowych, sprawy alimentacyjne - życie jest bardzo bogate i niewidomi, podobnie jak inni ludzie, mają różne sprawy do załatwiania.
Oczywiście, niektóre koła organizują podobną pomoc, ale powinny robić to wszystkie, a nie tylko niektóre.
3) Niezwykle potrzebna jest działalność informacyjna. Sprawy rentowe, ulgi komunikacyjne, możliwości uczęszczania do różnych szkół, studiowanie na różnych uczelniach, sprzęt rehabilitacyjny, turnusy rehabilitacyjne - informacje o charakterze ogólnokrajowym i o charakterze lokalnym. Jest to wielki kompleks zagadnień, których nie są w stanie opanować i pamiętać działacze społeczni i pracownicy kół. Wymaga to orientacji w różnych zagadnieniach o charakterze prawnym, technicznym, praktycznym i teoretycznym. Musi być zorganizowany system łatwego korzystania z niezbędnych informacji. Należy dodać, że informacje dotyczące różnych zagadnień ulegają dezaktualizacji. Dlatego nie może to być np. książka, w której zawarty będzie zbiór informacji potrzebnych osobom z uszkodzonym wzrokiem. Informacje te muszą być aktualizowane, w w książce nie jest to możliwe.
"Biuletyn Informacyjny" wydawany przez PZN do końca 2004 r. wypracował sposób przygotowywania, przekazywania do kół PZN i aktualizowania informacji. Niestety, "Biuletyn Informacyjny" został zlikwidowany, przygotowane informacje, o ile mi wiadomo, zostały zamieszczone w jednym opracowaniu i zmarnowane. Wypracowany system przestał istnieć.
Gwoli prawdy trzeba zaznaczyć, że nie wszystkie koła podjęły tę działalność. Jednak stworzone zostały możliwości jej prowadzenia. Konieczne było tylko mobilizowanie działaczy i pracowników kół do gromadzenia przysyłanych do kół informacji i usuwanie zdezaktualizowanych, a na ich miejsce wkładanie aktualnych.
Oczywiście, nie jest to jedyny sposób dostarczania działaczom i pracownikom kół niezbędnych informacji. Łatwiejszym sposobem jest przekazywanie informacji przez internet. Niestety, działacze PZN-u to często osoby starsze, które nie opanowały umiejętności sprawnego wyszukiwania informacji w internecie. Przekazywanie aktualizowanych informacji drogą internetową umożliwiłoby korzystanie z nich osobom niewidomym i słabowidzącym, które sprawnie posługują się komputerami. Dostarczanie do kół aktualizowanych informacji w postaci papierowej, pisanych powiększonym drukiem, mogłoby ułatwić korzystanie z nich osobom słabowidzącym, które nie korzystają z internetu.
W ten sposób działacze i pracownicy PZN-u dostaliby dobre narzędzia, które umożliwiałyby udzielanie informacji członkom PZN-u i innym osobom potrzebującym.
Tak, można poszukiwać różnych możliwości. Czy jednak władzom PZN-u zależy na wykorzystywaniu wyników tych poszukiwań? A przecież powyżej opisane formy działalności oraz ta opisana przed miesiącem, mogłyby przyczynić się do zwiększenia zainteresowania niewidomych i słabowidzących działalnością PZN-u i członkostwem w tym stowarzyszeniu. Cóż? Rzucamy grochem o ścianę i nic z tego nie wynika.
Źródło: POON
Data opublikowania: 2013-12-07
Bariery utrudniające życie kobietom z niepełnosprawnością wzrokową
Niewidome i słabowidzące kobiety chcą żyć jak inne widzące Polki. Doskonale sprawdzają się w roli matki, żony, pani domu. Może trochę więcej czasu zajmuje im odnalezienie swojego miejsca na świecie, własnego szczęścia, gdyż muszą jeszcze dodatkowo oswoić i nauczyć się żyć z niepełnosprawnością, która uczy pokory wobec wszystkiego, czego doświadczają w niełatwym życiu. Uczy także walki z własnymi słabościami i trudnościami na co dzień. Ale dzięki temu takie kobiety stają się silniejsze i mogą osiągnąć bardzo dużo, nie tylko poprzez wytrwałość i upór w dążeniu do celu. Świetnie radzą sobie w życiu: studiują, pracują, załatwiają sprawy w urzędzie, robią zakupy, korzystają ze środków lokomocji i chodzą na randki. Bo z utratą wzroku nie wyzbyły się potrzeby miłości i marzeń o własnej rodzinie.
Partnerstwo
Kobietom z dysfunkcją wzroku o wiele trudniej znaleźć partnera życiowego niż zdrowym. W jego wyborze kierują się innymi kategoriami. Wygląd zewnętrzny, powierzchowność nie ma takiego znaczenia. Mężczyzna nie omami niewidomej kobiety przystojnym wyglądem, czy drogim samochodem. Ale wiele z nich ma za to słabość do ładnego głosu. Zabiegają o miłość, wsparcie i zrozumienie, raczej nie poszukują przelotnych znajomości.
Kobiety, które nie zaakceptowały swojej niepełnosprawności mogą być niełatwymi partnerkami. Jednak, gdy mają obok siebie kochającą i wspierającą osobę, która potrafi patrzeć sercem a nie tylko oczami to może w pełni korzystać z uroków życia, także tego erotycznego.
Gdy przez świat razem chcą iść dwie osoby od urodzenia niewidome to ich rodzice są zazwyczaj przerażeni. Pytają, jak oni dadzą sobie w życiu radę? A oni rozumieją się bez słów, żyją w tym samym świecie. Nie muszą sobie tłumaczyć, jak to jest, kiedy nigdy nie widziało się słońca, czy drzew. Czasem jednak rodziny takich par nie zgadzają się na ich związek i próbują rozłączyć zakochanych.
Zdarza się, że osoba, która nigdy nie widziała, nie wyobraża sobie życia z osobą widzącą, gdyż uważa, że wzrok w pewnym sensie przeszkadza. Te osoby są głuche, nie słyszą wielu rzeczy, nie czują zapachów, nie doceniają dotyku. Z perspektywy osoby niewidomej od urodzenia świat widzących jest nieco uboższy.
Wiele niewidomych kobiet marzy o prawdziwym domu, mężu i dzieciach. Ale myślą, że nie mają żadnych szans, bo kto ożeni się z kaleką? Dziewczyny pragną mieć partnera widzącego, żeby czasami powiedział, że ta kanapa ma ładny, beżowy kolor, a bluzka, którą chce kupić, bo jest przyjemna w dotyku, kolor czerwony.
Kobiety, które nie widzą czasami nie przywiązują w ogóle wagi do wyglądu, bo przecież i tak tego nie widzą. Ale w poszukiwaniu miłości są w stanie wszystko zmienić. Kupują dobre perfumy i szpilki, bo są seksy. Na randce w butach na obcasie czują się naprawdę kobieco. Nauczyć się chodzić w szpilkach po krzywych chodnikach, to nie lada wyzwanie. Można wpaść w dziurę co może skończyć się skręceniem kostki. Ale skoro niewidomy Amerykanin - Erik Weihenmayer dotarł na szczyt Mount Everestu, co to jest w porównaniu z chodzeniem na obcasach?
Wiele samotnych kobiet, które nie mogą znaleźć miłości i zrozumienia zamyka się w domu izolując się od bliskich i społeczeństwa. Tak naprawdę tylko od nas samych zależy, czy wyjdziemy ze swojej skorupy i damy się poznać jako pełnoprawne osoby i partnerki życiowe. Pewnie, że trzeba się trochę mocniej postarać, żeby zaimponować i zniwelować barierę strachu partnera przed związkiem z nami, ale nikt nie powiedział, że ma być w życiu łatwo. Życie z ograniczeniami nie zwalnia nas z innych wysiłków w sięganiu na przykład po marzenia.
Komunikacja
Powszechna jest opinia, że człowiek komunikuje się z innymi za pomocą słów. Mowie przypisano wielkie znaczenie w komunikacji międzyludzkiej. Coraz większą uwagę poświęca się jednak innej formie komunikacji tzw. niewerbalnej, mowie naszego ciała. Nasze ciało mówi za nas i o nas, nawet wtedy, gdy my milczymy. Znajomość podstaw komunikacji niewerbalnej jest coraz ważniejsza w biznesie oraz w marketingu, reklamie. Mową ciała zajmują się doradcy polityków i aktorów. Interesują się nią zwykli ludzie, którzy znajomość ukrytych znaczeń ludzkich gestów chcą wykorzystywać w swym codziennym życiu. Pamiętajmy, że zanim człowiek opanował mowę, komunikował się z resztą grupy właśnie za pomocą gestów.
Jak pokazują badania naukowe, do dnia dzisiejszego człowiek, w większości wypadków podświadomie, zwraca większą uwagę na mowę ciała niż na słowa. Zdaniem badaczy komunikacja niewerbalna, nawet, jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, jest podstawą komunikacji międzyludzkiej. Jak wynika z przeprowadzonych badań, stanowi ona od 60 do 90 procent całej naszej ogólnej komunikacji.
Język ciała odzwierciedla przede wszystkim nasz nastrój i nasze uczucia. Ciałem najlepiej wyrażamy nasze emocje. To mowa ciała najczęściej "zdradza" zakochanych.
Bez względu na to, co mówimy, pamiętać musimy, że nasze ciało mówi również. Kontakt wzrokowy jest jedną z najważniejszych elementów komunikacji niewerbalnej. Wzrokiem możemy wyrażać zaangażowanie, uwagę, szacunek, wspierać wysiłki lub karcąco pozbawiać człowieka entuzjazmu.
Z badań psychologicznych wynika, że podczas rozmowy patrzymy na siebie przez 30-60 procent czasu. Unikanie kontaktu wzrokowego jest sygnałem blokady komunikacyjnej i często łączy się z uczuciem nieżyczliwości, antypatii lub obojętności, natomiast uporczywe spoglądanie, może oznaczać wrogość i nienawiść.
Generalnie kobiety są mistrzyniami w nadawaniu i odbieraniu komunikatów niewerbalnych, a wiele z nich uważa nawet, że są w stanie "czytać z oczu innych ludzi". Oceniane są więc jako bardziej wewnętrznie zgodne, bezpośrednie i ekspresyjne w porozumiewaniu się.
Dokładność nadawania i umiejętność odbioru komunikatów niewerbalnych ma wpływ na zadowolenie z małżeństwa. W sytuacjach towarzyskich mężczyźni i kobiety dają sobie niewerbalne znaki świadczące o wzajemnym zainteresowaniu erotycznym. Często robią to w sposób niezamierzony.
Wysyłanie niespójnych komunikatów przez rozmówcę może wywołać dezorientację, utrudniać osiągnięcie porozumienia. Niespójność taką dostrzegamy wtedy, gdy ktoś mówi podniesionym, gniewnym tonem i jednocześnie uśmiecha się. To, co słyszymy, brzmi agresywnie, widzimy natomiast przyjazny wyraz twarzy. Choć człowiek ćwiczy posługiwanie się językiem, to chyba nikt poza aktorami nie uczy się specjalnie, jak posługiwać się różnymi formami ekspresji niewerbalnej.
Komunikowania nie można uniknąć, ponieważ zawsze wysyłamy jakieś sygnały do odbiorcy, czasami świadomie i celowo, a czasami nieświadomie, nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy jedna lub dwie osoby w związku z powodu braku wzroku pozbawione są komunikacji niewerbalnej pojawiają się pewne bariery. Jak tu mówić o tej pozawerbalnej sygnalizacji, gdy trudno się porozumieć na odległość na przykład przez mrugnięcie? Trudniej odczytać emocje bez słów radość czy przygnębienie, gdy partner w tym czasie milczy. Zwłaszcza dużo trudniej jest kobiecie, gdy jej partner przez to, że jej nie widzi nie może zachwycić się jej widokiem, nigdy też nie zobaczy jej błyszczących, kochających i zatroskanych oczu.
Brak komunikacji niewerbalnej wywołuje w związku z tego powodu nieporozumienia, czasem zabawne, ale czasem niebezpieczne. Nie jest to wina żadnej ze stron, mimo to często sytuacja staje się krępująca dla wszystkich.
Osoba niewidoma chce utrzymywać kontakt ze swoim rozmówcą, potrzebuje informacji zwrotnej, takiej jak np.: tak, rozumiem, aha, hm, by mogła ocenić czy nie znudziła dyskutanta, a może już zasnął?
Macierzyństwo
Przez wiele wieków bycie matką było podstawowym życiowym celem kobiety. Te bogate miały do pomocy nianie, biedne w najlepszym wypadku same zajmowały się potomstwem, w gorszym - pozostawiały dzieci same sobie, bo musiały pracować.
Także wiele kobiet z niepełnosprawnością wzrokową chce mieć potomstwo, chcą mieć pełną rodzinę, choć wiele z nich nie może sobie pozwolić na poród siłami natury ze względu na wysiłek, który może nadwyrężyć wzrok. Pragną być matkami i samodzielnie pielęgnować potomstwo. Gdy pojawia się w rodzinie dziecko wszyscy bacznie przyglądają się poczynaniom młodej, niedoświadczonej matki. To bardzo irytujące, gdy wszyscy patrzą na ręce, pouczają.
Matki z dysfunkcją wzroku chcą być odpowiedzialne i samodzielne, ale nie jest to takie proste. W pierwszym okresie życia kontakt matki z niemowlakiem ogranicza się do mowy niewerbalnej, co pogłębia jej niepokój i strach. Jest wiele momentów niepowtarzalnych w rozwoju dziecka, których niewidoma matka nie może zobaczyć. To pierwszy uśmiech, pierwszy ząbek czy pierwsze kroczki i wiele, wiele wspaniałych chwil z życia malucha. Tego nie odda żadna nawet najbardziej plastyczna i pobudzająca wyobraźnię audiodeskrypcja. To wszystko zobaczy serce widzącej matki, które skrywa to głęboko i później ukazuje w pamięci jako przepiękny i wyjątkowy pokaz slajdów z życia dziecka. Utrata wzroku odziera pamięć z tych wspomnień.
Gdy traciłam wzrok uświadomiłam sobie, że mam dla kogo żyć, mam wspaniałe dziecko i męża, którzy mnie potrzebują. Staram się, żeby syn miał dzieciństwo tak jak każde inne dziecko, które ma zdrowych rodziców, choć muszę przyznać, że moja rodzina musi funkcjonować trochę inaczej. Oboje z mężem mamy spory ubytek wzroku. Syn musiał trochę szybciej dorosnąć, być bardziej odpowiedzialny niż jego rówieśnicy.
Bycie matką z dysfunkcją wzroku niesie ze sobą mnóstwo problemów. Dziecko rozwija się i potrzebuje pomocy w szkole np. przy nauce czytania, kolorowania, matematyce. Ale wiem też, że pokonywanie barier dużych i małych jest wpisane w niepełnosprawność. Każde wyzwanie pobudza nas do walki z przeciwnościami. Wymyślamy na co dzień na własny użytek działania, dzięki którym niwelujemy przeszkody. Np. niewidoma matka może ucząc dziecko czytać podać mu swoją dłoń, by nakreśliło literkę z książeczki, a dzięki dotykowi małych paluszków jest w stanie przywołać w wyobraźni kształt litery i ją nazwać. Proste? Nie bardzo, ale każdy pomysł jest dobry, byle móc funkcjonować bliżej normalności i uczestniczyć w życiu dziecka.
Pani domu
Dom to nasze królestwo, każda pani domu chce by był idealny. By każdy, kto do niego wchodzi mógł poczuć, że tu jest przytulnie, miło i pachnie domowym ciastem.
Dla niewidomej kobiety dbanie o dom i obowiązki domowe to niesłychanie trudne wyzwanie. W jaki sposób urządzić dom, gdy się nie widzi? Jak dopasować wszystkie nawet najmniejsze elementy by pasowały do siebie? Jak wyobrazić sobie nowoczesny design albo styl vintage, żeby podążać za trendami w urządzaniu wnętrz?
Pomimo tych trudności staram się by przedmioty i wnętrza, które mnie otaczają były ładne i oryginalne. Dodatkowo w takim domu naprawdę musi być idealny porządek, bo w chaosie gubimy się. Rzeczy odkładane powinny być zawsze przez wszystkich członków rodziny w to samo miejsce.
Kiedyś zapytałam instruktora orientacji przestrzennej i czynności dnia codziennego jak wyegzekwować to od rodziny. Powiedział mi wtedy: musisz wymagać od bliskich, oni rozejrzą się i znajdą rzecz, której szukają ty takiej szansy nie posiadasz.
Rewolucja francuska to pestka. Domownicy muszą się dostosować i przestrzegać pewnych zasad ułatwiających funkcjonowanie osobom z dysfunkcją wzroku w trosce o jej bezpieczeństwo i aby zaoszczędzić jej niepotrzebnego stresu.
Wszystkie czynności i obowiązki domowe to nasz codzienny poligon. Weźmy choćby obieranie ziemniaków z dotykiem palców i rozróżnianie fragmentu obranego od szorstkiej skórki, o nakryciach kontrastujących z obrusem, o zapamiętywaniu stałych miejsc przedmiotów w kuchni czy mieszkaniu. Wszystkie domowe czynności jak odkurzanie dokładne raz koło razu, bo i tak śmieci nie dostrzeżemy a mogą też zostać niestety pominięte mimo szczerych chęci.
Zawsze żartuję, że może szoruję glazurę nie tam, gdzie potrzeba. Ale jak jest śliska i piszczy to znaczy, że jest czysto. Mycie okien oddałam jednak osobie widzącej.
Pomoc
Myślę, że życie z niepełnosprawnością wzrokową zmienia życie całkowicie. Bardzo je utrudnia i ogranicza. To, co dobrze widzącym osobom przychodzi bez wysiłku jest często dla mnie prawdziwym wyczynem i wymaga ode mnie dużo trudu i wysiłku, a wynik najczęściej i tak mnie nie zadowala.
Trzeba nauczyć się umiejętności korzystania z pomocy bliskich, gdyż niektóre czynności wymagają pomocy osoby widzącej. Czasami są też pewne ograniczenia, gdy trzeba ratować resztki wzroku, trzeba zwolnić tempo.
Nie jest łatwe przełamywanie własnych ambicji i honorowej postawy, żeby poprosić o pomoc i jasno nazwać nasze potrzeby. Wiem, że nie jest to takie proste. Najtrudniej jest się przełamać potem jest już łatwiej. Wiem, bo sama przez to przechodziłam.
W podobnej sytuacji jest większość kobiet niewidomych i słabowidzących. Ale wcale nie musimy być przesadnie ambitne, wystarczy, że sobie radzimy i nauczymy się prosić o pomoc lub odmówić, gdy jej nie potrzebujemy w tym momencie. Kobieta z dysfunkcją wzroku musi być osobą asertywną.
Dla każdego utrata wzroku jest dramatem. Często mija wiele miesięcy, a nawet lat, zanim osoba, która traci wzrok pogodzi się ze swoim losem. Niezwykle istotne jest wsparcie psychiczne. Pozostawione same sobie w momencie, gdy usłyszą diagnozę, że tracą wzrok, mogą szybko załamać się.
Z pewnością - nie jest łatwo zaakceptować własną niepełnosprawność, a kiedy z tym problemem same już się uporamy, okazuje się, że pojawiają się bariery społeczne. Ludzie często nie traktują nas jak równych partnerów w pracy czy w życiu w ogóle. Chcą nam oferować pomoc, współczucie, litość, a to przecież nie o to chodzi.
Poczucie własnej wartości niesamowicie spada, kiedy nie możemy pewnych rzeczy zrobić samodzielnie, być niezależne w każdej sytuacji. Poza tym niepełnosprawność sama w sobie jest traktowana jako wada, defekt, odbija się to choćby w naszym języku inwalida. Czasu jednak nie da się cofnąć. Mamy przecież tylko jedno życie. Trzeba próbować pogodzić i nauczyć się żyć z mniejszą bądź większą dysfunkcją wzroku.
Myślę jednak, że można „obłaskawić” naszą niepełnosprawność tak by być pełnowartościowym członkiem społeczeństwa, by godnie żyć nie wegetować.
Zapytałam kilka bliskich mojemu sercu niewidomych kobiet, co dla nich jest największą barierą. Każda z nich odpowiedziała mi coś innego.
Dla jednej było to ograniczenie wolności czy samodzielności. Dla drugiej brak możliwości skontrolowania mimiki twarzy i innej mowy ciała, brak kontaktu wzrokowego z partnerem czy dzieckiem. Inna najbardziej jest zła na swoją ślepotę, gdy idzie na zakupy i nie może zobaczyć tego co inni. Jest zależna od drugiej osoby, choć ma swój gust i styl. Bardzo chciałaby sama decydować o tym, co kupuje dla siebie, dzieci czy do domu.
Jeżeli chodzi o mnie to najgorszy jest towarzyszący mi od kilkunastu lat wszechogarniający strach, że utracę resztki widzenia w jedynym oku. To mnie potwornie paraliżuje, podcina mi skrzydła. Chciałabym choć raz w życiu przetańczyć całą noc tak do utraty tchu, bez tego ciągłego lęku.
Źródło: Gazeta Prawna - 1 tydzień 2014
Komisja Europejska przedstawiła nowy projekt rozporządzenia w sprawie pomocy publicznej. Zawarte w nim obostrzenia mają nie dotyczyć wsparcia na zatrudnienie pracowników z dysfunkcjami zdrowotnymi.
Przekazana do konsultacji w maju tego roku pierwsza wersja unijnych przepisów, które mają obowiązywać w latach 2014-2020, zawierała ograniczenia wzbudzające zastrzeżenia wielu krajów UE, w tym też Polski. Przewidywała ona, że każde państwo będzie mogło przeznaczyć na jeden program pomocy nie więcej niż jedną setną procenta PKB z roku poprzedniego oraz kwotę stanowiącą równowartość 100 milionów euro. W przypadku wyższej wartości konieczne byłoby uzyskanie notyfikacji, czyli zgody KE na dalsze przekazywanie wsparcia.
W związku z tym, że jako pomoc publiczna traktowane są też przekazywane przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) dopłaty do pensji pracowników z uszczerbkiem na zdrowiu, Polska musiałaby wystąpić o taką zgodę. Byłoby to konieczne, bo na dofinansowania do pensji przeznaczanych jest w skali roku około 3 miliardy złotych. W praktyce oznaczałoby to, że wynikający z rozporządzenia limit byłby wykorzystany w ciągu miesiąca.
W przekazanym KE stanowisku rząd proponował więc wykreślenie wspomnianych ograniczeń. Swoje uwagi składały też organizacje pozarządowe oraz te reprezentujące pracodawców zatrudniających osoby niepełnosprawne. W przesyłanych do Brukseli pismach wskazywały, że wynikające z projektu regulacje spowodowałyby znaczne ograniczenie pomocy, która jest obecnie podstawową zachętą do zatrudniania osób z dysfunkcjami. Konsekwencją mogłaby też być utrata pracy przez część z nich.
Działania te przyniosły pozytywny efekt. W nowym projekcie znalazło się postanowienie, zgodnie z którym z ograniczenia kwoty przeznaczanej na jeden program pomocy wyłączone ma być wsparcie na zatrudnianie osób z uszczerbkiem na zdrowiu.
- Cieszymy się, że nasze uwagi przekazane w ramach konsultacji zostały przez Komisję uwzględnione - podkreśla Jarosław Duda, wiceminister pracy i polityki społecznej oraz pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych.
Również zdaniem Jana Zająca, prezesa Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON), zmiana stanowiska przez KE jest dobrą informacją, zwłaszcza w sytuacji przyjętych ostatnio przez Sejm zmian do ustawy z 27 marca 1997 roku o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2011 roku, numer 127, pozycja 721 z późniejszymi zmianami). Obniżają one wysokość dopłat do pensji dla zakładów pracy chronionej.
Nowa wersja projektu trafi do konsultacji, które mają potrwać do 12 lutego 2014 roku.
Jego przyjęcie jest przez KE planowane na lipiec przyszłego roku, a do tego momentu będą obowiązywać dotychczasowe przepisy.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-13
Resort pracy chce ułatwić pracodawcom wydatkowanie pieniędzy przeznaczonych na wspieranie niepełnosprawnych pracowników - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Nowe kwoty dofinansowań do wynagrodzeń osób z uszczerbkiem na zdrowiu, które mają wejść w życie od 1 kwietnia 2014 r., to nie jedyna zmiana, która czeka firmy. Jarosław Duda, wiceminister pracy i polityki społecznej oraz pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, zapowiedział, że przygotowywana jest jeszcze jedna nowelizacja przepisów, która ma zmniejszyć obciążenia nałożone na ZPChr. To właśnie ta grupa pracodawców odczuje bowiem najbardziej zrównanie wysokości dopłat do pensji z otwartym rynkiem pracy i wiążącą się z tym ich obniżkę, która nastąpi za trzy miesiące. Wprowadzenie ułatwień mogłoby zapobiec masowym rezygnacjom przez pracodawców ze statusu ZPChr.
Planowane zmiany mają głównie dotyczyć udogodnień w zakresie gospodarowania przez pracodawców pieniędzmi gromadzonymi na zakładowym funduszu rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Jest on tworzony ze środków pochodzących min. ze zwolnień podatkowych i z zaliczek na PIT. Są one przeznaczone na finansowanie rehabilitacji zawodowej, społecznej i leczniczej niepełnosprawnych pracowników.
- Na obecnym etapie rozważane są różne modyfikacje. Jedna z nich zakłada możliwość swobodniejszego rozdysponowania tych pieniędzy, które są obowiązkowo przeznaczane na indywidualne programy rehabilitacji - wskazuje Alina Wojtowicz-Pomiema, zastępca dyrektora biura pełnomocnika.
Obecnie firma musi przeznaczać na nie 15 proc. środków gromadzonych na ZFRON. Jeśli uzyskanych w danym roku pieniędzy nie wyda na ten cel do końca następnych 12 miesięcy, musi je przekazać na konto PFRON. Gdyby przepisy zostały zmienione, pracodawca mógłby te pieniądze rozdysponować na inne zadania.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 18 grudnia 2013 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-16
Wysokość minimalnej pensji z 2012 r. będzie w pierwszym kwartale tego roku dalej służyć do wyliczania kwot dofinansowań do wynagrodzeń - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Tak wynika z odpowiedzi udzielonej przez biuro pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych na pytanie o interpretację art. 68gc ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tj. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 z późn. zm.). Został on dodany do niej przez ustawę okołobudżetową i wskazuje, że od stycznia do marca 2014 r. miesięczne dofinansowanie do wynagrodzenia niepełnosprawnego pracownika przysługuje w wysokości oraz na zasadach obowiązujących w 2013 r.
Sformułowanie to wzbudziło wątpliwości Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych, która zwróciła się do BON o jego wyjaśnienie. Odpowiedź BON nie zostawia wątpliwości, że maksymalna wysokość dofinansowania do pensji w pierwszym kwartale tego roku będzie taka sama jak rok wcześniej, a za podstawę jej wyliczenia należy przyjąć kwotę 1,5 tys. zł, czyli najniższej pensji z 2012 r.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 16 stycznia 2014 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-02
Jestem pracodawcą z tzw. otwartego rynku pracy, ale nie osiągam 6-proc. wskaźnika zatrudnienia osób niepełnosprawnych i muszę wpłacać na PFRON. Angażuję jednak 3 osoby niepełnosprawne o umiarkowanym stopniu: dwie ze schorzeniem 01-U - upośledzenie umysłowe i jedną ze schorzeniem 06-E - epilepsja (choroby wynikają z orzeczenia o niepełnosprawności). Czy możemy wliczać tych pracowników do osób ze szczególnymi schorzeniami i tym samym obniżyć wskaźnik 6 proc? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Tak - odpowiada ekspert współpracujący z dziennikiem "Rz". Pracodawca może wliczyć osoby ze schorzeniem 01-U - upośledzenie umysłowe oraz z 06-E - epilepsja do tzw. schorzeń szczególnych w druku INF-1 i obniżyć 6- proc. wskaźnik.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra gospodarki, pracy i polityki społecznej w sprawie orzekania o niepełnosprawności i stopniu niepełnosprawności z 15 lipca 2003 r. (Dz.U. nr 139, poz. 1328) symbole przyczyny niepełnosprawności oznacza się następująco:
1) 01-U - upośledzenie umysłowe,
2) 02-P - choroby psychiczne,
3) 03-L - zaburzenia głosu, mowy i choroby słuchu,
4) 04-0 - choroby narządu wzroku,
5) 05-R - upośledzenie narządu ruchu,
6) 06-E - epilepsja,
7) 07-S - choroby układu oddechowego i krążenia,
8) 08-T - choroby układu pokarmowego,
9) 09-M - choroby układu moczowo-płciowego,
10) 10-N - choroby neurologiczne,
11) 11-I - inne, w tym schorzenia: endokrynologiczne, metaboliczne, zaburzenia enzymatyczne, choroby zakaźne i odzwierzęce, zeszpecenia, choroby układu krwiotwórczego,
12) 12-C - całościowe zaburzenia rozwojowe.
Należy jednak odróżnić symbol przyczyny niepełnosprawności od tzw. schorzeń szczególnych.
Schorzenia szczególnie utrudniające wykonywanie pracy (tzw. schorzenia szczególne) wyróżniamy na podstawie rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 18 września 1998 r. w sprawie rodzajów schorzeń uzasadniających obniżenie wskaźnika zatrudnienia osób niepełnosprawnych oraz sposobu ich obniżenia (Dz.U. nr 124, poz. 820). 6-proc. wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych wolno obniżyć, gdy angażuje się osoby niepełnosprawne ze schorzeniami szczególnie utrudniającymi wykonywanie pracy.
Tak stanowi art. 21 ust. 4 ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tekst jedn. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 ze zm., dalej ustawa o rehabilitacji).
Zgodnie z par. 1 tego rozporządzenia do tych schorzeń zaliczamy:
1) chorobę Parkinsona,
2) stwardnienie rozsiane,
3) paraplegię, tetraplegię, hemiplegię,
4) znaczne upośledzenie widzenia (ślepotę) oraz niedowidzenie,
5) głuchotę i głuchoniemotę,
6) nosicielstwo wirusa HIV oraz chorobę AIDS,
7) epilepsję,
8) przewlekłe choroby psychiczne,
9) upośledzenie umysłowe,
10) miastenię,
11) późne powikłania cukrzycy.
Jeżeli pracodawca zatrudnia osoby niepełnosprawne z tymi schorzeniami i jednocześnie na podstawie art. 21 ustawy o rehabilitacji musi co miesiąc wpłacać na PFRON, może obniżyć wysokość wskaźnika, od którego zależy obowiązek dokonywania tych wpłat (np. z 6 do 5 proc).
Więcej w Rzeczpospolitej z 12 grudnia 2013 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-15
W lipcu zaczną ponownie obowiązywać przepisy, które ułatwią obniżenie wymiaru czasu zatrudnienia osobom ze znacznym oraz umiarkowanym stopniem niepełnosprawności -- donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Ta zmiana to efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego (sygn. akt K 17/11), który pozytywnie rozpatrzył wniosek złożony przez NSZZ "Solidarność". Zaskarżyła ona zmieniony od 1 stycznia 2012 r. art. 15 ust. 2 ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji społecznej i zawodowej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tj. Dz.U. z 2011 r. nr 127 poz. 721 z późn. zm.), który reguluje czas pracy osób z dysfunkcjami zdrowotnymi. Zgodnie z nimi, co do zasady wynosi on 8 godzin dziennie oraz 40 tygodniowo.
Natomiast, gdy osoby ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności chcą pracować krócej, czyli 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo, muszą pracodawcy przedstawić zaświadczenie lekarskie dotyczące celowości zastosowania takiego rozwiązania.
Wyrok TK zapadł 13 czerwca, a ogłoszony został 9 lipca 2013 r. (Dz.U. poz. 791). Jednak w związku z tym, że sędziowie jednocześnie zdecydowali o jego odroczeniu o 12 miesięcy, zakwestionowane przepisy stracą moc obowiązującą od lipca 2014 r. Po upłynięciu tego terminu nastąpi więc powrót do regulacji obowiązujących do końca 2010 r. Przewidywały one, że osoby mające uszczerbek na zdrowiu w znacznym lub umiarkowanym stopniu z mocy ustawy pracują maksymalnie przez 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo, a wydłużenie tego czasu wymagało zaświadczenia lekarskiego. Ta zasada znów będzie obowiązywać od połowy przyszłego roku.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 20 grudnia 2013 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-17
Jak należy obecnie wyliczać wskaźnik zatrudnienia ogółem i niepełnosprawnych dla zpchr i pracodawców z tzw. otwartego rynku na podstawie ustawy o rehabilitacji? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Pracodawcy prowadzący zakłady pracy chronionej ustalają wskaźnik zatrudnienia ogółem oraz zatrudnienia osób niepełnosprawnych zgodnie z art. 28 ust. 1 i 3 ustawy o rehabilitacji, a pozostali w myśl jej art. 21 ust. 1 i 5. Należy jednak pamiętać, że zaliczenie niepełnosprawnego do stanu zatrudnienia osób niepełnosprawnych powinno nastąpić też zgodnie z art. 2a ustawy o rehabilitacji. A zatem pracodawca nie wlicza do ogólnego stanu zatrudnienia niepełnosprawnych przebywających na urlopach bezpłatnych oraz
- jeżeli nie są to osoby niepełnosprawne
- zatrudnionych:- na umowę o pracę w celu przygotowania zawodowego,
- przebywających na urlopie rodzicielskim,
- przebywających na urlopach wychowawczych,
- nieświadczących pracy w związku z odbywaniem służby wojskowej albo zastępczej,
- będących uczestnikami Ochotniczych Hufców Pracy,
- nieświadczących pracy w związku z uzyskaniem świadczenia rehabilitacyjnego,
- przebywających na urlopach bezpłatnych, których obowiązek udzielenia określają odrębne ustawy (nie obejmuje to przebywających na urlopach bezpłatnych, udzielonych na podstawie art. 174 k.p., gdyż pracodawca może udzielić tego urlopu na wniosek pracownika, ale nie musi).
Więcej w Rzeczpospolitej z 10 stycznia 2014 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-20
Do stanu zatrudnienia pracodawca prowadzący zpchr zalicza także niepełnosprawnych wykonujących pracę nakładczą? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Jak odpowiada ekspert współpracujący z dziennikiem "Rz"
- tanie usk jeżeli ich wynagrodzenie ustalono co najmniej w wysokości:- najniższego wynagrodzenia - u wykonawców, dla których praca nakładcza stanowi jedyne źródło utrzymania,
- połowy najniższego wynagrodzenia - u pozostałych.
U niepełnosprawnych wykonawców wymiar czasu pracy ustala się jako iloraz wysokości określonego i najniższego wynagrodzenia, przy czym maksymalny wymiar czasu pracy, podany zgodnie z tymi regułami, nie może przekraczać jednego etatu.
Więcej w Rzeczpospolitej z 10 stycznia 2014 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-21
Jesteśmy zakładem pracy chronionej (zpchr). Wynagrodzenia dla osób niepełnosprawnych wypłacamy na ich rachunki bankowe do 10. dnia każdego miesiąca. Jeżeli za listopad 2013 r. wypłaciliśmy pensje 16 grudnia, to czy mamy prawo złożyć Wn-D za 11/2013 r. (wypłata po terminie płatności)? - pyta czytelnik Rzeczpospolitej.
Tak - odpowiada ekspertka współpracująca z dziennikiem "Rz". Zgodnie z art. 26a ust. 1a1 pkt. 3 ustawy o rehabilitacji miesięczne dofinansowanie nie przysługuje,gdy miesięczne koszty płacy pracodawca poniósł z uchybieniem terminów wynikających z odrębnych przepisów, przekraczających 14 dni. Regulacja ta obowiązuje od 1 grudnia 2012 r.
Przy staraniach o dofinansowanie za konkretny miesiąc najpierw trzeba niepełnosprawnym wypłacić wynagrodzenia, aby pracodawca mógł wysłać do 20 dnia miesiąca wniosek Wn-D z załącznikami do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. A zatem najpóźniej wynagrodzenie za listopad 2013 r. powinno być uregulowane 19 grudnia 2013 r., aby szef do 20 grudnia 2013 r. wysłał do PFRON druk Wn-D za listopad 2013 r.
Więcej w Rzeczpospolitej z 10 stycznia 2014 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl inf. prasowa
Data opublikowania: 2014-01-09
Polskie Forum Osób Niepełnosprawnych zaprasza osoby z niepełnosprawnością do udziału w rekrutacji do projektu "Trener pracy jako sposób na zwiększenie zatrudnienia osób niepełnosprawnych".
W projekcie mogą wziąć udział osoby w wieku od 15 do 64 lat, zamieszkałe na terenie województw: mazowieckiego, podkarpackiego, dolnośląskiego, podlaskiego lub pomorskiego, które są bezrobotne lub nieaktywne zawodowo oraz posiadają orzeczenie o umiarkowanym lub znacznym stopniu niepełnosprawności (lub o lekkim stopniu niepełnosprawności wydanym z uwagi na niepełnosprawność intelektualną, spektrum autyzmu) bądź tożsame obowiązujące.
Działanie skierowane jest do osób potrzebujących wsparcia trenera pracy na wszystkich etapach zatrudnienia wspomaganego.
Szczegółowe informacje na stronie www.trenerpracy.eu.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-14
Centrum Integracja w Warszawie zaprasza do udziału w kolejnej edycji projektu "Jestem aktywny! Zdobywam pracę!", finansowanego ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Projekt skierowany jest do mieszkańców woj. mazowieckiego ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, a także osób z lekkim stopniem niepełnosprawności intelektualnej, niezatrudnionych, nieuczestniczących w WTZ i niepracujących w ZAZ.
Oferowane działania:
1. Indywidualne specjalistyczne poradnictwo zawodowe
2. Indywidualne poradnictwo prawne
3. Indywidualne poradnictwo psychologiczne
4. Indywidualne konsultacje specjalistyczne
5. Jednodniowe warsztaty prawne - zajęcia grupowe
6. Warsztaty aktywnego poszukiwania pracy
7. Spotkania w zakresie aktywnego poszukiwania pracy
8. Szkolenie zawodowe
9. Szkolenia podnoszące kwalifikacje zawodowe
10. Pośrednictwo pracy wraz z monitoringiem zatrudnienia
Zapraszamy do kontaktu drogą mailową:
katarzyna.podsiadly@integracja.org
lub telefoniczną:
505 603 013.
Źródło: Gazeta Prawna Numer 02/2014
Nie brak wiedzy, ale przeszkody proceduralne i techniczne zamykają wielu niepełnosprawnym drzwi do kariery prawniczej - uważa rzecznik praw obywatelskich. I apeluje o zmiany.
RPO, który już po raz kolejny w ostatnim czasie pochyla się nad prawami osób niepełnosprawnych, wskazuje, że obecnie obowiązujące zasady wyrównywania szans - choć wartościowe - są niewystarczające. Niepełnosprawni przystępujący do egzaminów adwokackiego, radcowskiego czy notarialnego mają wydłużony czas na rozwiązanie zadań w stosunku do pozostałych kandydatów. W ocenie rzecznika prawo wciąż nie rozwiązuje z kolei wielu innych problemów, z jakimi spotykają się niepełnosprawni, którzy - choć merytorycznie dobrze przygotowani - nie mogą właściwie udokumentować swojej wiedzy. Przykładowo nieuregulowana pozostaje kwestia tego, co zrobić, gdy podczas egzaminu dojdzie do awarii sprzętu komputerowego. Osoby pełnosprawne mogą wówczas kontynuować pracę, pisząc odręcznie. Może to być problematyczne dla zdających z niepełnosprawnością wzrokową. Tymczasem nie przewidziano dla nich specjalnej deski ratunkowej. Prawo nie gwarantuje również możliwości podyktowania przez zdającego z niepełnosprawnością manualną odpowiedzi na pytania osobie wyznaczonej przez komisję egzaminacyjną. Taki kandydat sam musi poradzić sobie z wprowadzaniem danych do komputera, co - jak zaznacza rzecznik - niejednokrotnie okazuje się ogromnym wysiłkiem, który niekorzystnie wpływa na koncentrację. Jeszcze inny problem RPO dostrzega w przypadku cukrzyków. Co prawda mogą oni poprosić o przerwę w egzaminie, by chociażby skontrolować poziom cukru, ale podczas trwania pauzy nie zatrzymuje się dla nich czasu przeznaczonego na rozwiązanie zadań. Podobny mechanizm występuje w odniesieniu do matek, które muszą nakarmić dziecko piersią. RPO proponuje więc dokonanie przeglądu aktów regulujących tryb przebiegu egzaminów wstępnych na aplikację oraz prawniczych egzaminów zawodowych i wprowadzenie do nich ułatwień, przede wszystkim proceduralnych i technologicznych, poprawiających komfort pracy kandydatom z niepełnosprawnością.
"Brak wskazanych (...) rozwiązań może moim zdaniem prowadzić do naruszenia, wyrażonej w artykule 32 konstytucji, zasady równości, a także wynikającej z artykułu 65 konstytucji zasady wolności wyboru i wykonywania zawodu" - ostrzega Rzecznik Praw Obywatelskich.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-23
Firmy zatrudniające osoby niepełnosprawne łamią przepisy częściej niż te, które ubiegają się o status zakładów pracy chronionej - wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) na temat zatrudnienia osób niepełnosprawnych w 2013 r., przedstawionych we wtorek 21 stycznia 2014 r. W minionym roku inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy przeprowadzili 2031 kontroli w 1677 zakładach pracy zatrudniających osoby z niepełnosprawnością (rok wcześniej było to 2641 kontroli w 2041 zakładach). Sprawdzono warunki zatrudnienia 61,7 tys. osób niepełnosprawnych.
W prawie co czwartej firmie zatrudniającej osoby niepełnosprawne spośród tych, w których stwierdzono uchybienia (24 proc. zakładów w tej grupie), kontrolerzy stwierdzili bariery architektoniczne oraz niewłaściwe przystosowanie obiektów i stanowisk pracy do ich potrzeb.
Najczęściej jednak nieprawidłowości dotyczyły ogólnych zaniedbań dotyczących BHP, takich jak niewłaściwa eksploatacja instalacji i urządzeń elektrycznych czy niewłaściwe przygotowanie maszyn i urządzeń. Jeśli chodzi o naruszenie przepisów dotyczących zatrudnienia, najwięcej przypadków uchybień dotyczyło niepoddania pracowników właściwym szkoleniom, zaniedbań w przeprowadzaniu badań lekarskich oraz udzielaniu urlopów.
Najwięcej uchybień dotyczyło wynagrodzeń
W zakresie swoich kompetencji inspektorzy prowadzili także kontrole u pracodawców ubiegających się o nadanie statusu zakładu pracy chronionej. W minionym roku o nadanie takiego statusu ubiegało się 78 pracodawców. Inspektorzy skontrolowali 77 podmiotów, wydali dwie opinie negatywne.
W sprawozdaniu Głównego Inspektoratu Pracy podkreślono, że stan przestrzegania przepisów dotyczących zatrudnienia osób niepełnosprawnych w zakładach ubiegających się o nadanie statusu zakładu pracy chronionej lub zakładu aktywności zawodowej oraz starających się o zwrot kosztów przystosowania miejsca pracy do potrzeb osób niepełnosprawnych, był lepszy niż w zakładach już posiadających taki status.
W związku ze skargami PIP przeprowadziła 184 kontrole w 143 zakładach. Spośród uchybień, jakie stwierdzili inspektorzy, najwięcej dotyczyło wynagrodzeń i innych świadczeń na rzecz niepełnosprawnych pracowników (33 proc.), czasu pracy (16 proc.) oraz warunków zatrudniania (11 proc.).
Wśród zakładów ubiegających się o nadanie statusu zakładu pracy chronionej największą grupę stanowiły firmy ochroniarskie oraz sprzątające (łącznie prawie połowa podmiotów) oraz przedsiębiorstwa przetwórstwa przemysłowego (27 proc.), a także firmy handlowe (17 proc.).
Przeprowadzono także 1178 kontroli na wniosek pracodawców lub starostów, w wyniku czego inspektorzy wydali ponad tysiąc opinii, w tym 45 negatywnych.
Lekceważenie prawa pracy
W związku z nieprawidłowościami związanymi z pracą osób niepełnosprawnych inspektorzy pracy wydali w 2013 r. prawie 4,5 tys. decyzji. 20 z nich dotyczyło wypłaty wynagrodzeń na łączną kwotę prawie 290 tys. złotych, a 62 osoby zostały ukarane mandatami na łączne kwotę ponad 70 tys. złotych. Inspektorzy w związku z przeprowadzonymi kontrolami skierowali też do sądu pięć wniosków o ukaranie.
"W ocenie inspektorów pracy znaczna liczba stwierdzonych nieprawidłowości nie wynikała z trudności ekonomicznych, ale z lekceważenia przepisów prawa pracy, nieprawidłowej organizacji pracy, tolerowania odstępstw od podstawowych zasad bezpieczeństwa pracy. Znacząca część podjętych działań korygujących lub zapobiegawczych nie wymagała dłuższego czasu i dużych nakładów finansowych" - napisano w sprawozdaniu.
Informacja PIP została przedstawiona na posiedzeniu Rady Ochrony Pracy poświęconym ocenie warunków zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Rada Ochrony Pracy jest organem nadzoru nad warunkami pracy i działalnością PIP.
Źródło:
PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-01-23
Jak już informowaliśmy w portalu rynekzdrowia.pl, kilkudziesięciu rodziców wraz ze swymi niepełnosprawnymi dziećmi demonstrowało w czwartek (23 stycznia) przed kancelarią premiera. Z rodzicami i dziećmi spotkał się premier Donald Tusk.
Uczestnicy pikiety żądali uznania opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem za pracę zawodową, realnego wzrostu wysokości otrzymywanych świadczeń tak, by pozwalały zaspokoić potrzeby rodziny i osoby niepełnosprawnej; podwyższenia kwoty renty socjalnej i zasiłku pielęgnacyjnego.
W tej sprawie przedstawiciele rodziców przygotowali list otwarty do premiera.
Jak poinformowała PAP rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska, premier zapewnił podczas spotkania, że obietnica podniesienia zasiłku pielęgnacyjnego do wysokości płacy minimalnej do 2016 r. jest realizowana. Świadczenie w takiej wysokości mieliby otrzymywać rodzice, którzy zrezygnowali z pracy zawodowej, by opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi. Podkreśliła, że państwo chce pomagać, ale może to być pomoc w ramach możliwości budżetu państwa.
- Pan premier wielokrotnie zapowiadał, że szczególną troską i opieką otoczy osoby niepełnosprawne i niepełnosprawne dzieci. Ten system powinien być dużo bardziej szczodry - powiedział Piotr Ikonowicz, współtwórca Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, która była organizatorem czwartkowej pikiety.
Jedna z protestujących matek, opiekująca się cierpiącym na porażenie opon mózgowych dzieckiem podkreślała, że wymaga ono całodobowej, specjalistycznej opieki. - Nie mam ani chwili wytchnienia, nie mogę być chora. 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego to nie są pieniądze - powiedziała.
W czwartek po południu przedstawiciele rodziców i niepełnosprawnych dzieci wzięli udział w konferencji prasowej w Sejmie zorganizowanej przez Twój Ruch.
Iwona Hartwich ze stowarzyszenia "Mam przyszłość" powiedziała, że rodzice dzieci niepełnosprawnych nie zrezygnują z protestów; zapowiedziała, że będą się one odbywały co miesiąc przed KPRM. Jak mówiła, Polska jest jedynym krajem w UE, w którym zła sytuacja zmusza rodziców niepełnosprawnych dzieci do protestów na ulicach.
Źródło: Gazeta Prawna - 1 tydzień 2014
Samorządy otrzymają łącznie o 58 milionów złotych więcej na zadania związane z rehabilitacją zawodową i społeczną osób z uszczerbkiem na zdrowiu
Osiemset pięćdziesiąt osiem i osiem dziesiątych miliona zł trafi w 2014 roku do starostów i marszałków województw na pomoc niepełnosprawnym. Tak wynika z przedstawionego przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) projektu podziału pieniędzy dla samorządów. 146 i trzy dziesiąte miliona złotych otrzymają samorządy województw, a 712 i pół miliona złotych powiaty. W przypadku tych ostatnich 360 i jedna dziesiąta miliona złotych obligatoryjnie przeznaczonych będzie na pokrycie kosztów funkcjonowania warsztatów terapii zajęciowej.
Początkowo w planie finansowym funduszu na przelewy redystrybucyjne w ustawie budżetowej na 2014 rok przeznaczony był 1 miliard złotych, co oznaczałoby wyższą kwotę w porównaniu z tą, która przysługiwała powiatom i województwom w 2013 roku (800 milionów złotych). Jednak na skutek przyjętych w ustawie okołobudżetowej zmian dotyczących wysokości dopłat do wynagrodzeń niepełnosprawnych pracowników, które w obecnej wysokości będą obowiązywać trzy miesiące dłużej niż planowano, konieczne było znalezienie dodatkowych pieniędzy na ich sfinansowanie.
Rząd zmniejszył wydatki na inne cele w budżecie PFRON. Obniżka obejmie środki, którymi w 2014 roku dysponować będzie rada nadzorcza funduszu na realizację programów służących rehabilitacji społecznej i zawodowej (o 100 milionów złotych) oraz dotację dla samorządów. Starostowie i marszałkowie województw otrzymają w przyszłym roku wprawdzie więcej pieniędzy, ale tylko o 58 milionów złotych.
- Będziemy dysponować kwotą zbliżoną do obecnej - mówi Anna Bielna, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Kielcach.
Jak podkreśla PFRON podział środków stanie się ostateczny, gdy ustawę budżetową podpisze prezydent (obecnie czeka na rozpatrzenie przez Senat). Wówczas na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów z 13 maja 2003 roku w sprawie algorytmu przekazywania środków funduszu samorządom wojewódzkim i powiatowym (Dziennik Ustaw numer 88, pozycja 808) PFRON wskaże kwoty, które otrzymają poszczególne samorządy. Wtedy też w uchwale radnych każdy powiat podzieli te środki na działania, które może finansować w ramach rehabilitacji społecznej i zawodowej oraz wskaże kryteria uzyskania pomocy. - W tym roku priorytetem było dofinansowanie zaopatrzenia w przedmioty ortopedyczne, środki pomocnicze oraz likwidacja barier architektonicznych, a i tak nie zdołaliśmy zrealizować wszystkich wniosków o pomoc. Będą rozpatrzone w 2014 roku - wyjaśnia Anna Bielna.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-03
Od roku osoby z dużym stażem ubezpieczeniowym, które z różnych powodów straciły pracę, będą mogły się ubiegać o częściowe świadczenia - czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej.
O taką emeryturę w tym roku będą mogli ubiegać się mężczyźni, którzy skończyli 65 lat i legitymujący się łącznie 40 latami składkowymi i nieskładkowymi. Jako pierwsi możliwość przejścia na takie świadczenie zyskają ci urodzeni po 31 marca 1949 r., w wieku 65 lat i 6 miesięcy. Wniosek w tej sprawie będzie można złożyć w kwietniu br. Natomiast dopiero w 2021 r. prawo do wcześniejszego zakończenia aktywności zawodowej zyskają kobiety urodzone po 31 grudnia 1958 r., dla których wiek emerytalny będzie wynosił co najmniej 62 lata i jeden miesiąc. A to oznacza, że emerytury częściowe różnicują zatrudnionych ze względu na płeć, traktując kobiety w sposób bardziej korzystny. Mogą one bowiem nabyć prawo do emerytury częściowej w wieku o 3 lata niższym od mężczyzn, posiadając o 5 lat krótszy staż.
Prawo do takich świadczeń będą mieć także rolnicy.
Wprowadzenie po raz pierwszy do polskiego systemu emerytalnego wspomnianego rozwiązania wynikało ze stopniowego podnoszenia do 67 lat powszechnego wieku emerytalnego. Ustawodawca, decydując się na jego zrównanie, jednocześnie wprowadził zróżnicowanie wieku ze względu na płeć. Uznał bowiem, że istnieją przesłanki umożliwiające różne traktowanie kobiet i mężczyzn w powszechnym systemie emerytalnym.
W razie złożenia wniosku o częściowe świadczenie ZUS sprawdzi faktyczny okres składkowy i nieskładkowy. Jeśli zainteresowany będzie spełniać wymagania stażowe i wiekowe, otrzyma wypłaty począwszy od miesiąca złożenia wniosku.
Osoba, która zdecyduje się na pobieranie takiego świadczenia, musi się liczyć z tym, że każda wypłata zostanie odliczona od kapitału zgromadzonego na koncie emerytalnym. Nie są one objęte gwarancją wypłaty minimalnego świadczenia. A to w praktyce oznacza, że zainteresowany może otrzymać wypłatę niższą niż emerytura minimalna. I nie otrzyma żadnej dopłaty do niej z budżetu państwa.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 16 grudnia 2013 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-03
Nowa emerytura nie może być niższa od kwoty najniższego świadczenia, jeżeli ubezpieczony ukończył podwyższony powszechny wiek emerytalny oraz udowodnił wymagane okresy składkowe i nieskładkowe - czytamy w Rzeczpospolitej.
Przesądza o tym art. 87 ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z FUS (tekst jedn. Dz.U. z 2009 r. nr 153, poz. 1227 ze zm., dalej ustawa emerytalna). Gdy emerytura przysługująca z FUS ubezpieczonym, urodzonym po 1 grudnia 1948 r., łącznie z okresową emeryturą kapitałową albo dożywotnią emeryturą kapitałową, jest niższa od najniższej, tę z FUS, w tym ustaloną ze zwiększeniem dla rolników, podwyższa się. I to w taki sposób, aby suma tych świadczeń nie była niższa od najniższej emerytury, o ile ubezpieczony:
1) mężczyzna - osiągnął podwyższony wiek emerytalny i ma okres składkowy i nieskładkowy wynoszący co najmniej 25 lat,
2) kobieta - osiągnęła podwyższony wiek emerytalny i ma okres składkowy i nieskładkowy wynoszący co najmniej:
- 21 lat - od 1 stycznia 2014 r. do 31 grudnia 2015 r.,
- 22 lata - od 1 stycznia 2016 r. do 31 grudnia 2017 r.,
- 23 lata - od 1 stycznia 2018 r. do 31 grudnia 2019 r.,
- 24 lata - od 1 stycznia 2020 r. do 31 grudnia 2021 r.
Od 1 stycznia 2022 r. staż ubezpieczeniowy uprawniający do podwyższenia nowej emerytury do najniższej emerytury będzie jednakowy dla kobiet i mężczyzn - 25 lat.
Przy ustalaniu stażu emerytalnego, oprócz okresów wymienionych w art. 6 ustawy emerytalnej, uwzględnia się też:
- okresy ubezpieczenia społecznego rolników, za które przyznane zostało zwiększenie,
- nie więcej niż 10 lat okresów kontynuowania ubezpieczenia w myśl ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, po ustaniu ubezpieczeń osób objętych:
obowiązkowo ubezpieczeniami emerytalnym i rentowymi,
dobrowolnie ubezpieczeniami emerytalnym i rentowymi na podstawie art. 7 pkt. 3 ustawy o sus.
Więcej w Rzeczpospolitej z 16 grudnia 2013 r.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-13
Osoby, które przed rokiem 1999 pozostawały aktywne zawodowo, powinny złożyć wniosek do ZUS o ustalenie wysokości kapitału początkowego. Także ci emeryci i renciści, którzy już pobierają świadczenia, mogą zwiększyć wysokość swoich wypłat - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Od 1 października 2013 r. niektóre osoby poszkodowane przez obowiązujące wcześniej rozwiązania mogą wystąpić do ZUS o ponowne wyliczenie wysokości świadczenia. Do tej daty osoby, które do podstawy wymiaru wykazywały niepełny rok zatrudnienia traciły na tym. Po zmianach nawet jeżeli pracowały przez 3 miesiące w ciągu roku, będą i tak mieć wyższy kapitał początkowy niż przed nowelizacją przepisów. W praktyce to rozwiązanie pozwoli zwiększyć świadczenie pracownicom powracającym do pracy po przerwie związanej z urlopem wychowawczym. Jest korzystne także dla osób, które miały kilku miesięczną przerwę w zatrudnieniu spowodowaną na przykład likwidacją przedsiębiorstwa.
W takiej sytuacji kapitał początkowy będzie liczony na podstawie faktycznego okresu podlegania ubezpieczeniu.
Ponowne obliczenie kapitału ustalonego przed 1 października 2013 r. następuje na wniosek zainteresowanego. Jeżeli jednak osoba uprawniona nie wystąpi z nim, oddział ZUS sam wyliczy jej kapitał przy okazji obliczania emerytury na nowych zasadach ile jest to dla niej korzystniejsze. Na tym rozwiązaniu zyskają osoby, które już pobierają świadczenia. Jednak jeżeli przed 1 października 2013 r. ustalono im emeryturę na nowych zasadach, same muszą wystąpić o ponowne przeliczenie. Wypłaty emerytury w nowej wysokości dokonuje się na ogólnych zasadach, nie wcześniej niż od miesiąca zgłoszenia wniosku. A to w praktyce oznacza, że im szybciej dokument taki zostanie złożony przez zainteresowanego, tym szybciej ZUS dokona wyliczeń.
Podpisany wniosek o ponowne obliczenie kapitału początkowego można przesłać pocztą lub dostarczyć osobiście do tej jednostki ZUS, która wydała decyzję o ustaleniu kapitału początkowego.
Przesyłając go, należy podać znak sprawy zaczynający się od symbolu KPU 1 00…. Można także wykorzystać opracowany wzór wniosku. Jest to druk o symbolu: ZUS Kp-3. Jest on dostępny w oddziałach ZUS lub na stronach internetowych zakładu.
Osoby, które dwa lata temu nie złożyły prośby o przeliczenie kapitału początkowego, powinny to wskazać w tym wniosku. Dzięki temu ZUS uwzględni zmiany dotyczące zasad zarobków uzyskanych w wybranych latach kalendarzowych sprzed 1999 r. dotyczące przeciętnych wynagrodzeń sprzed tej daty. Od dwóch lat, obliczając procentowy stosunek wynagrodzenia do przeciętnej płacy za rok, w którym wnioskodawca po raz pierwszy przystąpił do ubezpieczenia, ZUS uwzględnia przeciętną miesięczną płacę wyłącznie za te miesiące, w których pozostawał on w ubezpieczeniu. Do sumy tych wynagrodzeń porównuje następnie łączną kwotę zarobków danej osoby w jej pierwszym roku ubezpieczenia. Taki sposób ustalenia podstawy wymiaru kapitału początkowego powoduje, że jest ona wyższa, niż byłaby obliczona na podstawie wcześniejszych regulacji. Dotyczy to również wysokości samego kapitału. Osoby, którym zakład ustalił go z uwzględnieniem pierwszego roku pozostawania w ubezpieczeniu na poprzednio obowiązujących zasadach, mogą obecnie domagać się ponownego ustalenia kapitału z zastosowaniem także i tych przepisów.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 17 grudnia 2013 r.
Źródło: Rzeczpospolita/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-13
Funkcjonariuszka służb, która na emeryturę przeszła w 1981 r., nie ma prawa do jej waloryzacji na niezmienionych zasadach - czytamy w Rzeczpospolitej.
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego zajęli się skargą konstytucyjną byłej funkcjonariuszki służb mundurowych PRL, która domagała się korzystniejszej waloryzacji emerytury.
Poszło o to, że po nowelizacji przepisów emerytalnych w 1999 r. emeryci mundurowi także zostali objęci powszechnym systemem waloryzacji świadczeń. Wcześniej były waloryzowane stosunkowo do wzrostu uposażeń funkcjonariuszy. Po zmianach objęła ich znacznie mniej korzystna waloryzacja cenowa, uzależniona od wzrostu cen i inflacji.
Dopiero w 2008 r. była milicjantka złożyła wniosek do Zakładu Emerytalno-Rentowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o unieważnienie decyzji o waloryzacji jej świadczenia od 1999 r. Stwierdziła, że od tej daty zaczęło ono znacząco odbiegać od nowo przyznawanych świadczeń odchodzącym ze służby.
Emerytka zaskarżyła do TK art. 6 ustawy z 18 lutego 1994 r. o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej oraz ich rodzin, w brzmieniu obowiązującym od 1 stycznia 1999 r. do 1 stycznia 2004 r. Jej zdaniem ten przepis powoduje nierówne traktowanie emerytów i prowadzi do spadku siły nabywczej ich świadczeń od chwili nabycia prawa do jego wypłaty.
Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 17 grudnia 2014 r. (sygn. akt: SK 29/12) stwierdził, że emerytka nie może kwestionować objęcia jej powszechnym systemem waloryzacji świadczeń.
- W 1999 r. został wprowadzony powszechny system waloryzacji świadczeń, w którym nie ma znaczenia, kto z jakiego systemu przeszedł na emeryturę - tłumaczyła w uzasadnieniu wyroku Maria Gintowt-Jankowicz, sędzia TK.
Więcej w Rzeczpospolitej z 18 grudnia 2013 r.
Źródło: Gazeta Prawna Numer 02/2014
Przepisy dają kierownikowi ośrodka pomocy społecznej (OPS) lub wskazanej przez niego osobie prawo do prowadzenia postępowań w sprawach z zakresu pomocy społecznej. O tym warunku przypomina w swoim stanowisku wydział polityki społecznej Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego. Podkreśla, że osoba zatrudniona na stanowisku kierownika jednostki organizacyjnej pomocy społecznej, w tym właśnie OPS, jest zobowiązana ustawowo do posiadania określonych kwalifikacji. Należy do nich co najmniej trzyletni staż pracy w pomocy społecznej oraz specjalizacja z zakresu organizacji pomocy społecznej. Do prowadzenia szkoleń z jej zakresu mają prawo jednostki prowadzące kształcenie lub doskonalenie zawodowe, które uzyskały zgody ministra pracy i polityki społecznej. Oczekiwania wobec takich osób zostały określone celowo ze względu na wiążącą się z pełnieniem takiego stanowiska odpowiedzialnością, wynikającą z podejmowania decyzji w sprawie ludzkich problemów, nieszczęść czy tragedii. Dzięki temu wszystkie osoby korzystające ze świadczeń pomocy społecznej, niezależnie od posiadanego statusu społecznego i zawodowego, mogą kontaktować się z osobami kompetentnymi, rozumiejącymi istotę problemów wymagających wsparcia. Ponieważ rządzący gminą nie mają do tego odpowiednich kwalifikacji, zadanie to zostało powierzone kierownikom ośrodków. Delegowanie uprawnień w tym zakresie reguluje wprost artykuł 110 ustęp 7 i 8 ustawy z 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej (to jest Dz.U. z 2013 roku pozycja 182 z późniejszymi zmianami). Zgodnie z nim wójt, burmistrz lub prezydent miasta udziela kierownikowi ośrodka pomocy społecznej upoważnienia do wydawania decyzji administracyjnych w indywidualnych sprawach należących do właściwości gminy. Może ono też być udzielone innej osobie na wniosek dyrektora. W tej sprawie wypowiedział się zresztą Naczelny Sąd Administracyjny (sygnatura akt jeden OSK 262/07), który wskazał, że wspomniany artykule 110 ustęp 7 nakazuje dokonanie dekoncentracji uprawnień.
Z tego wynika, że wójt, burmistrz lub prezydent miasta nie jest właściwy do prowadzenia postępowania w sprawach związanych z pomocą społeczną. To też oznacza, że podpisane przez którąś z tych osób decyzje administracyjne dotyczące wsparcia mogą zostać w postępowaniu sądowym uznane za nieważne.
Decyzja wydana przez wójta dotycząca pomocy społecznej może zostać w postępowaniu sądowym uznana za nieważną.
Źródło: Gazeta Prawna Numer 02/2014
Część osób, które zostały pozbawione pomocy za sprawowanie opieki nad niesamodzielnym członkiem rodziny, składa wnioski o przywrócenie im wsparcia.
Kierowane przez nie do ośrodków pomocy społecznej pisma to efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 5 grudnia 2013 roku (sygnatura akt K 27/13), który uznał, że przepisy wygaszające od 1 lipca ubiegłego roku prawo do świadczenia pielęgnacyjnego były niezgodne z ustawą zasadniczą. W konsekwencji prawie 150 tysięcy osób z dwustu czterdziestu czterech tysięcy, które je otrzymywały, od ponad pół roku jest pozbawionych wsparcia, ponieważ nie były w stanie spełnić nowych warunków regulujących uzyskanie świadczenia pielęgnacyjnego lub specjalnego zasiłku opiekuńczego.
- Dostajemy różnego rodzaju wnioski i pisma, w których osoby występują o ponowne przyznanie im pomocy - wskazuje Natalia Siekierka, zastępca kierownika działu świadczeń Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu.
Również w Koninie i Białymstoku kilkoro opiekunów zwróciło się o przywrócenie im pieniędzy za opiekę. Gminy nie mają jednak podstaw do ich ponownego wypłacania. Uznany za niekonstytucyjny artykuł 11 ustęp 1 i 3 ustawy z 9 grudnia 2012 roku o zmianie ustawy o świadczeniach rodzinnych oraz niektórych innych ustaw (Dziennik Ustaw pozycja 1548) był bowiem przepisem przejściowym, który przewidywał wygaśnięcie decyzji przyznających pomoc z mocy prawa. Opiekun nie otrzymywał więc decyzji w tej sprawie, która pozwoliłaby na wszczęcie postępowania o zwrot zaległych świadczeń, przewidzianego w trybie kodeksu postępowania administracyjnego.
- Uzasadnienie wyroku wyraźnie wskazuje, że nie może on być podstawą do dochodzenia zwrotu zaległych roszczeń - wskazuje Halina Pietrzykowska, kierownik działu świadczeń rodzinnych MOPR w Białymstoku.
Gmina nie może też przyznać takiemu opiekunowi bieżących świadczeń, ponieważ artykuł 17 wspomnianej ustawy, który określa przesłanki uzależniające ich uzyskanie, nie uległ zmianie. Nie był zresztą przedmiotem zaskarżenia do TK. To oznacza, że nadal do otrzymania tego wsparcia konieczne jest wykazanie, że niepełnosprawność krewnego powstała, zanim ukończył on 18 lat lub 25 lat.
Katarzyna Jureko, kierownik działu świadczeń rodzinnych i alimentacyjnych MOPS w Sopocie, podkreśla, że dużo osób dzwoni do jednostki z pytaniami, kiedy pomoc będzie im znowu wypłacana.
- Wszystkich, którzy się do nas zgłaszają, informujemy, że Sejm musi najpierw zmienić przepisy - dodaje Anna Kwaśniewska, dyrektor MOPR w Koninie.
Przygotowaniem projektu nowelizacji, który ma uwzględniać skutki wyroku TK, zajmuje się specjalny zespół działający przy resorcie pracy. Na razie nie wiadomo jednak, od kiedy opiekunowie ponownie uzyskają prawo do świadczenia pielęgnacyjnego.
Michalina Topolewska, oprac.: GR
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-13
Uwaga! Baza Wiedzy przedrukowała tę wiadomość z Dziennika Gazety Prawnej z 18 grudnia 2013 r. Zwracamy uwagę na ten fakt, gdyż informację dotyczą 2014 r., a nie tak, jak można by uznać, że roku przyszłego.
(przypis redakcji "WiM")
W pierwszym kwartale 2014 r. rodzicom zajmującym się niepełnosprawnymi dziećmi będzie przysługiwać wsparcie wyższe niż wynikające z przepisów - donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Rząd postanowił kontynuować realizowany od listopada 2011 r. program dodatkowej pomocy dla osób uprawnionych do świadczenia pielęgnacyjnego. W tym celu przygotowany został projekt rozporządzenia, który umożliwi jego dalsze prowadzenie. Zgodnie z nim dodatek w wysokości 200 zł miesięcznie będzie przysługiwał w okresie styczeń-marzec przyszłego roku wszystkim uprawnionym do świadczenia pielęgnacyjnego. To oznacza, że łącznie do rodziców zajmujących się niepełnosprawnymi dziećmi trafi 820 zł miesięcznie, a obydwie formy pomocy będą wypłacane w tym samym terminie.
Jednak składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, które są odprowadzane za opiekunów, będą naliczane tylko od kwoty samego świadczenia pielęgnacyjnego, czyli 620 zł.
Tak jak w kończącej się właśnie tegorocznej edycji programu dodatek zostanie przyznany bez konieczności składania wniosków. Ośrodek pomocy społecznej będzie z urzędu wszczynał postępowanie w tej sprawie i wyda opiekunowi decyzję. Taka procedura ma zagwarantować, że dodatkowe pieniądze trafią na pewno do wszystkich osób uprawnionych do świadczenia pielęgnacyjnego.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 18 grudnia 2013 r .
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/www.baza-wiedzy.pl
Data opublikowania: 2014-01-15
820 zł będzie wynosić do końca marca wysokość wsparcia, jakie gmina będzie wypłacać rodzicom zajmującym się niepełnosprawnym dzieckiem -- donosi Dziennik Gazeta Prawna.
Na kwotę tę będzie składać się 620 zł świadczenia pielęgnacyjnego oraz 200 zł dodatku, którego przyznanie przewiduje specjalny rządowy program. Jego obecna edycja zakończyła się w grudniu, ale w związku z decyzją o jego przedłużeniu Rada Ministrów przyjęła uchwałę oraz rozporządzenie, które umożliwią kontynuację otrzymywania wyższej pomocy.
Zgodnie z nim prawo do dodatku, który będzie przysługiwał w styczniu, lutym oraz marcu, będą miały osoby uprawnione do świadczenia pielęgnacyjnego. Nie będzie ono natomiast wypłacane krewnym, którzy zajmują się niepełnosprawnym członkiem rodziny i mieli przyznany specjalny zasiłek opiekuńczy.
Uzyskanie 200 zł dodatku nie będzie wymagało złożenia przez opiekunów wniosku. Postępowanie w sprawie ustalenia do niego prawa będzie podejmowane przez gminę z urzędu. Jego podstawę tak jak dotychczas będą stanowić przepisy dotyczące pomocy społecznej, ponieważ ustawa z 28 listopada 2006 r. o świadczeniach rodzinnych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1456) nie przewiduje możliwości prowadzenia przez rząd programów wspierających określone grupy rodzin. Postępowanie nie będzie jednak wymagało przeprowadzenia wywiadu środowiskowego z opiekunem.
Na obsługę tych postępowań gminy otrzymają dodatkowe środki. Tak jak w przypadku innych świadczeń rodzinnych będą one stanowić 3 proc. dotacji otrzymanej na wypłatę wsparcia. Ponadto do dodatku zastosowanie znajdą też przepisy regulujące kwestie odzyskania nienależnie pobranej pomocy zawarte w art. 30 wspomnianej ustawy.
Dodatek powinien być wypłacany w tym samym terminie, w którym przesyłane jest opiekunowi świadczenie pielęgnacyjne. Jednak w styczniu w związku z koniecznością przeprowadzenia postępowań w wielu gminach może to nastąpić z opóźnieniem.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej z 2 stycznia 2014 r.
Źródło: Gazeta Prawna 3 tydzień 2014
Opiekunowie będą mogli po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ponownie uzyskać wsparcie, ale dopiero po nowelizacji przepisów. Do tego czasu mogą składać wnioski o zasiłki z pomocy społecznej
Czy świadczenia zostaną przywrócone
Czytelniczka, która otrzymywała od kwietnia 2011 roku świadczenie pielęgnacyjne na niepełnosprawną matkę, straciła do niego prawo od 1 lipca ubiegłego roku. Słyszała, że Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok stwierdzający, że odebranie jej pomocy było bezprawne. Czy dzięki temu odzyska prawo do świadczenia pielęgnacyjnego?
Tak
Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zaskarżone przez rzecznika praw obywatelskich przepisy ustawy z 7 grudnia 2012 roku o zmianie ustawy o świadczeniach rodzinnych oraz niektórych innych ustaw (Dziennik Ustaw pozycja 1548) były niezgodnie z konstytucją. Przewidywały one wygaśnięcie z mocy prawa od 1 lipca ubiegłego roku wszystkich decyzji dotyczących przyznania świadczenia pielęgnacyjnego, które zostały wydane do 31 grudnia 2012 roku. Aby osoby te mogły kontynuować otrzymywanie pomocy, musiały ponownie złożyć wniosek o świadczenie pielęgnacyjne, przy czym jego uzyskanie zostało uzależnione od restrykcyjniejszych niż do tej pory zasad, lub o specjalny zasiłek opiekuńczy. Ten drugi okazał się równie trudny do uzyskania. Sędziowie uznali, że odebranie opiekunom wsparcia naruszyło konstytucyjne zasady ochrony praw nabytych oraz zaufania obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa.
Podstawa prawna
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego (K 27/13) z 5 grudnia 2013 roku (Dziennik Ustaw pozycja 1557).
Czy po wyroku można się domagać zaległych pieniędzy
Pani Barbara od ponad pół roku nie otrzymuje świadczenia pielęgnacyjnego. Po tym jak TK orzekł, że zabranie świadczeń opiekunom naruszyło ustawę zasadniczą, postanowiła złożyć wniosek o wypłacenie jej zaległej pomocy. Czy może w ten sposób odzyskać należne jej wsparcie?
Nie
Wyrok TK nie daje podstaw do dochodzenia roszczeń z tytułu niewypłacanych od 1 lipca 2013 roku świadczeń. Jest to związane z tym, że wspomniany artykuł 11 ustęp 1 i 3 ustawy nowelizującej zawierał przepisy przejściowe, które przewidywały wygaśnięcie prawa do wsparcia z mocy ustawy. Opiekun nie otrzymał w związku z tym zdarzeniem żadnej decyzji, a jedynie pisemną informację z gminy, że po 30 czerwca ubiegłego roku świadczenia nie będą mu już wypłacane i może się starać o pomoc, ale już na obowiązujących w tym momencie nowych zasadach jej uzyskania. To oznacza, że w takiej sytuacji nie jest możliwe złożenie wniosku w trybie art. 145a ustawy z 14 czerwca 1960 r. - Kodeks postępowania administracyjnego (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku pozycja 267). Zgodnie z nim osoba może żądać wznowienia postępowania, gdy TK orzekł o niezgodności z konstytucją ustawy, na podstawie której została wydana decyzja. Ma na to czas w ciągu miesiąca od wejścia w życie orzeczenia. Natomiast do przywrócenia opiekunom świadczeń konieczna jest kolejna nowelizacja ustawy o świadczeniach rodzinnych, do której uchwalenia został Sejm zobowiązany w uzasadnieniu do wyroku.
Podstawa prawna
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego (K 27/13) z 5 grudnia 2013 roku (Dziennik Ustaw pozycja 1557).
Czy można otrzymać zasiłek z pomocy społecznej
Czytelniczka, której gmina po utracie świadczenia pielęgnacyjnego nie przyznała specjalnego zasiłku opiekuńczego, nie otrzymuje żadnych pieniędzy, a cały czas zajmuje się dwojgiem niepełnosprawnych rodziców. Czy może liczyć na inne wsparcie, np. z pomocy społecznej?
Tak
W oczekiwaniu na zmianę przepisów opiekunowie mogą się ubiegać o świadczenia z pomocy społecznej, w tym między innymi zasiłek celowy, który może być przyznany na zaspokojenie niezbędnej potrzeby życiowej. Jego uzyskanie jest jednak uzależnione od spełnienia kryterium dochodowego, które wynosi 456 złotych miesięcznie na osobę w rodzinie. Ponadto jest to wsparcie fakultatywne, co oznacza, że gmina może, ale nie musi go przyznawać, a każdy wniosek złożony przez opiekuna będzie podlegał indywidualnej ocenie. Również kwestia wysokości zasiłku nie jest określona i zależy od możliwości finansowych samorządu. Gmina nie ma też obowiązku przy przyznawaniu pomocy traktować w sposób uprzywilejowany osób, które utraciły świadczenie pielęgnacyjne, ponieważ w tym względzie zastosowanie mają przesłanki wynikające z przepisów o pomocy społecznej, a te są takie same dla wszystkich składających wnioski.
Podstawa prawna
Artykuł 39 ustawy z 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 182 z późniejszymi zmianami).
Czy termin przywrócenia wsparcia jest określony
Ośrodek pomocy społecznej poinformował osobę, która znalazła się w grupie opiekunów pozbawionych świadczenia pielęgnacyjnego, że do jego odzyskania niezbędna jest nowelizacja przepisów. Czy TK ogłaszając wyrok, wskazał, od kiedy powinno to nastąpić?
Nie
Sędziowie zobowiązując Sejm do zmiany przepisów, nie określili konkretnego terminu, od którego ma nastąpić przywrócenie świadczeń. W uzasadnieniu do wyroku podkreślili jedynie, że powinno to nastąpić bez zbędnej zwłoki. Przygotowaniem projektu nowelizacji ustawy o świadczeniach rodzinnych zajął się już specjalny zespół działający przy Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, a w którego skład wchodzą też przedstawiciele Rządowego Centrum Legislacji oraz Ministerstwa Finansów. Nie jest jednak jeszcze znany termin, w którym przedstawione zostaną wyniki ich pracy, ani data, od której opiekunowie będą mogli znowu się ubiegać o pomoc.
Podstawa prawna
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego (K 27/13) z 5 grudnia 2013 roku (Dziennik Ustaw pozycja 1557).
Czy gmina opłaci składki za opiekuna
Czytelnik, który stracił prawo do świadczenia pielęgnacyjnego, nie ma też opłacanych składek na ubezpieczenia społeczne. Czy może się zgłosić do ośrodka pomocy społecznej o ich finansowanie?
Tak
Za osobę, która zrezygnuje z zatrudnienia w związku z koniecznością sprawowania bezpośredniej opieki nad długotrwale lub ciężko chorym członkiem rodziny oraz wspólnie niezamieszkującymi matką, ojcem lub rodzeństwem, ośrodek pomocy społecznej opłaca składkę na ubezpieczenia emerytalne i rentowe od kwoty kryterium dochodowego. Dodatkowo, aby było to możliwe, dochód w przeliczeniu na jednego członka rodziny nie może być wyższy niż 150 procent tego progu.
Podstawa prawna
Artykuł 42 ustawy z 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 182 z późniejszymi zmianami).
Czy będzie wsparcie przy wyższych dochodach
Pani Katarzyna zajmuje się niepełnosprawną siostrą. Po tym jak przestało jej przysługiwać świadczenie pielęgnacyjne, ubiegała się w ośrodku pomocy społecznej o zasiłek celowy, ale go nie uzyskała ze względu na wysokość dochodów przypadających na jednego członka jej rodziny. Czy mimo to ze względu na to, że znajduje się w trudnej sytuacji, może otrzymać pomoc?
Tak
W szczególnie uzasadnionych przypadkach, gdy dochody osoby lub rodziny przewyższają ustawowy próg, opiekun może mieć przyznany specjalny zasiłek celowy. Jego wypłata nie ma jednak charakteru obligatoryjnego i mają do niego zastosowanie podobne zasady jak przy zwykłym zasiłku celowym. Taki opiekun może też otrzymać zasiłek okresowy, celowy lub pomoc rzeczową, ale pod warunkiem ich zwrotu w całości lub części.
Podstawa prawna
Artykuł 41 ustawy z 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 182 z późniejszymi zmianami).
Czy gmina przyzna wsparcie opiekunowi
Pan Przemysław stracił świadczenie pielęgnacyjne wypłacane mu z powodu opieki nad niepełnosprawną żoną. Czy po wyroku TK może złożyć wniosek o ponowne przyznanie mu pomocy?
Tak
Orzeczenie TK nie pozwala uzyskać ani zaległych świadczeń, ani nie umożliwia ich bieżącego otrzymywania. RPO zaskarżył tylko przepisy przejściowe, a nie obowiązujące od 1 stycznia 2013 roku nowe przesłanki regulujące uzyskanie świadczenia pielęgnacyjnego. Podobnie przedmiotem rozstrzygnięcia nie były zasady uzyskania specjalnego zasiłku opiekuńczego. To oznacza, że aby otrzymywać pierwszą z tych form pomocy dalej, trzeba potwierdzić, że niepełnosprawność osoby wymagającej opieki powstała przed ukończeniem przez nią osiemnastu lat lub dwudziestu pięciu lat, gdyby uszczerbek na zdrowiu powstał w trakcie nauki. Jeżeli więc opiekun złoży wniosek o przyznanie świadczenia pielęgnacyjnego, a nie będzie spełniać tego warunku, to dopóki nie zmienią się przepisy, otrzyma decyzję odmowną.
Podstawa prawna
Artykuł 17 ustawy z 28 listopada 2003 roku o świadczeniach rodzinnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 1456).
Czy można otrzymać zasiłek po odwołaniu
Gmina odmówiła opiekunowi, który po utracie świadczenia pielęgnacyjnego ubiegał się o specjalny zasiłek opiekuńczy, przyznania tej drugiej formy wsparcia. Powodem tego był brak możliwości wykazania, że zainteresowany zrezygnował z pracy w związku z koniecznością zajęcia się niepełnosprawnym krewnym. Czy decyzja może zostać zmieniona, jeżeli się od niej odwoła?
Tak
W związku z tym, że wielu opiekunów nie jest w stanie spełnić warunku wiążącego utratę zatrudnienia z objęciem opieką członka rodziny, który doznał uszczerbku na zdrowiu, nie otrzymują oni specjalnego zasiłku opiekuńczego. W jego przypadku nie wystarczy bowiem, że osoba nie podejmowała zatrudnienia, musiała z niego zrezygnować. Taka sytuacja dotyczy też opiekunów, którzy otrzymywali świadczenie pielęgnacyjne, a stracili je w wyniku zmiany przepisów i złożyli wniosek o specjalny zasiłek. Część organów odwoławczych rozpatrując skargi zgłaszane przez osoby, którym odmówiono tej drugiej z form pomocy, dokonuje jednak takiej interpretacji przepisów, która pozwala na jej przyznanie, np. bezrobotnym albo osobom niemogącym ze względu na upływ czasu udowodnić bezpośredniego związku czasowego między rezygnacją z pracy a rozpoczęciem opieki nad niepełnosprawnym krewnym. Takie stanowisko zajął na przykład Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gorzowie Wielkopolskim (sygnatura akt dwa SA/Go 681/13) oraz w Łodzi (dwa SA/Łd 599/13).
Podstawa prawna
Artykuł 16a ustawy z 28 listopada 2003 roku o świadczeniach rodzinnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2013 roku, pozycja 1456).
Źródło: Gazeta Prawna 3 tydzień 2014
Samorząd, w którym mieszka osoba sprawująca pieczę, a nie ten, gdzie faktycznie przebywa senior, powinien rozpatrzyć wniosek o umieszczenie go w placówce całodobowej opieki. Takie stanowisko zajął Naczelny Sąd Administracyjny w postanowieniu wydanym 24 października 2013 roku (sygnatura akt jeden ow 155/13). Sędziowie rozstrzygali w nim spór o właściwość między burmistrzem oraz prezydentem dwóch gmin o to, który z nich ma przyjąć i rozpatrzyć wniosek o skierowanie do domu pomocy społecznej (DPS). Osoba wymagająca umieszczenia w nim jest bowiem całkowicie ubezwłasnowolniona i ma ustanowionego opiekuna prawnego. Przy czym oboje zamieszkują na terenie podległym różnym samorządom. Prezydent miasta, w którym mieszkał sprawujący pieczę, uważał, że za skierowanie powinien odpowiadać burmistrz gminy, w której do tej pory przebywała seniorka. Argumentował przy tym, że ustalając organ właściwy do rozpoznania sprawy z zakresu pomocy społecznej, należy wziąć pod uwagę miejsce zamieszkania osoby uprawnionej do świadczenia, bo to ta gmina powinna ponosić wydatki na ten cel. Z taką interpretacją nie zgodził się burmistrz drugiego z miast, który wystąpił z wnioskiem do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten przyznał mu rację. Sędziowie podkreślili, że wprawdzie na podstawie artykułu 101 ustęp 1 ustawy z 12 marca 2004 roku o pomocy społecznej (to jest Dz.U. z 2013 roku pozycja 182 z późniejszymi zmianami) właściwość gminy ustala się według miejsca zamieszkania osoby ubiegającej się o świadczenie, to w związku z tym, że wspomniane przepisy nie określają definicji tego pojęcia, zastosowanie ma artykuł 25 ustawy z 23 kwietnia 1964 roku - Kodeks cywilny (Dz.U. numer 16, pozycja 93 z późniejszymi zmianami). Ten zaś stanowi, że miejscem zamieszkania osoby fizycznej jest miejscowość, w której ona przebywa z zamiarem stałego pobytu. Z kolei zgodnie z brzmieniem artykułu 27 kodeksu cywilnego w przypadku osoby znajdującej się pod opieką jest nim miejsce zamieszkania opiekuna. Ponadto NSA stwierdził, że ustawodawca przyjmując takie rozwiązanie, miał na uwadze to, że opiekun prawny osoby ubezwłasnowolnionej całkowicie jest jej reprezentantem i zarządza jej majątkiem. Dlatego, aby mógł się z tych obowiązków wywiązywać prawidłowo, wszystkie informacje oraz sprawy dotyczące tej osoby muszą się koncentrować wokół sprawującego pieczę.
- Ponieważ ze skierowaniem wiąże się potem kwestia kosztów związanych z pobytem w DPS, trudno uznać za sprawiedliwe rozwiązanie, w którym musi je ponosić samorząd, który do tej pory nie miał z seniorem nic wspólnego - zwraca uwagę Jadwiga Frasunkiewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Turku.
Siedemdziesiąt procent emerytury lub renty można pobrać od seniora tytułem opłaty za pobyt w DPS.
Źródło: PAP/Rynek Zdrowia
Data opublikowania: 2014-01-23
Przedmioty, które są niezbędne dłużnikowi lub członkowi jego rodziny ze względu na niepełnosprawność, nie będą podlegały egzekucji komorniczej - zakłada poselski projekt nowelizacji prawa cywilnego. W czwartek (23 stycznia) posłowie wyrazili w debacie poparcie dla projektu.
Przygotowany przez posłów PO projekt powstał na kanwie opisywanych w mediach historii, gdy komornik sądowy, egzekwując wyrok stwierdzający, że obywatel jest zadłużony, w ramach zajęcia komorniczego zabrał także wózek inwalidzki osoby niepełnosprawnej. Nowelizacja ma wyłączyć tego typu sprzęt z zestawu przedmiotów możliwych do egzekucji komorniczej.
Autorzy projektu wskazali, że są rozbieżności w przepisach Kodeksu postępowania cywilnego oraz ustawie o postępowaniu egzekucyjnym w administracji, które stanowią podstawy działań komorniczych. Nowelizacja ma je ujednolicić.
- Nie ma żadnych powodów, aby prywatni wierzyciele mieli większe uprawnienia egzekucyjne niż organy publiczne prowadzące egzekucję za pomocą poborców skarbowych - mówił sprawozdawca komisji Artur Dunin (PO). Jak podkreślił, samorząd komorników popiera zgłoszone propozycje nowelizacji.
- Projekt należy ocenić jako korzystny, szczególnie dla dłużników korzystających ze specjalistycznego sprzętu pomagającego funkcjonować - mówiła Barbara Bartuś (PiS), popierając projekt.
Krzysztof Kłosowski (TR) uznał, że projekt nowelizacji ma charakter fragmentaryczny. - Projektodawcy nie potraktowali kompleksowo kwestii związanych z egzekucją i akt prawny będzie miał coraz bardziej kazuistyczny charakter. Rodzi się pytanie, co jeszcze będzie dopisane do listy rzeczy niepodlegających egzekucji? Te kwestie powinny polegać na zdrowym rozsądku komornika - mówił. Zarazem powiedział, że - mając na względzie cel ustawy - jego klub jest za dalszymi pracami nad projektem.
Poparcie dla nowelizacji wyraził też Józef Zych (PSL). Polemizując z posłem Kłosowskim, Zych powiedział, że zdrowy rozsądek komornika może być zbyt małym ograniczeniem dla egzekucji.
- Mój klub nie ma najmniejszej wątpliwości, że projekt zasługuje na to, aby dalej nad nim pracować - oświadczyła Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska (SLD).
Andrzej Romanek (SP) uznał, że nowelizacja jest potrzebna i szkoda, że jest ona tak spóźniona. Opowiedział się za dalszymi pracami nad projektem w sejmowych komisjach, tak aby zrównać sytuacje osób niepełnosprawnych w obu procedurach egzekucji komorniczej.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
Data opublikowania: 2014-01-21, 14.53
Z prawa trzeba umieć korzystać. Jeśli ktoś pierwszego dnia pracy albo jeszcze na etapie rozmowy kwalifikacyjnej przyjdzie do szefa z wykładem, jakie przysługują mu prawa, taki pracodawca może się wystraszyć - nie prawa, tylko nas. Decydując się na pracę, trzeba umieć dać coś od siebie - wtedy jest szansa na pewną harmonię między pracodawcą a pracownikiem - mówi w rozmowie z nami prawnik Grzegorz Jaroszczyk.
Kajetan Prochyra: Media lubią podejmować tematy na styku prawa i niepełnosprawności - głośnym echem, nie tylko na łamach portalu Niepelnosprawni.pl, odbiły się sprawy związane ze ślubem Katarzyny Barszczewskiej i Andrzeja Dudy czy niedawne ułaskawienie Radosława Agatowskiego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Z jakimi problemami prawnymi osoby w niepełnosprawnością borykają się na co dzień?
Grzegorz Jaroszczyk, adwokat, prawnik w Centrum Integracja w Warszawie: Najczęściej są to sprawy związane z orzekaniem o niepełnosprawności i kwestiami związanymi z rentą i świadczeniami przysługującymi osobom z niepełnosprawnością i ich opiekunom. Często to jest właśnie najważniejsze - bo związane z zaspokojeniem podstawowych potrzeb człowieka. Dotyczyto zarówno spraw związanych z ZUS-em, jak i miejskim zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności. Najczęściej przychodzą do mnie osoby, które otrzymały orzeczenie od lekarza, które uważają za niesłuszne lub nietrafne. Pomagam wtedy np. napisać sprzeciw do komisji lekarskiej, a nawet odwołanie do sądu. Często osoby, które do mnie przychodzą, nie wiedzą o możliwościach i przysługujących im ścieżkach dochodzenia własnych praw. Moim zadaniem jest właśnie wskazanie tych możliwości i narzędzi.
Druga część spraw związana jest z prawem pracy - zarówno na etapie, gdy ktoś właśnie otrzymał umowę o pracę, jak i gdy jest właśnie zwalniany. Czy dana osoba słusznie została zwolniona? Czy pracodawca miał do tego prawo? Czy warto - a jeśli tak, to na jakich zasadach - od tego zwolnienia się odwoływać? Wątpliwości mają nie tylko same osoby z niepełnosprawnością. Często to pracodawcy kontaktują się z nami, by dopytać, wyjaśnić szczegóły przepisów związanych uprawnieniami takich osób w pracy.
Nie wszystko, co powie pracodawca, jest święte - że tak ma być i kropka. Są jednak takie nadużycia, których bez znajomości przepisów się nie dostrzeże. Np. ktoś pracował na podstawie umowy cywilno-prawnej, np. umowy zlecenia, a był traktowany jak etatowy pracownik. Skoro pracodawca wymaga od nas pracy jak na etacie, wtedy powinien się liczyć i z tym, że przysługuje nam wynagrodzenie za urlop czy nadgodziny i mamy prawo tych kwestii dochodzić przed sądem.
Nie tak łatwo jednak powiedzieć pracodawcy: łamiesz moje prawa.
Z prawa trzeba jednak umieć korzystać. Jeśli ktoś pierwszego dnia pracy albo jeszcze na etapie rozmowy kwalifikacyjnej przyjdzie do szefa z wykładem, jakie przysługują mu prawa, taki pracodawca może się wystraszyć - nie prawa, tylko nas. Zawsze powtarzam, że decydując się na pracę, trzeba umieć dać coś od siebie - wtedy jest szansa na pewną harmonię między pracodawcą a pracownikiem. Nie będzie się też miało wyrzutów sumienia, że nie zrobiło się wszystkiego, by te dobre relacje w pracy nawiązać.
Zawsze radzę najpierw rozmawiać. Nie straszyć, nie powoływać się na przepisy. Panie kierowniku, panie dyrektorze, ja widzę tutaj problem, według mnie powinno być tak i tak. Gdy zaczynamy od gróźb sądem czy Państwową Inspekcją Pracy, i my, i nasz pracodawca okopiemy się tylko w swoich obozach i trudniej będzie nam dojść do porozumienia. Sprawy sądowe trwają. Konflikt często bardzo negatywnie wpływa na relacje w pracy i radość z niej. Pozew jest ostatecznością, a proces jest na końcu tej drogi. Bardzo często strony cieszą się, gdy na sali sądowej zawierana jest ugoda.
Bardzo dobrze, że coraz więcej instytucji zajmuje się mediacją. Myślę, że będzie ich w Polsce coraz więcej. Warto dążyć do polubownego rozwiązywania konfliktów. Mediacja może w tym pomóc - tam każda ze stron może swobodnie się wypowiedzieć, a ktoś obiektywny spojrzy na dany temat i spróbuje znaleźć konsensus. Tyle energii, czasu i pieniędzy się traci, gdy ludzie ze sobą nie rozmawiają.
Często, gdy zaczynamy myśleć o skorzystaniu z pomocy prawnika czy wejściu na drogę sądową, wyobrażamy sobie wielką walizkę pieniędzy, której potrzebować będziemy na pokrycie kosztów procesu i na wynagrodzenie dla naszego adwokata. Czy zawsze musi to tak wyglądać?
Nie. Postępowania dotyczące ubezpieczeń społecznych w pierwszej instancji są zwykle wolne od kosztów sądowych - ten argument często przekonuje naszych beneficjentów, by skierować swoją sprawę do sądu.
Czy osoby z niepełnosprawnością bardziej interesują się przepisami? Lepiej znają swoje prawa?
Jest bardzo różnie. Zdarza się, że przychodzą do nas rodzice dorosłych dzieci z niepełnosprawnością, a ja wyposażam ich w tak podstawową wiedzę, jak np. to, że nie muszą w niektórych sytuacjach płacić za bilety komunikacji miejskiej. Są też i tacy, którzy przychodzą do mnie z bagażem wiedzy po to tylko, by dopytać się o szczegóły, bym np. sprawdził przygotowane przez nich pisma.
Często w magazynie "Integracja" i na portalu Niepelnosprawni.pl przestrzegamy przed ślepą wiarą w to, co napisane jest w internecie. Czy z takim samym dystansem, jak "dra Google'a", powinniśmy traktować jego brata, "mecenasa Google'a"?
Trzeba bardzo, bardzo uważać na to, co się czyta w internecie. Znaleźć tam można często trafne porady i cenne informacje, ale też łatwo, idąc za niepewną radą, trafić w ślepy zaułek, w którym można naprawdę wiele przegrać - niektórych spraw nie da się już odkręcić. Przychodzi do mnie np. człowiek z orzeczeniem o całkowitej niezdolności do pracy zadowolony, że będzie miał rentę. A przecież samo orzeczenie nie gwarantuje jeszcze świadczenia - trzeba spełnić jeszcze inne przesłanki, np. odpowiedni staż pracy przed zdarzeniem powodującym niezdolność do pracy, dopiero potem możemy dojść do wniosków co do tego, czy ta renta będzie przysługiwać czy nie.
Kiedy jest ten najwłaściwszy moment, by zwrócić się o pomoc prawną, i w co przed rozmową z prawnikiem powinniśmy się wyposażyć?
Właściwy moment to ten przed podjęciem czynności prawnych, czyli np. przed złożeniem wniosku o rentę, o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności czy przed złożeniem pozwu czy odwołania. Dobrze wiem, że w niektórych kwestiach polskie prawo daje bardzo bliskie terminy - np. zgodnie z art. 264 par. 1 Kodeksu pracy, odwołanie od wypowiedzenia umowy o pracę wnosi się do sądu pracy w ciągu 7 dni od dnia doręczenia pisma wypowiadającego umowę o pracę. Szybka pomoc jest tu niezwykle ważna.
Bardzo częstym błędem jest ten najprostszy - nieprzeczytanie do końca orzeczeń lekarza czy komisji orzekającej. Przykład, o którym wspominałem: całkowita niezdolność do pracy nie oznacza automatycznie renty. Często ludzie myślą, że to koniec tematu: nie składam sprzeciwu do komisji lekarskiej, czekam spokojnie na decyzję o rencie. Aż tu nagle przychodzi decyzja odmowna. Dlaczego? Bo np. nie miał pan przepracowanych 5 lat w okresie ostatnich 10 lat. "Bo miałem całkowitą niezdolność do pracy!" Tak, ale to jest tylko jedna z trzech przesłanek do przyznania renty. Taki pan idzie więc do sądu - ale tu jest kolejny problem, bo wcześniej nie wykorzystał swojej drogi odwoławczej w ZUS-ie.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów na styku prawa i niepełnosprawności jest ubezwłasnowolnienie. Czy ten temat pojawia się często w Pańskiej praktyce?
Rzeczywiście, pojawiają się ogromne wątpliwości. Ludzie traktują instytucję ubezwłasnowolnienia jako formę kary czy też pozbawienia praw. Ja staram się wyjaśniać, że instytucja ubezwłasnowolnienia ma przede wszystkim chronić tę osobę, która ma być ubezwłasnowolniona. Pojawiają się pytania: czy ja nie skrzywdzę swojego dziecka? Wtedy siadamy, często bardzo długo rozmawiamy, zastanawiamy się, jakie wybrać rozwiązanie. Ja nie jestem lekarzem, nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: "czy moje dziecko należy ubezwłasnowolnić?". O tym decydują lekarze i biegli sądowi. Ja mogę powiedzieć, jakie są przesłanki, jakie są przepisy i jak się to robi.
Warto pamiętać, że ubezwłasnowolnienie dotyczy przede wszystkim czynności prawnych - ma chronić np. przed tym, by ta osoba nie przyszła później z jakimiś dziwnymi umowami, które mogą okazać się nietrafne, a nawet szkodliwe dla niej samej i jej bliskich, a które może być potem bardzo trudno odkręcić.
Oczywiście, choć jest to na szczęście niewielki odsetek takich spraw, zdarzają się nadużycia, w których ktoś wykorzystuje ubezwłasnowolnienie dla własnych interesów, np. gdy dana osoba dysponuje jakimś majątkiem, a ktoś chciałby ją ubezwłasnowolnić, by móc tym majątkiem zarządzać. Trzeba jednak pamiętać, że taka osoba, która zarządza majątkiem osoby ubezwłasnowolnionej, jest kontrolowana przez sąd opiekuńczy - rodzinny, który w wielu sprawach może np. zakazać czynności takich, jak spieniężenie tego majątku.
Czy Pańskim zdaniem osoby z niepełnosprawnością intelektualną są odpowiednio chronione przez polskie prawo?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ same osoby z niepełnosprawnością intelektualną rzadko do mnie przychodzą - najczęściej zgłaszają się do mnie ich rodzice. Widać u nich troskę o dziecko. Często jednak reagują oni dopiero po fakcie - prosząc o pomoc w unieważnieniu jakieś umowy zawartej przez syna czy córkę. Jest to niemal zawsze proces trudny, a często się to po prostu nie udaje.
Zaczęliśmy naszą rozmowę od wspomnienia tych najgłośniejszych ostatnio spraw, w których stykają się prawo i niepełnosprawność. Czy myśli Pan, że wiele jeszcze takich "min" związanych z wzajemnym niezrozumieniem potrzeb osób z niepełnosprawnością i przedstawicieli różnych instytucji czeka nas w przyszłości?
Takie sytuacje mają najczęściej swoje źródło w niewiedzy i nieznajomości przepisów. Warto więc sięgać po opinie prawników, którzy specjalizują się w danej dziedzinie. W polskim prawie wiele mamy przepisów ogólnych, które wymagają dopracowania w praktyce. Nieznajomość prawa szkodzi - dotyczyto wszystkich, zarówno samych osób z niepełnosprawnością, jak i ich otoczenia.
Artykuł dyskusyjny
Źródło: "Pochodnia" Sierpień 1952
Aby niewidomy mógł pracować i stać się pożytecznym członkiem społeczeństwa oraz włączyć się do budownictwa socjalizmu w Polsce Ludowej jako prawdziwy jej budowniczy, potrzebne jest stworzenie prawdziwej bazy dla produktywizacji niewidomych. Zatrudnić niewidomych możemy w tych branżach, jakie mają najlepsze warunki rozwoju ze względu na możliwości terenowe i łatwą dostawę surowca oraz zapewniony rynek zbytu. W branży metalowej można pracować nie na surowcach, a na odpadach. Zatrudniając niewidomych, należy brać pod uwagę stan ich zdrowia, podchodzić do każdego indywidualnie, uwzględniając upodobania, warunki lokalowe i zdolności.
Niewidomi mogą być zatrudniani w różnych branżach:
1. w przemyśle galanteryjnym, jak na przykład szlifowanie lusterek,
2. W tapicerstwie - w tej branży należy niewidomych przeszkolić tak, aby mogli wykonywać różne prace tapicerskie, jak robienie materacy z trawy morskiej, ustawianie sprężyn pod materace, przeciąganie materaców pasami, obciąganie materaców i obijanie gwoździami itd. Niewidomy taki może być zatrudniony w spółdzielni usługowej, wykonując poza tym chałupniczo drobne remonty.
3. W przemyśle powroźniczo-rymarskim w ciągu trzech miesięcy można nauczyć niewidomych robić szleje, powrozy, uprząż itd.
4. W branży kartonaży - niewidomy może wykonywać różne prace z kartonu, jak robienie pudełek do proszków, przy czym może dodatkowo własnoręcznie nasypywać proszek do wykonanych przez siebie pudełek. Można utworzyć spółdzielnie opakowań, obsługiwaną wyłącznie przez niewidomych.
5. W guzikarstwie - niewidomi mogą wykonywać guziki z metalu, z drewna, z muszli morskich i rzecznych, obciągane materiałem. Surowców tego rodzaju mamy w Polsce pod dostatkiem. Produkcja byłaby ze względu na to tania, a zbyt jej nieograniczony.
6. w dziale metalowym - niewidomi mogą pracować przy wyrobie gwoździ tapicerskich, szczypiec do bielizny, wsuwek do włosów, agrafek, automatycznych ołówków, spinaczy z blachy i wielu innych. W pracy przy warsztacie niewidomi mogą wykonywać piecyki elektryczne, opakowania blaszane, pudełka do pasty, wiele wyrobów galanteryjnych, kłódki, łańcuchy, gwintowanie wtyczek itp.
Przy większych ośrodkach można zatrudnić większą liczbę niewidomych, przy czym najbardziej uzdolnionych należy typować do biur, po pewnym przeszkoleniu kierując ich na odpowiedzialne, kierownicze stanowiska, dając im do pomocy kogoś z widzących. Należy kontynuować szkolenie wszystkich niewidomych w ramach siedmiu klas szkoły podstawowej. Można też założyć kurs dla niewidomych nauczycieli, zorganizowany przez Zarząd Główny, z uwzględnieniem kursu maszynopisania. Należy tu wykorzystać wiedzę naszych niewidomych, których zdolności dość często się marnują. Należy połączyć też wiedzę z praktyką zwykłego, zdolnego robotnika, wysuwając go na stanowisko kierownicze.
Zagadnienie produktywizacji niewidomych na wsi
Większa część niewidomych mieszkających na wsi pomaga rodzinie w gospodarce na roli. Biorąc pod uwagę szybki rozwój socjalizacji wsi i zmechanizowanych spółdzielni produkcyjnych, należy niewidomych odpowiednio przeszkalać, by mogli stać się wartościowymi pracownikami tychże spółdzielni i PGR-ów, wykonując dostępną im pracę. Zagadnienie produktywizacji niewidomych na wsi, winno stać się jednym z głównych zadań naszego Związku. Należy głębiej zainteresować się przeszkalaniem w różnych branżach, z tym, żeby po uzyskaniu zawodu mogli być zatrudniani chałupniczo w domu lub przy spółdzielniach niekoniecznie inwalidzkich.
Praca muzyków niewidomych
Zaobserwowano, że wielu niewidomych posiada zdolności, a niektórzy z nich wybitny talent muzyczny. Te zdolności i talenty należy wyłowić, nadając im odpowiedni kierunek. Szczególną uwagę należy zwrócić na niewidomych muzyków - samouków na wsi.
Biorąc pod uwagę te ważne postulaty i zagadnienia w realizacji możliwości zatrudnienia niewidomych należy nadmienić, że urzeczywistnienie tych postulatów w dużej mierze zależy od tego, w jakim stopniu Związek wyrazi swą żywotność i inicjatywę w koordynowaniu pracy wśród niewidomych. Realizacja ta zależy również od tego, jak oddziały Związku zajmą się sprawą zatrudniania i przeszkalania niewidomych na swoim terenie.
Polski Związek Niewidomych dąży do realizacji postulatów swych członków w dziedzinie wynajdywania dla nich najróżniejszych form zatrudnienia.
Źródło: "Pochodnia" Sierpień 1952
W połowie czerwca bieżącego roku odwiedził naszą redakcję stały korespondent "Pochodni" kolega Józef Śmietanko. Zwrócił się on wówczas do nas z prośbą o pomoc w nabyciu maszyny do pisania czarnym drukiem. Wystąpiliśmy w tej sprawie do Zarządu Głównego.
Dnia 29 lipca otrzymaliśmy list od kolegi Śmietanki, w którym donosi nam o pozytywnym załatwieniu jego prośby. Kolega Śmietanko pisze:
Droga Redakcjo!
Stosownie do życzliwej rady naczelnego redaktora "Pochodni" kolegi Madeja wniosłem do Zarządu Głównego prośbę o przyznanie mi maszyny do pisania. Podanie moje zostało rozpatrzone bardzo szybko i załatwione przychylnie. Pragnąc wyrazić tą drogą wdzięczność tym wszystkim, którzy przyczynili się do pozytywnego załatwienia mojej sprawy, a w szczególności przewodniczącemu Zarządu Głównego majorowi Leonowi Wrzoskowi oraz redaktorowi Stanisławowi Madejowi, przesyłam im tą drogą serdeczne pozdrowienia i zapewniam, że dołożę wszelkich starań, by udzielona mi pomoc nie poszła na marne.
Uważam, że stanowisko Zarządu Głównego w tej sprawie jest jeszcze jednym i niezaprzeczalnym dowodem opieki,jakiej nasze ludowe państwo oraz wszystkie władze związkowe udzielają niewidomym na każdym kroku. Fakt ten powinien mobilizować wszystkich niewidomych w kraju do jak najofiarniejszego wysiłku w pracy dla ludowej ojczyzny, dla rozwijania jej sił gospodarczych i umocnienia jej niepodległości. Jeśli ojczyzna nasza będzie silna i bogata, jeśli będziemy potrafili przyczynić się do utrzymania pokoju i szczęśliwego rozwoju socjalistycznego budownictwa w naszym kraju, wówczas możemy być pewni, że sytuacja niewidomych będzie coraz lepsza.
Kto Polskę ukochał i szczęścia jej życzy,
Kto umie na straży honoru jej stać,
Kto w służbie dla kraju jej ofiar nie liczy,
Ten słusznie ma prawo Polakiem się zwać.
Kto w innym człowieku człowieka uznaje,
Kto umie mu światłem w ciemnościach się stać,
Kto dłoń mu życzliwą w potrzebie podaje,
ten słusznie ma prawo...człowiekiem się zwać.
Źródło: "Pochodnia" Kwiecień 1964
Rok temu informowaliśmy czytelników, że wyszedł pierwszy numer kwartalnika dla niewidomych kobiet - "Głos Kobiety". Obecnie czytelniczki otrzymały już piąty numer tego czasopisma i na pewno są zgodne w opinii, że jest ono bardzo interesujące i żywotne. Świadczy o tym również wzrastający stale nakład. W kwartalniku znajdujemy wiele ciekawych wiadomości o pracy zawodowej naszych niewidomych koleżanek, o ich osiągnięciach w pracy społecznej i w różnych innych dziedzinach życia. Można tam również znaleźć pożyteczne wskazówki, jak się ubrać, jak pielęgnować dzieci w warunkach bez wzroku, itp. Mimo krótkiego czasu istnienia czasopisma redakcja zdobyła już wielu współpracowników, i to nie tylko spośród kobiet, ale i mężczyzn, bo warto podkreślić, że w "Głosie Kobiety" jest wiele tematów interesujących płeć brzydszą.
Twierdzenie to postaramy się udowodnić na przykładzie piątego numeru kwartalnika - 1 stycznia - 31 marca 1964 roku. W artykule "Dziewięć miesięcy oczekiwania" w sposób interesujący ukazane są szczegółowo etapy rozwoju i wzrostu ciała ludzkiego płodu, począwszy od pierwszego dnia aż do momentu urodzenia się dziecka. Z publikacji tej dowiadujemy się, jakie są kształty zarodka, a następnie płodu w poszczególnych okresach ciąży, kiedy i jak kształtują się narządy, na przykład ręce, nogi, serce, narząd wzroku, itp. Jasne jest, że zagadnienia te interesują nie tylko kobiety.
W rubryce "Wszystko o dziecku" znajduje się też artykuł, poświęcony pielęgnowaniu niemowląt w warunkach bez wzroku. Na pewno zainteresuje szerszy ogół artykuł "Sztuka miłości w małżeństwie". Publikacja ta może się przyczynić u wielu osób do podniesienia kultury współżycia seksualnego, a wiadomo przecież, jak w sprawach tych potrzebne są kultura, delikatność i wzajemne zrozumienie, i jak wiele w społeczeństwie naszym jest jeszcze do zrobienia.
Nie możemy omówić całego numeru "Głosu Kobiety", gdyż po prostu brakuje tu miejsca. Warto jednak jeszcze wspomnieć o interesującym reportażu Haliny Banaś z Zakładu Rehabilitacji Podstawowej, a także o artykule A. Pruskiego, poświęconemu pracy w przemyśle niewidomych kobiet w krajach zachodnich. W poradach praktycznych znajdujemy informacje o wartości i zastosowaniu cytryn, octu, itp., a także, jak powinny wyglądać tanie i modne sukienki balowe na bieżący sezon.
"Ostatni walc" to tytuł opowiadania Jadwigi Stańczak. Jest ono jak gdyby odpowiedzią na opowiadanie Włodzimierza Kopydłowskiego "Jedyne wyjście", opublikowane w poprzednim numerze kwartalnika. Głównym tematem opowiadania kolegi Kopydłowskiego były przeżycia niewidomego chłopca, którego w czasie zabawy tanecznej zdradziła widząca dziewczyna. Koleżanka Stańczak opisuje jak gdyby ten sam temat, ukazując jednak inne aspekty zagadnienia. Mówi mianowicie o niewidomej dziewczynie, która w czasie całej zabawy na próżno czeka, aż poprosi ją ktoś do tańca. Niewidomi mężczyźni starają się tańczyć wyłącznie z kobietami widzącymi, a niewidome dziewczęta, chcące również się bawić, wychodzą z sali rozżalone i rozgoryczone. Autorka postuluje więcej kultury ze strony niewidomych mężczyzn w odniesieniu do ich niewidomych koleżanek w czasie wieczorków tanecznych, zresztą przeczytajcie opowiadanie sami i napiszcie do redakcji w tej przecież wcale niebłahej sprawie.
W omawianym numerze "Głosu Kobiety" zamieszczona jest ciekawa i społecznie ważna ankieta - czy poruszasz się sama. Wiadomo, że problem samodzielnego poruszania się niewidomych, zwłaszcza kobiet, jest zagadnieniem o bardzo dużej wadze. Redakcja chciałaby zebrać tą drogą jak najwięcej materiałów, mówiących o trudnościach w poruszaniu się, o sposobach radzenia sobie w tej sprawie. Zebrane materiały wykorzystane będą na łamach czasopisma. Najciekawsze wypowiedzi będą nagrodzone. Zachęcamy więc wszystkie Panie do wzięcia udziału w ankiecie.
W tym też numerze redakcja ogłosiła konkurs pod tytułem "Mój dzień powszedni". Jest to piękny temat, dający wiele możliwości literackiego wyżycia się, wypisania o sprawach nam bardzo bliskich i znanych, bo czyż może być coś bardziej znanego, niż to, co przeżywamy codziennie, co nas boli i cieszy, dlatego i w tym wypadku zachęcamy czytelniczki do redakcji swych korespondencji.
Pragniemy też opowiedzieć o dwu innych kwartalnikach - dodatkach do "Pochodni". Jeden z nich to "Pola Stelo", drugi - "Niewidomy Masażysta". Obydwa czasopisma redagowane są przez znanego nam wszystkim i bardzo cenionego działacza - redaktora Jana Silhana.
"Niewidomy Masażysta" w zasadzie przeznaczony jest dla naszych kolegów, pracujących w służbie zdrowia. Kwartalnik ten ma ściśle sprecyzowany i wypracowany charakter. W każdym numerze znajdują się artykuły wybitnych fachowców - lekarzy specjalistów z różnych dziedzin medycyny na temat schorzeń i leczenia układu krążenia, chorób reumatycznych, nerwic, itp. W każdym też numerze czytelnik znajdzie dużo wiadomości z życia niewidomych masażystów, a także informacje, dotyczące działalności sekcji masażu tak na szczeblu centralnym, jak i wojewódzkim. Sekcje te odgrywają coraz większą rolę w podnoszeniu kwalifikacji zawodowych niewidomych masażystów.
Bardzo ciekawa jest rubryka "Nasze uzdrowiska". Zamieszczane są w niej wszechstronne wiadomości o walorach leczniczych, klimatycznych i innych polskich uzdrowisk, bo jak wiadomo, w zależności od schorzenia, lekarz musi dobrać najbardziej odpowiadające sanatorium. W kwartalniku "Niewidomy Masażysta" jest również bardzo interesująca rubryka - "Wiadomości medyczne". Można się z niej dowiedzieć o najnowszych metodach leczenia, o nowych odkryciach z dziedziny medycyny, a więc tej gałęzi wiedzy, która jest najbardziej związana z życiem człowieka.
Chyba nie trzeba uzasadniać, jak wielką i konkretną pomoc stanowi omawiany kwartalnik dla niewidomych masażystów w ich pracy, w podnoszeniu kwalifikacji zawodowych. Umożliwia on także wzajemną wymianę myśli i doświadczeń, toteż każdy z kolegów - masażystów powinien prenumerować to wartościowe czasopismo, a dotychczas część z nich niestety nie korzysta z kwartalnika. "Niewidomego Masażystę" powinni zaprenumerować również ci nasi czytelnicy, których interesują zagadnienia medyczne, a więc nie tylko masażyści. W listach do nas bardzo często piszą czytelnicy, że chcieliby, aby w "Pochodni" było jak najwięcej artykułów z dziedziny medycyny, gdyż te zagadnienia bardzo interesują niewidomych. W "Pochodni" nie możemy jednak zbyt wiele miejsca poświęcić tym sprawom, dlatego zainteresowanych odsyłamy do kwartalnika "Niewidomy Masażysta".
Na początku wspomnieliśmy już o drugim kwartalniku, redagowanym przez redaktora Jana Silhana. Jest to "Pola Stelo". Czasopismo to wydawane jest w języku esperanckim i znane jest prawie na całym świecie. Czytają je niewidomi nie tylko w Europie, ale i w dalekim Wietnamie, w krajach Ameryki Łacińskiej i innych. Świadczą o tym nie tylko listy z różnych stron świata, ale i wypowiedzi niewidomych działaczy na konferencjach o charakterze międzynarodowym. W kwartalniku znajdują się artykuły i informacje o tym, co robią niewidomi w Polsce, o ich działalności w różnych dziedzinach życia.
Można więc bez przesady powiedzieć, że "Pola Stelo" w języku, który pokonał granice, różnice ras, wierzeń, obyczajów na całym prawie świecie, głosi wiedzę o naszym pięknym kraju, jego sukcesach i codziennym trudzie, głosi prawdę o ustroju, który budujemy, o socjalizmie.
Ale "Pola Stelo" jest czytane chętnie nie tylko za granicą. Znajduje ono wielu odbiorców w Polsce. Oprócz interesujących wiadomości umożliwia przecież ciągłe pogłębianie znajomości języka esperanckiego, a wiadomo, że język ten we wszystkich krajach nabiera coraz większego znaczenia, coraz powszechniejsze jest zrozumienie roli, jaką może i powinien on odegrać we współczesnym świecie, gdzie potrzeba ścisłych kontaktów między ludźmi staje się nieuniknioną koniecznością. Zachęcamy więc gorąco do prenumeraty "Pola Stelo", a kto przeczyta jeden numer, na pewno z niecierpliwością będzie czekał na drugi.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Po utracie wzroku dłuższy czas nie wychodziłem samodzielnie z domu. Gdy wreszcie się odważyłem, robiłem to bez białej laski, której oczywiście wstydziłem się. Bez laski jeździłem również na uczelnię. Miałem wówczas niewielkie resztki wzroku, pozwalające odróżnić chodnik od jezdni i dostrzegać poruszające się cienie.
Wiele razy wpadłem na słup rozbijając okulary, ale laski nie brałem do ręki. Na zajęcia w uczelni przychodziłem odpowiednio wcześnie, by powoli dotrzeć do celu. Pewnego czerwcowego dnia byłem przy uczelni na tyle wcześnie, że do wykładu było jeszcze pół godziny. W parku znajdującym się naprzeciwko znalazłem ławkę i usiadłem czekając na odpowiednią godzinę. Dziesięć minut przed zajęciami podszedłem do krawędzi jezdni i nadsłuchiwałem, czy nic nie jedzie. Gdy uznałem, że jest bezpiecznie, ruszyłem przed siebie szybko i zdecydowanie. Na środku jezdni usłyszałem nagle klakson, skoczyłem do przodu przekonany, że muszę uciekać przed nadjeżdżającym pojazdem. To mnie zgubiło, ponieważ kierowca przyspieszył i doszło do kolizji. Po zderzeniu wywinąłem w powietrzu wielkiego kozła i spadłem na pupę gubiąc okulary i sandały.
Z punktu widzenia kierowcy przebieg wypadku był następujący. Przez jezdnię przechodzi zamyślony facet, wobec tego nacisnął klakson w przekonaniu, że pieszy spojrzy i się zatrzyma, a pojazd przejedzie bezkolizyjnie. Tymczasem gość zrobił coś niezrozumiałego, bo skoczył do przodu i doszło do zderzenia.
Wypadek wyglądał na tyle dramatycznie, że wezwano pogotowie, które zabrało mnie do stacji, gdzie przeszedłem odpowiednie badania. Okazało się, że nic mi nie dolega. Tam odnalazł mnie milicjant, który po przesłuchaniu stwierdził, że do wypadku doszło wyłącznie z mojej winy i dlatego muszę ponieść odpowiedzialność, na szczęście w najniższym wymiarze - 50 złotych.
Od tego czasu nie ośmielam się wyjść z domu bez białej laski.
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Czytam ci ja styczniowe "WiM" i dostaję lewoskrętnej wibracji z uciechy. Całkiem niewinna bogatoresztkowa zupka polecana przez redakcyjnego mistrza kuchni - p. Niesiołowskiego nabrała pionierskiego smaku i aromatu, jakiś pieprz, jakaś papryka, a może też chrzan świeżo starty, miały nie tylko nadać zupce nowe znaczenie, niespotykane nie tylko w naszej szerokości geograficznej, ale także w Meksyku, gdzie wiadomo, że do wszystkiego co stoi w kubku czy leży na talerzu sypie się obficie ostre ziółka i przyprawy.
Wierzę, że po zjedzeniu takiej amatorskiej zupki, Czytelnikom miesięcznika spojrzenie a dowcip się wyostrzy i zasypią Redakcję celnymi tekstami... A że dowcip i lekkie pióro w cenie wysokiej, zachęcam nie tylko p. Kotowskiego, ale i Starego Kocura, jego wiernego konfratra do raczenia nas następnymi przypisami.
Aleśmy Bączek nie jacy tacy, ino łebscy, przeto mój sposób na wątróbkę w czekoladzie.
10 dag wątróbki drobiowej
3 tabliczki mlecznej czekolady
łyżka tartej ostrej papryki
łyżka zmielonego czarnego pieprzu
łyżka imbiru
łyżka soli
łyżka miodu
wiatraczek
Wątróbkę umyć, oddzielić żyłki. Czekoladę zemleć w młynku do kawy, albo drobno pokroić. Dodać pozostałe składniki i wymieszać. Kawałki wątróbki obtoczyć w tak powstałej panierce. Smażyć na oliwie z obu stron. Dla lepszego smaku, usmażoną wątróbkę skropić spirytusem.
Zapytacie Państwo, a po co potrzebny jest wiatraczek. To proste, aby chłodzić gardło w trakcie konsumpcji specjału.
Pychota!
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Nie ma to jak kryzys gospodarczy, działa jak dobry mop i czyni porządki. A wiadomo - gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, i nie tylko.
Oto niewidomy inwalida traci I grupę, bo jest zbyt zaradny, niewidomy nauczyciel udaje że widzi, a widzące otoczenie udaje, że tego akurat nie widzi.
Spróbujmy jednak spenetrować sprawę, żeby jednak to zrobić, trzeba sięgnąć do problemu, który - mogłoby się zdawać - nie ma nic wspólnego ze zdarzeniami przedstawionymi w poprzednim numerze WIM. A jednak ma, czego spróbuję dowieść na przykładach krajowych i nawet zagranicznych, przy czym zalecam spojrzenie bez ideologiczno-polityczno-religijno-tradycjonalistycznych pseudopatriotycznych uwikłań i powikłań.
Zacznijmy od krajowych i to dosyć dalekich, ale już z tego ustroju. Otóż w pewnym momencie okazało się, że ulga rehabilitacyjna w podatku na opłacenie przewodnika tylko przez pewien czas nie wymagała udokumentowania. Po dość krótkim czasie bowiem urząd skarbowy uzyskał prawo wszczęcia postępowania wyjaśniającego. Odtąd niewidomy, który z ulgi skorzystał, zobowiązany jest uprawdopodobnić poniesione wydatki. Wtedy zaczęły się narzekania zainteresowanych, że niby ulga jest, a właściwie jej nie ma.
Sprawę wyjaśnił swego czasu mec. Władysław Gołąb. Poinformował, że pewien niewidomy mędrzec w pewnym warszawskim fiskusie został zapytany, czy rzeczywiście ponosi wydatki na przewodnika. Ów mędrzec odpowiedział, że nie, bo ma dzieci i one mu pomagają, więc nie musi. Wtedy urzędnik stwierdził, że ulga przysługuje tym, którzy wydatki takie są zmuszeni ponosić, a zatem nie jemu. Potem NSA orzekł w podobnym duchu. Szkoda tylko, choć to dziwne, że chyba nikt informacji mecenasa nie przeczytał uważnie, bo co pewien czas pojawiały się głosy, że mamy do czynienia z jakimś oszustwem. Chyba to prawda, że z oszustwem, gorzej jednak z jednoznaczną odpowiedzią, kto tu jest oszustem.
Niedawno można było przeczytać, że odnaleziono na terytorium Grecji pewną wysepkę, na której mieszkali sami niewidomi. Rzecz budziła zdziwienie, zatem sprawę zbadano i okazało się, że była to wysepka oszustów pobierających stosowne wysokie świadczenia z tytułu braku wzroku. Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy "udawać Greka".
A kiedy pod koniec ubiegłego roku bawiłem z rodzinną wizytą we Włoszech, dowiedziałem się, że w ostatnim czasie podjęto szeroko zakrojoną akcję mającą na celu wykrycie osób udających niewidomych. Doszło do tego, że niektórzy obawiają się wykazywać zbyt wysoką sprawność, aby nie zostali podejrzani o oszustwo i odesłani na badania kontrolne.
No i okazuje się, że ze stereotypami odnośnie nieporadności niewidomych można walczyć na różne sposoby, między innymi jeżdżąc na brajla samochodem. Wśród takich zmotoryzowanych była przewodnicząca koła w Strzelinie (no, nie tylko była, ale i jest), którą w ramach rozruchów dolnośląskich zawieszono w czynnościach przewodniczącej koła. Był jakiś artykuł w gazecie lokalnej o jej oszustwach, ale GKR ZG PZN uznała, że żadne zarzuty - może poza pewnymi niedoborami w rozliczeniach - nie sprawdziły się, zatem przywrócono ją na stanowisko. Teraz okręg ma biedę, bo co i raz to kilka osób chce przechodzić do innego koła. W zarzutach postawionych przez KR o samochodach nie było, bo sprawa jest do ugryzienia dość trudna. A może po prostu Zarząd Główny, który szuka różnych najnowocześniejszych rozwiązań, chce do nazwy Polski Związek Niewidomych dodać przymiotnik Zmotoryzowanych.
Sprawa ma nie tylko humorystyczny aspekt. Po pierwsze - jeżeli za kółkiem siedzi prawdziwy niepełnosprawny ze względu na wzrok, to stanowi zagrożenie w ruchu drogowym. A jeżeli jest to osoba udająca niewidomego, to pobiera jakieś świadczenia albo uzyskuje korzyści w innej formie. Powinna więc, po ustaleniu stanu faktycznego, zwrócić wszystko to, co wyłudziła. W obydwu wypadkach każdy z wymienionych powinien zostać przykładnie ukarany. Chyba że Zarząd Główny PZNZ uzna, iż zarzuty się nie potwierdziły i przywróci idiotyczny stan rzeczy.
Była też sprawa człowieka, któremu podobno otoczenie otruło psa. Udało mu się spowodować powołanie fundacji, która pokryła koszty nowego psa. Ale fundacja uzyskała więcej pieniędzy niż było trzeba i chciała pomóc innym. Poszkodowany wystąpił do sądu, aby ściągnąć z tej fundacji wszystkie pieniądze, jakie zebrała, bo one były dla niego, a nie dla innych. Nie pamiętam już, czy doczytałem się gdzieś finału sprawy. Gdybym to ja decydował, to zakupiłbym rzeczywiście z tych pieniędzy kilka psów dobrze wyszkolonych, żeby zagryzały takich cwaniaków nie pozostawiając śladów.
Do najciekawszych zjawisk z podwórka PZNZ należy przekonanie władz, że ilekroć ktoś demaskuje złodziei i s..., uznawany jest za osobę, która chce rozwalić Związek. Opublikowane pismo w styczniowej "WIM" dotyczące protestu Komisji Rewizyjnej Okręgu Dolnośląskiego zostało w kręgach dolnośląskich związkowych prominentów potraktowane również jako coś niszczycielskiego. Natomiast co do złodziejskich poczynań poprzednich władz uznano, że trzeba by to jakoś tak we własnym gronie... A w ogóle, najlepiej pogardliwie wyrazić się o tych, którzy w tych trudnych czasach nie szczędzili wysiłków, żeby ta zwariowana organizacja przybrała w końcu jakiś ludzki charakter.
No i jak niewidomi widzą świat? Artykuł pod takim tytułem raczej nazwałbym: "jak widzący postrzegają niewidomych". To tylko nowo ociemniałemu lub po raz pierwszy spotykającemu niewidomych może się zdawać, że niewidomy raczej sam bez odpowiednich akcesoriów nie pójdzie. Pójdzie, oj pójdzie. Ktoś tam napisał, że ten, co wpadł pod metro był bez laski. Nie wiem, na ile to prawda, bo ludzie potrafią przeróżne rzeczy opowiadać. Kiedy byłem młodociany, do dobrego tonu należało poruszanie się bez białej laski. Ale wtedy samochodów było jak na lekarstwo, wprawdzie w zrujnowanym Wrocławiu dziur było co niemiara, ale radziliśmy sobie z tym, bo w końcu i po drzewach, i po gruzach chodziliśmy samodzielnie.
Bawi mnie zawsze, kiedy ktoś dopytuje mnie, jak ja sobie wyobrażam kolory. Ja pewne wyobrażenie mam na tyle, na ile podstawowe kolory można przedstawić w postaci światła, bo mam jego poczucie. Trzeba uznać, że przeciwstawienie światło-ciemność dla niewidomego, który nie ma poczucia światła i nigdy go nie miał, po prostu nie istnieje. Podobnie z kolorami, o ile wiem, jak wygląda kolor czerwony, zielony i fioletowy, bo takie kiedyś widziałem w postaci świetlnej, to nie mam pojęcia, jak wygląda seledyn czy bordo. Co wcale nie oznacza, że musiałbym rozbijać bombki na choinkę, gdybym ją ubierał.
Są pewne dziwne wyobrażenia niewidomych. Dla mnie np. niebo w dzieciństwie miało postać gładkiej i wielkiej deski znajdującej się gdzieś bardzo wysoko, a pojęcie abstrakcyjne "tabor" kojarzyło mi się w wieku 5-6 lat jako szeroki miękki prostokąt ze skóry dosyć szorstkiej.
Z kolorami też nie do końca sprawa jest jednoznaczna, bo kiedy z konieczności dopytuję otoczenie o jakiś kolor, to zdarza się nierzadko, że kilka osób o tym samym kolorze mówi nieco inaczej. Zatem wolę zamiast pytać, czy czarny z fioletowym można ubrać, pokazać części garderoby i zapytać, czy pasują do siebie.
Tak czy owak, widzący postrzegają niewidomych jako ludzi, którym w życiu raczej ciężko i z tego to powodu chętnie im pomagają. Znacznie gorzej jest, kiedy mamy do czynienia z niewidomymi zmotoryzowanymi. Warto o tym wszystkim pamiętać albo sobie to dopiero uświadomić, czego w tym niedawno rozpoczętym roku wszystkim życzę i kreślę się z poważaniem.
Do siego roku!
Źródło: Publikacja własna "WiM"
Słuchałem radia, a jak się słucha, to się i usłyszy. Usłyszałem, że media dla polityka są oknem na świat i to politycy głoszą takie bzdury. Pomyślałem, jak by to okno wyglądało w Polskim Związku Niewidomych. A jak pomyślałem - o mało nie pękłem ze śmiechu. Okno, też coś...
Oknem można wyglądać na szeroki świat i oknem można zajrzeć z szerokiego świata do lokalu, w którym przebywa polityk. Wyobraźmy sobie takiego pezetenowskiego polityka. Po jakiego diabła ma on wyglądać na świat? Przecież i bez tego wszystko wie doskonale, a to, czego nie wie, wcale wiedzieć nie chce. Po jakiego dorsza np. ma oglądać przez to okno tysiące niewidomych, którzy uciekli z PZN-u i tysiące, które jeszcze uciekną? Toż by był głupi, żeby to oglądać i może jeszcze tym się przejmować. A niech sobie idą! Mniej ludzi, mniej kłopotów!
A może uważacie, że powinien oglądać tych członków Związku, którzy twierdzą, że PZN nic im nie daje? No i niby po co ma na nich patrzyć? Podobnie z kłopotami w dziesiątkach kół PZN, z niektórymi okręgami, z utraconymi Wydawnictwami (dawniej ZNiW) i Biblioteką.
Lepiej nie wyglądać, nie patrzyć i nie psuć sobie humoru.
Nie inaczej wygląda sprawa zaglądania do lokali, w których urzędują pezetenowscy dygnitarze. Przecież w PZN-ie wszystko, ale to dokładnie wszystko, objęte jest tajemnicą. Członkowie nie powinni nic wiedzieć i nic nie wiedzą. Tak właśnie jest dla nich najlepiej i dla władców PZN-u tak jest najlepiej. A przecież nie może być lepiej niż najlepiej. Nie ma więc potrzeby zaglądania do tych lokali, ani z nich wyglądania.
Z tej to przyczyny to medialne okno w PZN-ie jest na głucho zabite dechami o grubości dwóch cali.
Usłyszałem też, że rząd powinien być jak dobrze wymyta szyba - niewidoczny. Prawda, tak być powinno i w PZN-ie tak właśnie jest. Członkowie nie widzą swojego zarządu, nie chcą go widzieć i widok ten nie jest do niczego im potrzebny. Poza tym są to osoby niewidome i słabowidzące. Niewidomi nie widzą, bo nie mogą widzieć przez te dwucalowe deski, a także z tej racji, że są niewidomi. Słabowidzący, jak sama nazwa wskazuje, słabo widzą nawet przez okulary, a co dopiero przez dwucalowe dechy.
Dzięki tym dechom władze PZN-u są całkowicie niewidoczne, a niewidomi i słabowidzący żyją w błogiej nieświadomości i jest im z tym bardzo dobrze. Ich władze natomiast żyją w świadomości swojej wszechmocy, wszechzadowolenia, wszechpoczucia znaczenia, chwały, prestiżu, splendoru, w którym się pławią. A splendor ten daje im chybotliwe, blade światło "Pochodni". A że w takim świetle niewiele widać, nic im humoru nie psuje. I tak to wygląda w PZN-ie to medialne okno i ta przejrzystość dobrze wymytej szyby.
Zamyśliłem się nad tymi problemami. Ponieważ jestem stary, zmęczyłem się tym dumaniem i zasnąłem. No i wtedy się zaczęło.
Przyśniła mi się Monika Olejnik. Może nie wiecie, ale jest to wielce zażarta dziennikarka. Jak kogoś chwyci w swoje rączęta, to biedaczysko jak piskorz wije się, żeby wykręcić się od niewygodnych odpowiedzi na dociekliwe pytania. Pani redaktor jest zawsze przygotowana, ma wybrane cytaty, potrafi przypomnieć wypowiedzi nieboraka sprzed kilkunastu lat. Aż się dziwię, że durni politycy chcą z nią rozmawiać. Jestem kotem, więc los ludzi w ogólności, a polityków w szczególności, jest mi obojętny, ale jak to słucham, litość mnie ogarnia nad tymi politykami i szczerze im współczuję.
Otóż przyśniło się mi, że pani redaktor Monika Olejnik w "Kropce nad i" dorwała, no powiedzmy wielce szanowną, zasłużoną i ważną Osobę z Polskiego Związku Niewidomych.
Zaczęło się niewinnie. Pani redaktor zapytała, jakie problemy musi rozwiązywać ZG PZN. Szacowna Osoba odpowiedziała, że żadne, że w PZN-ie nie ma problemów.
Na to, ta wścibska baba Olejnik - jak to nie ma? Cała Polska ma problemy, a Wasz Związek nie ma?
Szacowna Osoba na to - my też mamy problemy, ale ich rozwiązanie nie zależy od nas, więc nie musimy się kłopotać.
A od kogo zależy rozwiązanie tych problemów?
Oczywiście, że od Rządu, od Parlamentu, od Prezydenta, od PFRON-u, od...
Ta paskudna baba - to od Waszego Zarządu nic nie zależy?
No, nie. Bo i co my możemy? Przecież jesteśmy niewidomi.
Nie macie problemów, ale sukcesy pewnie macie?
Oczywiście, że mamy.
A jakie?
Uznają nas w całej Europie i na świecie, piastuję odpowiedzialne funkcje w naszym Związku i nie tylko.
Wiem, że Szacowna Osoba tu i tam działa, że stoi na czele, że się z Szacowną Osobą liczą. Ale co niewidomi z tego mają?
Jak to co? Są członkami największej, najstarszej, najsilniejszej organizacji niewidomych w Polsce.
I to im powinno wystarczyć?
Oczywiście, że to najważniejsze.
To dlaczego tysiącami oddają legitymacje?
Bo są ciemni i nie rozumieją, gdzie leży ich dobro.
Rozumiem, ale jeżeli tak jest, trzeba ich uświadamiać, informować, przekonywać, pomagać.
I to robimy.
W jaki sposób? Przecież nie macie dziennikarzy, prasy z prawdziwego zdarzenia, radia ani telewizji.
Jak to nie mamy? A "Pochodnia" to niby co? A "Biuletyn Informacyjny Pochodni" to niby co?
Przeglądałam te czasopisma. Niewiele w nich takich informacji, które interesują zwykłych ludzi, a już trudnych spraw to z pewnością te Wasze media nie poruszają.
I słusznie. Niewidomi i tak mają ciężkie życie. Po co więc im trudne problemy, trudne sprawy? Czy trudności nie mają dosyć w codziennym życiu?
No, ale jeżeli członkowie PZN-u nie mają informacji, nie są im przedstawiane różne poglądy, różne oceny, propozycje, stanowiska to nie mogą mieć wpływu na bieg spraw w Związku, na wybór jego władz, nie mogą sprawiedliwie ich oceniać.
Ależ mogą, mogą i to wcale dobrze. Na ostatnim Zjeździe bardzo dobrze mnie ocenili. Bez trudu kolejny raz mnie wybrali, czyli mają wpływ.
A jak wypadli Pani konkurenci?
Jacy konkurenci? Nie było żadnych. Przecież nie można konkurować ze sobą?
No tak, bez konkurencji łatwo się wygrywa. Ale czy u Was nie ma żadnej opozycji?
Ależ jest i to niemała. Przecież to ja stanowię dla siebie najsilniejszą opozycję. A jeżeli pani redaktor wydaje się, że łatwo jest ze sobą zwyciężać, to się Pani grubo myli.
Rozumiem, ale wróćmy jeszcze do tych Waszych problemów, których nie macie. Czy fakt zmniejszania się liczby członków PZN-u nie jest niepokojący? Przecież niewidomych i słabowidzących nie ubywa, a liczba członków się zmniejsza. Nawet ostatnio Pani mówiła, że jest ich milion i osiemset tysięcy.
Czy mam powtarzać, że ciemna masa nie wie, co dla niej jest dobre. Nie chcą, niech nie należą. Nam to nie szkodzi. Chociażby tylko jedna osoba, np. ja została w tym Związku, Związek będzie istniał, a jego władze będą cieszyły się mirem, powszechnym szacunkiem, uznaniem i dobrobytem.
Dobrze, ale co robicie dla niewidomych?
Ależ bardzo dużo?
Może trochę konkretów.
Proszę bardzo - wymieniam je tylko z nazwy:
- przemianowaliśmy biuro na Instytut Tyflologiczny,
- wymalowaliśmy piękny mural na frontowej ścianie gmachu w Warszawie przy Konwiktorskiej, a na tym muralu mnóstwo oczu, zawieszaliśmy brajlowskie tabliczki na ulicach Warszawy, które szybko znikały, takie były ładne, białe postacie z białymi laskami paradowały ciemną nocą, a ludzie zastanawiali się ki czort, czy to anioły, czy śmierci?
- odbywają się krajowe zjazdy, plenarne posiedzenia Zarządu Głównego i posiedzenia jego Prezydium,
- wydajemy "Pochodnię" i "BIP",
- mamy pięknie biura urządzone,
- mamy ośrodki rehabilitacyjno-wypoczynkowe, w których rehabilituje się wielu ludzi widzących, bo niewidomi są już zrehabilitowani.
Przepraszam, ale co z tego mają zwykli członkowie?
Proszę wybaczyć Pani Redaktor, ale to prymitywne pytanie, żeby nie powiedzieć, że prostackie. Ja mówię o sprawach ważnych i poważnych, a Pani o członkach.
Przepraszam. To może inaczej, a czy problemem nie jest upadek Wydawnictw Związku, przekazanie komuś tam Biblioteki Centralnej?
Oczywiście, że to nie problem, przeciwnie, to wielki sukces.
Jak to należy rozumieć?
Spółka Wydawnictwa Związku przynosiła straty, a więc pozbycie się jej jest czystym zyskiem. BC natomiast była powodem naszych zmartwień przez ostatnie kilkanaście lat, a teraz zmartwienia ma kto inny, nie my.
To jasne - powiedziała pani redaktor Monika Olejnik z przekąsem i dziwnym uśmieszkiem, ale przecież to nie wszystko. Walą się koła, walą się okręgi, czy to nie jest problem?
Oczywiście, że nie. Koła są częściami okręgów, a okręgi mają osobowość prawną. Niech więc martwią się sobą i swoimi kołami. Nam nic do tego. Mają, co chcieli.
Rozumiem. Proszę powiedzieć, jakie ZG PZN ma plany na przyszłość? Jak zamierza pomagać niewidomym?
Mamy zamiar ponownie kandydować i być wybierani. Mamy zamiar doceniać działaczy terenowych, bo to oni głosują, więc będziemy ich chwalić, wyróżniać, przeceniać, słowem podbijać im bębenek. Jak dotąd, nie będziemy od nich nic wymagać, a oni będą z zapałem na nas głosować. A jak komuś z nas się to znudzi, może do Sejmu wystartuje, może do Senatu, może do Europarlamentu...
A niewidomi?
A niewidomi będą z tego bardzo zadowoleni i dumni.
Przed laty Szacowna Osoba obiecała, że będzie pracowała bez wynagrodzenia, a bardzo szybko okazało się, że pobiera pensję i to w wysokości, która wcześniej nikomu nawet się nie śniła. Czy jest to w porządku?
Chociaż to był tylko sen, ale aż zębami zgrzytnąłem. Jak można zadawać takie pytania? A gdzie ochrona dóbr osobistych? Ale Szacowna Osoba poradziła sobie i z tak wrednym pytaniem.
Powiedziała po prostu.
A czy Pani Redaktor pracuje za darmo? A czy ja jestem gorsza? Przecież gdyby nie to wynagrodzenie, już dawno praca w PZN-ie by mi obrzydła. Poza tym wyciąga Pani tak stare moje wypowiedzi. Ja o nich nie pamiętam i nikt o nich nie pamięta, więc o co chodzi?
Może i prawda, że nie warto mieć zbyt dobrej pamięci. To jeszcze jedno pytanie - jakoś inaczej sprawy PZN-u wyglądają w "Wiedzy i w Myśli". Tam zawsze są problemy. Jak należy to oceniać?
A co to jest "Wiedza i Myśl"?
Jak to, nie wie Szacowna Osoba? Jest to miesięcznik wydawany i redagowany przez Stanisława Kotowskiego.
A to... No jasne... A to ci dopiero czasopismo! A to ci dopiero jest się czym przejmować... Psy szczekają, a karawana idzie dalej.
A może ta "Wiedza i Myśl" pisze trochę prawdy?
Nic z goła, żadnej prawdy tam nie ma. Nie ma też żadnej wiedzy ani myśli, ale wolno psu na Pana Boga szczekać.
Niestety, musimy kończyć. Mam nadzieję, że nie była to nasza ostatnia rozmowa.
Szacowna Osoba głośno - oczywiście, że nie. A w myślach - nie ma głupich. Raz można kogoś nabrać, ale to stanowczo wystarczy.
Obudziłem się i pomyślałem, ależ z tej Moniki paskudna baba. Tak gnębiła Wielce Szacowną Osobę z PZN-u, że aż mi jej żal było. Szczerze jej współczułem. Ucieszyłem się więc, kiedy sobie uświadomiłem, że to jeno sen był. Pomyślałem, że przecież żaden dziennikarz, nawet Monika Olejnik, nie zadawałby tak niedelikatnych pytań osobie niewidomej. Przecież NIK, kontrolerzy, policja i prokuratorzy z pobłażaniem traktują niewidomych. Dziennikarze nie mogą być od nich gorsi.
Współczujący Stary Kocur
Źródło: Publikacja własna "WiM"
W styczniowym wydaniu "WiM" ukazała się wypowiedź Iwony Kaczmarek pt. "Opinia". Jest to ostra polemika z moimi poglądami dotyczącymi niewidomych i słabowidzących zrzeszonych w jednym stowarzyszeniu. Pani Iwona Kaczmarek pisze m.in.:
" Nie wiem, w jakim celu autor wypowiada takie opinie w imieniu osób słabowidzących. Sama jestem taką osobą i nigdy w życiu nie wypowiedziałabym zdania, że osobom niewidomym żyje się łatwiej niż słabowidzącym. To wierutna bzdura, nie słyszałam takiej opinii z niczyich ust! Należy się wypowiadać za siebie, a nie za innych. Chyba, że jest się do tego uprawnionym przez te osoby. Nie wiem, czemu ma to w ogóle służyć. Taka nagonka jednych na drugich. Co ma to przynieść? Bo na pewno nic dobrego. Takie popychanie do wrogości niczemu nie służy. A rodzi niepotrzebne konflikty".
I jeszcze cytat:
"Natomiast co do tworzenia oddzielnego związku osób tylko niewidomych, to nie sądzę, że byłby do dobry pomysł. Taka grupa byłaby odizolowana od innych środowisk. A przecież nie o to chodzi. Przecież od kilku lat dąży się do integracji wszystkich grup społecznych.
Uważam, że byłoby wielką stratą rozbijanie poszczególnych grup na mniejsze podgrupy i tym samym izolowanie jednych od drugich.
Uważam też, że pierwszeństwo powinny mieć osoby niewidome.
Na różnego rodzaju wyjazdach, osoby słabowidzące pomagają niewidomym. Jest to pomoc, co prawda ograniczona, ale taka, na jaką stać osobę słabowidzącą. Nie we wszystkim może pomóc. Nie wynika to z jej złej woli, ale z ograniczeń płynących z ubytku wzroku. Nie ma w tym nic ze złośliwości. Są to przyczyny typowo realistyczne. Na ile mogę, na tyle pomagam".
Z całą wypowiedzią Czytelnicy mogą zapoznać się w podanym wyżej numerze "WiM", a z moją publikacją, do której odnosi się Iwona Kaczmarek - w grudniowym numerze "WiM" z 2013 r. Nikt nie musi zgadzać się z moimi poglądami, nie musi też podzielać poglądów p. Iwony Kaczmarek. Warto jednak zastanowić się nad podstawami różnych poglądów.
Ma rację P. Iwona Kaczmarek, że często osoby słabowidzące pomagają niewidomym. Mnie również pomagały niejednokrotnie. Czy jednak ta pomoc jest bardzo częsta i taka, na jaką stać słabowidzących? Czy zaspokaja potrzeby osób niewidomych? A może oni zbyt wiele oczekują?
P. Iwona zarzuca mi, że bezpodstawnie i bez upoważnienia wypowiadam się w imieniu osób słabowidzących. Tak nie jest. Tkwię w środowisku już kilkadziesiąt lat i spotkałem się z różnymi postawami osób słabowidzących, ale też niewidomych.
Niewidoma wyszła z laską na taras w ośrodku PZN-u w Muszynie, bo tam była zbiórka na spacer po miasteczku. Wyszedł kaowiec i wyszli słabowidzący, może też jakiś niewidomy z przewodnikiem. Kaowiec powiedział: "no, to idziemy" i poszli. Niewidoma została ze swoją laską. Czy ocena spaceru tej niewidomej będzie taka sama jak osób słabowidzących, którzy wzięli w niej udział? Jasne, że mogła ona starać się wcześniej znaleźć sobie przewodnika spośród uczestników turnusu, ale czy personel ośrodka i przebywające w nim osoby słabowidzące nie powinny zainteresować się samotną, całkowicie niewidomą kobietą?
Koło PZN zorganizowało wycieczkę, w programie której było zwiedzanie kopalni, z zastrzeżeniem, że nie mogą do niej zjechać niewidomi. Jak oni się czuli czekając na grupę, aż wróci z podziemi?
Wybory na przewodniczącego okręgu PZN. Została zgłoszona osoba całkowicie niewidoma. Słabowidzący delegat zaprotestował, bo jego zdaniem, niewidoma nie poradzi sobie na tej funkcji. Jak ona się czuła? Ten delegat wyraził swoją opinię. A ilu jest takich, którzy myślą podobnie, ale głośno tego nie powiedzą?
Osobiste odczucia mogą się różnić. Są koła PZN, w których potrafią zadbać również o potrzeby niewidomych. Jest wielu słabowidzących, którzy pomagają niewidomym jako przewodnicy i lektorzy. Jeżeli ktoś ma szczęście spotykać takich słabowidzących, ma o nich dobre zdanie. Jeżeli jednak pozostanie na tarasie w czasie zwiedzania Muszyny, w autokarze w czasie zjazdu do kopalni, skreślony z listy kandydatów na funkcję w PZN, bo nie widzi...
Czytelnicy prasy dla niewidomych mogą w niej znaleźć różne przykłady, nie zawsze pozytywne.
Czytelnik tej prasy może dowiedzieć się, że niewidomą pracownicę BC PZN zapytał słabowidzący pracownik tej biblioteki, ile kosztuje ją niewidzenie, bo on musi wydawać pieniądze na lekarstwa, żeby podtrzymać osłabiony wzrok. Może przeczytać, że na posiedzeniu Zarządu Głównego PZN wybuchł głośny protest, kiedy w czasie jawnego głosowania były głosy przeciwne, a całkowicie niewidomy przewodniczący zapytał, kto głosował przeciw. Wyszło na to, że osoby widzące i słabowidzące mogły wiedzieć, kto głosuje przeciw, a niewidomy prezes nie. Podkreślam, że głosowanie było jawne. Można przeczytać roczny plan pracy koła PZN, w którym nic nie przewidziano dla niewidomych, a nawet nie ma w nim słowa "niewidomi", z wyjątkiem pieczątki. Można też znaleźć informację, że na konferencji poświęconej rehabilitacji niewidomych uczestnicy korzystali z poczęstunku, wybierając kanapki, ciasto i napoje na szwedzkim stole. Byli tam naukowcy, fachowcy, widzący i i słabowidzący, ale niewidomemu, który pojawił się bez przewodnika nie było komu podać posiłku.
Na środowiskowych listach dyskusyjnych można znaleźć mnóstwo wypowiedzi osób niewidomych, w których negatywnie oceniają działalność PZN-u oraz stosunek do nich osób słabowidzących. "Wiedza i Myśl" w lutym 2012 r. opublikowała opracowanie Bożeny Klonek pt. "Czytelnicy o pomocy całkowicie niewidomym". Zawiera ono wypowiedzi potwierdzające tezę o tym, że całkowicie niewidomi źle czują się w PZN i, co może zainteresuje p. Iwonę, o konieczności zaprzestania judzenia jednych członków przeciwko innym.
Można przytaczać przykłady różnych postaw, pozytywnych i negatywnych. Zawsze jednak będą to odczucia jednostkowe i subiektywne. Ich wymowa zależy też od osób odczuwających i oceniających. Jedne osoby nie zauważą niewłaściwego czy obojętnego zachowania, inne wzruszą ramionami i zapomną, a jeszcze inne przeżyją to głęboko. Pozostaną u nich: żal, pretensje, poczucie krzywdy, negatywne oceny. Dodam, że na dłużej zapamiętuje się przykre doświadczenia niż przyjemne, bo te pierwsze są mocniej przeżywane.
Spróbujmy więc jakoś zobiektywizować te oceny. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż nie znam badań podobnych zjawisk. Wykorzystam więc statystykę. Oczywiście, statystyka mówi wiele, ale nie wszystko i nie sprawdza się w jednostkowych przypadkach. W kraju może być na przykład kryzys, obniżenie stopy życiowej społeczeństwa, a ktoś właśnie awansował, zaczął zarabiać więcej i jego poziom życia się poprawił. Może też być odwrotnie, panuje prosperita, poziom życia społeczeństwa poprawia się w sposób widoczny, a ktoś zaczął chorować, stracił pracę, rozbił samochód i musiał kupić nowy, odczuwa więc pogorszenie, a nie poprawę. Statystyka jednak wskazuje ogólną tendencję i pozwala oceniać zjawiska odnoszące się do większości osób w zakresie, którego dotyczy.
Po tym wstępie poczytajmy trochę statystyk wybranych ze sprawozdań Polskiego Związku Niewidomych.
"Na koniec 1998 r. PZN zrzeszał 83973 zwyczajnych i podopiecznych członków, a na koniec 2012 roku - 59876 osób. Ogólna liczba członków zmniejszyła się więc o 24097 osób, tj. o 28,7 procent.
Fakt ten świadczy o tym, że PZN nie jest atrakcyjny dla osób z uszkodzonym wzrokiem. Czy może być inaczej, to już inne zagadnienie. Obawiam się, że sposób finansowania, a raczej dofinansowywania działalności organizacji pozarządowych nie stwarza dobrej podstawy zaspokajania potrzeb osób niepełnosprawnych.
Powyższe liczby nie pozwalają ocenić, jaki jest stopień atrakcyjności PZN-u dla osób niewidomych, a jaki dla słabowidzących. Popatrzmy więc na kolejne porównania.
Przed czternastu laty całkowicie niewidomych zwyczajnych członków PZN-u było 5848, a na koniec 2012 r. - 3151 osób. Ze Związku ubyło 2697 osób, spadek wyniósł więc 46,1 procent.
Liczba członków ze znacznym stopniem niepełnosprawności przez 14 lat spadła z 50663 do 30435 czyli o 20228 osób - 39,9 procent.
A teraz dane dotyczące osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Ich liczba w grudniu 1998 r. wynosiła 26736, a czternaście lat później - 24697 - ubyło 2039 osób, czyli 7,6 procent".
Jak widzimy, proporcjonalnie znacznie więcej ubyło osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności - 39,9 procent, a całkowicie niewidomych najwięcej - 46,1 procent. W tym samym czasie słabowidzących z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności ubyło tylko 7,6 procent.
Uważam, że wymowa przytoczonych liczb upoważnia mnie do twierdzeń zawartych w publikacji, która oburzyła p. Iwonę Kaczmarek. Oczywiście, być może, że jakaś liczba całkowicie niewidomych odzyskała częściowo wzrok i stała się osobami słabowidzącymi, że mniej osób traciło wzrok całkowicie, jakaś część pewnie umarła, ale umierali również słabowidzący. Poza tym niektórzy słabowidzący z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności zostali zaliczeni do znacznego stopnia. W rezultacie można przyjąć, że PZN lepiej zaspokaja potrzeby osób z niższym stopniem niepełnosprawności, a ci którzy najwięcej potrzebują pomocy nie znajdują jej w PZN-ie i więcej z nich opuszcza jego szeregi.
Jeżeli nie popełniłem błędów w rozumowaniu, muszę wyciągnąć wniosek, że wspólne stowarzyszenie osób niewidomych i słabowidzących korzystne jest bardziej dla tych, którzy dysponują lepszym wzrokiem, a mniej korzystne dla tych, którzy widzą gorzej lub nie widzą zupełnie.
Zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej podjął uchwałę zmieniającą zasady gry w nogę. Otóż od 1 kwietnia 2014 r.:
1) bramkarz będzie miał związane ręce i nogi,
2) zawodnicy będą biegali po boisku tyłem,
3) gole będzie można strzelać wyłącznie łokciem lewej ręki.
Zmiany te wpłyną na podniesienie na wyższy poziom rozgrywek naszego futbolu.
W świetle przedstawionych liczb muszę też przyjąć, że oburzenie p. Iwony Kaczmarek nie jest uzasadnione. Nie wyklucza to możliwości, że sama p.Iwona i koło, w którym działa, robią co mogą, żeby pomagać osobom całkowicie niewidomym i innym, którzy potrzebują więcej pomocy. Nie zmienia to faktu, że PZN traci na atrakcyjności dla wszystkich osób z uszkodzonym wzrokiem, a dla całkowicie niewidomych i tych ze znacznym stopniem niepełnosprawności bardziej, niż dla osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności.
Nie chodzi mi o polemikę z p.Iwoną Kaczmarek i wykazanie, że to moje oceny są słuszne. Kiedy piszę, że całkowicie niewidomi są w jakiś sposób dyskryminowani w PZN-ie, nie chcę judzić, oskarżać, wywoływać nienawiści ani nic podobnego. Chodzi mi tylko i wyłącznie o poszukiwanie sposobów zmiany tej niekorzystnej sytuacji. Oczywiście, sam nie wymyślę najlepszych rozwiązań. Jeżeli jednak w takie poszukiwania zaangażuje się więcej osób, może się uda je znaleźć.
Muszę też wyrazić inny pogląd niż ten p. Iwony Kaczmarek: "Przecież od kilku lat, dąży się do integracji wszystkich grup społecznych".
Integracja społeczna jest chyba najważniejszym celem rehabilitacji, ale nie między osobami z różnymi niepełnosprawnościami, lecz ze społecznością, w której żyje osoba niepełnosprawna.
Rzeczywiście, od kilkunastu lat usiłuje się traktować jednakowo wszystkie osoby niepełnosprawne. Wypada postawić pytanie - co mają wspólnego osoby: całkowicie sparaliżowane z jąkającymi się, poruszające się na wózkach z jednorękimi, całkowicie niewidomi z bardzo niskimi, chorzy psychicznie z głuchymi, osoby z ciężkimi złożonymi niepełnosprawnościami z jednoocznymi itd.
Jeżeli do tego dodamy inne osoby wykluczone: narkomanów, alkoholików, bezdomnych, biednych itp., powstaje całkowite pomieszanie z poplątaniem. A przecież wszystkie osoby wykluczone z podobnych przyczyn i osoby niepełnosprawne, a także rodziny wielodzietne są przedmiotem zainteresowania powiatowych centrów pomocy rodzinie. Patologia pomieszana z niepełnosprawnością, pomoc społeczna z rehabilitacją, ubóstwo z przemocą w rodzinie.
Każda z tych kategorii osób ma inne ograniczenia i trudności oraz potrzebuje innej pomocy. Dlatego stowarzyszenie osób całkowicie niewidomych mogłoby mieć sens. Obawiam się tylko, że nie da się łatwo powołać silnego takiego stowarzyszenia. Podejmowanych było już wiele prób, ale bez pożądanych rezultatów. Mimo to nie należy rezygnować z wysiłków, których celem będzie lepsza pomoc osobom całkowicie niewidomym.
Źródło: www.klucz.org.pl
Przed świętami Bożego Narodzenia ukazało się w mediach kilka publikacji dotyczących osób niewidomych. Jeden z artykułów, zamieszczony w "Newsweeku" nr 51-52/2013, został przedrukowany w styczniowym numerze "WiM" pod pozycją 2.3, został też wklejony na listę Typhlos przez jednego z jej uczestników.
Publikacje na temat osób niewidomych pojawiające się w ogólnodostępnych mediach zawsze budzą kontrowersje, gdyż zdaniem samych zainteresowanych przedstawiają ich w niewłaściwym świetle. Oto niektóre reakcje niewidomych internautów na artykuł w "Newsweeku".
Ślepy Podróżnik:
Być może będę osamotniony w mojej opinii, ale dla mnie artykuł jest tak samo straszny, co smutny. Straszny poprzez prezentowane postawy. Poprzez - jak dla mnie - emanujący z tego artykułu brak orientacji opiekunów względem postępowania z osobami niewidomymi i tak dalej.
Danuaria:
Nie zgodzę się z tobą. Moim zdaniem jest bardzo prawdziwy. Zgadzam się z cytowanymi wypowiedziami uczniów.
Jarosław G.:
Czyżby ze wszystkimi? Ty też masz przekonanie, że nie możesz dowiedzieć się, jak wygląda człowiek? Czy tobie też trzeba było zamykać okna na zamki, abyś czegoś nie wyrzuciła?
Wypowiedzi dzieciaków są bardziej lub mniej prawdziwe. W zasadzie nie ma to większego znaczenia, gdyż każdy, w każdym wieku, zapytany o rzecz, której nie mógł gruntownie poznać, opowiada to, co wie, i to, co mu się wydaje, że wie. Takie są wypowiedzi dzieci.
Natomiast problem w artykule polega na tym, że autorzy przypisują jednostkowe opinie i fantazje dzieci całej populacji osób niewidomych. I to jest tragiczne oraz całkowicie nieodpowiedzialne ze strony autorów tekstu.
Danuaria:
Ja z tej wypowiedzi zrozumiałam, że osobie wypowiadającej się chodziło o to, jak wygląda dany człowiek, a nie człowiek w ogóle. Przecież jak spotykasz się z człowiekiem i go nie widzisz, to nie wiesz, jaką ma twarz, jakie włosy - długie? krótkie? - jaki ma zarost, piersi, jak jest ubrany. Nie wiesz tego, dopóki ci ktoś nie powie albo go nie dotkniesz, a człowiek widzący spojrzy i wie. I myślę, że uczniom o to chodziło. Ja też np. chciałabym wiedzieć coś więcej o wyglądzie niektórych, ale trudno, żebym podchodziła i ich macała.
Nie pamiętam, czy zrobiłam coś podobnie eksperymentalnego jak ten chłopak, który wyrzucił szklankę przez okno, żeby zobaczyć, jak to wysoko, ale w pełni go rozumiem. A rodzice, no cóż - nie widzą dziecka miesiącami, nie wiedzą, jak z nim postępować, bo pewnie nikt z bydgoskiego ośrodka im tego nie tłumaczy, i mamy efekty.
Nie rozumiem waszego świętego oburzenia. Oni siedzą w jednym budynku całe dnie, więc nie dziwi mnie ich lęk np. przed zaspami śniegu. W ich wieku też się bałam, jak będzie wyglądało samodzielne życie w zimowych warunkach. Uczniowie głośno mówią o lękach przed sytuacjami, przed którymi pewnie niejeden z nas też ma lęki, ale boi się do tego przyznać przed samym sobą, a co dopiero przed innymi. Mówię tu o rybie z ośćmi, o samodzielnych zakupach w galeriach handlowych. Nie fuczcie tak i cieszcie się, że mieliście tolerancyjnych rodziców. Pamiętajcie jednak, że jesteście w mniejszości i jest mnóstwo niewidomych, którzy nie mieli tego szczęścia. Niedouczeni rodzice plus nauczyciele i wychowawcy w bydgoskiej szkole - i mamy rezultat w postaci takiego artykułu.
A gdzie jest napisane, że autorzy przypisują takie widzenie świata wszystkim niewidomym?
Jarosław G.:
A tytuł artykułu przeczytałaś? To wystarczy na udowodnienie intencji uogólniania przez autorów. Jeśli piszemy artykuł o pewnych osobach, u których występują braki w prawidłowym rozumieniu otaczającej rzeczywistości, to należy się skupić na odkryciu przyczyn takiego stanu i nad sposobami ich wyeliminowania. A tak artykuł ma przekaz zgodny z intencjami tyflopsychologii z okresu XIX i początku XX wieku, kiedy wyszukiwano na siłę różnic, dochodząc do wniosku, że "niewidomy to typ człowieka nader odrębny". M. Grzegorzewska i następcy zdołali to już po tysiąckroć obalić, a autorzy nadal tkwią w ciemnocie.
Paweł P.:
Ja jestem niewidomy od urodzenia, a w życiu nie powiedziałbym, że nie widziałem, jak wygląda człowiek, albo że jak jest śnieg, to niewidomy nie wie, gdzie jest. I jak potem się dziwić, że po przeczytaniu takiego artykułu jesteśmy postrzegani przez społeczeństwo jako osoby niezaradne, oczekujące od innych tylko pomocy.
Aleksandra S.:
Z tym śniegiem to wcale nie jest tak wesoło, w szczególności jak chodzę po osiedlowych dróżkach. U mnie nie ma krawężników, tylko sama trawa, więc jak wszystko zasypie, to naprawdę trzeba się natrudzić żeby znaleźć właściwe odgałęzienie ścieżki.
Giordino:
Przerażające jest dla mnie to, jak osoby niewidome często są traktowane. Jak totalne ofiary losu, niepotrafiące sobie z niczym poradzić. Tego nie dotykaj, bo rozbijesz, tego nie, bo się skaleczysz, a tamtego nie możesz, bo się poparzysz... i tak dalej, i w kółko. Najlepiej siedź, nie ruszaj się, a my podamy, zrobimy, załatwimy. Tragedia i porażka.
Ślepy Podróżnik:
Prawie każdy z nas, będąc dzieciakiem czy nastolatkiem, zrobił jakieś głupstwo w domu czy szkole. Ale raczej szła po tym jakaś nauka, jakiś może nie morał, bo trudno ze złego zachowania wyciągać morały, ale nie ograniczało się to jedynie do skarcenia i próby zapobieżenia tego samego w przyszłości.
Straszne jest dla mnie pewnego rodzaju odrealnienie tych ludzi i mała świadomość otaczającej ich rzeczywistości, a smutne dla mnie to, że ci ludzie tak mało widzieli albo tak bardzo brakuje im wyobraźni.
Mnie się wydaje, że w wieku tych dzieciaków, skądinąd sympatycznych, miałem jakoś większą wiedzę o otaczającym mnie świecie, o zagrożeniach, o najbliższym otoczeniu, o wyglądzie różnych ludzi i temu podobne.
Stanisław K:
Szanowni Państwo! Myślę, że artykuł zawiera sporo prawdy o niewidomych. Do pracy magisterskiej prowadziłem badania w szkołach dla niewidomych we Wrocławiu, w Krakowie i Laskach. Jej tematem było kształtowanie wyobrażeń u niewidomych na podstawie rysunku plastycznego. W badaniach stosowałem modele, sylwetki wycięte z tektury i brajlowskie rysunki. Okazało się, że niektóre modele były dla dzieci nie do rozpoznania. Na przykład nie było problemu z marchewką, natomiast burak często był mylony z innymi przedmiotami. Modele szczupaka i karpia były mylone z samolotami, rakietami i rzadziej z innymi przedmiotami. Jest to zrozumiałe. Marchewkę dzieci jadły na surowo, a buraki na talerzu. Ryb też często nie brały w ręce.
Oczywiście nie można uogólniać bez zastrzeżeń, np. że dotyczy to osób, które nigdy świata nie oglądały. Dawniej upoglądowienie nie było w dostatecznym stopniu stosowane, a i obecnie chyba nie jest. Dzieci widzące mają ilustracje w książkach, widzą ptaki na niebie i kwiatki na łące, a w telewizji i w Internecie - nieprzebrane bogactwo stworzeń, krajobrazów, budynków, obrazów, ludzi. Tego wszystkiego nie da się upoglądowić - gdzie przechowywać tyle modeli? A i czasu na ich obmacanie by nie wystarczyło, a rysunki nie są zbyt dokładne.
Martyna:
Panie Stanisławie. Przepraszam, z wielkim szacunkiem, a gdzie rodzice, nauczyciele, itp. Przecież warzywa można dzieciom pokazać w domu - dać do ręki przed obraniem, po umyciu itp. Wiele rzeczy można. Błagam... Mamy XXI wiek i takie głupoty wypisywać... jak w tym reportażu, zgroza...
Domra:
Nie, to nie zgroza. Zauważyłam, że w dyskusji biorą udział osoby, które miały szczęście do kochających mądrze rodziców. Byłoby ciekawe poznać opinie osób, które były nadmiernie chronione, osób odrzuconych emocjonalnie i wychowawczo. Ich wyobrażenia powstały z poznawczego materiału, którym dysponowały i który starały się przetworzyć w taki sposób, aby jakoś poukładać i objaśnić świat. Ale raczej nie mamy szans poznać tych opinii i pewnie dziennikarze po prostu pytali. Tekst przypomina mi audycje radiowe, w których dzieci wypowiadały się na różne tematy, mając zdaniem słuchacza zabawne skojarzenia. I ten tekst jest właśnie w takiej konwencji. Może irytować przede wszystkim ociemniałych, ale czy niewidomy nie ma prawa zagubić się w przyswojeniu opisu nieba i jego zmienności?
Penfriend to urządzenie elektroniczne służące do tworzenia etykiet głosowych. Nazwa tego sprzętu składa się z dwóch angielskich słów "pen Friend", co w tłumaczeniu na polski oznacza pióro przyjaciel. Rzeczywiście urządzenie ma kształt pióra. Jest bardzo proste w obsłudze, posiada możliwość wielorakiego zastosowania. Przede wszystkim jest to audio etykietownik. Możemy więc własnym głosem nagrać potrzebne informacje o zawartości teczki z dokumentami, tytule płyty, nazwie przetworów czy zawartości opakowania z lekami.
Penfriend jest nieoceniony przy oznaczaniu opakowań z mrożonkami. Dla rodziców, babć i dziadków niewidomych może posłużyć do oznaczenia poszczególnych obrazków w dziecięcych książeczkach. Do oznaczania poszczególnych przedmiotów używane są specjalne naklejki zawierające kody kreskowe. Po dotknięciu końcówką tego magicznego pióra poszczególnej naklejki, możemy usłyszeć informację o przedmiocie oznaczonym. Możemy też nagrać odpowiedni komunikat.
Warto wspomnieć, iż urządzenie wyposażone jest w instrukcję w języku polskim, odtwarzaną właśnie przy pomocy Penfrienda. Wystarczy, że urządzenie uruchomimy górnym przyciskiem i końcówkę przyłożymy do poszczególnego kółeczka umieszczonego w opakowaniu Penfrienda, a od razu usłyszymy głosowy komunikat o znaczeniu danego przycisku.
Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe "Impuls" oferuje Penfrienda w cenie 495 pln bez dodatkowych naklejek. W komplecie z urządzeniem mamy do dyspozycji 184 naklejki. Naklejki można u nas dokupić w cenie 89 pln za 360 sztuk. Etykiety występują w dwóch kształtach i dwóch wielkościach. Warto tu dodać, że gdy oznaczamy np. słoiki z tymi samymi przetworami, poszczególne etykietki możemy dzielić na mniejsze części i każda część tej etykiety będzie zawierać tę samą informację.
Penfriend naszym zdaniem jest najlepszym urządzeniem stworzonym z myślą o osobach niewidomych. Producentem jego jest Królewski Narodowy Instytut dla Niewidomych w Anglii.
Prócz roli audioetykietownika Penfriend może służyć jako odtwarzacz mp3. Istnieje możliwość archiwizowania bazy nagrań na komputerze.
Warto również wiedzieć, że Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie mogą udzielić dofinansowania na zakup Penfrienda w ramach programu likwidacji barier technicznych.
Zapraszamy więc do zakupu tego wspaniałego urządzenia, które szybko okaże się Waszym nowym przyjacielem w podstawowych codziennych czynnościach.
Zapraszamy do skorzystania z naszej oferty. Nie tylko sprzedajemy, ale także dobrze doradzamy.
A oto nasze dane adresowe:
P.H.U. Impuls - Ryszard Dziewa
ul. Powstania Styczniowego 95d/2
20-706 Lublin
tel. 81 533 25 10
tel. kom. 505 953 460
tel. kom. 693 289 020
e-mail: impuls@phuimpuls.pl
www.phuimpuls.pl