Przed świętami Bożego Narodzenia ukazało się w mediach kilka publikacji dotyczących osób niewidomych. Jeden z artykułów, zamieszczony w „Newsweeku” nr 51-52/2013, został przedrukowany w styczniowym numerze WiM pod pozycją 2.3, został też wklejony na listę Typhlos przez jednego z jej uczestników.
Publikacje na temat osób niewidomych pojawiające się w ogólnodostępnych mediach zawsze budzą kontrowersje, gdyż zdaniem samych zainteresowanych przedstawiają ich w niewłaściwym świetle. Oto niektóre reakcje niewidomych internautów na artykuł w „Newsweeku”.
Ślepy Podróżnik:
Być może będę osamotniony w mojej opinii, ale dla mnie artykuł jest tak samo straszny, co smutny. Straszny poprzez prezentowane postawy. Poprzez – jak dla mnie – emanujący z tego artykułu brak orientacji opiekunów względem postępowania z osobami niewidomymi i tak dalej.
Danuaria:
Nie zgodzę się z tobą. Moim zdaniem jest bardzo prawdziwy. Zgadzam się z cytowanymi wypowiedziami uczniów.
Jarosław G.:
Czyżby ze wszystkimi? Ty też masz przekonanie, że nie możesz dowiedzieć się, jak wygląda człowiek? Czy tobie też trzeba było zamykać okna na zamki, abyś czegoś nie wyrzuciła?
Wypowiedzi dzieciaków są bardziej lub mniej prawdziwe. W zasadzie nie ma to większego znaczenia, gdyż każdy, w każdym wieku, zapytany o rzecz, której nie mógł gruntownie poznać, opowiada to, co wie, i to, co mu się wydaje, że wie. Takie są wypowiedzi dzieci.
Natomiast problem w artykule polega na tym, że autorzy przypisują jednostkowe opinie i fantazje dzieci całej populacji osób niewidomych. I to jest tragiczne oraz całkowicie nieodpowiedzialne ze strony autorów tekstu.
Danuaria:
Ja z tej wypowiedzi zrozumiałam, że osobie wypowiadającej się chodziło o to, jak wygląda dany człowiek, a nie człowiek w ogóle. Przecież jak spotykasz się z człowiekiem i go nie widzisz, to nie wiesz, jaką ma twarz, jakie włosy – długie? krótkie? – jaki ma zarost, piersi, jak jest ubrany. Nie wiesz tego, dopóki ci ktoś nie powie albo go nie dotkniesz, a człowiek widzący spojrzy i wie. I myślę, że uczniom o to chodziło. Ja też np. chciałabym wiedzieć coś więcej o wyglądzie niektórych, ale trudno, żebym podchodziła i ich macała.
Nie pamiętam, czy zrobiłam coś podobnie eksperymentalnego jak ten chłopak, który wyrzucił szklankę przez okno, żeby zobaczyć, jak to wysoko, ale w pełni go rozumiem. A rodzice, no cóż – nie widzą dziecka miesiącami, nie wiedzą, jak z nim postępować, bo pewnie nikt z bydgoskiego ośrodka im tego nie tłumaczy, i mamy efekty.
Nie rozumiem waszego świętego oburzenia. Oni siedzą w jednym budynku całe dnie, więc nie dziwi mnie ich lęk np. przed zaspami śniegu. W ich wieku też się bałam, jak będzie wyglądało samodzielne życie w zimowych warunkach. Uczniowie głośno mówią o lękach przed sytuacjami, przed którymi pewnie niejeden z nas też ma lęki, ale boi się do tego przyznać przed samym sobą, a co dopiero przed innymi. Mówię tu o rybie z ośćmi, o samodzielnych zakupach w galeriach handlowych. Nie fuczcie tak i cieszcie się, że mieliście tolerancyjnych rodziców. Pamiętajcie jednak, że jesteście w mniejszości i jest mnóstwo niewidomych, którzy nie mieli tego szczęścia. Niedouczeni rodzice plus nauczyciele i wychowawcy w bydgoskiej szkole – i mamy rezultat w postaci takiego artykułu.
A gdzie jest napisane, że autorzy przypisują takie widzenie świata wszystkim niewidomym?
Jarosław G.:
A tytuł artykułu przeczytałaś? To wystarczy na udowodnienie intencji uogólniania przez autorów. Jeśli piszemy artykuł o pewnych osobach, u których występują braki w prawidłowym rozumieniu otaczającej rzeczywistości, to należy się skupić na odkryciu przyczyn takiego stanu i nad sposobami ich wyeliminowania. A tak artykuł ma przekaz zgodny z intencjami tyflopsychologii z okresu XIX i początku XX wieku, kiedy wyszukiwano na siłę różnic, dochodząc do wniosku, że „niewidomy to typ człowieka nader odrębny”. M. Grzegorzewska i następcy zdołali to już po tysiąckroć obalić, a autorzy nadal tkwią w ciemnocie.
Paweł P.:
Ja jestem niewidomy od urodzenia, a w życiu nie powiedziałbym, że nie widziałem, jak wygląda człowiek, albo że jak jest śnieg, to niewidomy nie wie, gdzie jest. I jak potem się dziwić, że po przeczytaniu takiego artykułu jesteśmy postrzegani przez społeczeństwo jako osoby niezaradne, oczekujące od innych tylko pomocy.
Aleksandra S.:
Z tym śniegiem to wcale nie jest tak wesoło, w szczególności jak chodzę po osiedlowych dróżkach. U mnie nie ma krawężników, tylko sama trawa, więc jak wszystko zasypie, to naprawdę trzeba się natrudzić żeby znaleźć właściwe odgałęzienie ścieżki.
Giordino:
Przerażające jest dla mnie to, jak osoby niewidome często są traktowane. Jak totalne ofiary losu, niepotrafiące sobie z niczym poradzić. Tego nie dotykaj, bo rozbijesz, tego nie, bo się skaleczysz, a tamtego nie możesz, bo się poparzysz… i tak dalej, i w kółko. Najlepiej siedź, nie ruszaj się, a my podamy, zrobimy, załatwimy. Tragedia i porażka.
Ślepy Podróżnik:
Prawie każdy z nas, będąc dzieciakiem czy nastolatkiem, zrobił jakieś głupstwo w domu czy szkole. Ale raczej szła po tym jakaś nauka, jakiś może nie morał, bo trudno ze złego zachowania wyciągać morały, ale nie ograniczało się to jedynie do skarcenia i próby zapobieżenia tego samego w przyszłości.
Straszne jest dla mnie pewnego rodzaju odrealnienie tych ludzi i mała świadomość otaczającej ich rzeczywistości, a smutne dla mnie to, że ci ludzie tak mało widzieli albo tak bardzo brakuje im wyobraźni.
Mnie się wydaje, że w wieku tych dzieciaków, skądinąd sympatycznych, miałem jakoś większą wiedzę o otaczającym mnie świecie, o zagrożeniach, o najbliższym otoczeniu, o wyglądzie różnych ludzi i temu podobne.
Stanisław K:
Szanowni Państwo! Myślę, że artykuł zawiera sporo prawdy o niewidomych. Do pracy magisterskiej prowadziłem badania w szkołach dla niewidomych we Wrocławiu, w Krakowie i Laskach. Jej tematem było kształtowanie wyobrażeń u niewidomych na podstawie rysunku plastycznego. W badaniach stosowałem modele, sylwetki wycięte z tektury i brajlowskie rysunki. Okazało się, że niektóre modele były dla dzieci nie do rozpoznania. Na przykład nie było problemu z marchewką, natomiast burak często był mylony z innymi przedmiotami. Modele szczupaka i karpia były mylone z samolotami, rakietami i rzadziej z innymi przedmiotami. Jest to zrozumiałe. Marchewkę dzieci jadły na surowo, a buraki
na talerzu. Ryb też często nie brały w ręce.
Oczywiście nie można uogólniać bez zastrzeżeń, np. że dotyczy to osób, które nigdy świata nie oglądały. Dawniej upoglądowienie nie było w dostatecznym stopniu stosowane, a i obecnie chyba nie jest. Dzieci widzące mają ilustracje w książkach, widzą ptaki na niebie i kwiatki na łące, a w telewizji i w Internecie – nieprzebrane bogactwo stworzeń, krajobrazów, budynków, obrazów, ludzi. Tego wszystkiego nie da się upoglądowić – gdzie przechowywać tyle modeli? A i czasu na ich obmacanie by nie wystarczyło, a rysunki nie są zbyt dokładne.
Martyna:
Panie Stanisławie. Przepraszam, z wielkim szacunkiem, a gdzie rodzice, nauczyciele, itp. Przecież warzywa można dzieciom pokazać w domu – dać do ręki przed obraniem, po umyciu itp. Wiele rzeczy można. Błagam... Mamy XXI wiek i takie głupoty wypisywać... jak w tym reportażu, zgroza...
Domra:
Nie, to nie zgroza. Zauważyłam, że w dyskusji biorą udział osoby, które miały szczęście do kochających mądrze rodziców. Byłoby ciekawe poznać opinie osób, które były nadmiernie chronione, osób odrzuconych emocjonalnie i wychowawczo. Ich wyobrażenia powstały z poznawczego materiału, którym dysponowały i który starały się przetworzyć w taki sposób, aby jakoś poukładać i objaśnić świat. Ale raczej nie mamy szans poznać tych opinii i pewnie dziennikarze po prostu pytali. Tekst przypomina mi audycje radiowe, w których dzieci wypowiadały się na różne tematy, mając zdaniem słuchacza zabawne skojarzenia. I ten tekst jest właśnie w takiej konwencji. Może irytować przede wszystkim ociemniałych, ale czy niewidomy nie ma prawa zagubić się w przyswojeniu opisu nieba i jego zmienności?
Fundacja KLUCZ, 02-493 Warszawa, ul. Krańcowa 23/27
e-mail:
Pełne dane kontaktowe