Skryba
W poprzedniej części "Z laską przez tysiąclecia" omawiałem życie ludzi w okresie wspólnoty pierwotnej, w którym panowały niezmiernie trudne warunki bytowania. W okresie tym niewidomi mieli prawo do życia tylko w sytuacjach, kiedy była względnie wystarczająca ilość pożywienia. Często jednak zdarzały się okresy bardzo trudne, w których plemiona musiały zmieniać miejsce pobytu, żeby uniknąć niebezpieczeństwa albo w poszukiwaniu pożywienia. Wówczas niewidomych pozostawiano na pewną, okrutną śmierć z zimna, z głodu lub od kłów drapieżnych zwierząt. Być może, szybka śmierć zadana maczugą byłaby bardziej humanitarna, niż samotne oczekiwanie na jej nieuchronne nadejście.
Postępem cywilizacyjnym było wprowadzenie rytualnego zabijania takich osób. Kiedy nie byli zdolni już do ciężkiej pracy, do polowania, do przemieszczania się na duże odległości, zamiast zostawiać ich na pastwę losu, zabijano. Z czasem dorobiono do tego rytuał ofiarny. Ludzi tych ofiarowywano bogom w celu ubłagania obfitych łowów, deszczu czy innych, pomyślnych zdarzeń. Śmierć nabierała sensu, stawała się łatwiejsza, pożyteczna dla ogółu. I był to wielki postęp.
Takie było prawo, wynikające z konieczności życiowej i uświęcone tradycją. W klimacie arktycznym na przykład były bardzo trudne warunki życia. Dlatego starych niedołężnych i niepełnosprawnych pozostawiano na mrozie, żeby zamarzli albo duszono. W ten sposób zmniejszano liczbę osób do wyżywienia.
W miarę rozwoju kultury, gospodarki, rodziny, prawa, zmieniał się stosunek do osób niepełnosprawnych. Zagadnienia te zaczęto prawnie regulować, ale prawo dotyczyło tylko dorosłych osób wolnych. Inaczej było w przypadku niewolników i dzieci.
Prawodawstwo Likurga (900 r. p.n.e.) nakazywało zabijanie dzieci z niepełnosprawnością. Również Solon (640 r. p.n.e.) nakazywał tak czynić. W podstawowym prawie rzymskim czytamy: "Ojciec rodziny obowiązany jest niemowlę, które urodziło się z wpadającymi w oczy ułomnościami, niezwłocznie uśmiercić". W Sparcie istniał obowiązek przynoszenia niemowląt przed rodową radę starców, która nakazywała niemowlęta z defektami fizycznymi zrzucać do przepaści w górach Taygetos. W Atenach dzieci takie wkładano do glinianych naczyń i pozostawiano na pustkowiu, w Rzymie w wiklinowych koszykach wrzucano do Tybru.
Zakaz zabijania istniał tylko u Żydów i Tybetańczyków. W Tybecie niepełnosprawne dzieci oddawano na wychowanie państwu, które je sprzedawało z przeznaczeniem na prostytutki, na niewolników i żebraków. Religia Mojżeszowa zakazywała zabijania (piąte przykazanie boskie). Dotyczyło wszystkich, więc i niepełnosprawnych dzieci.
U Rzymian, kiedy dziecko przyjęto do rodziny, nie wolno było już go zabić. W takim przypadku, w zależności od statusu majątkowego rodziny, niewidome dziecko było pielęgnowane, uczone przez niewolników, albo prowadziło żebracze życie.
Max Schoffler w "Niewidomy w życiu narodu" pisze:
"Fakt porzucenia ma swoje źródło w prawie przyrody, jakim jest twarda walka o byt. Natomiast zadawanie śmierci jest raczej prawem obyczajowym, które niejednokrotnie ubiera się w kult religijno-magiczny. Kult ten uprawiany jest również wówczas, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia egzystencji szczepu. Od dawna już starał się człowiek ideologicznie maskować swoje egoistyczne cele życiowe. Celom tym podporządkowano pierwsze prymitywne próby tworzenia kultury duchowej, dla pozbycia się starych i ułomnych, sposobem rytualnym. Prymitywnemu sposobowi życia tych narodów odpowiadają również ich prymitywne pojęcia socjalne. Jednostka jest środkiem, a związek - celem istnienia. Włączenie ułomnych do gospodarczo pożytecznej wspólnoty takiego prymitywnego zespołu szczepowego, jest niemożliwe zarówno u myśliwych i koczowników, jak i u osiadłych narodów pierwotnych. Podział pracy stanowi tu najsilniejszą siłę w rozwoju cywilizacji, już w jej pierwszych początkach. Poszczególne dziedziny wspólnie pożytecznej pracy, wymagają u dziko żyjących gromad, pełnię sił fizycznych i umysłowych każdej jednostki. Przy tej prymitywnej organizacji pracy, człowiek ułomny nie jest w zasadzie zdolny do wykonywania funkcji dla gromady pożytecznej. Z góry więc jest on uważany za jednostkę bezużyteczną. Dotyczy to w wysokim stopniu niewidomego członka rodu, którego pozycja życiowa, wskutek ubytku tego najważniejszego zmysłu, jest szczególnie wyjątkowa. W pierwotnej gromadzie nie może być jego udziałem żadne inne przeznaczenie społeczne, jak tylko - porzucenie, śmierć, lub cierpliwe znoszenie go tak długo, dopóki gromada jest w stanie wyżywić go, bez narażenia własnej egzystencji. To prawiekowe prawo przyrody przetrwało do późniejszych okresów rozwojowych społeczności, jako przepis prawny lub zwyczajowy. Nawet w średniowieczu spotykamy się jeszcze z takimi zwyczajami. Mieszkańcom Islandii, po wprowadzeniu w XI wieku chrześcijaństwa, pozwolono zabijać niemowlęta, które urodziły się jako ułomne.
O Prusach zamieszkujących okolice Wisły i wymarłych w XVII wieku, pisze Practorius: starych i słabych rodziców - zabijał syn, ślepe, zezowate i zrośnięte ze sobą dzieci - zabijał ojciec przez utopienie, spalenie lub mieczem, chorych i niewidomych parobków - wieszał gospodarz na drzewach, które siłą przeginał do ziemi, a następnie wypuszczał z rąk, by szybko się wyprostowały.
Również u Słowian uśmiercanie starych i niezaradnych było jeszcze w XVII wieku prastarym zwyczajem. Na ogół jednak, zabijanie starych, chorych i ułomnych, po przejściu na wyższy szczebel kultury i po wprowadzeniu chrześcijaństwa, zostało zabronione".
W artykule "Rzym okrutny i krwawy" zamieszczonym w Archiwum Przeglądu, pod datą lipiec 25, 2010, czytamy:
"W każdym razie pewne jest jedno. W starożytności grecko-rzymskiej niechciane niemowlęta zabijano lub porzucano na niemal pewną śmierć bez żadnych wyrzutów sumienia. Niemal pewną, ponieważ teoretycznie istniała możliwość, że ktoś dziecko znajdzie i wychowa na swego niewolnika. Ale malcom z Yewden Villa nie dano nawet takiej szansy. Porzucanie niemowląt było powszechną praktyką. Znany jest zachowany na papirusie, pochodzący z I w. n.e., list pewnego mężczyzny do żony:
"Wciąż jestem w Aleksandrii. Proszę cię i błagam, abyś troszczyła się o nasze małe dziecko, a gdy tylko otrzymamy swoją zapłatę, przyślę ją tobie.
Jeśli w tym czasie, oby los ci sprzyjał, urodzisz, jeśli to będzie chłopiec, pozwól mu żyć, jeżeli dziewczynka - porzuć ją".
Tych praktyk zakazali dopiero chrześcijańscy cesarze w IV wieku".
Jeżeli tylko fakt, że urodziła się dziewczynka był wystarczający do tego, żeby ją porzucić, to bez wątpienia dzieci niepełnosprawne nie miały niemal żadnych szans i musiały ginąć.
Chrześcijańscy cesarze zakazali zabijania niemowląt, ale jak wynika z powyższych cytatów, zakaz ten jeszcze długo nie był przestrzegany.
Warto dodać, że najwybitniejsi filozofowie starożytnej Grecji uważali, że tak naprawdę ludźmi są tylko wolni ludzie i to tylko ci, którzy nie pracują fizycznie. Niewolnicy nie są ludźmi i można z nimi robić, na co właściciel ma ochotę. Podobnie było w starożytnym Rzymie.
W książce "Od czarów do medycyny współczesnej" pióra Samuela Leff i Very Leff czytamy:
"Rzymianie zbudowali na jednej z wysp Tybru w 291 roku p.n.e. Świątynię Asklepiosa przeznaczoną dla leczenia chorych niewolników. Wprawdzie kierowano ich tam raczej na śmierć niż na kurację, lecz był to krok naprzód w porównaniu ze zwyczajem uprawniającym właścicieli do porzucenia chorego niewolnika, aby umarł w opuszczeniu. Powszechnie stosowanym środkiem leczniczym dla niewolników była kapusta. Jeśli niewolnik jest chory, mawiał Katon, i kapusta go nie uleczy, wtedy należy się go pozbyć. Byłaby to zła gospodarka żywić ludzi, którzy nie są w stanie pracować. Szpital nad Tybrem chronił tych biedaków przed aktem ostatecznego okrucieństwa, a w latach późniejszych zapewniał również schronienie ubogim chorym".
Autorzy nie podają, o którego Katona chodzi. Było ich dwóch - Katon Młodszy i Katon Starszy. Ten ostatni urodził się w 234 roku p.n.e. Obaj byli wybitnymi mężami stanu. Od imienia Katon Młodszy bierze się określenie "katon", które oznacza człowiek surowy o nieugiętych zasadach. Ładne mi zasady...
Katon Starszy był mówcą, politykiem, pisarzem i zdolnym dowódcą.
A więc, niezależnie od tego, który z nich był autorem cytowanych słów, słowa te świadczą o mentalności, moralności i wrażliwości epoki. Możemy sobie wyobrazić niewolnika, który traci wzrok, w sytuacji, w której obowiązują podobne zasady i podobne poglądy, a lekarstwem dla niewolników jest jedynie kapusta.
Karol Marks twierdził: "Byt kształtuje świadomość". Warunki bytu w dawnych tysiącleciach były okrutne, a więc i świadomość społeczna musiała być okrutna. Nie oznacza to jednak, że nie była celowa, korzystna dla plemienia, dla starożytnego państwa, dla społeczności.
Duża liczba osób niepełnosprawnych, niezdolnych do zdobywania pożywienia nie mogła znaleźć miejsca w ówczesnych społeczeństwach, nie mogła znaleźć zrozumienia i humanitarnego traktowania. Fakt jednak, że zakazano zabijania dorosłych wolnych niepełnosprawnych spowodował, że w starożytności spotykamy wielu niewidomych bardów i żebraków. Spotykamy też niewidomych wioślarzy na galerach i przy innych, ciężkich prymitywnych pracach. To jednak nie jest przedmiotem obecnych moich informacji i rozważań. Zajmę się ich losem w przyszłości.
Warunki życia były wciąż bardzo trudne, mimo coraz lepszych narzędzi, coraz lepszej wydajności pracy. Dlatego niewolni niewidomi musieli ginąć, zresztą nie tylko oni.
W średniowieczu na wyposażeniu rycerzy znajdowały się, wśród innych rodzajów broni, krótkie miecze zwane mizyrekordią. Służyły one do dobijania rannych na pobojowiskach. Istotna jest tu nazwa miecza mizyrekordia - po łacinie oznacza miłosierdzie. A więc chodziło o skrócenie męczarni, ale chyba nie tylko.
Henryk Sienkiewicz w "Krzyżakach" opisuje sytuację po bitwie pod Grunwaldem w 1410 r. Czytamy:
"Na to twarz Maćka ściągnęła się złowrogo i stała się zupełnie do paszczy wilczej podobna.
- Kunonie Lichtenstein - rzekł - miecza na bezbronnego nie wzniosę, ale to ci powiadam, że jeśli mi walki odmówisz, tedy cię każę jak psa na powrozie powiesić.
- Nie mam wyboru, stawaj ! - zawołał wielki komtur.
Na śmierć, nie na niewolę - zastrzegł raz jeszcze Maćko. - Na śmierć.
I po chwili starli się z sobą wobec niemieckich i polskich rycerzy. Młodszy i zręczniejszy był Kunon, lecz Maćko tak dalece siłą rąk i nóg przeciwnika przewyższał, że w mgnieniu oka obalił go na ziemię i kolanem brzuch mu przycisnął.
Oczy komtura wyszły z przerażenia na wierzch.
- Daruj! - jęknął wyrzucając ślinę i pianę ustami.
- Nie! - odpowiedział nieubłagany Maćko.
I przyłożywszy mizerykordię do szyi przeciwnika pchnął dwukrotnie, a tamten zacharczał okropnie, fala krwi buchnęła mu ustami, drgawki śmiertelne wstrząsnęły jego ciałem, po czym wyprężył się i wielka uspokoicielka rycerzy uspokoiła go na zawsze".
Panowie umówili się na walkę do śmierci. Ale można zapytać, czy były wówczas warunki zaopiekowania się setkami rannych rycerzy. Przecież nie było lekarzy, szpitali, antybiotyków, karetek pogotowia. Być może nazwa "mizyrekordia" była uzasadniona. Była uzasadniona czy nie była, ale bez wątpienia broń ta świadczy o odmiennym pojmowaniu humanitaryzmu, niż obecnie.
Starożytność, średniowiecze, dawne wieki, prymitywne ludy, ale przecież to nie wszystko. Przecież i obecnie mamy do czynienia z dzieciobójcami. Obecnie uznawane to jest za wielką zbrodnię, za zwyrodnienie. Warto jednak zastanowić się, jak mogła wyglądać sytuacja, kiedy prawo dawało rodzicom pełnię władzy nad dziećmi, do ich porzucania albo zabijania włącznie. A jak wyglądałaby ta sytuacja obecnie, gdyby dzieciobójstwo byłoby prawnie dopuszczane i moralnie akceptowane...
Mówimy o zbrodniach, ale zło tkwi również w postawach, które nie są zbrodniami.
Jeszcze w drugiej połowie ubiegłego stulecia w Polsce odnajdywano niewidomych, którzy żyli w zupełnej poniewierce. Zdarzały się rodziny, które wstydziły się niewidomego dziecka i nie starały się zapewnić mu prawidłowych warunków życia. Były nawet przypadki, że niewidomy do trzydziestego roku życia przetrzymywany był w chlewiku. Jest to drastyczny przykład, ale prawdziwy.
Osobom pracującym w środowisku niewidomych znane są przypadki, kiedy rodzice odrzucają niewidome dziecko tylko dlatego, że nie widzi. Znane są przypadki złego traktowania dzieci i dorosłych niewidomych. Oczywiście, przypadków takich w przeszłości było więcej, a obecnie nie są one zbyt liczne. Tak jest w epoce humanitaryzmu, w której każde życie jest wartością, jest cenne i chronione. Nie można więc się dziwić, że w dawnych wiekach drastycznych przypadków było mnóstwo. Obecnie grzechem rodziców jest raczej nadmierna troska, ale inne postawy również się zdarzają.
Ciągle są ludzie, którzy mają wyjątkowo podłe poglądy dotyczące osób niepełnosprawnych i je głoszą. W Polsce takim głosicielem dyskryminujących poglądów jest Janusz Korwin Mikke. Nie wzywa on wprawdzie do zabijania, ale to co głosi, przerasta wyobrażenia normalnego człowieka. Jego zdaniem osoby niepełnosprawne powinne siedzić w domach i ludziom się nie pokazywać, tak jak kobieta, która ma pryszcze nie pokazuje ich ludziom. Uważa też i głosi, że niepełnosprawnością można się zarazić.
Może warto przeczytać kilka cytatów z jego wypowiedzi dotyczących osób niepełnosprawnych.
Wybrane fragmenty pochodzą z publikacji "Para-olimpiada czyli paranoja" (http://jkm.nowyekran.pl2012-09-04).
"Jednak ONI (budowniczy obecnej anty-cywilizacji) wielkie "halo" robią nie z okazji rozgrywek innych kategorii niepełnosprawnych - np. (istniejącej w USA!) ligi koszykówki dla niziołków, lub (nieistniejącej) olimpiady dla młodzików - lecz z okazji rozgrywek inwalidów, zwanych "Para-olimpiadą".
Dlaczego? To oczywiste. Cywilizacja europejska, która panowała nad światem, stawiała na najmądrzejszych, najsilniejszych, najinteligentniejszych, najszybszych - a obecna anty-cywilizacja za najważniejsze uważa forowanie biednych, głupich, niezaradnych - i również inwalidów.
W efekcie to nie my dziś kolonizujemy świat - to nas kolonizują. Ciekawe, czy jak dojdzie do rozgrywki, np. z muzułmanami, to bronić nas będą żołnierze bez ręki lub na wózkach inwalidzkich?
Ludzie z defektami odruchowo starają się je ukrywać. Inni starają się takich ludzi unikać. Kiedy kobieta ma pryszcz na twarzy - stara się nie wychodzić z mieszkania. Podobnie z inwalidami. I nie chodzi tu o względy estetyczne..."
"Tymczasem to wcale nie jest kretyn: p.Tadzio Turner, właściciel potężnej CNN, omal nie doprowadził jej do bankructwa pokazując bodaj osiem lat temu para-olimpiadę. Więc żadna "opinia" się nie wzburzyła, bo mało kto chce tę para-olimpiadę oglądać - i słusznie.
I nie chodzi o estetykę: w społeczeństwie obowiązuje zasada: "Z kim przestajesz, takim się stajesz", więc i oglądanie - godnych podziwu skądinąd - wysiłków para-sportowców może przynieść - przejściowe, na szczęście - zaburzenia w motoryce!
Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinniśmy oglądać ludzi zdrowych, pięknych, silnych, uczciwych, mądrych - a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów - i inwalidów, niestety".
"Przy okazji: obejrzałem sobie klasyfikację medalową para-olimpiady. Nie ma tam prawie w ogóle państw afrykańskich. Tam zaraza nie dotarła.
Ale to oznacza, że Murzyni niedługo podbiją świat. I wyrżną nas. Zaczynając od niepełnosprawnych".
"Podsumujmy: para-olimpiadę forują ci sami, którzy odbierają pieniądze dobrym pracownikom i dają je nierobom. Socjaliści. Ludzie żywiący nienawiść do naszej cywilizacji: do tych najlepszych, najwydajniejszych, najsprawniejszych. Kochający za to nieudaczników wszelkiej maści".
I jeszcze jeden cytat z Maxa Schofflera:
"Wydarzenia polityczne roku 1933 rzuciły cień na całość zagadnienia.
Motto z Fryderyka Schillera:
"Biada tym, którzy wiecznie ślepym pożyczają niebiańską pochodnię światła. Ona mu nie świeci, ona może tylko zapalać i obracać w zgliszcza miasta i kraje".
Duchowa i polityczna ślepota ogarnęła Niemcy. W skutkach, pozostawiła zgliszcza. Światopogląd, swoiste pojmowanie życia i polityka zmilitaryzowanego faszyzmu nie dawały miejsca dla etycznych, humanitarnych i socjalnych celów sprawy niewidomych. Jedno i drugie wykluczało się wzajemnie. Te proste prawdy powinni byli zrozumieć w pierwszym rzędzie niewidomi. Należy na marginesie zaznaczyć, że między niewidomymi znaleźli się niektórzy oślepli nie tylko fizycznie, lecz i duchowo występując jako "niewidomi narodowi socjaliści". Fiasko musiało wkrótce nastąpić.
Zasadniczo uchodzili niewidomi, według pojęcia narodowosocjalistycznego, za "niewartych by żyć". Ruch eutanazji (niszczenie życia, które stało się bezwartościowe) rozpoczął się praktycznie w Niemczech w 1935 r. Ograniczał on się przede wszystkim do chorych umysłowo, którzy, jak wiadomo, byli masowo niszczeni. To, że te zarządzenia nie zostały rozszerzone również na niewidomych, należy zawdzięczać jedynie okoliczności, że panowanie tego politycznego systemu, trwało tylko 12 lat oraz, że II wojna światowa 1939-1945, zepchnęła działanie polityki wewnętrznej na drugi plan. Znajduje to swoje potwierdzenie w następujących faktach: narodowosocjalistyczny pisarz Ernest Mann opublikował już w 1927 r. pismo, w którym między innymi postawił następujące zadanie: "Ociemniali wskutek działań wojennych, powinni dokonać ostatniego mężnego czynu" (samobójstwo, by nie być ciężarem dla państwa).
I coś takiego mogło być napisane w języku niemieckim! Ten szał panował później również i w niektórych zakładach dla niewidomych. Jak głęboko przeżarł on moralność, niech świadczy wstrząsający wypadek, jaki wydarzył się w jednej z organizacji w środkowych Niemczech: było to w roku 1935, gdy delegacja niewidomych kobiet i dziewcząt, chciała dyrektorowi R. przedłożyć zażalenie. Została ona odprawiona słowami: "Co wam się roi, czy nie wiecie wy, że właściwie nie macie żadnego prawa do życia?"
Eutanazja należała do filarów narodowosocjalistycznego pojmowania życia. Praktyczne jej skutki byłyby dla niewidomych nieuchronnie nastąpiły. Niewidomi żydowskiego pochodzenia zostali po zajęciu Czechosłowacji, zamknięci w obozie koncentracyjnym Theresienstadt. Tam założono specjalne "getto dla niewidomych", do którego zawleczono wszystkich niewidomych Żydów z krajów podbitych podczas wojny. Był to tylko punkt przejściowy. Celem ostatecznym były komory gazowe Oświęcimia, Sobiboru i inne. Szacunkowo straciło w ten sposób życie około 5000 niewidomych Żydów".
Można wątpić, czy tych 5 tysięcy niewidomych Żydów zginęło dlatego, że byli oni niewidomymi. Widzącym Żydom Niemcy gotowali taki sam los.
Jeżeli można było tak traktować ludzi w dwudziestym stuleciu, to chyba można zrozumieć te prymitywne ludy z dawnych wieków.
Nie szukajmy jednak niemieckich zbrodniarzy. Ich idee i działania były tragicznie zbrodnicze. To jednak działo się przed kilkudziesięciu laty. Ale ten nasz "wielki człowiek"... Ale te pół miliona naszych współobywateli, którzy głosowali na tego "wielkiego człowieka"... Dodam, że pewnie byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie długi, polityczny skok w bok Pawła Kukiza. I wyobraźmy sobie, że na Janusza Korwin Mikkego głosowali nawet niepełnosprawni, i nawet kobiety.
A tym ostatnim to nawet wielce eleganckie poglądy na ich temat naszego "wielkiego człowieka" nie przeszkadzały. Otóż twierdzi on, że dziewczęta nie powinny być nauczane, bo po piętnastym roku życia spływa na nie mądrość wraz z plemnikami mężczyzny. Kobiety należy też pozbawić praw wyborczych.
Jeżeli na takiego kogoś głosuje osoba niepełnosprawna, to chyba tylko wtedy, kiedy jej niepełnosprawność jest natury intelektualnej, i to w stopniu znacznym. Jeżeli głosuje kobieta, to chyba tylko taka, która myśli, że myśli. Można stwierdzić, że każdy wyborca, który w dniu 10 maja 2015 r. zagłosował na tę osobę, powinien natychmiast udać się do bardzo dobrego lekarza psychiatry, bo tylko dobry chyba mu nie pomoże.
Nawiasem mówiąc, pan ten uważa, że demokracja jest złym systemem rządzenia. W demokracji decyduje większość, a większość jest głupia. I chyba się pomylił, bo gdyby jego ocena była prawdziwa, byłby już naszym prezydentem.
Niezależnie od współczesnych zbrodni, głupoty i bezmyślności, stosunek do niewidomych ulega stałej poprawie. Idą tu w parze prawodawstwo i zmiana świadomości. Są ludzie, którzy głoszą obłędne poglądy na temat osób niepełnosprawnych i są ludzie, którzy ulegają tym poglądom, ale obecnie polscy niewidomi mają jakiś byt zapewniony i mogą wychodzić na ulicę bez obawy, jak wszyscy inni obywatele naszego kraju. Pewnie, że wielu polskich niewidomych żyje na skraju ubóstwa, albo wręcz w biedzie. Zrozumienie ich potrzeb przez władze i społeczeństwo jest coraz pełniejsze. Pewnie, że polscy niewidomi nie dorównują poziomem życia niewidomym niemieckim, ale jest nadzieja, że będzie lepiej, że poziom życia w naszym kraju będzie wzrastał. Polska dobrze rozwija się gospodarczo i ten rozwój, wcześniej czy później, przełoży się na poziom życia wszystkich obywateli, niewidomych również. Ważne jest jednak, żeby starać się zrozumieć, dlaczego długo trzeba było czekać na pozytywne zmiany i jak nasze życie się różni od tego z przeszłości. Starsi niewidomi pamiętają, że za czasów ich dzieciństwa i młodości stosunek do niewidomych był gorszy niż jest obecnie. Poziom kultury i świadomości społecznej uległ poważnym zmianom, a zmiany te w ostatnich dziesięcioleciach uległy przyśpieszeniu. Bez wątpienia, nie jest to jeszcze stan idealny i chcielibyśmy, żeby poprawa szybciej następowała. Mimo obecnych niedostatków niewidomi mogą się cieszyć, że nie żyli w dawnych wiekach, a nawet nie w pierwszej połowie wieku dwudziestego. Powinni zauważyć powolny, lecz stały postęp, zmiany stosunku do niewidomych oraz możliwości, które istnieją, mimo ograniczeń.
W kolejnych odcinkach tego cyklu postaram się wykazać, że niewidomi nie czekali wyłącznie na pomoc, na opiekę, na jałmużnę, ale potrafili walczyć o lepszą przyszłość, o lepsze traktowanie, o ludzką godność. Potrafili walczyć i, co ważniejsze, potrafili pracować dla lepszej przyszłości swojej oraz innych niewidomych. Zanim to jednak nastąpi, przedstawię jeszcze trochę makabrycznych wydarzeń, jeszcze sporo głupoty i bezsilności. Warto jednak uświadomić sobie, że postęp następuje w różnych dziedzinach życia, w życiu niewidomych i w stosunku do nich również.
Nadchodzi lato. Jest to okres, który nie sprzyja czytaniu. Dlatego życzę Państwu miłych przeżyć na łonie natury, w słońcu, w zieleni i w miłym towarzystwie. A spotkamy się na www.klucz. Org.pl we wrześniu.
Skryba