Dofinansowywać albo nie dofinansowywać - oto jest pytanie
Niedawno
wszystkie media obiegła informacja o oszustwie, w które zostało
wciągnięte kilkaset osób niewidomych. O osobach, które wyłudziły
miliardy złotych z PFRON mówiono często i dużo. Środowisko niewidomych
internautów jest poruszone tą sprawą.
Pracodawcy coraz częściej
poszukują osób z orzeczeniem o niepełnosprawności, ponieważ otrzymują
na nie dofinansowanie z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób
Niepełnosprawnych. Mimo dość szerokiego wachlarza ofert pracy "dla osób
z niepełnosprawnością" tak naprawdę większość z nich jest dla
niewidomych niedostępna, gdyż są to zwykle prace wymagające wzroku,
np.: ochroniarz, kasjerka, księgowa, sprzedawca itp. Do tego dochodzi
obawa, że osoba niewidoma w pracy ulegnie wypadkowi, lub trzeba będzie
się nią wciąż opiekować.
Dobrze znały tę sytuację osoby zamieszane w niedawno wykrytą aferę.
W
związku z tym niewidomi dyskutanci poważnie zastanawiają się nad sensem
takiego systemu dofinansowań do stanowisk pracy osób niepełnosprawnych.
Grzegorz Z:
Od
paru ładnych lat nurtuje mnie kwestia, jaki ma sens funkcjonowanie w
systemie mechanizmu dofinansowania wynagrodzenia osób
niepełnosprawnych.
Jeżeli ktoś nie jest w stanie wykonywać
normalnej pracy w normalnym systemie, do której system nie musiałby
dopłacać 90 procent jej wartości, to powinien dostawać jakąś przyzwoitą
rentę i tyle.
Czy gdyby zlikwidować absurd dofinansowania do
wynagrodzeń, a pozyskane środki przeznaczyć na likwidację drugiego
absurdu czyli 500 zł renty socjalnej, to czy niepełnosprawni by na tym
stracili, gdyby dostawali zamiast śmiesznych 500 zł, mimo wszystko
mniej śmieszne 1500, albo 1800 zł - nadal kokosy to nie są, a pieniądze
porównywalne z tym co się zarabia przy zatrudnieniu na SOD.
Gdyby
ewentualnie podciągnąć to do okrągłych 2 tys./mc, likwidując przy
okazji różne dofinansowania do sprzętu, to jaka byłaby w tym strata
niepełnosprawnych?
Z jednej strony kiedyś się mówiło o
rehabilitacyjnym sensie pracy, która tak jakby jest wartością samą w
sobie, ale z drugiej strony, przy obecnym systemie zatrudniania zdalnie
i pracy przez sieć, ten aspekt traci na znaczeniu.
A z kolei,
gdyby ktoś posiadał umiejętności i potencjał, żeby się zatrudnić bez
ekonomicznej kroplówki rządu, to tylko jego sprawa, niech się
zatrudnia.
Jeśli ktoś nie chce, albo takich możliwości nie ma,
to tu mogłoby istnieć jakieś pole dla fundacji i instytucji pożytku,
albo innych inicjatyw typu wolontariat, co w dobie internetu i różnych
działań wykonywanych zdalnie, wcale nie odbiegałoby w sensie
rehabilitacyjnym od zatrudnienia w telepracach.
Czy nie jest
tak, że przede wszystkim straciliby na tym obecni beneficjenci systemu,
czyli armia urzędników, która musi istniejące procedury obsługiwać,
grono stowarzyszeń i fundacji, które te PFRON-owskie pieniądze różnymi
projektami przetwarza, przy zresztą marginalnym udziale samych
niepełnosprawnych, no i wreszcie różne firmy i firemki, które
zatrudniając niepełnosprawnych unikają składki na PFRON, a przy okazji
zyskują spory zastrzyk gotówki na ich zatrudnienie, co zresztą w swej
istocie też tylko psuje rynek.
Jak mówię - parę lat się nad tym zastanawiam i do dzisiaj nie wiem, co mi umyka, więc może mnie ktoś oświeci?
Domra:
Przede
wszystkim należałoby uporządkować system orzeczeń, tyle, że jest to
teraz gorący kartofel. Już widzę ten zgiełk samych niepełnosprawnych, a
na podwórku nam znanym - typu niewidomy śmigający na dwóch i czterech
kółkach, i samodzielnie bez okularów czytający gazetkę. Ale zostaną
przytoczone argumenty, że wszyscy mają równe potrzeby. Taka rewizja
orzeczeń i rent dałaby dodatkowe pieniądze na zaspokojenie potrzeb tej
grupy, która na samym starcie nie ma szans. To co piszę jest utopią, bo
sprawa zaszła zbyt daleko, a lobby pracodawców, czyli ZPCH i
specjalistów ZAZ jest zbyt liczące się. Zresztą sami niepełnosprawni
podniosą wrzask, że pozbawia się ich 500zł za bycie słupami.
Sylwek P:
Już
dawno o tym tutaj pisałem, tym bardziej, że stałe dofinansowanie do
pracy jest chyba tylko w Polsce, podobno w krajach unii dofinansowuje
się tylko pierwszy rok, czy dwa lata pracy, a potem pracodawca musi już
sam wykładać kasę. Na rozwiązanie polskiego problemu mam następujący
pomysł:
Otóż po pierwsze: trzeba uszczelnić system otrzymywania
grupy inwalidzkiej. Nie może być tak jak to jest obecnie, że są dwa
organy orzekania, przy czym pierwszy tj. ZUS daje te grupy bardzo
niechętnie a PCPR rozdaje je na prawo i lewo.
Poza tym wiadomo nie
od dzisiaj, że w grupie pierwszej znajduje się spora grupa ludzi,
którzy z racji swojej niepełnosprawności i tak pracować nigdy nie będą
np. osoby, które są niewidome i dodatkowo się dializują. Sam znam taką
osobę.
Po trzecie, żeby nikt nie krzyczał, że państwo czegoś dać
nie może bo jest za drogo, proponuję ustalić wysokość takiej renty
netto, na kwotę 40 procent średniego krajowego wynagrodzenia z co
roczną jej rewaloryzacją, tak aby w każdym roku wartość świadczenia
wynosiła te 40 procent. Wynosi ono obecnie chyba trochę poniżej 4 tys.
zł., tak więc renta byłaby mniej więcej w wysokości 1600 zł. netto. Nie
jest to może za dużo, ale też i nie za mało. Nie ma tu co doliczać
składek emerytalnych, bo emerytura i renta są pobierane z tego samego
źródła, tak więc byłoby to niepotrzebne przelewanie pieniędzy z jednej
kieszeni do drugiej. Należy do powyższej kwoty doliczyć tylko składkę
ubezpieczeniową. Trzeba by więc obliczyć ile taka renta kosztowałaby
państwo. Po czwarte przy takiej rencie likwidujemy większość ulg tj.
ulgi komunikacyjne - tu ulgę ma tylko przewodnik - i dofinansowanie do
najtańszego sprzętu rehabilitacyjnego, i tego projektowanego dla
masowego odbiorcy posiadającego funkcję dostępności. IPhone w tej
sytuacji nie byłby dofinansowywany. Dofinansowaniu podlegają więc tylko
bardzo drogie rzeczy jak np. monitory brajlowskie itp. przy czym osoba,
która o takie dofinansowanie się stara, musiałaby to bardzo uzasadnić.
Kwota dofinansowania w tym przypadku, to sprawa dyskusyjna i trzeba by
się nad tym zastanowić. Poza tym wprowadzamy w wysokości 50 procent
kosztów odpłatę za wszelkie kursy i szkolenia. A teraz najważniejsza
kwestia, to znaczy dofinansowanie do pracy. Otóż, jeżeli ktoś w takim
systemie chciałby pracować i uważałby, że zarobi więcej niż wynosi jego
renta, to przekazuje to świadczenie na rzecz swojego pracodawcy
dofinansowując w ten sposób swoje stanowisko pracy. Po rozwiązaniu
umowy o pracę renta z powrotem wraca do osoby niepełnosprawnej. System
nie ogranicza więc dostępu do pracy, a przy tym zabezpiecza przed
nadużyciami. Poza tym, jak się uszczelni system i zrezygnuje z
dofinansowań, które wymieniłem, to mogło by się okazać, że w budżecie
zostanie dużo więcej pieniędzy. Jak wam się to podoba?
JG:
Problem
tylko w tym, że okresowe dofinansowanie jest rozwiązaniem gorszym i dla
pracownika niepełnosprawnego, i dla pracodawcy, i w niewielkim stopniu
spełnia założone cele. Można się o tym było przekonać na przykład na
rodzimym rynku pracy w ramach projektu rządowego "Absolwent na rynku
pracy". W nim dofinansowywano wynagrodzenie dla młodych ludzi po
szkole, którzy podejmowali pierwszą pracę. Dofinansowanie było
okresowe, a praktyka pokazała, że owszem pracodawcy chętnie zatrudniali
absolwentów, ale po ustaniu dofinansowania, natychmiast zwalniali.
Jedyny zysk, to taki, że człowiek ciut otrzaskał się z pracą, co nie do
końca było prawdą, bo wykorzystywano ich do prostych prac, np.
sprzątania, czy asysty w punktach sprzedaży, bez inwestowania w ich
rozwój. Dlatego długoterminowe dofinansowanie jest korzystniejsze, o
ile państwo stać na takie rozwiązanie.
Martyna:
Co do dofinansowań do stanowiska pracy, to moim zdaniem jest to problem złożony:
1.
Owszem, dofinansować, tylko np. 1 lub 2 lata pracy, a resztę, jak się
pracownik sprawdzi, to zatrudnić go na normalnych warunkach.
2.
Niestety, jeszcze w naszych "zdrowych" rodakach istnieje przekonanie,
że my jesteśmy biedni, niewiele potrafimy zrobić, itp. Trzeba zbudować
zaufanie społeczne, a my takiego zaufania póki co nie mamy. Spotykam
wielu ludzi na swojej drodze, którzy ciągle nie mają wyobraźni, jak my
funkcjonujemy. Trochę ludzi twierdzi, że przecież musimy sobie radzić,
ale wsparcia, np. w postaci pracy, by nam nie dali, no bo jak to, jak
ty dasz radę, itp. Owszem, otrzymujemy pomoc na ulicy, w przychodniach,
itp., ale tutaj dyskutujemy o zatrudnieniu, a zatem niepełnosprawny
pracuje dla firmy i zarabia dla tej firmy.
Przypomina mi się czas,
gdzie niepełnosprawni mogli pracować 8 godzin, ale jak lekarz wystawił
zaświadczenie o 7 godzinnym czasie pracy, to pracowali 7 godzin. Żadna
korporacja na takie coś nie pójdzie. Oczywiście to się zmienia, ale to
jeszcze jest bardzo daleka droga. Jesteśmy przez wiele, wiele lat
uczeni kombinatorstwa i najpierw musimy się tego oduczyć.
Stanisław K:
Chyba
nigdzie, tak jak w Polsce, nie dopłacają do zatrudnienia przez całe
życie niepełnosprawnego pracownika. Może gdzieś i tak jest, ale nie
wiem o tym. Nasz system wspierania zatrudnienia osób niepełnosprawnych
jest niepełnosprawny, kosztowny i nieefektywny, ale patogenny. W tym
roku dofinansowanie do płac tych pracowników wyniesie chyba trochę
ponad trzy miliardy złotych. To kupa forsy, a efekty są i takie, jakie
zaprezentował nam p. Dubieniecki.
Domra:
I się nic nie
zmieni, ponieważ ten gorący kartofel kolejne ekipy rządzące będą sobie
przerzucać. Zbyt silne jest lobby pracodawców, bowiem do nich wpływa
gros podanych powyżej kwot. Przykład p. Dubienieckiego postawił
pracodawców ON przed koniecznością dopracowania takich procedur, aby
były trudne w wykrywaniu. I wierzę w to, że sposób zostanie wymyślony,
przy aprobacie i uczestnictwie pewnej części ON.
Sylwek P:
Obecnie
osoby niepełnosprawne kosztują i to dużo, to tylko kwestia czasu, kiedy
ktoś to policzy. A w obliczu zwiększającej się liczby uchodźców z Azji
i Afryki, których pod naciskiem Brukseli będziemy musieli przyjąć,
trzeba będzie skądś tą kasę na nich wziąć, bo nie wierzę, że Europa
będzie ciągle dopłacała. W takiej sytuacji dobrze by było, aby
środowiska niepełnosprawnych miały propozycję jakiegoś alternatywnego
rozwiązania. A gdy by się jednak okazało, że uchodźcy finansowo nas nie
rozłożą, to i tak ekonomicznie obecne wsparcie niepełnosprawnych jest
za drogie i ktoś może to policzyć, tym bardziej, że obecny system
zachęca do zwiększania liczby osób niepełnosprawnych.
JG:
Nie
ma na świecie idealnego systemu wsparcia osób niepełnosprawnych na
rynku pracy. Każdy ma wady i zalety. Owszem polski system jest bardzo
korzystny, przez co dość kosztowny. Ale i warunki do jego skorzystania
nie są najłatwiejsze i uwarunkowania w kraju cięższe niż na zachodzie.
Nie ma zwyczaju, kultury uznawania osoby niepełnosprawnej za sprawną w
danej pracy. To uboczny efekt wsadzania niepełnosprawnych w getta
pracownicze w latach 70-80. Niepełnosprawni nie szwendali się po
firmach, bo siedzieli i robili szczotki, skręcali przedłużacze, oraz
miliony różnych drobnych prac, które dzisiaj robią zwyczajnie automaty,
natomiast efektywność systemu jest proporcjonalna do naszej moralności.
Stąd się bierze patologia, a nie z systemu.
Irena:
Pewna
firma, która zatrudnia kilku masażystów, zatrudnia niewidomych tylko
dla dofinansowania. Szefowa tych pracowników mówi wprost, że nieważne,
iż są dobrymi pracownikami, jeśli PFRON nie da pieniędzy, zostaną
zwolnieni, bo na ich miejsce przyjdą osoby widzące, w liczbie mniejszej
o połowę i wykonają tę samą pracę.