Logo 1%

PrzekaĹź 1% naszej organizacji

Logo OPP


Logo 1%
Dołącz do nas na Facebooku

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak niewidomi powinni promować się w mediach


Tym razem dyskusję wywołał jeden z odcinków telewizyjnego programu „Fajka pokoju”:

http://www.polsatnews.pl/wideo-program/fajka-pokoju-11062016_6372676

Sylwek P.:
Jak tylko niewidomy pokaże się w telewizji, to można na stówę założyć, że nic do powiedzenia oprócz przedstawiania problemów tej grupy osób miał nie będzie. Jeszcze nie widziałem niewidomego, który wypowiadałby się w sprawach ekonomicznych, naukowych, polityki światowej czy też czysto społecznych, ale nie tych dotyczących środowiska, a szkoda. Wygląda na to, że ta grupa ma tylko problemy i nic światu dać nie może.

Dorota:
Dla mnie jest istotne, że mogę iść i powiedzieć, że istniejemy, i o tym, że jesteśmy w zasadzie takimi samymi ludźmi jak reszta społeczeństwa. Ludzi to zwyczajnie interesuje i dobrze. Akurat „Fajka pokoju” jest fajnym, kobiecym programem o najróżniejszych problemach, wydarzeniach etc.

Grzegorz Z.:
A czy osoby z innymi niepełnosprawnościami wypowiadają się w mediach jako eksperci w innych dziedzinach niż swoja niepełnosprawność? Ja nie spotkałem, ale nie bardzo media śledzę, a poza tym łatwo mógłbym ten fakt przeoczyć. Hawkinga wykluczam, bo najpierw, jak rozumiem, był znanym ekspertem, a potem mu zdrowie siadło.
Zresztą ekspertów w dowolnej dziedzinie media mogą znaleźć na pęczki, i to pod taką tezę, jaka jest do pokazania, więc jaki byłby sens szukać akurat kogoś niewidomego albo niesłyszącego? Czy taki niewidomy ekspert od np. ekonomii byłby bardziej wiarygodny niż widzący? Pewnie nie, a nawet mniej, bo skoro nie widzi, to co on tam może wiedzieć. Zresztą gadać dużo i mniej lub bardziej składnie to żadna wielka sztuka, a tu wypadałoby jakieś ładne wykresiki pokazać albo prezentację multimedialną, żeby do widza przemawiała bardziej plastycznie.
Jak by gościa na wózku pokazali, to też byłby taki problem, że ło matko, taki młody i ładny, co to się mu stało, a istotnej treści nikt by już nie zauważył. A jak się dziewczynę z psem pokaże, jeszcze do tego w miarę ładną i niewidomą, to takie wzruszające i za serce chwyta, że tak sobie świetnie radzi, a na ten przykład córki czy wnuczki oglądającej pani to tylko mają telefon i chłopaków w głowie, uczyć się nie chcą, a do roboty żadnej też nie pójdą...
A co do drugiej części zdania, to jak górników albo pielęgniarki pokazują, to też „wygląda na to, że ta grupa ma tylko problemy i nic światu dać nie może”.

Sylwek P.:
Pewnie masz rację, no ale skoro chciałbyś pracować jako programista w korporacji, to trzeba jakoś promować tę grupę. Nie muszą występować od razu jako eksperci, niech przynajmniej gadają o swoich zainteresowaniach. Na przykład mój znajomy, którego zresztą też znasz, mógłby niejeden wykład zrobić na temat nietoperzy czy też innych latających zwierzątek. A co do pielęgniarek i górników, to wszyscy i tak wiedzą, że oni ciężko pracują. Ja tylko zwracam uwagę na pewną lukę, jeżeli chodzi o prezentowanie w mediach osób niepełnosprawnych.

Grzegorz Z.:
Mam wrażenie, że etap pokazywania, gdzie i kiedy się da, że jednak jakąś interesującą aktywność mimo braku wzroku można realizować, to jest obecnie wszystko, co społeczeństwo może przełknąć, dlatego pewnie ma to sens, chociaż co ludziom z takich programów w głowach zostaje, to nawet pewnie zbadać trudno. Przecież nie osoby zapraszane do programu, tylko ich redaktorzy ustalają tematykę. A więc musiałaby się stać rzecz nieprawdopodobna, żeby jakiś redaktor wpadł na pomysł, że niewidomy ma coś więcej do powiedzenia niż to, jak sobie w życiu radzi, no i jeszcze musiałby uznać, że te inne tematy będą interesujące dla odbiorców.
Jak ktoś chce się dowiedzieć o nietoperzach albo innych latających straszydłach, to sobie włącza Discovery i ma wszystko z detalami pokazane, pod różnym kątem i z różnym powiększeniem. Detale pracy programisty, nawet gdyby je sam Bill Gates miał wyjaśniać, nikogo z telewidzów nie mają szansy zainteresować, już nie mówiąc, że trudno byłoby je w sposób przystępny opowiedzieć. Podobnie jak trudno byłoby opowiedzieć detale pracy poety albo powieściopisarza... A jeszcze dołożyć do tego, że niewidomy, i wtedy wyjaśniać...

Domra:
Zamiast jakichś naskórkowych ple, ple w typie kawa na śniadanie czy fajka telewizyjna marzy mi się program rzetelnie informujący. Bo to, że niewidomy pracuje, specjalnie nie dziwi, ale w jaki sposób tę pracę wykonuje, jakie narzędzia są pomocne i jakie umiejętności wykorzystuje? Może taki cykl – „obłaskawianie świata”. No tak, ale jest to marzenie z cyklu pisz na Berdyczów.

Jan S.:
Myślę, że media mają swoją koncepcję, co i jak pokazywać. Nie sądzę, że łatwe jest przekonanie ich do innej. Nie uważam, że ta jest zła. Ważna jest autentyczność i wynikająca z tego wiarygodność. Cieszę się, że mamy tak dobrą wizytówkę. Jestem przekonany, że wszędzie, a szczególnie w tej grupie, podniósłby się niemały szum, gdyby w naszych sprawach zabrał głos ktoś bez problemu widzenia.

Sylwek P.:
W tym, co piszecie, macie dużo racji, ale w samych niewidomych też coś jest; zauważyłem, że bardzo często osoby te, nawet gdy kończą zwyczajne kierunki studiów, a nie tam jakieś poświęcone edukacji tej grupy osób, i tak piszą prace magisterskie związane z niewidomymi, np. na anglistyce, jak uczyć niewidome dzieci angielskiego. Nawet mój szef kiedyś, pisząc swój doktorat z socjologii, miał właśnie robić go z tematu dotyczącego osób niewidomych. Dopiero profesor Nowicka, zresztą też niewidoma osoba, skłoniła go do zmiany tematu. Sama zajmuje się mniejszościami narodowymi.

Grzegorz Z.:
Ale co w tym dziwnego, że jak się ktoś całe życie chował w cukierni, to na cukiernika poszedł? Jakby poszedł na motorniczego, to każdy by mówił, ale durak, przecież on o cukiernictwie wszystko wyssał z mlekiem matki, a sobie zawód wymyślił. Rozumiem, że twoja teza jest taka, że to przez kompleksy związane z niewidzeniem niewidomi kiszą się we własnym sosie, a nie wypływają na szerokie wody. Ale przecież ktoś, kto skończył anglistykę, nie widząc, ma najlepszą możliwą wiedzę o tym, jak niewidomych angielskiego uczyć.
Przykład z twoim szefem ciągnąc, to on napisał o mniejszościach etnicznych pracę, a i tak niepełnosprawnymi się zajmuje, czyli co ta praca o mniejszościach wniosła w jego rozwój zawodowy? A jaki byłby pożytek, gdyby on się zajął zwyczajami Pigmejów, a na jego miejsce by przyszedł pełnosprawny gość, który niepełnosprawnych w telewizorze albo na dziedzińcu uniwerka widział? Moim zdaniem, wartość dodana wynikająca z własnego doświadczenia byłaby w tym przypadku utracona.
Idąc dalej: gdybym ja się wyspecjalizował w asemblerze i się zajął pisaniem firmware do klimatyzatorów, a zamiast mnie ktoś widzący tworzyłby rozwiązania, które ja dla niewidomych wytwarzam, to efekty byłyby dość oczywiste i nader często spotykane w postaci różnych niedorobionych aplikacji i narzędzi, o których tu co jakiś czas piszemy, a robionych przez mniej lub bardziej dobrych programistów, ale bez pojęcia, o co chodzi. Gdyby twórca NVDA zamiast screen readera się zajął wytwarzaniem softu do frezarek albo optymalizacji transportu i logistyki, to nikt by na tym specjalnie nie zyskał, a środowisko by straciło.
Nie znam pani profesor, ale zakładam, że jest wybitna i utalentowana w swej dziedzinie. Tym mniejszościom narodowym jej praca być może coś pomoże, ale twierdzę, że większy byłby dla środowiska pożytek, gdyby się ktoś z tą samą wiedzą i talentami zajął pracą nad podnoszeniem świadomości społeczeństwa, czyli m.in. naukowców albo pracodawców, na temat niewidomych.
Na logikę jest tak, że jak jakaś grupa ludzi ma w swoich szeregach utalentowanych fachowców, to się raczej stara, żeby pracowali oni dla tej grupy. A u nas na odwrót: jak się ktoś zatrudni na tzw. otwartym rynku, o którego teoretyczności już tu żeśmy kiedyś pisali, no to jest super hero, czapki z głów. A jak się ktoś zajmuje pracą dla środowiska, to znaczy, że nieudacznik życiowy, bo się na otwartym rynku nie odnalazł, więc go można butkiem przydeptać, skoro taki cienki. A jak z różnych organizacji typu PZN odpływają młodzi i utalentowani ludzie, to się płacz podnosi, że mamy mało profesjonalistów w środowisku.

Sylwek P.:
Co do mediów, to rzeczywiście mały tu mamy wpływ, ale ile znacie blogów prowadzonych przez osoby niewidome, które byłyby poświęcone sprawom normalnym, a nie tematyce niepełnosprawności albo tyflotechnologii? Zresztą, Grzesiu, sam mówiłeś, że po napisaniu podręcznika na temat asemblera miałeś duży odzew osób pełnosprawnych. Nie wiem, czy wiedziały one, że jesteś niewidomy, ale ciekawe, czy gdyby się o tym dowiedziały, to ich zainteresowanie kontaktem z tobą by zmalało.

Grzegorz Z.:
To dość słaby argument, bo jak się ktoś zmaga z problemami niewidzenia, a przy okazji jeszcze zajmuje się, jak piszesz, normalnymi sprawami, to niekoniecznie ma czas blogować. Ilu jest prawników w społeczeństwie, a ilu z nich pisze blogi? To samo motorniczych czy dowolnych innych fachowców? A szczurołapów ilu bloguje?
Jeżeli, dajmy na to, byłoby ich dwóch na stu, chociaż jest mniej, no to ilu tych niewidomych profesjonalistów od normalnych spraw musiałoby istnieć, żeby się wśród nich znaleźli jeszcze zapaleńcy blogowania?

Karolina:
Ktoś tu wspominał, że przydałby się w telewizji stały program o życiu nas niewidomych itd. Pewnie że by się przydał, tylko mało kto by go oglądał, no może poza nami samymi, bo niby po co? W dzisiejszych czasach te wrzutki do innych programów są zrozumiałe i uzasadnione, bo docierają do większej liczby ludzi i prędzej mogą w ten sposób kogoś zaciekawić i skłonić do zainteresowania się takimi problemami. Bądźmy realistami! Nie wierzę, że jakiś widzący, z własnej nieprzymuszonej woli z zapartym tchem śledziłby opowieści o naszych codziennych zmaganiach, tkwiąc przed odbiornikiem przez choćby 20 minut. Jest potrzebne i jedno, i drugie, ale niech każdy robi to, w czym się najlepiej sprawdza!

JG:
Co do treści programów z udziałem osób niewidomych, to w mojej opinii najciekawsze są te, które pokazują człowieka z pasją, realizację jego pasji, a przy okazji okazuje się, że gość jest niewidomy. I to jest wtedy superciekawe. Jeśli odwrócimy kolejność, czyli najpierw pokazujemy, że nie widzi, a przy okazji czymś się tam interesuje, to audycja w moich oczach jest zupełnie nieatrakcyjna, bo oparta na próbie wzbudzenia współczucia. Widziałem programy zrobione według tej pierwszej koncepcji i mnie zaciekawiały. Myślę, że właśnie o to chodziło Sylwkowi. Sama ślepota jest dla widzących ciekawa, ale nie jest atrakcyjna. Czyjaś pasja jest i ciekawa, i atrakcyjna, a przy okazji może pokazać osobę niewidomą jako normalnie żyjącego człowieka.

Jan S.:
Nie mając kompleksów związanych ze ślepotą, starając się minimalizować w miarę możliwości tego skutki w codziennym życiu, nie pomyślałem nigdy o tym, że poinformowanie rozmówcy o mojej dolegliwości jest wynikiem chęci wzbudzenia litości. Z obserwacji tego świata wnioskuję, że tak czynią i myślą na ogół ci, którzy sami, niepogodzeni z losem, nad sobą się litują.

JG:
Poinformowanie o braku wzroku oznacza samo poinformowanie. Skutek zależy od okoliczności momentu poinformowania. Czym innym jest, kiedy informujesz, że nie widzisz np. w urzędzie, załatwiając sprawę, bo nie dasz rady odręcznie wypełnić druku, a czym innym jest konstrukcja programu telewizyjnego, który szuka sensacji. Sensacja żywi się zaś emocjami ludzkimi, dlatego redaktorzy wolą materiał przedstawić w negowanej przeze mnie formie.

Bystrooki:
Chciałbym zwrócić uwagę, że to zazwyczaj media kogoś zapraszają do współpracy lub wyrażają zainteresowanie czyjąś osobą, jej życiem, a nie tymi ludźmi lub epizodami życiowymi, które to my byśmy chcieli tam pokazać.

Domra:
Owszem, dziennikarze działają na zasadzie, że kiedyś kogoś tam poznali i mają kontaktowy telefon.

Bystrooki:
Jest trochę racji w tym, co piszesz. Tylko wpierw ta osoba musi zwrócić ich uwagę, a tego nie uda się zrobić nie będąc kimś oryginalnym, ciekawym. Temat dziennikarski musi się wybić – przeciętność tego nie zapewni.

Domra:
Niekoniecznie, pamiętam czas, gdy gościem programów i okienek była także osoba niewidoma i psycholog przy okazji. A ponieważ miałam znajomych w TV, zapytałam o ten fenomen dyżurnej twarzy. „A wiesz, mamy jej telefon i zawsze jest pod ręką, a poza tym ma zdanie, o co ją zapytać” – odpowiedział mi znajomy realizator. I miał rację, po co, kiedy mamy pod ręką niejako.

Jan S.:
Okazuje się, że z Polsatem było inaczej... Tym razem media skontaktowały się z jedną z fundacji i to osoba z tej fundacji – nawiasem mówiąc, niewidoma, znana i szanowana postać – wskazała właśnie Dorotę, nie kogoś innego, jako osobę właściwą do pierwszej audycji. Do drugiej (Fajki Pokoju) pani Fajkowska zaprosiła ją, będąc pod wrażeniem pierwszego spotkania. Zgadzam się, że od tej pory w tej telewizji kontakt do Doroty będzie pierwszy na liście. Rozumiem, dlaczego może być dla nich ważny. Takie są fakty.

Sylwek P.:
OK, Jasiu, ale czy nie uważasz, że przedstawienie cię w TV jako inżyniera, który prowadzi własną firmę, nie byłoby dla odbiorcy ciekawsze aniżeli takie gadanie o sprawach niewidomych? Przecież dla pełnosprawnej osoby jest to nie do wyobrażenia. Myślę, że taki program bardziej zapadłby widzom w pamięci, a tym samym uświadomił społeczeństwu, że ci niewidomi to jednak coś mogą. Dobrą robotę robi tu Niewidzialna Wystawa, która bardziej przemawia do odwiedzających ją osób niż jakiś tam program w TV. Dlatego mam pomysł, aby szefostwo tej wystawy zrealizowało jakiś filmik przedstawiający niewidomych, ale pod kontem tego, co robią, ich zainteresowań, i następnie udostępniali go na swojej stronie albo nawet rozdawali na płytach.

Klucznik:
Ależ pan Jan już kiedyś w telewizji wystąpił. W kontekście złego rozwiązania dla niewidomych w PCPR na Andersa. Mówił o swoim rozwiązaniu, które nie zostało zaakceptowane. O ile pamiętam, nie pokazano tam, że jest niewidomy, a jedynie, że chciał coś zrobić dla niewidomych. To był program TVN „Uwaga!”. Podejrzewam też, że większość społeczeństwa w takie filmiki zwyczajnie nie uwierzy.

Karolina:
Mamy pretensje do wszystkich wokoło, a problem tkwi w tym, że za słabo jesteśmy zorganizowani i brakuje w naszych relacjach ze społeczeństwem pewnego ogniwa. Na styku między nimi i nami wszystko się rwie. Nie mam pojęcia, kto powinien tę „dziurę” załatać. Opłacalne to raczej nie może być, więc chyba tylko ktoś dobrej woli, no, tak raczej charytatywnie, tym się zajmie?

Klucznik:
Niewidomych jest stosunkowo mało. Takich, którzy coś sobą reprezentują, jeszcze mniej. Całego społeczeństwa nigdy nie wyedukujemy. Całemu społeczeństwu taka wiedza nie jest potrzebna. Jedynymi ambasadorami spraw niewidomych mogą być sami zainteresowani, i tylko w swoich społecznościach lokalnych.

Bystrooki:
Czasami jednak jakiemuś rodzynkowi lub kilku uda się wypłynąć na pozalokalne, szersze wody medialne, i to jest właśnie cool!

Piotr F.:
Prawdziwie bohaterscy niewidomi nie mają czasu i energii na pokazywanie się w mediach. Nawet pewnie się nad tym nie zastanawiają. Najtrudniej przecież jest po prostu żyć, dobrze wychować potomstwo. Bohaterów codzienności prawie nie zobaczycie w TV, bardzo rzadko posłuchacie o nich w radio.

Mała:
Od czytania tego wątku robi mi się niedobrze. Kto ma plan i wie, jak działać, żeby ułatwiać sobie życie, ten nie ogląda bzdurnych programów, ponieważ nie ma na to czasu. Po prostu robi swoje. Nie zastanawia się, ilu niewidomych jest z wykształcenia kim. Ważne jest to, co robi po ukończeniu studiów. Jeśli robi to, co sprawia mu przyjemność, to bez zastanowienia ściskam mu rękę i dodaję: tak trzymać.

Internauci w ferworze dyskusji nie zauważyli, że oprócz linku do Fajki Pokoju był link do jeszcze jednego reportażu, nadanego w programie Pożyteczni.pl – http://vod.tvp.pl/26633648/11092016 – który prawdopodobnie spełniłby ich oczekiwania.

Fundacja KLUCZ, 02-493 Warszawa, ul. Krańcowa 23/27
e-mail:
Pełne dane kontaktowe